Komentarze
2016.03.01 10:37

„Ziko” i antykoncepcja, czyli o prymacie prawa

Czytając fragment papieskiej konferencji prasowej z podróży powrotnej z Meksyku dotyczący problemu wirusa „Ziko”, aborcji i antykoncepcji trudno jest oprzeć się poczuciu, że Ojciec Święty został potraktowany pytaniem sformułowanym w sposób specyficzny, żeby nie powiedzieć perfidny. Dziennikarka, która je zadała, wg relacji L’Osservatore Romano zbudowała jego tło stwierdzeniem, że przy zakażeniu wirusem największe ryzyko ponoszą kobiety w ciąży (che provoca rischi soprattutto alle donne in gravidanza). To miał być powód, dla którego niektóre autorytety (władze?) proponują jako wyjście aborcję (omówienie polskiej sekcji Radia Watykańskiego dodaje też „antykoncepcję”, ale brak jej w L’OR). Samo pytanie dotyczyło tego, czy w takiej sytuacji Watykan nie byłby skłonny rozważyć koncepcję „mniejszego zła”.  

Nie wiem jakie były intencje dziennikarki, ale całe to pytanie w takiej formie, w jakiej jest dostępne w relacjach jawi się jako dość paskudna manipulacja, albo wyraz chorego sposobu myślenia. Problem z nim polega na rozumieniu „ryzyka”, jakie wirus „Ziko” niesie dla ciężarnych kobiet. Jeśli bowiem potwierdziłyby się (ciągle chyba tylko) podejrzenia, że może on powodować uszkodzenia płodu prowadzące do mikrocefalii, to zagrożona nie jest matka, ale dziecko. W tym kontekście mówienie o „największym ryzyku ponoszonym przez kobiety w ciąży” dotyczy tak naprawdę nie zdrowia i życia kobiet, ale ciężaru i cierpienia dotykającego je (i ich rodziny) w związku z ewentualnym urodzeniem chorego dziecka. To ten ciężar właśnie byłby tym „większym złem”, dla którego wyjściem miałoby być „mniejsze” czyli aborcja. W takim kontekście, pomijając możliwość, że osoba zadająca pytanie była przekonana, iż wirus rzeczywiście zagraża życiu ciężarnych kobiet, zwrócenie się do papieża z sugestią przemyślenia tak rozumianego „mniejszego zła” świadczy albo o agresywnej bezczelności, albo o kompletnym braku świadomości odnośnie katolickiego poglądu na te sprawy (nb. dziwnym w przypadku dziennikarza akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej).

Odpowiedź Ojca Świętego pokazuje, że raczej nie odczytał drugiego dna tego pytania, czemu swoją drogą trudno się dziwić w wypowiedzi „na gorąco”. Co prawda mówi o „ułatwianiu sobie życia” (o per passarsela bene) jako jednej z motywacji aborcji, ale cała reszta wypowiedzi świadczy, że rozumie pytanie jako wychodzące od uzasadnionego twierdzenia, że zarażenie się wirusem Ziko stanowi dla kobiet ciężarnych bezpośrednie zagrożenie. Stąd prawdopodobnie odwołania do – rzekomego, jak pokazuje przekonująco wielu komentatorów ([1][2]) – zezwolenia na prewencyjne zażywanie pigułek antykoncepcyjnych, udzielonego jakoby przez Pawła VI zagrożonym gwałtem zakonnicom w Kongo. Tam kobiety chroniące się przed konsekwencjami przemocy seksualnej, tu kobiety chroniące się przed ciążą jako sytuacją podwyższonego ryzyka przy możliwym zarażeniu – na tym chyba polega analogia zauważana przez papieża. Analogia głęboko wadliwa i bynajmniej nie „jasna” (nawet abstrahując od tego, że zbudowana na urban legend), chyba że rozpatrywalibyśmy każdy akt seksualny w sposób wyłącznie mechaniczny, nie widząc żadnej różnicy pomiędzy gwałtem a dokonywanym w wolności współżyciem. Tę wadliwość pociągnął jeszcze dalej o. Lombardi, przenosząc papieską analogię na bardzo ogólny poziom „wyjątków od reguły w związku z nienormalnością sytuacji”. W abstrakcyjnej kategorii „nienormalnej sytuacji” ginie już zupełnie jakakolwiek różnica pomiędzy „Kongo” a „Brazylią” na poziomie sumienia, woli i natury konkretnego aktu płciowego.  

Być może trzeba to złożyć na karb postawionego papieżowi przewrotnego pytania, jednak negatywny wydźwięk tej „medialnej” sytuacji wziętej jako całość wykracza poza wspomnianą wadliwość jego analogii. Pytanie odzwierciedla mentalność, zgodnie z którą wobec możliwego cierpienia związanego z chorobą dziecka „mniejszym złem” jest jego zabicie. Przy takim punkcie wyjścia, sugerującym, że szeroko rozumianymi adresatami papieskiej odpowiedzi są ludzie kompletnie nie respektujący katolickiego rozumienia można powiedzieć, że faktycznie przyzwolenie na antykoncepcję stanowiłoby jakieś wyjście – skoro alternatywą jest morderstwo aborcyjne, to lepiej, aby ludzie, którzy gotowi są je popełnić, zabezpieczali się. Na tym poziomie byłoby jakoś adekwatne mówienie o antykoncepcji jako o „mniejszym złu”. Jednak Franciszek, wprowadzony, jak się zdaje, w błąd co do zagrożenia kobiet i potraktowany (na zasadzie trzaśnięcia drzwiami w twarz) sugestią przemyślenia sprawy aborcji, odwołując się do historii zakonnic z Konga wszedł w logikę szukania „mniejszego zła” w obrębie nauki Kościoła, a dokładniej na drodze kazuistycznego wskazywania urzędowego precedensu w obejściu prawa zabraniającego bezwzględnie katolikom stosowania antykoncepcji. I to jest rzecz, która mnie najbardziej negatywnie uderza w wypowiedzi papieża. Okazuje się bowiem, że w sytuacjach takich jak zagrożenie wirusem „Ziko” katolickie rozwiązanie widzi on (a w każdym razie tak to przedstawia) nie w spojrzeniu wiary, nadziei i miłości, otwartości na życie, zaufania Opatrzności ale prawa i jego interpretacji. Ten sam Franciszek, który nie traci żadnej okazji, aby napiętnować kładzenie nacisku na prawo jako faryzeizm czy idolatrię, w tej wypowiedzi wydaje się być człowiekiem prawa.

Tomasz Dekert


Tomasz Dekert

(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.