Recenzje
2021.04.21 10:22

Rzecz o polskiej przyjaźni

Jeśli chcesz by "Christianitas" rozwijało się, wspieraj nas dowolną kwotą poprzez serwis Patronite.pl.

 

Maciej Urbanowski, Paralele, korespondencje, dedykacje w literaturze polskiej XX i XXI wieku, Kraków 2020.

Od paru lat, pierwszy radykalnie skonstatował ten fakt Aleksander Hall, obserwujemy rozpad politycznej wspólnoty narodu. Można się spierać o jej przesłanki, czy jest reakcją na dążenie do budowy państwa partyjnego przez Prawo i Sprawiedliwość, czy raczej procesów politycznego wynarodowienia wskutek przeniesienia lojalności (nie tylko przez opozycję, ale przez sporą część społeczeństwa) na Unię Europejską, czy też wynika z krzyżującego się oddziaływania kultury masowej i konsumpcyjnego stylu życia. Jedno jest pewne – kryzys politycznej wspólnoty narodu osłabia jego zdolność celowego działania. Ale samej wspólnoty nie unicestwia.

Naród bowiem – jak uczy filozofia klasyczna – jest bytem relacyjnym i choć nie ma tej trwałości, co tworzący go ludzie, tym niemniej pozostaje rzeczywistością niezwykle realną. Choćby przez język, którym mówimy, przez kulturę, której kanony kształtują myślenie poszczególnych ludzi, co określa potem sposoby ich wspólnego życia, wspólnych reakcji i dążeń, niezależnie od tego, czy będzie to afirmacja, czy opozycja wobec tego, co zastane. Ale te relacje to również rodzina, która konkretyzuje pamięć narodową, i przyjaźń, która buduje zaufanie i zdolność współpracy.

Wydane w ubiegłym roku „Paralele, korespondencje, dedykacje w literaturze polskiej XX i XXI wieku” Macieja Urbanowskiego to książka właśnie o przyjaźni jako spoiwie wspólnoty narodowej. O przyjaźni serdecznej, wartej dedykacji własnej pracy, o przyjaźni żywej – potrzebującej kontaktu, choćby listowego i wreszcie, co może najciekawsze, o patosie przyjaźni dalekiej, w której bliskość – jak pisał Raymond Aron – załamywała się wobec powagi moralnych wyborów w czasach historycznych przełomów, a jednak – mimo utraty bliskości – potrafiła być trwała. Patos dali nie wydaje się kategorią szczególnie chrześcijańską. W istocie jednak, choć pozornie utrwala podziały – po prostu je uznaje i jednocześnie oswaja. Jest kategorią nie tylko narodową, ale i bardzo katolicką. Urealnia wspólnotę, która nie przejawia się w ciasnych relacjach zainteresowanych sobą jednostek, ale w realnej, trwałej więzi przekraczającej granice doczesnego życia i materialnych dystansów.

Patos dali zajmuje dużo miejsca w „Paralelach, korespondencjach, dedykacjach”. Jego narodowe konteksty to najpierw dylematy prawicowej i lewicowej rewolucji i odpowiedzialności społecznej w czasie krótkiego Dwudziestolecia, potem – napięcia między perspektywą krajową a emigracyjną po wojnie, w końcu także odkrywanie pisarzy skazanych po wojnie na zapomnienie.

W opisie Dwudziestolecia Urbanowski odtwarza wspólnotę losu pokolenia Niepodległej Polski. (Wolę to określenie, nawiązujące do jednej z młodoemigracyjnych organizacji, od metrykalnie trafnej, a preferowanej przez Urbanowskiego kategorii „pokolenie 1910”). Cechował je rewolucyjny radykalizm, lewicowy (w skrajnej formie prosowiecki) lub prawicowy (z reguły antyniemiecki). Oba łączyło przekonanie, że przestarzała demokracja parlamentarna może utrudniać konieczne cywilizacyjne „przyspieszenie” i że dla wyciągnięcia większości społeczeństwa z nędzy potrzebna jest spora doza gospodarczego etatyzmu. Oba łączyło przekonanie o nietrwałości ówczesnego porządku międzynarodowego. Nawet środowisko „Buntu Młodych – Polityki”, najmniej skłonne aprobować tendencje rewolucyjno-etatystyczne, podzielało pokoleniowe nastawienie antyparlamentarne, gloryfikowało przewrót majowy i konstytucję kwietniową, w przekonaniu, że tylko silna władza zapewni młodemu państwu bezpieczeństwo wobec rewizjonizmu potężnych sąsiadów. Od literatury pokolenie to oczekiwało przede wszystkim powagi. Symbolem niepowagi były „Wiadomości Literackie”.

Urbanowski świetnie – poprzez relacje konkretnych osób – pokazuje tę jedność i generacyjną wspólnotę wartości, kontynuując swoje wcześniejsze prace, jak choćby świetne, a pośrednio i dla tej kwestii ważne, wcześniejsze studium „Stanisław Brzozowski i faszyzm”. Brzozowski to przecież jeden z prekursorów i patronów pokolenia niepodległości i potem wojennego, a tekst o jego (ewentualnym, bo zmarł w 1911) nastawieniu wobec faszyzmu opowiada równoległość punktu dojścia jego drogi od marksizmu do nacjonalizmu i katolicyzmu z przekonaniami autorów włoskiego magazynu „La Voce”.

I tak już w „Paralelach, korespondencjach, dedykacjach” pisze Urbanowski o zbieżności perspektyw najwybitniejszego bodaj brzozowszczyka, Kazimierza Wyki, z twórcami „Prosto z Mostu”, Stanisławem Piaseckim i Włodzimierzem Pietrzakiem. O wspólnym ataku Wyki i Stefana Napierskiego na Brunona Schulza, o przejściu Czesława Straszewicza z „Prosto z Mostu” do „Polityki” Giedroycia. Nie zamazuje różnic, ale pokazuje wspólnotę losu wynikającą z tego, co Mannheim czy Nolte nazywali charakterem bądź stylem epoki. Realne, owszem, różnice świadomie (czy podświadomie) kamuflowały zbieżności ze względów najzupełniej partykularnych, ze względu na interesy polityczne, ambicje środowiskowe czy po prostu potrzebę podkreślenia własnej oryginalności.

Różnice ideowe Dwudziestolecia nabrały nowego dramatyzmu po wojnie. Wracać – nie wracać, zostać – uciekać, te rozterki naznaczą losy dwóch pokoleń niepodległości (choć wojennego w mniejszym stopniu, bo jako młodsze – walczyło w kraju). Pozornie jedynie egzystencjalne, dylematy te nieuchronnie stawały się narodowe.

Urbanowski pisze o nich, pokazując relacje Bobkowskiego i Macha, Rembeka i (odgrywającego w jego historii dość dwuznaczną rolę) Giedroycia (z zaskakująco pozytywną rolą Bolesława Piaseckiego w tle), Herberta i Miłosza. Co ciekawe, nie są to na ogół proste dylematy wierności i uległości, ale raczej rozterki dwóch odpowiedzialności, powołujących się na wolność (na wygnaniu) i życie (które toczy się przede wszystkim w Kraju). Ciekawy jest opis tych sporów, które zawsze – w pewnym momencie – od spokojnej ewaluacji możliwości twórczego działania Tam i Tu, przechodziły do racji bardziej ostatecznych, o które rozbijały się nie przyjaźnie, ale osobiste relacje.

Oczywiście, książka nie sprowadza się do tych dwóch wymiarów, Dwudziestolecia i emigracji. Ciekawie na przykład relacjonuje „krajową” przyjaźń Marka Nowakowskiego i Kazimierza Orłosia, lojalne, bliskie, mimo pewnych kontekstowych różnic startu, i nie zachwiane przez pewne oddalenie w wolnej już Polsce. A jeszcze ciekawsze, choć to może nie najwłaściwsze słowo, gdy dotykamy dramatów ludzkiego życia, są pokazane w tej książce losy pisarzy, którzy prawie po wojnie zamilkli, jak Rembek czy Straszewicz. Im naród teraz powinien odpowiedzieć pamięcią.

W jednym punkcie – tam, gdzie Urbanowski odchodzi od realnych przyjaźni, a pisze o paralelach historycznych – relacja, którą sam buduje, staje się sztuczna. To rozważania o bliskości najpopularniejszego poety radykalnej centroprawicy, Jarosława Marka Rymkiewicza, z poetami „Sztuki i Narodu”. Urbanowski uważa, że łączy ich pragnienie siły. Na potwierdzenie znajduje taki na przykład ustęp z „Wielkiego Księcia” Rymkiewicza: „za mało jest w naszej kulturze, w naszym duchu agresji, zła, wszelkiej nikczemności (…) zbyt mało zła, agresji z ducha naszego staramy się wydobyć, umiemy wydobyć”.

Zestawia go z fragmentem z „Prestige’u słabości” Andrzeja Trzebińskiego: „Od jakże dawna nie zagrażało nam niebezpieczeństwo nadmiernej siły. Historia ostatnich wieków zna tylko i wyłącznie odyseję polskiej słabości. Błąkanie się polskiej słabości, która cierpi, przeżywa niepokoje, tęskni – ale niczego nigdy nie może”.

Chyba tylko sympatią do poety z Milanówka można tłumaczyć szukanie podobieństw choćby w tych dwóch tekstach. Rymkiewicz nie pisze o sile, ale wprost o „złu”. Trzebiński nie żali się nad brakiem „nikczemności”, ale pisze o słabości, która nie jest w stanie chronić tego, co dobre. Zresztą zamiast skupiać się na tych fragmentach, lepiej dłużej posłuchać, co trzeci redaktor „Sztuki i Narodu” pisał o „Prestige’u słabości”. Lata 1930-te i wojna skompromitowały, według niego, nie „siłę”, ale „pewien etap naszej europejskiej kultury (…) rozdźwięku między etyką a polityką (…) rozdźwięku: między siłą a dobrem. Między wartościami etycznymi a możliwościami realizacyjnymi (…) Jeżeli zostało już co skompromitowane – jak świadczy o tym wojna – to nie siła, ślepe narzędzie działań, ale kultura, nieumiejąca zaprząc siły i wyzyskać jej w imię dobra”.

Między realną ofiarą poetów SiN-u, złożoną w konkretnym, tragicznym momencie historii, a fascynacją poety z Milanówka cmentarzyskami klęsk i ezoteryką „tajemniczego, głęboko ukrytego sensu” polskiej historii jest przepaść. Taka jak między chrześcijańską ofiarą z siebie a pogańskimi ofiarami z ludzi. To tylko analogia, a nie charakterystyka; ale jednak. Jest bowiem nieprzekraczalna różnica między rymkiewiczowską ideą „historii pędzącej bez celu”, między pogańskim kołomirem niekończących się walk, a uniwersalizmem młodej wojennej prawicy. Imperium Słowiańskie miało zakończyć „odyseję polskiej słabości”, miało być wspólnym domem narodów Europy Środkowej, oparciem dla wielkiej kultury, uniwersalizującej polskie doświadczenie, zdolnej do dialogu i konkurencji z innymi wielkimi kulturami Europy. Uniwersalizm, który wyznawali, był „narodową filozofią społeczną”, ale nie był uniwersalizmem na niby, SiN-owcy nie na darmo studiowali z pasją kulturę czeską i ukraińską.

*******

Ewangelia zapewnia, że ci, którzy wprowadzają pokój, dostaną więcej niż nagrodę. Głodni będą nasyceni, smutni – pocieszeni, ale twórcy pokoju będą znakiem Ocalenia (por. Mt 5,9). Wprowadzać pokój w życie narodowe nie jest łatwo, szczególnie w okresie wielkich klęsk, gdy bezradni pobici szukają dróg ratunku i wszczynają potępieńcze swary. To ze względu na te trudności Maurras pisał, że pokój „rodzi się z ciężkiej, wytrwałej i przemyślanej pracy, a gdy się jej poniecha – pokój kończy się również. W ogóle nie rozumie pokoju ten, kto nie widzi w nim arcydzieła politycznej sztuki w życiu społecznym, narodowym i międzynarodowym”. Utopiści chcą pokój narzucać, ale tą drogą mogą co najwyżej rozbrajać jedne narody, by oddać je pod „jawną lub zakamuflowaną” władzę innych. W rzeczywistości pokój to sztuka wytrwałego rozwiązywania konfliktów, szukania porozumienia, kultywowania szacunku, zachowywania przyjaźni. To przeciwieństwo apodyktycznego negowania sensu wielkich sporów, to trudna sztuka ich cierpliwego rozwiązywania i przekraczania.

Taki właśnie charakter, odtwarzania i odnajdywania w literaturze wewnętrznej wspólnoty narodu, niekiedy aż po „jedność przeciwieństw”, ma ostatnia książka Macieja Urbanowskiego. A w dużym stopniu – również całe jego dzieło.

Marek Jurek

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Marek Jurek

(1960), historyk, współzałożyciel pisma Christianitas, były Marszałek Sejmu. Mieszka w Wólce Kozodawskiej.