Wywiady
2017.03.11 22:24

Kościół w kraju samurajów

Rozmowa z Dorotą Hałasą, dziennikarką mieszkajacą w Japoni, autorką książki "Chrystus w kraju samurajów".

 

Przywiozłaś do Polski replikę fumie? Właściwie czym jest ten przedmiot?

Fumie znaczy pojapońsku „obrazek do deptania”. Były to drewniane lub żeliwne obrazki przedstawiające najczęściej ukrzyżownego Jezusa lub pietę, które wykorzystywane były od 1629 roku przez reżim siogunów Tokugawa w celu wykrywania ukrywających się przed prześladowaniami chrześcijan. W 1614 roku pełniący rolę sioguna Ieyasu Tokugawa wprowadził całkowity zakaz wyznawania chrześcijaństwa w Japonii. Jednak prześladowania japońscy dyktatorzy rozpoczęli dużo wcześniej, bo w 1597 roku, ukrzyżowaniem dwudziestu sześciu zagranicznych oraz japońskich misjonarzy, księży, katechetów i zwykłych wiernych. Ich egzekukcja i wystawienie ciał męczenników na widok publiczny przyniosły odwrotny od zamierzonego efekt. Ludzie byli pod wrażeniem duchowej siły męczenników i uważali, że ich wiara musi być prawdziwa skoro oddają za nią życie. Od egzekucji w Nagasaki liczba wiernych zaczęła, pomimo gróźb władców, znacznie wzrastać. Z tego powodu od 1613 roku zaczęły się systematyczne prześladowania katolików. Ponieważ katolicy japońscy byli niezłomni i wyznawali wiarę w ukryciu, władze wprowadziły kontrolę wyznań polegającą na fumie, czyli zmuszaniu ludzi do deptania obrazka przedstawiającego Matkę Boską lub Jezusa ukrzyżowanego, dla udowodnienia, że nie są katolikami. Mówi się, że pomysł wprowadzenia fumie, skierowanego przeciwko katolikom, pochodził od protestanckich kupców holenderskich, którzy konkurowali z kupcami z katolickiej Portugalii i robili w Japonii interesy lub że był to pomysł Ciuana Sawano, czyli o. Christovao (Krzysztofa) Ferreiry, który poddany okrutnym torturom wyrzekł się wiary.

Jednakże nie jest możliwe, aby Ferreira był pomysłodawcą fumie, bo praktyka była w użyciu od 1629 roku, a on został schwytany i poddany torturom w 1633 roku. Nie ma też dowodów na to, że praktykę wymyślili Holendrzy, choć niektórzy na to wskazują.

Do Polski przyjechała replika żeliwnego obrazka, która jest przechowywana w kościele Takawana w Tokio, pielęgnującym pamięć męczeńskiej śmierci około stu męczenników z Edo (obecnego Tokio), którzy zostali spaleni w 1632 roku. Wiele ludzi oddało życie podczas tortur, bo nie chcieli podeptać wizerunku  Chrystusa lub Matki Bożej. Można więc powiedzieć, że przywiozłam replikę relikwii.

 

Bardzo często przedstawia się historię prześladowania chrześcijan w Japonii jako coś oczywistego, można odnieść wrażenie, że chrześcijaństwo do Japończyków nie pasuje. A z waszej książki można wynieść wrażenie, że misja rozpoczęta przez świętego Franciszka Ksawerego mogła owocować wspaniałą chrześcijańsko-japońską kulturą. Jak Ty sama oceniasz tę – podobno naturalną – rozbieżność miedzy nasza wiarą a cywilizacją Kraju Kwitnącej Wiśni?

Kościół jest powszechny i nauka Boża pasuje do każdego narodu na świecie. Nie pasuje natomiast do systemów totalitarnych, które chciałyby zająć miejsce Boga i kontrolować wszystkie przejawy postępowania ludzi, łacznie z ich wyznaniem. Kiedy św. Franciszek Ksawery przybył do Japonii w 1549 roku z dwoma innymi misjonarzami oraz trzema ochrzczonymi Japończykami, będącymi jego przewodnikami i tłumaczami, Japonia pogrążona była w wojnie domowej, nazywanej walkami prowincji. Wiara w Chrystusa stanowiła rewolucję, bo w czasach kiedy nikt nie wiedział czy przeżyje dzień, uczyła, że życie ludzkie  jest największą wartością, że nie wolno odbierać życia, że trzeba szanować swojego nieprzyjaciela. Od czasów średniowiecza panował w Japonii zwyczaj popełniania samobójstwa, które oczyszczało honor rodu. W XVI w. przyjęło ono formę harakiri (lub inaczej po japońsku seppuku), czyli rozcięcia podbrzusza krótkim mieczem. Był to „przywilej” zarezerwowany dla synów wojowników busi, zwanych w Europie samurajami. Chrześcijaństwo wprowadziło poszanowanie dla życia. Chrześcijańscy panowie feudalni, których chciano zmuszać do popełnienia samobójstwa, odmawiali i za to ich ścinano. Tak samo żona jednego ze znacznych panów feudalnych Gracja Hosokawa, kiedy była otoczona w zamku przed wrogów i kiedy wiadomo było, że zginie, poprosiła swojego służącego, aby ją zabił. Sama nie chciała tego zrobić ze względu na wiarę.

Misjonarze nawoływali także do zaprzestania praktyki zabijania niemowląt, praktykowanej np. gdy dziecko urodziło się niepełnosprawne.

Trzeba także wskazać na fakt, że Jezuici przywieźli do Japonii podstawową wiedzę dotyczącą nauk przyrodniczych np. jak powstaje deszcz i śnieg. Zapoznali Japończyków z podstawami astronomii. Założyli w Japonii piewszy szpital, który miał dział chirurgiczny i pierwsze domy miłosierdzia, które opiekowały się najbiedniejszymi. O. Luis Almeida pływał nawet na dalekie wyspy Goto, aby leczyć ludzi. Zaczął uczyć Japończyków europejskiej medycyny, która stała na dużo wyższym poziomie niż japońska wiedza medyczna. Jezuici przywieźli do Japonii poza wiarą nie tylko wiedzę medyczną i przyrodniczą, ale również alfabet, łacinę, maszynę drukarską, muzykę i malarstwo zachodnie, nie wspominając o oliwkach i europejskich potrawach jak chleb - zwany do dziś w Japonii po portugalsku „pan” oraz biszkopt i tempurę.

Jezuici krytykowali praktykowane przez mnichów  stosunki homoseksualne z oddanymi im na naukę młodymi chłopcami z rodzin szlachetnie urodzonych. Nic więc dziwnego, że spotkali się z wrogością kleru miejscowych wyznań. 

Najlepszym dowodem na bardzo dobrą asymilację chrześcijaństwa w Japonii jest działalność beatyfikowanego 7 lutego pana feudalnego Justyna Ukona Takayamy. Na uwagę zasługuje też działanośc jego ojca Dariusza. Wywodzili się z rodu pochodzącego od rodziny cesarskiej. Byli obydwaj wychowani według zasad etyki samurajskiej. Justyn Ukon był jednym z mistrzów ceremonii parzenia herbaty i przyjaźnił się z Sen Rikyu, założycielem własnej szkoły ceremonii parzenia herbaty. Pod wpływem postawy Justyna Ukona czterech z sześciu najlepszych uczniów Sena Rikyu przyjęło chrzest. Ostatnio słyszałam wypowiedź jednego z japońskich historyków, który uważa, że sam Sen Rikyu przyjął chrzest, a przyjęty przez niego pseudonim w rzeczywistosci oznaczał San Luca, czyli św. Łukasz. (W języku japońskim nie ma litery „l”, więc zastępuje się ją „r”).

Ojciec i syn Takayama sponsorowali budowy i działaność kościołów,  seminariów i łożyli na działaność misjonarzy. Sami prowadzili ewangelizację na różnych terenach. Kiedy w 1587 roku ówczesny dykaator Hideyosi Toyotomi rozkazał Jutynowi Ukonowi porzucić wiarę jeżeli nadal chce mu służyć, Justyn Ukon bez chwili zastanowienia oddał mu wszystkie swoje posiadłości i utracił zajmowane stanowiska. Tym samym skazał siebie i swoją rodzinę na tułaczkę. Dwadzieścia lat żył w Japonii prowadząc ewangelizację mimo zakazu i był gotowy na śmierć męczeńską. Był zwany księciem chrześcijaństwa. Siogun bał się go zabić, bo obawiał się, że kult jego męczeństwa wzmocni wyznawaną w ukryciu wiarę katolicką. Skazał go więc z rodziną w 1614 roku na banicję do Manili. Justyn Ukon zmarł w opinii świętości w Manili 3 lutego 1615 roku z wycieńczenia, zaledwie czterdzieści dni po przybyciu na Filipiny.

 

W waszej książce Justyn Ukon Takayama, całkiem niedawno beatyfikowany japoński możnowładca, jest postacią centralną i zarazem doskonałym przykładem syntezy kultury Japonii i chrześcijaństwa. Ale skoro mówimy o uniwersalizmie chrześcijaństwa to czego powinien uczyć ten święty współczesnych wierzących w Chrystusa na całym świecie?

Dariusz i Justyn Ukon Takayama byli szlachetnie urodzonymi wojownikami. Byli bardzo dobrze wykształceni, nie tylko w dziedzinie szermierki, jazdy konnej i innych sztuk wojennych, ale również poezji, kaligrafii i literatury. Kiedy Dariusz, który był początkowo przeciwnikiem chrześcijaństwa, usłyszał naukę Chrystusa, od razu zdecydował się przyjąć chrzest. Miał wtedy około pięćdziesięciu lat. Scedował na Justyna Ukona cały majątek i oddał się służbie Bogu. Justyn Ukona żyjąc w czasie wojny domowej musiał walczyć po stronie swoich panów feudalnych. To było jego zajęcie. Był bardzo zdolnym dowódcą i panem feudalnym, który piął się po drabinie kariery. Stał się prawą ręką rosnącego w siłę dyktatora Hideyosiego Toyotomi, a ten uznał go za jednego z najbardziej zaufanych ludzi właśnie dlatego, że był chrześcijaniniem. Znany był ze swojej prawości i wiadomo było, że go nie zdradzi. Choć posiadał całkowitą władzę nad ludżmi mieszkającymi na terenie jego posiadłości, Justyn Ukon nie tylko nie zmuszał ich do przechodzenia na chrześcijaństwo, ale otoczył ich opieką społeczną porównywalną do opieki, którą otoczeni jesteśmy obecnie. On po prostu kochał ludzi. 

Ulegając namowom swoich popleczników związanych z klerem buddyjskim ten sam Hideyosi, poczuł zagrożenie ze strony chrześcijańskich panów feudalnych stanowiących znaczną siłę szczególnie na wyspie Kyusiu i w Nagasaki, mieście założonym przez katolików. Postawił Justynowi Ukonowi ultimatum, że albo będzie mu dalej służył i porzuci wiarę, albo zostanie wraz z rodziną pozbawiony całego majątku i wszystkich zajmowanych funkcji. Justyn Ukon bez zastanowienia odpowiedział parafrazując fragment z Ewangelii św. Mateusza: „Cóż za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” Oddał wszystko co miał i zawierzył się całkowicie Opatrzności Bożej. Justyn Ukon nie przyjął na drugi dzień nawet pieniędzy, które koledzy, inni panowie feudalni zebrali dla niego, jako przyjaciele, aby go wesprzeć w tułaczym życiu. Justyn Ukon żył jako wojownik, mąż i ojciec prawdopodobnie piątki dzieci. W pewnym momencie tak jak celnikowi Mateuszowi Bóg powiedział, żeby poszedł za nim. Wtedy zostawił wszystko, wstał i poszedł. Po konfiskacie dóbr napisał o sobie, że pomimo utraty wszystkiego poczuł całkowity pokój, który go ogarnął, bo uwierzył, że Bóg jest z nim. Wielokrotnie w sposób cudowny unikał śmierci. Justyn Ukon uczy nas wiernosci wartościom, których uczył Jezus, przede wszystkim całkowitego zawierzenia się Bogu. Możemy go nazwać żołnierzem niezłomnym. Był mężem, ojcem i synem, który dbał o rodzinę i wychowanie swoich dzieci. Kiedy został skazany na banicję cała jego najbliższa rodzina zgodziła się mu towarzyszyć, pomimo niebezpieczeństwa życia. Justyn Ukon przyjął chrzest jako jedenastoletni chłopiec, zaledwie trzynaście lat po wyjeździe z Japonii św. Franciszka Ksawerego. Świadczy to o dużej dojrzałości młodego Kościoła japońskiego.  

 

W waszej książce występuje jeszcze jedna postać, misjonarza-męczennika, który być może jest jednym z pierwowzorów postaci filmu „Milczenie”. Dla nas obojga powinien być on szczególnie bliski – ostatecznie pochodzi z Lublina.

Przypominamy postać pierwszego Polaka w Japonii, jezuity o. Wojciecha Męcińskiego zwanego Albertus di Polonia. Urodził się w 1601 roku jako najstarszy syn w szlacheckiej rodzina pana w Osmolicach, herbu Poraj.  Uczył się w szkole jezuickiej w Lublinie i z wielkim zainteresowaniem czytał raporty o. jezuitów przychodzące z Japonii. Pod ich wpływem postanowił wstąpić do Towarzystwa Jezusowego. Tata zmarł, a mama była przeciwna zamiarom syna. Wysłała go więc na studia medyczne na Uniwersytecie Krakowskim. Wojciech w 1621 roku, czyli w wieku 20 lat, wyjechał do Rzymu i wstąpił do nowicjatu św. Andrzeja. Po śmierci mamy wrócił do Polski, aby załatwić sprawy majątkowe i oddał swój majątek jezuitom, którzy założyli dzięki temu szkołę w Krakowie. Wrócił do Rzymu i prosił swoich przełożonych w zakonie jezuitów, aby wysłali go do Japonii. Wiadomo było, że w Japoni trwają prześladowania katolików, ale Wojciech dostał pozwolenie na wyjazd w 1626 roku. Opuścił Rzym wraz z o. Sebastianem Vieirą, który został potem wiceproiwncjałem jezuitów w Japonii, a jego sekretarzem był o. Christovao, czyli Krzysztof Ferreira. O. Sebastian został zesztą schwytany w Japonii przez władze, poddany torturom i poniósł śmierć męczeńską. O. Wojciech ukończył w Portugalii studia teologiczne i tam w Evora został wyświęcony na kapłana.  Z Lizbony wypłynął do Goa w Indiach, gdzie była azjatycka siedziba Towarzystwa Jezusowego. Jednak wiatry zepchnęły statek do Brazylii. Wrócił z powrotem z Brazylii do Lizbony, skąd w 1633 roku wypłynął do Goa. Tam ofiarował św. Franciszkowi Ksaweremu rodzinną srebrną lampę, którą przywiózł z Polski specjalnie w tym celu. Z Goa wyruszył do Kocin, aby przedostać się do Japonii pogrążonej w okrutnych prześladowaniach chrześcijaństwa. W dniu 18 kwietnia 1635 roku wysłał do Rzymu list, w którym zawiadomił o wcześniejszej o rok męczeńskiej śmierci w Edo o. Sebastiana, który popłynąl do Japonii przed nim. Miał do Japonii popłynąć statkiem z włoskim jezuitą o. Marcello Mastrilli, ale wsiedli na inne statki. Kiedy o. Wojciech wyruszył do Malakki, holenderscy piraci porwali portugalski statek, na którym płynął i zawiedli go na wyspę Formosę, gdzie zmusili go, aby przez kilka miesięcy pilnował świń. Kiedy wybuchła epidemia biegunki wykorzystał swoją wiedzę medyczną i wyleczył syna gubernatora oraz kilku Holendrów. Zyskał dzięki temu wolność.

Ze względu na politykę izolacji wjazd do Japonii był praktycznie niemożliwy. O. Wojciech dołączył do pierwszej grupy misji o. Antoniego Rubino, która miała przedostać się do Japonii, aby tam wspierać żyjących w konspiracji wiernych. Dnia 5 lipca 1642 roku o. Wojciech wraz z innymi członkami misji tj. Rubino, Capece, Moralesem i Marquesem wyruszyli do Japonii z Filipin. Przybyli do Japonii przebrani za chińskich kupców. Niestety ze względu na panujący tu system szpiegostwa i donosicielstwa  zostali pojmani i odesłani do Nagasaki. Na ich pierwszym przesłuchaniu tłumaczem był podobno o. Ferreira. O. Rubino zestrofował go za to, że wyrzekł się wiary. Wszyscy pojmani przez siedem miesięcy trzymani byli w więzieniu. Byli regularnie poddawani okrutnym torturom. Zostali wszyscy przewiezieni na miejsce męczeństwa na wzgórzu Nishizaka 17 marca 1643 roku i tam poddano ich ostatniej serii tortur czyli wieszania do góry nogami i podtapiania w wodzie kloacznej. Wszyscy zginęli śmiercią męczeńską. O. Wojciech umarł w wyniku tortur 25 marca. W drugiej grupie misjonarzy należących do misji o. Rubino był m.in. o. Franciszek Chiara, który jest prototypem o. Sebastiana Rodriguesa w filmie „Milczenie”. Misjonarze z tej grupy nie wytrzymali tortur i wyparli się wiary.  O. Męciński żył oddaniem Matce Boskiej. Ułożył własną modlitwę zawierzenia się Jej, która dostępna jest na portalu o. jezuitów w internecie.

 

W 1865 roku, dokładnie rzecz biorąc 17 marca, do nowo wybudowanego kościoła w Nagasace weszli japońscy chrześcijanie, po całych pokoleniach ukrywania się tak naprawdę nie wiedzieli o swojej wierze dosłownie nic. Jak wyglądała odbudowa chrześcijaństwa w Japonii?

Grupa chrześcijan ze wsi Urakami weszła do kościoła w Oura w Nagasaki 17 marca 1865 roku. Był to drugi kościół katolicki, który powstał w Japonii po trwajacej ponad dwa wieki izolacji. Pozwolono na wyznawanie wiary tylko katolikom, cudzoziemcom. Japończyków nadal obowiązywał zakaz wyznawania wiary. Wejście do kościoła musiało być dla japońskich wiernych wielkim przeżyciem, bo nigdy nie widzieli prawdziwego kościoła, ani figurki przestawiającej Chrystusa lub Matkę Boską. Od 1614 roku nie było w Japonii żadnego kościoła. Żyli modląc się przekazywanymi z dziada pradziada w ukryciu modlitwami, których znaczenia zapewne dobrze nie rozumieli. Trzymała ich nadzieja na zbawienie i wiara w przekazywaną z pokolenia na pokolenie przepowiednię, że prześladowania skończą się po siedniu pokoleniach i wtedy przypłynie do nich wysłany przez papieża kapłan w białej szacie, który będzie miał flagę ze znakiem Maryi. Wiedzieli, że ksiądz wyznający ich wiarę musi spełniać trzy warunki. Musi być posłuszny papieżowi w Rzymie, żyć w celibacie i wielbić Matkę Bożą. Mieszkańcy Urakami zapytali więc księdza Petijean czy spełnia te trzy warunki. Kiedy odpowiedział, że tak, odpowiedzieli szeptem, że ich serca czują tak samo jak on. Chcieli zobaczyć figurkę Matki Boskiej, a kiedy ją zobaczyli przyklęknęli i prawiodłowo wykonali znak krzyża. Niestety nie był to konieć „drogi krzyżowej” japońskich katolików. Choć władza się zmieniła, nadal niechętna była chrześcijaństwu. Chrześcijanie zostali zachęceni do tego, aby się ujawnili, ale służyło to tylko spisaniu ich liczby. Nowe władze rządu Meiji poddały ich nowym, ale równiez okrutnym torturom. Do zakończenia prześladowań i zniesienia zakazu wyznawania przez nich wiary bardzo przyczynili się katolicy francuscy. Podczas wizyty japońskiej delegacji rządowej w Paryżu zorganizowali demonastrację i żądali swobody wyznania dla japońskich chrześcijan. Rząd japoński obawiał się pogorszenia stosunków z państwami europejskimi, a polegał na ich pomocy w modernizacji zacofanego kraju. W 1873 roku zakaz wyznawania chrześcijaństwa przez Japończyków został zniesiony. Niestety w wyniku kolejnej fali prześładowania i tortur, liczba katolików się zmniejszyła. Kiedy wrócili do swoich zniszczonych domów np. w Urakami koło Nagasaki zdziesiątkowała ich epidemia czerwonki. Zaczęto jednak pod nadzorem misjonarzy budować kościoły. Dużą rolę w tzw. drugim posiewie odegrali księża z Paryskich Misji Zagranicznych. W 1925 roku w Nagasaki wybudowano wreszcie katedrę w Urakami i wydawało się, że wierni będą mogli normalnie wyznawać wiarę. Niestety 9 sierpnia 1945 roku amerykański samolot wiozący najstarszliwszą  broń w dziejach ludzkości, bombę atomową, z powodu zachmurzenia nie mógł spuścić jej na zlokalizowane nad morzem zakłady przemysłowe i zrzucił bombę w okolicy katedry w Urakami. Śmierć poniosły dwie trzecie potomków chrześcijan, żyjących w czasie prześladowań w ukryciu. To był ogromny cios zadany chrzescijaństwu tym razem przez inne państwo chrześcijańskie, po latach imprerializmu, kiedy  byli podejrzewani o szpiegostwo, a misjonarzy internowano.     

 

Ale historia chrześcijan w Japonii to nie tylko japońskie prześladowania. To także historia świętego Maksymiliana Kolbe i jego braci z klasztoru w Nagasace, to franciszkanin brat Zeno.

Dzieło św. Maksymiliana M.Kolbe to największy wkład Polski w budowanie pomostu przyjaźni z Japonią. O. Maksymilian przyjechał do Japonii w kwietniu 1930 roku z bratem Zenonem Żebrowskim i z bratem Hilarym. Przypłynął do Nagasaki, do kościoła zwanego Domem Bożym w Oura, tego samego, w którym w marcu 1865 roku ujawnili się ukrywający się w czasie prześladowań chrześcijanie. O. Kolbe dostał posadę  nauczyciela teologii w tamtejszym seminarium duchownym. Zamieszkał w domku niedaleko kościoła. Zapytał miejscowego biskupa czy mógłby zacząć wydawać Rycerza Niepokalanej po japońsku. Biskup się zgodził, bo stwierdził, że i tak się to nieznającemu japońskiego cudzoziemcowi nie uda. Jakież było jego zdziwienie kiedy miesiąc później brat Zenon, czyli po japońsku Zeno, zaczął na ulicy rozdawać darmowe pisemko pod tytułem Seibo-no kishi, czyli Rycerz Niepokalanej. W muzeum w Niepokalanowie można zobaczyć telegram z Japonii, w którym o. Maksymilian zawiadamia o wydaniu pierwszego numeru Rycerza. O. Kolbe dyktował japońskiemu zakonnikowi tekst po włosku, a ten tłumaczył go na japoński. Po niedługim czasie za zarobione pieniądze i datki z Niepokalanowa o. Kolbe nabył kawałek ziemi w Hongoci przy drodze wylotowej z Nagasaki. Tam najpierw kazał na wzgórzu ustawić figurkę Matki Boskiej z Lourdes, a potem zaczął budowę klasztoru franciszkanów konwentualnych. Bracia, którzy pomagali budować klasztor mówili mi, że warunki były spartańskie. Spali na tym co wybudowali. Trwali na misji tylko dzięki osobowości i łagodności o. Maksymiliana. O. Maksymilian opuścił Japonię w 1936 roku. W 1945 roku polscy zakonnicy zostali internowani przez władze japońskie, które stały po stronie państw osi. W klasztorze został tylko o. M. Mirochna i brat Zenon. 9 sierpnia wszyscy przeżyli tragiczny wybuch bomby atomowej. O. Mirochna i brat Zeno od razu ruszyli do pomocy ludziom. Zaopiekowali się sierotami, które straciły rodziców. Założyli po wojnie sierociniec. O. Mirochna stwierdził, że dziećmi lepiej będą się opiekować siostry. W 1949 roky powstał żeński zakon sióstr Rycerstwa Niepokalanej. Kiedy sieroty podrosły i sierociniec przestał być potrzebny, siostry założyły pierwszy w Japonii zakład dla dzieci niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki. Było to coś tak nowego, że ośrodek przyjechał odwiedzić cesarz. Zakład opieki społecznej znajduje się na terenie założonego w Konagai, w mieście Isahaya, Ogrodu Chwały. Opieką nad nim zajęły się władze prefektury Nagasaki. W lutym 1981 roku dzieło o. Maksymiliana Kolbe przyjechał zobaczyć polski papież św. Jan Paweł II. Długo modlił się w rekonstrukcji celi o. M. Kolbe w klasztorze o. franciszkanów konwentualnych. W tym samym roku na jesieni Papież kanonizował o. Maksymiliana. Polski Papież był tym, który wypełnił przekazywane przez japońskich chrześcijan proroctwo, że po zakończeniu prześladowań przybędzie do nich pod sztandarem Maryi wysłany przez Papieża kapłan w białej szacie. Był to sam Papież, który przybył do Japonii jako pielgrzym pokoju i wygłosił aż trzynaście kazań po japońsku. Jego nauczycielem był japoński franciszkanin konwentualny, wychowanek polskich franciszkanów w Nagasaki.   

 

I tak oto przeszliśmy do współczesności – jak wygląda obecnie Kościół w Japonii? Skoro odbywają się w nim uroczystości beatyfikacyjne to chyba jest on żywotniejszy, niżby się to wydawało na pierwszy rzut oka?

Kościół japoński jest bardzo mały, ale odgrywa ważną rolę społeczną. Chrześcijanie stanowią 0,5 proc. społeczeństwa. Około połowa z tego to katolicy. Jest to ok. 450 tys. osób w zamieszkanej przez 127 mln. ludzi Japonii. Trzeba do tego dodać cudzoziemców. Jest tu ok. 1450 księży. Działa kilka katolickich uniwersytetów, w tym najbardziej znany uniwersytet Sophia w Tokio. Jest sporo przedszkoli i szkół - od podstawowych do liceów - prowadzonych przez organizacje kościelne. Należą do bardzo dobrych szkół. Znane są szkoły dominikańskie i salezjańskie. Nieżyjący już polscy salezjanie jak o. Nikodem Pisarski i o. Michał Moskwa kształcili młodych Japończyków oraz kleryków po wojnie. Zostali za to odznaczeni przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Obecnie prezesem zarządu liceum prowadzonego przez o. pijarów jest o. Adam Kurzak. Kościół założył po wojnie szpitale, które nadal tu funkcjonują. Jednak Kościół japoński się starzeje, jest mało ludzi młodych, chociaż ponad dwustuosobowa osobowa grupa katolików reprezentowała Japonię podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Myślę, że Kościół japoński ma oczywiście szansę na ponowne odrodzenie. Na razie dotknęła go, tak jak inne kraje rozwinięte, choroba dobrobytu.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Juliusz Gałkowski.

 


Dorota Hałasa

Polska autorka i dziennikarka na stałe mieszkająca w Japonii. W roku 2004 wydała książkę "Życie codzienne w Tokio". W marcu 2017 roku ukazała się jej kolejna książka, napisana wspólnie z jezuitą Zygmuntem Kwiatkowskim, "Chrystus w kraju samurajów".