Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Burza publicystyczna, a także polityczna w związku z fragmentami homilii biskupa – seniora włocławskiego Wiesława Meringa wygłoszonej podczas XXXIV Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę jest dość przewidywalna. Jak przyjęło się w epoce mediów społecznościowych, memów i TikToka, zazwyczaj emocjonalne dyskusje dotyczą jednego lub kilku kontrowersyjnych zdań z konkretnego wystąpienia, bez zawracania sobie głowy innymi wątkami. Budzi to u odbiorców, zazwyczaj nie mających czasu i ochoty na poszukiwanie tekstów źródłowych i nie przejawiających ochoty do konfrontowania ocen i opinii publicystycznych mimo wszystko fałszywe wrażenie, że biskup-senior mówił na Wałach Jasnogórskich tylko o Niemcach.
Tymczasem w blisko 30-minutowej homilii było na ten temat niespełna 2 minuty. Hierarcha zaczął, zgodnie z okolicznością miejsca, wskazaniem na Matkę Bożą jako wzmacniającą więzi pomiędzy wiernymi i Bogiem Ojcem oraz przybliżającą im Jego postać. Psychologicznie figura ojca kojarzy się ze światem prawa, ładu, dyscypliny i obowiązku. Zatem, tworzącą ze swoimi dziećmi relację miłości, jednakże do pewnego stopnia uwarunkowaną posłuszeństwem wobec tychże zasad. Nieposłuszeństwo wobec Boga i brak zasad zaburzają więc porządek miłości. A na tych dwóch rzeczywistościach oparta jest wspólnota Kościoła, mająca również swój ludzki wymiar, w którym dążymy razem, nie pojedynczo, do zbawienia. Dzisiaj często ta wspólnota staje się przedmiotem drwin i określana jest w debacie publicznej jako „organizacja przestępcza”. Biskup posłużył się przy tym anegdotą o poległym żołnierzu, wobec którego jego towarzysze broni nie mieli pewności, jakiego był wyznania, ale w końcu ktoś stwierdził: „to musiał być katolik, bo strasznie bluźnił na Kościół”. Tymczasem ten Kościół Jezusa Chrystusa – bp Mering podkreślił, że właśnie jest to Kościół Syna Bożego, a nie „jakiegoś przemądrzałego teologa, czy nawet duchownego, nawet jeżeli jest biskupem” – pozostaje naszym domem. Dom może być miejscem schronienia przed cynizmem i kłamstwem. Bogurodzica troszcząca się o swoje dzieci, grzeszne, bierne, cierpiące, słabe pomaga nam odnaleźć prawdziwą twarz Kościoła. W tym kluczu relacji pomiędzy Bogiem i Chrystusem, wspólnotą Kościoła i Matką Bożą, Matką Kościoła należy według biskupa próbować odpowiedzieć na pytanie stawiane m. in. przez Benedykta XVI o przyszłości Kościoła i Europy – rzeczywistości te są bowiem ze sobą ściśle powiązane.
Rozważania dotyczące aktualnych problemów społeczno-politycznych, zwłaszcza w kontekście ochrony integralności granic państwowych, hierarcha umieścił w ostatniej części homilii. Nie były one same w sobie niczym dziwnym. Niepisanym zwyczajem pozostaje, że w czasie ogólnopolskich uroczystości w duchowej stolicy Polski biskupi i kaznodzieje podnoszą żywotne tematy związane z życiem wspólnoty narodowej, wciąż przynajmniej w zauważalnej grupie uznającej Matkę Zbawiciela za Królową naszego kraju. W tym miejscu dochodzimy do dyskutowanego od wczoraj wątku homilii, który rzeczywiście zrobił niedobre wrażenie. Zwłaszcza po przytoczeniu słów Wacława Potockiego z „Wojny chocimskiej” napisanej w XVII wieku: „Póki świat światem, nigdy Niemiec nie będzie Polakowi bratem”. Następnie, po stwierdzeniu, że „rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców”, które zgromadzeni przerwali brawami. W końcu – przypomnieniu nieużywanej publicznie, IV zwrotki hymnu narodowego. Słowa Potockiego i Wybickiego są oczywiście częścią naszej spuścizny historycznej i wyrażały realne odczucia pokoleń naszych przodków. Jednakże, umieszczone w ramach sugestii o określeniu się przez rządzących mianem Niemców - były zupełnie niepotrzebne i zakłóciły odbiór całości kazania, stając się wodą na młyn wielu krytyków, w tym także nieprzyjaźnie nastawionych do Kościoła.
Niemniej, starając się odejść od praktykowanej przez część publicystów zasady rzucania kamieniami oskarżeń złożonych z wielkich emocji i słów, warto zwrócić uwagę na przynajmniej kilka aspektów natury psychologicznej i społeczno-historycznej, które stoją za takim, a nie innym spojrzeniem biskupa-seniora.
Po pierwsze, ludzie pełniący prestiżowe funkcje, włączając w to hierarchów Kościoła, dość często gdy wkroczą w status jakkolwiek patrząc „emerytalny”, często pozwalają sobie w wypowiedziach na więcej. Wydaje się, że to wręcz naturalny mechanizm po latach konieczności używania bardziej oficjalnego i sztywnego języka komunikacji publicznej. Po drugie, hierarcha należy też do tej generacji, które łatwo i niekiedy bezkrytycznie czerpie cześć informacji z serwisów społecznościowych i internetu (wbrew pozorom problem ten nie dotyczy tylko ludzi młodych).
Po trzecie, bp Mering, urodzony już po zakończeniu II wojny światowej, w grudniu 1945 r. na Żuławach Wiślanych należy do pokolenia, w którym postrzeganie Niemiec ugruntowane zostało na nastrojach panujących w epoce gomułkowskiej (późniejszy hierarcha wstąpił do seminarium duchownego w 1962 r.). Próbowały one integrować Polaków wokół rządzącej PZPR jako jedynego gwaranta polskości Ziem Zachodnich broniącego ich przed „rewizjonizmem określonych politycznie kół bońskich”. Ta propaganda historyczna ekipy komunistycznej nie wzięła się oczywiście z powietrza. Była odpowiedzą na realne i największe w historii cierpienia Polaków zadane przez Niemców podczas II wojny światowej, jak i mniej tragiczne, ale również pamiętane jeszcze wówczas w znacznie większym stopniu niż dzisiaj politykę pruską z czasów Kulturkampfu i rugów pruskich. Stanowiła więc wyraz, podobnie jak w przypadku Potockiego i Wybickiego realnych i uzasadnionych lęków. Nie zapominajmy przy tym, że narracja gomułkowska była też próbą budowy konkurencyjnej wobec obchodów Millennium Chrztu Polski i Wielkiej Nowenny opowieści historycznej, w której Kościół katolicki ukazywano jako rzekomo słaby i niezdolny do obrony interesu narodowego, skłonny do paktowania z tradycyjnymi przeciwnikami naszego kraju.
Dopiero z perspektywy czasu widać, w kontraście z obecną sytuacją, jak wielkim aktem o znaczeniu nie tylko profetycznym, ale również stanowiącym wyraz odważnego, gdyż odbywającego się w wybitnie niesprzyjających okolicznościach geopolitycznych budowania polskiej racji stanu i tworzenia specyficznej odmiany „faith-based diplomacy” był gest kardynała Stefana Wyszyńskiego i „Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim”. Zostało ono napisane pod koniec 1965 r, a więc w samym oku cyklonu czasów „towarzysza Wiesława”, w których RFN stanowił synonim zła. Stąd list został w dużej mierze w chwili ogłoszenia w Polsce niezrozumiany i odrzucony, także w wielu kręgach kościelnych i katolickich. Orędzie zaś faktycznie zapoczątkowało trudny, wyboisty i długi proces pojednania polsko-niemieckiego. Zaowocował on tym, że obecnie relacje polsko-niemieckie znajdują się na poziomie obiektywnie najlepszym w historii. Pomimo tego, iż Berlin wciąż pozostaje partnerem trudnym, nie zawsze dla nas przewidywalnym i wymagającym, którego polityki zagranicznej i gospodarczej często nie potrafimy interpretować bez emocji oraz w duchu racjonalnej refleksji. Podobnie, jak również często nie potrafimy stworzyć atrakcyjnej, także w odbiorze międzynarodowym, kontroferty wobec dość konsekwentnie prowadzonej przez sąsiada zza Odry Geschichtspolitik. Nie oznacza to jednakże, że należy z tej racjonalnej polityki rezygnować, nawet pomimo ewidentnie niesprzyjającej atmosfery wynikającej z istnienia uproszczonej refleksji narzucanej przez rzeczywistość cyfrową.
W tym kontekście, jasnogórskie passusy biskupa-seniora o Niemcach można ocenić jako znaczący krok do tytułu w stosunku do mądrej i metodycznie skutecznej linii Prymasa Tysiąclecia. Marzyłby się powrót do tej zapomnianej linii, który automatycznie stanowiłby też powrót do roli Kościoła jako przenikliwego autorytetu społeczno-politycznego, wykazującego się myśleniem długofalowym, szkicowanym w wymiarze epok, a nie przejściowych emocji w mediach społecznościowych.
Łukasz Kobeszko
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcia pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co więcej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.