Felietony
2020.04.22 14:08

Szkoła katolicka: niewykorzystana szansa

Przypominanie i propagowanie podstaw edukacji klasycznej — sięgającej swymi korzeniami starożytności przedchrześcijańskiej (grecka paideia) — nie ma na celu dążenie do zmian, ale obronę przed ofensywą sekularyzmu w postchrześcijańskiej postaci. Najpełniejsze wyłożenie zasad katolickiego wychowania znajdziemy w encyklice Piusa XI Divini illius Magistri z roku 1924[1]. Papież wskazuje w niej m.in., że Kościół współtworzy kulturę w oparciu o wybitne dzieła, a edukacja, którą prowadzi, pozostaje na wysokim poziomie.

Nie trzeba chyba chyba nikogo przekonywać, że wiele w tym względzie się zmieniło, wcale nie na lepsze. Znaczna część wskazań zawartych w encyklice została zapoznana, nastąpiło też odejście od założeń klasycznego modelu edukacji i niemalże wszystkich narzędzi, które pozwalały na realne usprawnienie intelektu i woli. W globalnej wiosce, w której podobno żyjemy, nie ma miejsca dla pojęcia dobrego życia, oderwanego od względów czysto utylitarnych[2]. Mentalność ta udzieliła się również większości katolików. A jej owoce widać również w obszarze szkolnictwa katolickiego, praktycznie na wszystkich etapach. Tymczasem dobrem, które powinno dokonywać się dzięki szkołom katolickim, jest  takie udysponowanie wszystkich władz człowieka, aby przygotować go do dobrego życia i osiągnięcia wiecznej szczęśliwości z Bogiem. Jest to możliwe tylko wtedy, jeśli zarówno wychowanie, jak i kształcenie (dwa aspekty procesu, którym jest edukacja) będą prześwietlone prawdą zawartą w zdrowej nauce Kościoła. Sama obecność katechezy, skądinąd niezwykle ważna i nie do zastąpienia, nie wystarczy. W programie wychowawczym należy wrócić do formowania cnót (za przewodnik może służyć wspaniała praca o. Jacka Woronieckiego, Katolicka Etyka Wychowawcza). W obszarze kształcenia do wykonania jest praca polegająca na powrocie przynajmniej do części z narzędzi oferowanych nam przez edukację klasyczną, a dających się wyprowadzić z trivium i quadrivium i napisaniu własnych programów nauczania z większości przedmiotów, które mamy dziś w szkołach. Na pewno dotyczy to języka polskiego, historii, wiedzy o społeczeństwie, a także filozofii, która powinna być przedmiotem obowiązkowym w każdej szkole katolickiej, podobnie jak łacina, a także dialektyka rozumiana jako nauka rozumowania i definiowania, rozpoznawania i podawania racji stojących za danym poglądem). Musimy dać naszym uczniom sprawność intelektu i woli, aby chcieli i potrafili kierować się prawdą, rozpoznawać i wybierać właściwe im dobro. Winniśmy prowadzić ich ku prawdziwej mądrości, a nie ku utylitarnym celom. Musimy skutecznie “zaszczepić” ich przeciwko psychologizmowi, który pozbawia ludzkie poznanie obiektywnego uzasadnienia, twierdząc, że takowe nie jest w ogóle możliwe[3]. Te założenia realizowały sztuki wyzwolone, zakładające obiektywne istnienie poznawalnej intelektem rzeczywistości, której źródłem jest Bóg. Sztuki te nie były nastawione “na otrzymanie efektów użytecznych w czymkolwiek dla ciała; mają one dostarczać intelektowi wiedzy lub mądrości i cnoty. Można więc powiedzieć, że nie przetwarzają one wprawdzie rzeczy, ale zmieniają samego człowieka, a ściślej - jednostkę ludzką, która dzięki nim staje się uczona, zyskuje bowiem wiedzę o przyczynach i celach, oraz cnotliwa, umie bowiem odróżniać dobro od zła”[4].

Uczniowie, którzy zostali powierzeni przez rodziców katolickim placówkom, muszą zrozumieć, że - jak pisze Gilson - “moim zadaniem jest pochylić głowę przed prawdą, pomimo że nie jest ona wyłącznie moja. Twoim zaś zadaniem jest ją przyjąć, chociaż nie jest wyłącznie twoja. [...] nie tak trudno jest odnaleźć prawdę; trudno jest natomiast nie uciec od prawdy po jej odkryciu”[5]. Należy prowadzić ich stopniowo do poznania i zrozumienia, w jaki sposób chrześcijaństwo dopełniło i przekształciło, to wszystko, co je poprzedzało, a następnie, do zrozumienia genezy sekularyzmu i kształtowania się rzeczywistości postchrześcijańskiej. Wymaga to dogłębnie przemyślanego wykładu historii, idącego w parze z właściwie dobranym kanonem literatury.

Owej drogi do sceptycyzmu (z rewolucją kartezjańską na czele) nie da się np. zrozumieć bez właściwego ukazania tego, czym  był nominalizm wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami. “Powstałe w nas pod wpływem rzeczy zewnętrznych pojęcia, które nigdy nie tracą związku z rzeczywistością, są z natury swej reformatorami. Czyste idee natomiast powstają wewnątrz umysłu i z umysłu, nie jako intelektualne wyrazy tego, co jest, lecz jako modele, czyli wzorce tego, co być powinno; są one zatem z natury rewolucjonistami”[6]. Czym są pojęcia, wyobrażenia, znaki, wreszcie słowa? (Słowo to znak pojęcia, które stanowi podobiznę rzeczy ujmowanej z uwagi na to, co jest jej wspólne z innymi rzeczami.[7]) Kto to dzisiaj wyjaśnia uczniom? Po co to wszystko, wszak na rynku pracy to nie jest przydatne? Po to, aby rozumieć otaczającą nas rzeczywistość.

Warto przybliżyć uczniom wiedzę na temat tego, w jaki sposób ludzie porządkowali czas.  Wszak dopiero gdzieś od XVII wieku przestano liczyć lata od stworzenia świata, uznając narodziny Chrystusa za punkt zerowy. “Rezygnując z liczenia dat od stworzenia świata, odrywając przeto narodziny Chrystusa od upadku Adama, pozbawiono zarazem centralną datę systemu jej wymowy chrześcijańskiej, odkupienie nie ma bowiem sensu, jeśli nie poprzedzi go grzech pierworodny [...]. W ten sposób chronologia uległa dechrystianizacji, a tym samym sens jej poddany został głębokiemu przekształceniu”[8]. Przyznam, że i dla mnie w pewnym momencie myśl ta była bardzo odkrywcza, zmieniając moje myślenie o historii periodyzacji dziejów i zawartych w niej treści historiozoficznych.

Uczniowie muszą zrozumieć na czym polegało i jak się dokonywało “budowanie mitu świeckiego państwa”[9], w jaki sposób dokonano dekonstrukcji człowieka i jego otoczenia społecznego (“stan natury”). Jaką rolę odegrali tu chociażby Hobbes i Locke, tzw. philosophes oraz masoneria, która “upowszechniła i nadała kształt oświeceniu”[10]? Wymaga to odejścia od obowiązującej powszechnie liberalnej narracji, którą skażone są wszystkie znane mi podręczniki do historii i wiedzy o społeczeństwie. Żeby to zrobić trzeba znać i umiejętnie odwołać się do klasycznej myśli greckiej i katolickiego nauczania na temat władzy, państwa, polityki (z Platonem, Arystotelesem,  św. Augustynem i św. Tomaszem z Akwinu na czele).

“Moderniści, aby mogli urzeczywistnić swoje ziemskie państwo, musieli mieć plan ukonstytuowania takiego społeczeństwa, które za sprawą samej swojej postaci nie pozwoliłoby na to, żeby jednostka stała się obywatelem dawnego państwa, albo wiernym dawnego Kościoła, lub aby do tejże swej roli powróciła”[11]. Droga prowadziła poprzez zniszczenie tradycyjnego dziedzictwa. Trzeba było odrzucić metafizykę, Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu. Cały dotychczasowy ład i porządek. Należało pokazać rzekomą opresyjność chrześcijaństwa, stworzyć mit “przemocy religijnej”, której kres położyć miało dopiero  oświecenie, “ponieważ zlikwidowało ciemnotę oraz bigoterię, następnie doprowadzając do wybuchu rewolucji, w tym także amerykańskiej, dzięki czemu powstały pokojowe, demokratyczne i pluralistyczne społeczeństwa”[12]. Tak, “wyrugowanie ‘ducha Rzymu’ z zachodniej cywilizacji wymagało, rzecz jasna [...], napisania całkowicie od nowa ‘chrześcijańskiej historii’”[13]. Początek jej dali Hobbes i Locke. “Odczarowanie” tych fałszywych, ale powszechnie funkcjonujących, narracji  jest możliwe tylko poprzez ogromny wysiłek, połączony częstokroć z odwagą  poszukiwania i głoszenia prawdy. Miejscem, do tego niejako predestynowanym, jest katolicka szkoła. To z niej powinni wychodzić ludzie potrafiący rozpoznawać i kształtować właściwy porządek rzeczy w sobie i wokół siebie. Ludzie o właściwie ukształtowanym instynkcie katolickim (sensus catholicus), polegającym na tym, że “człowiek w każdej niemal sytuacji życiowej bez długich wahań i namysłów znajduje od razu, chciałoby się powiedzieć z przyrzutu, katolicki punkt widzenia i katolickie rozwiązanie”. Jego “podłożem filozoficznym [...], jest realistyczny obiektywizm w stosunku do wszystkiego, co nas otacza i co możemy poznać”[14].

 

Artur Górecki

 

----- 

Drogi Czytelniku, w prenumeracje zapłacisz za "Christianitas" 17 złotych mniej niż w salonach prasowych. Zamów już teraz, wesprzesz pracę redakcji w czasie epidemii. Do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Po więcej unformacji kliknij TUTAJ.

-----

 

[1]Zob. A. Górecki, W poszukiwaniu zasad prawdziwie katolickiej edukacji – encyklika „Divini illius Magistri”, http://christianitas.org/news/w-poszukiwaniu-zasad-prawdziwie-katolickiej-edukacji-encyklika-divini-illius-magistrii/

[2]„Przesłanie jest jasne: Szkoły średnie znajdują się obecnie na linii frontu w amerykańskiej bitwie o zachowanie konkurencyjności gospodarki na arenie międzynarodowej”. National Education Summit on Schols, 2006, s. 1. Hasło to wyznacza standardy działania nie tylko w Stanach Zjednoczonych, podporządkowując edukację względom gospodarczym i ideologicznym.

[3] Por. E. Gilson, Jedność doświadczenia filozoficznego, Warszawa 2001, s. 66-68.

[4]  K. Pomian,  Przeszłość jako przedmiot wiary, Warszawa 2009, s. 179.

[5] E. Gilson, dz. cyt., s. 48.

[6] Tamże, s 53.

[7] Por. K. Pomian, dz. cyt, s. 232.

[8] K. Pomian, dz. cyt., s. 146.

[9] Ch. Ferrara, Wolność, bóg który zawiódł. Walka z sacrum i budowanie mitu świeckiego państwa. Od Lockea do Obamy, Wrocław 2017.

[10] Ch. Ferrara, dz. cyt., s. 188.

[11] Tamże, s. 77.

[12] Tamże, s. 68.

[13] Tamże, s. 91.

[14] J. Woroniecki, Podstawy kultury katolickiej, Lublin 2002, s. 9, 11.

 


Artur Górecki

Artur Górecki (1975) doktor historii, ukończył także studia filozoficzno-teologiczne i zarządzanie oświatą; autor książek poświęconych historii społecznej i życiu religijnemu w XIX i na początku następnego stulecia, artykułów, przyczynków naukowych i recenzji; współzałożyciel i redaktor czasopisma WychowujMy!; nauczyciel i wieloletni dyrektor placówek edukacyjnych różnych szczebli; dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Podstaw Programowych w MEiN; propagator edukacji klasycznej.