Komentarze
2019.02.04 15:17

Ruch homoseksualny jako trampolina polityczna

Sondaż IBRiS daje ugrupowaniu Wiosna Roberta Biedronia ponad sześć procent poparcia, rozmaici politolodzy czynią go już trzecią siłą polskiej polityki, największy wydawany po polsku portal informacyjny czyni z jego konwencji wydarzenie dnia. To tylko skrót ostatnich godzin, a przecież Robert Biedroń, czołowy działacz ruchu homoseksualnego w Polsce, jest lansowany od wielu miesięcy, a może nawet już od kilku lat, gdy wygrał słupskie wybory. Nie wierzę zbytnio badaniom IBRiS, ponieważ zdecydowanie przeszacowywały do tej pory swoje wyniki na niekorzyść ugrupowań postrzeganych jako prawica, co dość mocno weryfikowały wybory, tym bardziej jednak widać, że różne ośrodki opiniotwórcze dokładają starań, by ważną postacią polskiej polityki stała się osoba, której główną kompetencją jest wyrastanie ze środowiska LGBT. Można się też spodziewać, że przez cały liberalny świat przetoczy się urabianie opinii o nowej nadziei („wiośnie”) w polskiej polityce. Nawet jeśli Biedroń nie ugra zbyt wiele w wyborach, prawie na pewno wygra wizerunkowo – będzie oswajał Polaków z hasłami skrajnej lewicy opakowanymi w europejski garnitur.  

Nie ulega zaś wątpliwości, i trzeba to zauważyć, że polityczny ruch homoseksualny, także w Polsce, stał się już drogą awansu politycznego. Jak to możliwe w kraju, który wciąż jest przywiązany do chrześcijaństwa i takiej klasyfikacji spraw publicznych, w których preferencje seksualne polityków nie odgrywają zasadniczej roli, tzn. są raczej sprawą prywatną? Co więcej, w przypadku innych polityków niestandardowe zachowania seksualne kończą się jakiegoś rodzaju kompromitacją, jak ostatnio stało się to ze Stefanem Niesiołowskim, a „chwilę” wcześniej z posłem Piętą. Rzecz jasna tego typu niesława częściej dotyka osoby publiczne deklarujące katolicyzm czy choćby konserwatyzm – nie powinno to dziwić, wszak prowadzone jawnie lub ujawnione niestandardowe zachowania seksualne zaprzeczają ich deklaracjom światopoglądowym. To, że jednak polityczny homoseksualizm jest testowany i oswajany, świadczą nie tak dawne publiczne wystąpienia wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja żyjącego w homoseksualnym związku i deklaracje o chęci adopcji dziecka („Bylibyśmy fantastycznymi rodzicami”). Bez wątpienia Rabiej swojemu politycznemu homoseksualizmowi zawdzięcza większą popularność niż dotychczasowi wiceprezydenci Warszawy. Warto też dodać, że Rabiej będzie się zajmował polityką kulturalną Warszawy. Razem z przewodniczącą Komisji Kultury i Promocji Miasta Rady Warszawy Agatą Diduszko, publicystką „Krytyki Politycznej”, a zatem ważnego intelektualnie ośrodka politycznego ruchu homoseksualnego, z pewnością będą stanowili destrukcyjny tandem.

Przykład Roberta Biedronia i to, jak łatwo udało mu się wskoczyć do dużej polityki w Polsce, pokazuje działanie innego już mechanizmu. Gdyby ktoś miał wątpliwości, że akcje byłego prezydenta Słupska znacznie wzrosły w ostatnim czasie, wystarczy, że zestawi sobie „wiszące” na YouTubie żenujące występy Biedronia sprzed lat z dzisiejszymi opiniami, mówiącymi, że to dobry kandydat na urząd prezydenta Polski. Robert Biedroń był przed dekadą typowym, agresywnym i zachowującym się prowokacyjnie działaczem ruchu homoseksualnego, który obrażał się i wychodził ze studia, gdy np. benedyktyn o. Leon Knabit wyrażał w dyskusji z nim – delikatnie – opinie będące nie po drodze z agendą LGBT. Zobaczmy, jak bardzo media prześwietlają każdy obecny i przeszły ruch w social mediach wiceministra Andruszkiewicza, który wywodzi się ze środowisk narodowych, a jak zupełnie nie interesują się przeszłością Biedronia. Sądzę, że nawet gdyby ktoś się tą przeszłością zainteresował, nie byłoby żadnego skandalu, ponieważ oburzenie jest kwestią klimatu, a wydaje się, że klimat najsilniejszych mediów jest już uformowany.

Dziś Biedroń wydaje się poważnym działaczem, politykiem w niezłym garniturze. Czy ktoś z nas potrafi jednak powiedzieć, jakie poglądy na sprawy publiczne reprezentuje on poza popieraniem agendy politycznego ruchu homoseksualnego, antyklerykalizmem i nieskończoną liczbą obietnic wypowiedzianych podczas konwencji swojego ugrupowania, obietnic z tak szerokiego spektrum, że całkowicie wykraczającego poza możliwości realizacyjne? Obietnice te skierowane są do „ryb z różnych stawów”, wyrażone z nadzieją wyłowienia jak największej ilości zdezorientowanych przedstawicieli różnych elektoratów. Ale to, co wyniosło Biedronia jako polityka i co go może nieść dalej, to jego zaangażowanie w polityczny ruch homoseksualny. Celowo używam sformułowania „polityczny ruch homoseksualny”, ponieważ chcę go odróżnić od osób o skłonnościach homoseksualnych. Phillippe Arino – były francuski aktywista homoseksualny, który w swoich książkach opisuje dynamikę społeczności homoseksualnych oraz politykę ruchu homoseksualnego – tak mówił na łamach „Christianitas” (65/2016) o sytuacji w swoim kraju:

Oczywiście, są wśród nich [działaczy LGBT] «zadeklarowane» osoby homoseksualne, które w tym ruchu robią za poręczycieli, figurantów lub królowe karnawału. Zazwyczaj jednak ze strony osób homoseksualnych zaangażowanie polityczne i chęć pokazywania się jest niewielka. Praktycznie wszyscy określają się jako «ludzie spoza środowiska», odcinają się od społecznej czy politycznej promocji homoseksualizmu. (...) Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale lobby LGBT jest w większości heteroseksualne! Tworzą je ludzie, którzy mówią o sobie «hetero» i chcą naszego szczęścia w homoseksualnej «miłości», do której nas przeznaczają. Czynią tak z zemsty za swoje nieudane małżeństwa i związki.

Arino w przywołanym wywiadzie zwraca uwagę, że we Francji nie dziwi obecność polityków, którzy zaistnieli w niej tylko dzięki wizerunkowi LGBT.

Zadajmy jednak pytanie, jaką politykę mogą zaproponować takie osoby, jakie są ich polityczne kompetencje, czy mogą zadbać o dobro wspólne, o rodzinę, skoro praktycznym ich celem jest destrukcja rodziny i dobra wspólnego. Jak mogą zadbać o katolicką większość w Polsce, skoro formułę rozdziału państwa i Kościoła traktują jako narzędzie usunięcia Kościoła z życia publicznego. Jakiż to paradoks. Dowolnie rozkładowe ideologie mogą wchodzić w państwo jak w ciasto, sącząc swoje trucizny, a ostatnia instytucja otwarcie głosząca zasady dobra wspólnego ma być separowana od spraw publicznych. Robert Biedroń jest cieniem, jakim kładzie się na polskim życiu publicznym liberalny model polityki, w którym dostęp do władzy mogą uzyskać wszelkie tożsamości, jakie tylko zdołają sobie wywalczyć publiczne i medialne uznanie. Niezależnie, czy są warte uznania, czy też są projektami antyspołecznymi i cywilizacyjnie toksycznymi. Ktoś może zapytać – to jak? Mamy zabronić udziału w polityce takim ludziom jak Robert Biedroń? Gdzie wolność, gdzie demokracja? Sądzę, że lepiej, gdyby każdy z czytelników sam odpowiedział sobie na to pytanie, choćby gdy pójdzie głosować w najbliższych wyborach, gdy będzie decydował, z jakich mediów korzystać.

Dodam jeszcze dwa pytania do dużych mediów: czy naprawdę możemy uważać, że nie ma dobrej lub złej polityki, a liczy się tylko siła przebicia? Dlaczego o inicjatywach politycznych nie mówi się prawie wcale, czego przykładem było powołanie Komitetu Akcji Wyborczej Chrześcijańskiego Kongresu Społecznego pod wodzą Marka Jurka, a Biedroniowi oddaje się całą uwagę? A jeśli to pierwsze pytanie nie wystarcza, to dodam pod rozwagę i drugie. Jakie jeszcze preferencje seksualne mogą stanowić podstawę do ustanowienia wokół nich walczącej o afirmację tożsamości społecznej, a co za tym idzie, jakiejś formy organizacji politycznej? I czy motywacje aktywności publicznej oparte na afirmacji rzeczywistości „wewnętrznie nieuporządkowanej” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 2357–2358) mogą oznaczać dobrą przyszłość dla dobra wspólnego, dla nas wszystkich?

Z pewnością inicjatywa Roberta Biedronia powinna być ostrzeżeniem dla rządzącej centroprawicy i Kościoła – dalsza utrata wiarygodności może bardzo łatwo przesunąć szalę nastrojów społecznych w stronę radykalną. Jeśli komuś wydaje się to całkowicie nierealne, dobrze, by spojrzał na ostatnie lata w polityce irlandzkiej. Kraj ten będąc krajem katolickim, znajdującym się na peryferiach współczesnej kultury, niemal „nagle” stał się jej prymusem. We wszystkim, co najgorsze.

Tomasz Rowiński

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas

-----


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.