Jestem coraz bardziej przekonany, że rzeczą kluczową dla uzdrowienia i rozwoju życia liturgicznego Kościoła jest odkrycie na nowo rytualnego charakteru liturgii.
Dlatego myli się o. Baldovin kiedy pisze o wyciąganiu przez tradycjonalistów obrzędów z „kontekstu przedsoborowego” oraz o tym, że nie mogą one już być dzisiaj wyrazem katolickiego kultu.
Dla stworzenia warunków rozwoju łaski chrztu naszej i naszych dzieci pierwszorzędną sprawą jest więc uczestnictwo w prawdziwej – tj. zgodnej z prawem – liturgii Kościoła, a nie wytworach prywatnych lub grupowych wyobrażeń.
Oświadczenie w sprawie akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”, wydane przez redakcje „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi” w odpowiedzi na komunikat KEP ma w moim odczuciu dwa aspekty, które domagają się komentarza.
Z chrześcijańskiego puntu widzenia konieczność zadekretowania prawa niewinnych dzieci do życia jawi się raczej jako żałośnie minimalistyczna.
Czy w takiej sytuacji Watykan nie byłby skłonny rozważyć koncepcję „mniejszego zła”?
Pokorne posłuszeństwo w stosunku do liturgicznego prawa Kościoła może nas przygotować do sytuacji, kiedy nie będziemy mieli luksusu okazania miłości według własnego pomysłu.
Czymś całkowicie chybionym i szkodliwym jest próba obsadzenia moralną treścią symboli typu Bazyliki Św.
Żadne inne kościelne działanie nie jest tak owocne jak celebracja liturgii
Z zainteresowaniem przyjąłem publikację Katarzyny Robaczewskiej, pt. Mój mały mszalik. Krótkie objaśnienie obrzędów Mszy Świętej wraz z katechizmem i modlitwami.
Nie wiem na ile kard. Kasper zdawał sobie sprawę z tego, że przywołując Mt 18, sam określa swoją działalność jako grzech.
W rozmaitych dyskusjach wokół kondycji Kościoła posoborowego, dość często pojawia się mniej lub bardziej zgryźliwie sformułowana uwaga, że tradycjonaliści traktują liturgię magicznie. Wieloraki i wielopłaszczyznowy charakter aktualnego kryzysu – mówią ci dyskutanci (tzn. ci, którzy w ogóle są skłonni przyznać, że jakikolwiek ...
Przykład tego responsorium, stanowiącego ewidentnie rodzaj liturgicznego klucza hermeneutycznego, ewokuje temat podejścia do Pisma Świętego i racjonalistyczno-historycznej współczesnej egzegezy.
Widocznym wprost założeniem dopuszczalności NPR-u u Pawła VI jest zasadnicze i bezwarunkowe nakierowanie małżeństwa na jego główny cel.
Problemem jest u nas mentalność antykoncepcyjna i specyficzny rodzaj planistycznego podchodzenia do dzietności opartego ni mniej ni więcej tylko właśnie na „dozwolonych środkach bycia odpowiedzialnymi”.
W restrykcyjności nie chodzi oczywiście o jakąś abstrakcyjną, biurokratyczną surowość, ale o uważne badanie motywacji i życia wiarą przyszłych małżonków.
Pod koniec listopada na portalu Florilegium Liturgicum ukazał się tekst krytykujący warsztaty Ars Celebrandi, łączący w sobie elementy niewybrednego paszkwilu i drobiazgowej analizy uchybień rubrycystycznych.
Ostatnie wydarzenia (przede wszystkim medialne) pokazują, że im bliżej daty rozpoczęcia synodu biskupów, który ma być poświęcony duszpasterskim wyzwaniom, jakie stwarza aktualna sytuacja rodziny, tym bardziej zastanawiające stają się poczynania tych hierarchów, którzy dążą do zmiany dotychczasowej praktyki Kościoła
Nasza aktualna kultura religijna jest pod tym względem coraz bardziej blada i niemrawa.
Chociaż istnieją ogromne różnice między obrzędami pogańskimi i chrześcijańskimi, między «prymitywnymi» a zaawansowanymi kulturami i rytuałami – dotyczą one sztuki, muzyki i innych elementów sprawowania kultu – wciąż można mówić o pewnych cechach wspólnych.
Trudno moim zdaniem mówić o sprzeczności pomiędzy „obroną formacji kulturowej” a „głoszeniem Ewangelii”
Rzeczywistą władzę sprawuje ten, kto zna prawdę, a ściślej: Ten, który jest Prawdą (J 14,6).
Tekst Piotra Żyłki, Niech nam żyje pobożność ludowa!, wywołał we mnie pewien rodzaj osłupienia. Osłupienia mianowicie „hurraentuzjazmem” i (samo?)zachwytem, z jakimi redaktor "Deonu" i bohaterowie jego tekstu anonsują, iż oto na naszych oczach dokonuje się ponowne odkrycie i reaktywacja „pobożności ludowej”. Ta ostatnia jest ...