Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Na Tron Piotrowy zostaje wybrany papież o poglądach mocno konserwatywnych, w dodatku żywiący duże nabożeństwo do św. Pawła VI i bezwzględnie przekonany do jego rozstrzygnięć zawartych w Humanae vitae.
Motu proprio papieża Franciszka, w którym pochylił się on z ojcowską troską nad błądzącymi tradycjonalistami, jest dokumentem pełnym tajemnic.
Podejście progresywnych liturgistów do tego wymiaru motu proprio Benedykta XVI stanowi bardzo interesującą i znaczącą ilustrację problemów, jakie w Kościele katolickim wywołała posoborowa reforma liturgiczna i jej, jeśli można się tak wyrazić, ideologiczna obróbka.
W motu proprio papieża Franciszka Traditionis Custodes, a w sposób bardziej jednoznaczny w dołączonym do niego liście do biskupów można dopatrzyć się krytyki w stosunku do Benedykta XVI i Summorum Pontificum.
Nie chodzi nawet o to, że pojęcie tradycji zniknęło z katolickiego słownika, ale że funkcjonuje ono w nim jako kategoria niejasna i nienormatywna.
Stanowisku Papieża Franciszka w sprawie rosyjskiego ataku na Ukrainę.
Franciszek ogłosił Doktorem Kościoła świętego, którego poglądy i aktywność można potraktować jako antytezy jego własnych.
Jeżeli wszyscy czołowi myśliciele zatroskani o pokój między wyznawcami różnych tradycji religijnych i specjaliści od dialogu reprezentują ten sam lub analogiczny paradygmat myślenia, co autor Not in God’s Name, to dialog ten ma jeszcze mniej sensu.
Jednym z elementów, który czyni obecnie bycie członkiem Kościoła katolickiego doświadczeniem rozpaczliwie ekscytującym jest fakt, iż stosunkowo często towarzyszy temu poczucie zażenowania
Na tradycjonalistów nasz nieśmiały Ojciec Święty wystosował paragrafy, a o dbanie o nieekscentryczność i wierność księgom liturgicznym tylko biskupów poprosił. Paragrafy trzeba wyegzekwować. A prośby?
Odpowiadamy na kwestie dyskutowane w internecie.
Sprzeciw nie wynika po prostu z nieposłuszeństwa, jakby sprzeciwiający się byli niegrzecznymi bachorami albo pełnymi pychy arogantami, ale z innego rozumienia samej fundamentalnej zasady jedności.
Trudno mi jednak pozbyć się odczucia, że w obu przypadkach mamy do czynienia z jakimś analogicznym mentalnym zastopowaniem.
Reese doskonale wie, w jakim znajduje się momencie, jego zasadniczą motywacją jest przecież troska o „przyszłość reformy liturgicznej”, którą procesy ostatnich dekad przekierowały na niedopuszczalne jego zdaniem tory.
Zastanawiam się na ile ten misteryjno-inicjacyjny wymiar Epifanii, był kiedykolwiek obecny na Zachodzie.
Zgodnie z jej logiką, wszystko, ale to absolutnie wszystko co jest widzialne, jest też ludzkie i zmienne.
Czym zatem jest muzyka sakralna? Idąc za dokonanymi tu generalizacjami można by powiedzieć krótko: jest to muzyka rytualna, tradycyjna i dająca doświadczenie transcendencji.
O teologizacji hipotez socjologicznych w wypowiedzi bp Damian Muskusa.
W tej podszytej hermeneutyką podejrzeń i teorią wyłączności podmiotu koncepcji uderzający jest jej anty-uniwersalistyczny i zamykający charakter.
Tomasz Dekert - apofatycznie - pisze o tym czym tradycja nie jest.
Wierni mają być pełni radości paschalnej, ale bez Paschy.
Jeśli Kożuchowski trafnie opisuje stan umysłu i motywacje katolików „nowotradycyjnych”, to wcale nie mam poczucia, że jest to ruch w dobrą stronę.