Felietony
2014.11.27 16:57

„Pamiętam dobrze te plamy sody…”

W Polsce niezwykle często mówi się o świętości Jana Pawła II, pokazuje go jako wzór, z rozrzewnieniem wspomina jego pielgrzymki do ojczyzny, buduje mu pomniki itp. I w tym wszystkim zasadniczo nie ma niczego złego, a jednak mnie to irytuje. Dlaczego? Bo jeżeli zachwycamy się „papieskim rozdziałem” w życiu Karola Wojtyły, skutecznie uniemożliwiamy większości ludzi naśladowanie jego życia. Oczywiście nie sposób mówić o nim, pomijając podróże apostolskich i pełne poświęcenia życie kapłańskie, biskupie, a wreszcie piastowanie urzędu piotrowego, niemniej specyficzne cnoty, którymi wówczas zasłynął, mogą być wzorem głównie lub tylko dla osób duchownych. Tymczasem życie Karola Wojtyły powinno stać się wzorem dla osób świeckich. W tym zakresie niesie ono w sobie ogromny, choć zapomniany potencjał. Zanim bowiem Karol Wojtyła przyjął Pierścień Rybaka, zanim przekroczył próg seminarium, prowadził świeckie życie. Świeckie, co nie znaczy byle jakie. Chciałabym, aby zarówno dziennikarze, jak i duszpasterze częściej ukazywali właśnie tę głębię życia wewnętrznego, którą odznaczał się młody Wojtyła także, kiedy jeszcze wcale nie myślał o tym, że zostanie kapłanem.  

Jako ilustracja życia młodego Karola Wojtyły, niech posłuży jego własne wspomnienie, którym podzielił się jako arcybiskup podczas wizyty w parafii Matki Bożej Zwycięskiej w Borku Fałęckim 6-ego maja 1968 roku[1]. „Zawsze, kiedy przejeżdżam obok tej fabryki, a zwłaszcza obok kotłowni w tej fabryce, to przypomina mi się ta moja życiowa droga, te decydujące momenty mojego życia, wtedy często staje mi przed oczyma mała książeczka w niebieskiej okładce. Jako robotnik Solvayu często bardzo brałem ją ze sobą wraz z pajdą chleba, brałem ją ze sobą na zmianę popołudniową albo i nocną, na rannej trudniej było czytać, ale na zmianie popołudniowej często tę książeczkę czytałem. Ta książeczka nosiła tytuł "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny". Autorem jej był błogosławiony wówczas, a nieco później wyniesiony na ołtarze, jako święty Ludwik Maria Grignion de Montfort. I pozwólcie, że w dniu, kiedy się rozpoczyna nawiedzenie Matki Bożej w waszej parafii, to przypomnę. Ta mała książeczka w niebieskiej okładce, podobna do modlitewnika, była wtedy przeze mnie czytana w ciągu wielu dni i tygodni i nie tylko tak, żeby ją raz przeczytać i odłożyć. Ale ją czytałem, jeśli można tak powiedzieć, tam i z powrotem. Tam i z powrotem. Z tej książki nauczyłem się, co to właściwie jest nabożeństwo do Matki Bożej, bo przedtem miałem to nabożeństwo i jako dziecko i jako student gimnazjum, czy na uniwersytecie. Ale jaka jest właściwa tego nabożeństwa treść i głębia, to się nauczyłem z tej książki niewielkiej, czytanej tu, właśnie tu na zmianach w fabryce sody. Tak bardzo ją czytałem, że cała była poplamiona sodą - i na okładkach i w środku. Pamiętam dobrze te plamy sody. Pamiętam je dobrze, bo te plamy są właśnie jakimś ważnym elementem całego mojego życia wewnętrznego. Chcę to dziś przypomnieć”.

Studentka, inżynier, księgowa, lekarz w wielu aspektach nie są w stanie naśladować Jana Pawła II, ale mogą czerpać wzór z Karola Wojtyły, robotnika Solvayu. Przyszły papież żył swoją wiarą, prowadził intensywne życie duchowe, pogłębiał je poprzez lekturę, częste korzystanie z sakramentów, osobistą modlitwę, kierownictwo duchowe u Jana Tyranowskiego (również świeckiego)[2]. Nie zadowalał się bylejakością, myśleniem o Bogu tylko w czasie pacierza i niedzielnej Mszy. Rozumiał, na czym ma polegać życie chrześcijanina, każdego chrześcijanina. Zanim wszedł w świat duchowości kapłańskiej, dokładnie poznał, co znaczy być zwyczajnym człowiekiem, który poważnie traktuje wezwanie Boga „ Świętymi bądźcie, bo ja jestem Święty”[3]. Bardzo nam dzisiaj potrzeba wzorów świętości na wskroś normalnej i nad wyraz heroicznej, ludzi, którzy dowiodą, że jedno z drugim nie tylko się nie kłóci, lecz wręcz przeciwnie- to ludzie święci poprzez swoje obcowanie z Bogiem, pracę nad charakterem i rozwijanie zdolności, by służyć Bogu wszystkim, co mają, osiągają pełnię człowieczeństwa. Jan Paweł II nie tylko o tym pisał[4], ale przede wszystkim pokazał to swoim świeckim życiem, o czym warto byłoby częściej przypominać.

 

Monika Chomątowska

 

[1] http://www.katolicki.net/index.php/parafia-karol-woltyla.html [ data dostępu: 20.11.2014]

[2] Jan Tyranowski to postać warta osobnych rozważań. Jak można przeczytać w archiwalnym numerze „Niedzieli” ( 6/2014, str. 20-21) „W archiwum salezjańskim zachowały się jego notatki, z których wynika, że robił dokładny plan dnia, ofiarowywał każdą czynność Bogu, niemal codziennie uczestniczył w Eucharystii i przyjmował Komunię św. Uparcie i ze szczerością zachęcał młodych do pogłębionej pracy nad sobą – nad doskonaleniem cnót i poskramianiem niedoskonałości charakteru”. (…)Jego spowiednik – ks. Aleksander Drozd tak o nim pisał: „Podziwiałem bogactwo tej duszy. Lękałem się o jej skarby duchowe, usiłowałem je ukryć i zabezpieczyć przez pogłębienie w niej cnoty pokory. Miałem niemały szkopuł z prowadzeniem takiego «alpinisty» duchowego, bo on się wspinał na takie ścieżki i szczyty, których moja noga nie tknęła”.

[3] 1 P 1, 14-16: „[Bądźcie] jak posłuszne dzieci. Nie stosujcie się do waszych dawniejszych żądz, gdy byliście nieświadomi, ale w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”.

[4] Jan Paweł II, Dives in Misericordia, pkt. 1: „ukazanie człowieka w pełnej godności jego człowieczeństwa nie może się dokonać inaczej niż przez odniesienie do Boga, chodzi zaś nie tylko o odniesienie czysto pojęciowe, ale uwzględniające pełną rzeczywistość ludzkiej egzystencji. Człowiek i jego najwyższe powołanie odsłania się w Chrystusie poprzez objawienie tajemnicy Ojca i Jego miłości” .


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie