Felietony
2020.04.01 20:08

Sołżenicyn i triumf Winstona Smitha

Minął ponad wiek, odkąd siły świeckiego fundamentalizmu doprowadziły do antychrześcijańskiego pogromu Rosji. Ogłaszając wyzwolenie Człowieka od Boga, komuniści dążyli do zamordowania Mszy, w której udział brały masy, zastępując ją morderstwem mas[1]. W kolejnych dziesięcioleciach dziesiątki milionów zostały złożone w ofierze na ołtarzach ateizmu, gdy Człowiek, rozkuty z ograniczeń moralności chrześcijańskiej, pokazał przerażającą śmiercionośność swojego „oświecenia”. W przewrotnej i piekielnej ironii ludzie byli masakrowani w imię Człowieka.

Pozorną wszechmoc Człowieka wzmacniało monolityczne Państwo, Maszyna polityczna, z pomocą której Człowiek miażdżył ludzi. Człowiek-Maszyna zgarniał miliony ludzi do obozów śmierci, karmiąc nimi jak strawą Człowieka Wszechmogącego, nowego boga materializmu. Oto szaleństwo marksizmu, szaleństwo, które zdawało się ogarniać świat w pierwszej połowie ostatniego stulecia. Marksizm wydawał się być szalenie czarujący, ścinając ludzi z nóg i pozbawiając ich głów. Jego pocałunek był przekleństwem; był to pocałunek śmierci.

Pośród tej marksistowskiej zawieruchy urodziło się dziecko. Miało na imię Aleksander Sołżenicyn. Było w dużej mierze takie, jak każde inne dziecko rewolucji. Przeszło pranie mózgu z pomocą programu „edukacyjnego” Człowieka-Maszyny i stało się klonem systemu. Sołżenicyn walczył za Maszynę w czasie II wojny światowej, ubóstwiając Stalina, samozwańczego Człowieka ze stali, który był Panem Maszyny, i stał się świadkiem gwałcenia i plądrowania Prus jako części zemsty na Niemcach, dokonanej przez żądnego krwi Człowieka ze stali. Wówczas popełnił herezję krytykując Człowieka ze stali w liście do przyjaciela. Zadenuncjowany jako ten, który bluźni przeciw Człowiekowi, został posłany do więzienia, gdzie stracił wiarę w Człowieka Wszechmogącego i gdzie odkrył po raz pierwszy wygnanego Boga.

Wyzwolony od niewoli poddaństwa fałszywemu bogu, Sołżenicyn odnalazł wolność będąc w więzieniu. Odwracając się plecami do Człowieka, nauczył się kochać ludzi. Wola, która stała się Stalą, została obalona przez Słowo, które stało się Ciałem. Później – po tym, gdy prawie umarł na raka – odkrył życie w bliskim doświadczeniu śmierci. To owo bliskie doświadczenie śmierci doprowadziło do jego ostatecznego nawrócenia na chrześcijaństwo. W jego śmierci było jego zmartwychwstanie.

Teraz, z pomocą Zmartwychwstałego Boga, był gotów wstrząsnąć samym piekłem. Był tylko małym człowieczkiem, na pozór bezsilnym wobec sowieckiego systemu, ale wspomagany przez Boga-Człowieka, był gotów zaatakować moc Człowieka-Maszyny. Niemal w pojedynkę i niemal cudem ten jeden człowiek odegra wielką rolę w obaleniu Człowieka Wszechmogącego, przynajmniej w jego sowieckim wcieleniu. Jego miażdżąca demaskacja grozy komunizmu w takich dziełach, jak Jeden dzień Iwana Denisowicza i monumentalny Archipelag Gułag, podważyła same fundamenty marksistowskiej wiary. Jego książki i żywy przykład bohaterskiego oporu wobec wysiłków Maszyny, by go zmiażdżyć, służyły za latarnię rzucającą światło, które przenikało do jądra ciemności.

Dzisiaj, kiedy Maszyna się zatrzymała, a posągi Człowieka ze stali zostały sromotnie obalone, łatwo jest zapomnieć o czystym ogromie osiągnięcia Sołżenicyna. Całkiem po prostu: to, co zrobił, uważano za rzecz niemożliwą. Nie do wiary było, żeby jeden człowiek mógł przeciwstawić się Państwu i ocaleć. Jeszcze bardziej niewiarygodne było to, że nie tylko ocaleje, ale że odegra znaczącą rolę w upadku Państwa i że przeżyje samo Państwo. Życie Sołżenicyna i jego przykład śmiało sprzeciwiły się „rzeczywistości” „realistów”.

Przeznaczenie małego człowieczka, który ośmielił się przeciwstawić Człowiekowi-Maszynie, zostało zobrazowane w oczach najbardziej pesymistycznych „realistów” przykładem Winstona Smitha w powieści George’a Orwella Rok 1984.

Powieść Orwella wydano w roku 1948, kiedy Sołżenicyn odsiadywał swój wyrok jako więzień polityczny sowieckiego reżymu. Postać Winstona Smitha jako taką można postrzegać nie jedynie jako postać Everymana w jego wyobcowaniu od Człowieka-Maszyny (Wielkiego Brata), ale jako mimowolną postać samego Sołżenicyna. Według „realistycznego” poglądu Winston Smith nie tylko miał być zmiażdżony przez Maszynę, miał także zdradzić każdy ideał i wszystko to, co kochał, w nikczemnym poddaniu się Wszechmocnemu Państwu. Triumf Wielkiego Brata był nieunikniony; był przesądzony. Był to Los, a zakwestionować los lub przeciwstawić się mu było śmiertelne i daremne. Faktem jest, że Orwell nie zdołał otrząsnąć się z heglowskiego determinizmu swojej marksistowskiej przeszłości. Od dawna rozczarował się marksizmem, ale wciąż wierzył, że siły historii były niezmienne, a triumf Człowieka-Maszyny nieunikniony. Orwell wciąż wierzył, jak jego byli towarzysze, że Człowiek-Maszyna jest wszechmocny; różnił się tylko od nich w takim stopniu, że nienawidził wszechmocnego boga, podczas gdy oni go podziwiali.

Sołżenicyn z drugiej strony nie wierzył w to, że Maszyna była bogiem, ale że jedynie demonem albo smokiem, przejawem zła. Nie wierzył w los, ale w wolność; w wolność woli i jej odpowiedzialność, by służyć prawdzie. Los był wytworem wyobraźni, ale smok był rzeczywisty. Ponadto powinnością dobrego człowieka było zwalczać smoka, nawet za cenę śmierci, jeśli to konieczne. Sołżenicyn zwalczał smoka, chociaż był on tysiące razy większy od niego i chociaż zionął ogniem i zabił miliony ludzi. Zwalczał go, ponieważ w swoim sumieniu nie mógł postąpić inaczej. Robiąc tak, dowiódł, że wiara, a nie los, jest ostatecznym zwycięzcą. Wiara może przenosić góry; może przenieść Maszyny, które uważano za bogów; może przenieść i usunąć Wielkiego Brata.

Sołżenicyn napisał na nowo powieść George’a Orwella, wykorzystując fakty własnego życia jako pióro. Przedstawia on zwycięstwo Winstona Smitha. A to nie wszystko. Jest on także żywym dowodem, że św. Jerzy zabija smoka; że Dawid zabija Goliata; że Szewczyk Dratewka zabija bestię. Święci żyją, Biblia jest prawdą, a baśnie są bardziej realne od tak zwanych „realistycznych” powieści. Prawda jest dziwniejsza od fikcji, ma szczęśliwsze zakończenie.

 

Joseph Pearce

Źródło: faithandculture.com

Tłum. Jan J. Franczak

 

-----

Drodzy Czytelnicy, w prenumeracie zapłacicie za "Christianitas" 17 złotych mniej niż w zamkniętych do odwołania salonach prasowych. Zamówcie ją, wesprzecie pracę redakcji w czasie epidemii. Do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Szczegóły pod linkiem.

http://christianitas.org/static/w-prenumeracie-taniej/

 

[1] W oryginale gra słów: Mass – „Msza” i mass – „masowy” lub „masa”.


Joseph Pearce

(1961), Anglik z pochodzenia, szef publikacji książkowych w Augustine Institute, redaktor naczelny „St. Austin Review”, portalu „Faith and Culture” oraz redaktor serii wydawniczej Ignatius Critical Editions. Wykłada literaturę dla Homeschool Connections i współpracuje z portalem „Imaginative Conservative”. Jest autorem wielu książek poświęconych literaturze, m.in. biografii Chestertona, Oscara Wilde’a, Hilairego Belloca i Aleksandra Sołżenicyna. Także trzech książek o katolicyzmie Szekspira i jego dramatów. W Polsce wydano m.in.: „Pisarzy nawróconych” i „Wyścig z diabłem”.