Wywiady
2010.09.14 13:03

W głąb rzeczywistości liturgii. Rozmowa z ks. Maciejem Zacharą

W trzecią rocznicę wejścia w życie papieskiego listu Summorum Pontificum z liturgistą ks. Maciejem Zacharą rozmawia Tomasz Rowiński.

 

Mam wrażenie, że słowa Summorum Pontificum brzmią dla większości katolików w Polsce (a według różnych badań, także dla katolików w innych krajach) jak zaklęcie. Czy mógłby Ksiądz powiedzieć, co wydarzyło się trzy lata temu 7 lipca, a potem 14 września 2007 roku?

 

Mówiąc najkrócej - 7 lipca 2007 roku papież Benedykt XVI ogłosił list apostolski - tzw. motu proprio, czyli wydany z własnej inicjatywy papieża - zatytułowany Summorum Pontificum. W znaczny sposób rozszerzył w nim możliwość sprawowania Mszy świętej oraz liturgii innych sakramentów według przedsoborowych ksiąg liturgicznych. 14 września 2007 roku przepisy te weszły w życie. Do tej pory dla takich celebracji konieczne było specjalne zezwolenie, czyli tzw. indult biskupa diecezjalnego. Do września 2007 liturgie „trydenckie” z zasady nie miały być sprawowane w kościołach parafialnych, od tego momentu dotychczasowe ograniczenia zostały zniesione. Kapłan sprawujący Mszę świętą bez udziału wiernych i pragnący korzystać z Mszału Piusa V (edycja Jana XXIII z 1962 roku), nie potrzebuje do tego niczyjego dodatkowego zezwolenia. Równocześnie Benedykt XVI wzywa proboszczów, aby w swoich parafiach, jeśli jest stała grupa wiernych, przywiązanych do dawniejszej formy liturgii, sprawować taką liturgię bez utrudnień w kościele parafialnym. W liście Summorum Pontificum Papież określił liturgię przedsoborową jako nadzwyczajną formę rytu rzymskiego, przez co wyraźnie stwierdził, że ma ona oczywiste prawo obywatelstwa we współczesnym Kościele. Myślę, że można ująć to w ten sposób: przed Summorum Pontificum starsza forma liturgii była w Kościele tolerowana pod pewnymi warunkami, zaś po tym dokumencie jest rzeczywistością akceptowaną - choć nie na zasadzie pełnego zrównania z liturgią posoborową. W każdym razie osoby przywiązane do dawniejszej liturgii nie muszą się z niczego tłumaczyć, ani mieć poczucia, że znajdują się z tego powodu na obrzeżach Kościoła.

 

Jakie było znaczenie wydania tego listu? Wiele głosów mówiło wtedy, że jedyny sens operacji przywracania dawnej liturgii można sprowadzić do sprawy Bractwa Św. Piusa X, czyli lefebrystów. Joseph Ratzinger, który bezpośrednio brał udział w kryzysie pomiędzy Kościołem a Bractwem, chciał jakoby zmazać swoją dawną porażkę. Inna interpretacja mówiła, że Benedykt XVI ciągnie nas w przeszłość, chce "zresetować" Sobór Watykański II.

 

Rzeczywiście, te interpretacje – rozpowszechniane przez media i część teologów – chyba wciąż dominują. Celem ich rozpowszechniania jest dezawuowanie papieskiego dokumentu, lub przynajmniej próba ograniczania jego znaczenia. Nie chciałbym jednak dłużej się nad nimi zatrzymywać. Pyta Pan o znaczenie papieskiego listu. Z Summorum Pontificum wynika, że obie formy rytu rzymskiego są katolickie, nie są wzajemnie sprzeczne i mogą współistnieć, co więcej, forma „trydencka” nie stoi w sprzeczności z soborową teologią liturgii, wyrażoną w Konstytucji „Sacrosanctum concilium”. Zdaję sobie sprawę, że powyższa teza brzmi skandalicznie dla wielu osób, z obu stron sporu. Dla jednych liturgia posoborowa to herezja, a wielu innych wzdryga się z obrzydzeniem słysząc o liturgii „trydenckiej”. List Benedykta XVI to profetyczny głos, wskazujący na to, że między obiema formami liturgii nie ma ani przepaści ani barykady – takie przepaści czy barykady tworzymy sobie sami w naszych umysłach. Może to naiwne marzycielstwo, ale bardzo bym chciał, żeby wszyscy tradycjonaliści gotowi byli przyznać, że reforma liturgiczna jest ortodoksyjnym i uprawnionym sposobem realizacji postulowanej przez Sobór odnowy liturgii, a z drugiej strony żeby zwolennicy reformy uznali, że „uprawniony” nie oznacza automatycznie „jedynie słuszny” i nie traktowali każdej krytyki reformy jako ataku na Sobór czy na Kościół. Odrzucam całkowicie oskarżenia reformy o nieortodoksyjność, natomiast uważam, że w reformatorskiej gorączce burzliwych lat 60-tych zbyt szybko i łatwo uznano wiele form dawniejszej liturgii za przestarzałe czy nieadekwatne. Mam też wątpliwości, czy niektóre z przyjętych rozwiązań są istotnie najlepsze z możliwych. Ci, którzy ucinają jakąkolwiek dyskusję na temat reformy liturgii, a wszelką krytykę czy wątpliwość kwalifikują od razu jako lefebryzm lub tendencje lefebryzujące - cokolwiek to by miało oznaczać - popełniają dziwną niekonsekwencję. Te same osoby z reguły nie mają żadnych oporów, by dyskutować o reformie liturgii po Soborze Trydenckim i wskazywać jej lepsze i słabsze strony. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego reforma liturgii po II Soborze Watykańskim ma być traktowana na innych zasadach, niż reforma liturgii po Soborze Trydenckim.

 

Do czego potrzeba nam jest stara liturgia? Dopiero co ukończono wydawanie nowych ksiąg liturgicznych zarządzonych przez reformy posoborowe, a papież mówi - pamiętajcie, mamy jeszcze Mszał Piusa V.

 

 

W zeszłym roku Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów wydała Kompendium eucharystyczne – zbiór tekstów wyrażających wiarę Kościoła odnośnie do misterium Eucharystii. Zostało ono zresztą zapowiedziane przez papieża w adhortacji Sacramentum caritatis. Znajdujemy tam m.in. tekst Obrzędów Mszy świętej wg obydwu Mszałów – Pawła VI i Piusa V, formularze Mszy świętej o Najświętszej Eucharystii z Mszału Pawła VI, a także tekst Oficjum o Najświętszym Ciele i Krwi Chrystusa z przedsoborowego Brewiarza rzymskiego. Tu zawiera się odpowiedź na Pana pytanie – potrzebujemy obu form rytu dla odczytywania lex credendi, wiary Kościoła.

 

Może posłużę się konkretnym przykładem. Modlitwy przygotowania darów w Mszale Pawła VI (Benedictus es, Domine…) wskazują na Eucharystię jako na świętą Ucztę. Z kolei tradycyjne modlitwy ofertoryjne z Mszału Piusa V (Suscipe, sancte Pater… czy Suscipe sancta Trinitas…) wskazują na Eucharystię jako na Ofiarę przebłagalną. Eucharystia jest ucztą ofiarną, więc jedne i drugie modlitwy wyrażają wiarę Kościoła. Wiele osób reaguje dziś alergicznie na przypominanie o grzechu i Ofierze przebłagalnej - rzekomo oznacza to pesymizm, prowadzi do smutku i ciągłego poczucia winy przed Bogiem. To nonsens! Te modlitwy z dawnego Mszału obwieszczają mi odpuszczenie grzechów w Jezusie Chrystusie, przynoszą nadzieję, każą mi ufać miłosierdziu Boga, są tak naprawdę bardzo kerygmatyczne! Całe szczęście, że dzięki starszej formie rytu rzymskiego te modlitwy nadal mają szansę kształtować naszą wiarę. To jeden z wielu przykładów, które dobrze ilustrują sens słów papieża z listu do biskupów, towarzyszącego motu proprio, że zachowanie bogactw tradycyjnej liturgii wyjdzie na dobre wszystkim.

 

Papież mówi nieustannie o konieczności wzbogacania się starych i nowych obrzędów. Co to w praktyce może oznaczać?

 

 

Na pewno nie chodzi o to, by mieszać obie formy i stworzyć jakąś hybrydę. Może odpowiem słowami o. Cassiana Folsoma, liturgisty z rzymskiego Anselmianum i przeora wspólnoty benedyktyńskiej w Nursji, gdzie od roku sprawuje się Mszę św. w obu formach rytu. Na takie samo pytanie o. Cassian odpowiedział w jednym z wywiadów mniej więcej tak: zwyczajna forma rytu, kładąca nacisk na czynne uczestnictwo i zrozumiałość, w jakimś sensie podkreśla to, co racjonalne, jest jakby mówieniem prozą. Forma nadzwyczajna w znacznej mierze kładzie nacisk na symbolizm, intuicję, milczenie, akcję rytualną bez słów, jest to jakby mówienie poezją. Człowiek poznaje zarówno racjonalnie, jak intuicyjnie, potrzebuje zarówno prozy jak poezji. I konkluzja o. Cassiana: jeśli te dwie praktyki, jak dwie różne kultury, będą cierpliwie żyć blisko siebie, jest szansa, że się ze sobą zaprzyjaźnią.

 

Papież mówi o dalekiej od oczywistości dla zwykłego wiernego hermeneutyce ciągłości. Czy dotyczy ona tylko liturgii, czy jest w tym głębsze wyzwanie dla całego Kościoła?

 

Liturgia to nie jakaś rzeczywistość autonomiczna, ale bardzo ważna część życia Kościoła, dlatego kwestii hermeneutyki ciągłości lub zerwania nie można ograniczać do samej tylko liturgii. Dla tzw. zwykłego wiernego może się to wydawać kwestią czysto teoretyczną, jednak przyjęcie jednej lub drugiej hermeneutyki ma bardzo poważne konsekwencje praktyczne. Podam przykład spoza dziedziny liturgii. Jeden z moich współbraci opowiadał mi o pewnym żeńskim zgromadzeniu zakonnym, w którym przedłużał się kryzys własnej tożsamości i w nieskończoność toczył się spór o właściwą interpretację duchowego dziedzictwa Zgromadzenia. W końcu przełożona generalna nakazała zakończyć wszelkie kontrowersje wokół interpretacji tradycji i dla usunięcia przedmiotu sporu zniszczyła całe zakonne archiwum. Nakazała startować od zera, wybrać przyszłość i nie zaprzątać sobie głów tradycją. W ciągu następnych dziesięciu lat Zgromadzenie praktycznie przestało istnieć, siostry rozeszły się na cztery strony świata. Przełożona generalna oczywiście bardzo potem żałowała swojego kroku i sama opowiadała innym tę historię ku przestrodze. Hermeneutyka zerwania tak właśnie się kończy. Słyszę czasami różne dywagacje o tym, że liturgia powinna być tworzona od nowa w każdym pokoleniu, ktoś nawet powiedział, że człowiek przychodzący do kościoła powinien za każdym razem być zaskoczony przebiegiem liturgii. Gdybyśmy naprawdę zaczęli tak postępować, w krótkim czasie po prostu odstraszylibyśmy wiernych od uczestnictwa w liturgii. Siła oddziaływania obrzędu liturgicznego bierze się między innymi z jego powtarzalności i tradycyjności, choć dokonujące się w liturgii przyjście Boga jest zawsze nowe i niepowtarzalne.

 

Jak ksiądz widzi przyszłość liturgii? Czy stara liturgia nie stanie się tylko niszą, jak wiele obumarłych rytów…?

 

 

Co do przyszłości – jest ona oczywiście bardzo niepewna. Joseph Ratzinger w „Duchu liturgii” wyrażał pragnienie, aby powstał nowy ruch liturgiczny, prowadzący w głąb rzeczywistości liturgii. Niepokoi mnie to, że wiele osób zdaje się rozumieć „nowy ruch liturgiczny” jako prosty nawrót do liturgii sprzed Soboru i zanegowanie liturgii zreformowanej. To nie jest właściwa interpretacja myśli Josepha Ratzingera i papieskiego motu proprio. Chodzi o współistnienie obu form w ramach obrządku rzymskiego, nie zaś o alternatywę: liturgia tradycyjna albo zreformowana. Tak samo niepokojąca jest oczywiście postawa buntu wobec Summorum Pontificum ze strony części teologów, a nawet biskupów. Są biskupi, którzy otwarcie bojkotują papieskie motu proprio i zakazują w swoich diecezjach celebrowania według nadzwyczajnej formy rytu, a część teologów stawia po prostu na przeczekanie pontyfikatu Benedykta XVI. Z drugiej strony niewątpliwie wzrosło w ostatnich latach zainteresowanie liturgią tradycyjną, także wśród księży młodszego i średniego pokolenia oraz seminarzystów, przy czym w wielu wypadkach jest to zainteresowanie twórcze i pokojowe, złączone z pragnieniem poznawania liturgicznej tradycji i pogłębienia relacji z Bogiem poprzez liturgię, bez polemicznego zacietrzewienia i negowania liturgii posoborowej. Bardzo podobają mi się też takie środowiska, jak wspomniany już przeze mnie benedyktyński klasztor w Nursji, gdzie w praktyce realizuje się współistnienie obu form rytu. To jest właściwy duch Summorum Pontificum.

 

Czy Ksiądz odprawia starą mszę?

 

 

Do tej pory jedynie ćwiczyłem. Dziękuję, że Pan o to zapytał, to dla mnie dodatkowe przynaglenie, żeby w końcu przejść od ćwiczenia do celebracji; już chyba najwyższa pora. Może przy okazji jedno wspomnienie. Pamiętam, jak po raz pierwszy wziąłem do ręki Mszał św. Piusa V - to było kilkanaście lat temu, na początku moich studiów liturgicznych. W ramach ćwiczeń trzeba było dokonać analizy porównawczej Obrzędów Mszy świętej wg Mszału Piusa V i Pawła VI. Nie miałem do tego czasu żadnej znajomości liturgii „trydenckiej”, natomiast byłem pełen negatywnych stereotypów na jej temat. Kiedy otworzyłem Mszał i zagłębiłem się w lekturę Ordo missae, początkowa niechęć zaczęła coraz bardziej ustępować miejsca fascynacji i gdzieś przez głowę przeleciała po raz pierwszy myśl: Chciałbym kiedyś odprawić Mszę św. wg tych obrzędów. Nawiasem mówiąc, moje pierwsze doświadczenie liturgiczne w życiu było związane z liturgią „trydencką”. Przecież byłem ochrzczony jeszcze wg przedsoborowego Rituale Romanum, z obrzędem soli, którą podobno ze smakiem zlizałem. No właśnie, ryt soli – bardzo tradycyjny, mający mocne podstawy biblijne i głębokie znaczenie teologiczne oraz duchowe, a mimo to zniesiony w ramach reformy liturgii… Cieszę się, że dzięki nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego dalej jest obecny w Kościele.

 

Rozmawiał Tomasz Rowiński

 

Ks. Maciej Zachara (ur. 1966), marianin. Odbył studia liturgiczne w Papieskiej Akademii św. Anzelma w Rzymie, uwieńczone doktoratem nt. kolejności udzielania sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego w liturgii rzymskiej do XIII w. (L’ordine dei sacramenti dell’iniziazione cristiana. La storia del loro conferimento nella liturgia romana fino alla fine del XIII secolo.). W latach 2000-2010 wykładowca liturgiki w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Marianów w Lublinie. Spowiednik w WSD i w Nowicjacie Księży Marianów. Autor „Liturgicznego ABC” w miesięczniku „Oremus”.

 


ks. Maciej Zachara

(1966), absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum", ojciec duchowny Seminarium Księży Marianów w Lublinie, rezbiter wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie. Stale współpracuje z miesięcznikiem "Oremus". Szczególne zainteresowania: historia liturgii chrztu i bierzmowania, rozwój obrzędów Mszy świętej, wzajemna relacja Mszałów Pawła VI i Piusa V.

Komentarze

Andrzej, : "Na pewno nie chodzi o to, by mieszać obie formy i stworzyć jakąś hybrydę. Może odpowiem słowami o. Cassiana Folsoma, liturgisty z rzymskiego Anselmianum i przeora wspólnoty benedyktyńskiej w Nursji, gdzie od roku sprawuje się Mszę św. w obu formach rytu. Na takie samo pytanie o. Cassian odpowiedział w jednym z wywiadów mniej więcej tak: zwyczajna forma rytu, kładąca nacisk na czynne uczestnictwo i zrozumiałość, w jakimś sensie podkreśla to, co racjonalne, jest jakby mówieniem prozą. Forma nadzwyczajna w znacznej mierze kładzie nacisk na symbolizm, intuicję, milczenie, akcję rytualną bez słów, jest to jakby mówienie poezją. Człowiek poznaje zarówno racjonalnie, jak intuicyjnie, potrzebuje zarówno prozy jak poezji. I konkluzja o. Cassiana: jeśli te dwie praktyki, jak dwie różne kultury, będą cierpliwie żyć blisko siebie, jest szansa, że się ze sobą zaprzyjaźnią". Świetna rozmowa. Oby więc takich dysput. Bardzo ich brakuje, ponieważ poza forami zwolenników tzw. tradycji temat ten prawie nie pojawia się na "mainstreamowych" stronach katolickich. Zestawienie obydwu rytów jest bardzo ciekawe i można byłoby pomyśleć o jakimś szerszym zasygnalizowaniu tematu. Na dole wśród wiernych i kapłanów panuje niestety ignorancja, niewiedza a czasem mniej lub bardziej skrywana niechęć aż po wrogość. Aż kipi od uprzedzeń, i to po obu stronach. Kwestia dawnego rytu przemycana jest bokiem, najczęściej przemilczana. Temat jest jak najbardziej "do wzięcia". Dopóki nie zagości jako równoprawna dziedzina wiedzy w seminariach duchownych, dopóty będziemy skazani na walkę przy pomocy "argumentów siłowych". Osobiście uważam, że kwestia takiego czy innego rzeczywistego powrotu dawnego rytu do naszych parafii (nie raz w miesiącu w godzinach, kiedy rodziny są w domach przy obiedzie) jest wręcz imperatywem w obecnej sytuacji Kościoła Katolickiego i Polski. Skutki utraty jasnego przekazu Ofiary Jezusa za nas i dla nas są bardzo poważne i wykraczają poza obszar świątyni, sięgając do dewaluacji takich postaw jak ofiarność i służebność w obszarze działań publicznych. Współistnienie obu rytów jest ciekawym zagadnieniem i należy pokornie przyjąć tą sytuację. Z pewnością zyska na tym ryt zwyczajny, być może zostanie w jakiś właściwy sposób oczyszczony z klaskania, gitar, bębenków, dowcipów przy ołtarzu i pojawieniem się większej ilości ciszy. Może z czasem dołączy chorał gregoriański i pewne przemeblowanie w przestrzeni liturgii. Co może zyskać ryt nadzwyczajny? Nie wiem. Komisja Bugniniego najpierw rozmontowała dawny ryt, w wyniku czego praktycznie zniknął z naszych kościołów. Potem zmontowała obecny (mówimy oczywiście o formie, a nie o istocie). Pod względem formy to są w dużej części dwa różne światy. U podstaw zmian leży poważne i fundamentalne odwrócenie określonego porządku i ukierunkowania człowieka ze względu na jego rzekomą emancypację i potrzebę dostosowania liturgii do potrzeb współczesnego świata. Wiele tu zaburzono i zakłócono, i o tym należałoby spokojnie porozmawiać. Oczywiście jasnym jest, że gdyby nawet uznano, że należy po prostu wrócić do dawnego rytu, to drugiej wywrotki kościół mógłby nie przeżyć. Dlatego trzeba postępować roztropnie i w obopólnym szacunku. Swoją drogą hipotetyczne przywrócenie dawnego rytu jako głównie obowiązującego nie byłoby przecież ciągnięciem w przeszłość. W tym obszarze nie ma takich pojęć jak przeszłość. Ofiara Chrystusa była, jest i będzie (do końca świata) uniwersalna i obowiązująca niezależnie od czasów, w jakich się znajdujemy. Obawy przed takim powrotem tłumaczyłbym raczej czynnikami czysto ludzkimi (zadomowienie się w nowym rycie, który uważa się za lepszy od tamtego, jak go opisywano, skostniałego i niedzisiejszego rytu). Nie byłoby też zresetowanie Soboru, ponieważ przynajmniej w zakresie liturgii nie trzeba by niczego resetować. Konstytucja o liturgii (wielu kapłanów i wiernych, z którymi o tym rozmawiam, nie zna jej treści a jedynie jej omówienia) może spokojnie funkcjonować jako uzasadnienie dawnego rytu (przy niewielkich naprawdę zmianach). Należałoby więc przypomnieć kontekst historyczny zmian i ich rzeczywistą przyczynę. Można dyskutować o Soborze (i Kościół to coraz częściej z troską czyni), ale w sprawie liturgii to nie jest adres, pod którym można byłoby kierować zarzuty o dekonstrukcję liturgii. Zacząłem tylko pobieżnie przeglądać dzieło abp Nowowiejskiego o liturgii i struchlałem, gdy nawet taki ułamku dotarło do mnie, co odrzuciliśmy jako Kościół, bo mimo braku formalnego zakazu, dawna liturgia poddana została represjom. Wymieniony przez księdza obrzęd soli, to tylko czubek góry lodowej. Nie wiem, czy trzeba było to wszystko usuwać. Mamy więc mnóstwo prac odkrywkowych przed sobą. Przed naszymi oczami kompromitują się idee, które pod koniec lat 60-tych były uwzględniane jako powody zmian w liturgii. Zanim zestawimy obydwa ryty, żeby się ze sobą zaprzyjaźniły, to musimy postarać się odzyskać z zapomnienia całokształt dawnej liturgii. Bynajmniej nie uważam, że w efekcie ma pozostać tylko dawny ryt. Nie wiem, czym skończy się współistnienie dwóch rytów, ale niech to będzie współistnienie równouprawnione. Niech wiedza o dawny rycie dotrze do ogółu duchowieństwa i świeckich. Już raz postanowiono trochę po cichu o gwałtownej zmianie i niech takie sprawy już się nie powtarzają. Zgadzam się, że jako wspólnota Kościoła nie zeszliśmy za bardzo wgłąb obydwu rytów. Czas więc upowszechnić właściwą wiedzę i posłusznie wsłuchać się w głos Benedykta XVI i przestać traktować jego głos jako nieszkodliwe hobby, które należy przeczekać. Zgadzam się też z tym, że zwolennicy tradycji muszą nauczyć się szanować ryt zwyczajny dla dobra Matki Kościoła. Zaiste w ciekawych czasach żyjemy. Powrót dawnego rytu w obecnych czasach nie jest przypadkiem. Kształt dawnego rytu, łacina i chorał gregoriański są nośnikami treści fundamentalnych dla życia wspólnoty kościoła we wszystkich tego życia aspektach. Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za ciekawą rozmowę. Andrzej Fronc (2010.09.14 21:34)