Felietony
2015.04.15 16:50

Konsekwencje Wielkanocnego Poranka

Konsekwencje Wielkanocnego Poranka

 

Nasi bracia z Kościołów obrządków wschodnich wspominają swoich zmarłych podczas Oktawy Zmartwychwstania Pańskiego. Dla nas, łacinników, może wydawać się to dziwne, gdyż kojarzymy tego typu obchody ze smutnymi listopadowymi dniami, kiedy naturalnie łatwiej myśli się o odchodzeniu i śmierci, niż w czasie, gdy wszystko dokoła budzi się do życia wraz z wiosną. Jednakże za wschodnim zwyczajem wydaje się stać mocne teologiczne uzasadnienie. Patrząc na sprawę szerzej i wyzbywając się skądinąd nieuzasadnionych uprzedzeń (wszak wszystkie obrządki Kościoła katolickiego są równorzędne[1]), należałoby stwierdzić, iż Oktawa Zmartwychwstania nadaje się do modlitwy za zmarłych, gdyż bardzo mocno zmusza do zadania sobie podstawowych pytań, przede wszystkim tych dotyczących „życia po życiu” i podejmowania ostatecznych decyzji.

Zmartwychwstanie Chrystusa jest wydarzeniem, które wymaga od każdego, kto się z tym faktem spotyka, dania odpowiedzi- albo przyjmuję świadectwo uczniów i wierzę w to, że trzeciego dnia po swojej śmierci, Jezus w sposób niewytłumaczalny z naturalnego punktu widzenia, wstał z grobu w swoim własnym Ciele, tym samym, które wisiało na krzyżu i rozpoczął nowy sposób egzystencji[2], albo nie przyjmuję tego świadectwa, odrzucam je i nie wierzę. Postaram się krótko przedstawić część konsekwencji wynikających z obydwu postaw.

Zacznę od drugiej - negacja Zmartwychwstania. Św. Paweł krótko, ale bardzo wyraźnie napisał o konsekwencjach sytuacji, jaka miałaby miejsce dla wszystkich chrześcijan, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał[3]: „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”. Św. Paweł wyraźnie wskazuje, że bycie chrześcijaninem jedynie ze względu na jakieś domniemane doczesne korzyści, byłoby absurdalne. To prawda, gdyż jaki sens ma zaparcie się siebie, ofiara i droga śladami Mistrza, do której zostaliśmy wezwani jako Jego uczniowie[4], jeżeli krzyż byłby nie jedynie jej częścią, ale i ostatecznym końcem? Poza tym nie sposób nie zauważyć, że wykreślenie z historii świata faktu zmartwychwstania Jezusa, musi w konsekwencji prowadzić do zredukowania ludzkiego życia jedynie do wymiaru materialnego, czy cielesnego, więc automatycznie wszelkie duchowe uzasadnianie krzyża, traciłoby sens.

Oczywiście, można wierzyć w życie pozagrobowe, nie wierząc w cielesne zmartwychwstanie Chrystusa, ale ostatecznie prowadzi to do akceptacji przynajmniej części sytuacji, które chrześcijanie uważają za złe i grzeszne. Za przykład może posłużyć chociażby aborcja kalekich dzieci czy eutanazja. Jeśli ktoś odrzuca zmartwychwstanie ciała, ale po prostu wierzy w nieśmiertelność duszy, może powiedzieć coś, co niestety często dane mi było usłyszeć z ust nominalnych katolików- po co ma cierpieć, skoro wierzymy, że i tak po śmierci będzie mu lepiej? Czy zatem nie lepiej mu skrócić cierpienie? Tego typu dylemat, w którym brzmi echo gnostyckiej wizji ciała jako więzienia duszy, znika jedynie, gdy uznajemy zmartwychwstanie ciała i udział materii w chwale przyszłego świata po Paruzji. Już św. Paweł wspomina o sensie cierpienia w kontekście zmartwychwstania[5]. Tylko wtedy problem sensu cierpienia i godności ciała ludzkiego, nawet wówczas, gdy jest ono bardzo zniekształcone i poniżone, znajduje swoje rozwiązanie. Zmartwychwstanie pozwala zrozumieć, iż nasze ciało nie jest więzieniem duszy, jak chcieliby gnostycy. Z jednej strony właśnie dlatego, że także ono jest przeznaczone do udziału w chwale Królestwa niebieskiego, wymaga szacunku i troski, niezależnie od tego, jak bardzo jest dalekie od takiego czy innego ideału. Z drugiej, każde cierpienie, którego doświadczamy w ciele może być zjednoczone ze śmiercią Chrystusa i wydać owoce w dniu zmartwychwstania. Próba skrócenia tego cierpienia za wszelką cenę (jak w przypadku aborcji niepełnosprawnych czy eutanazji), aby jak najszybciej uwolnić duszę od ciała, może pozbawić chwały także duszę. Poza tym godność człowieka, zarówno jego duszy, jak i ciała oraz poważne potraktowanie bólu związanego z rozdziałem obu tych części składowych jednej ludzkiej natury, jaki następuje w chwili śmierci, wręcz domaga się naszego „tak” względem świadectwa o pustym grobie Chrystusa. Sama wiara w nieśmiertelność duszy, nie jest wystarczająca dla człowieka, który doświadcza, że jego natura zawiera w sobie zarówno elementy materialne, jak i duchowe, a w związku z tym nie mógłby on odnaleźć pełni szczęścia, uznając, iż istotna część jego samego, miałaby bezpowrotnie ulec unicestwieniu.

W przypadku, gdy zostanie zanegowane już nie tylko cielesne zmartwychwstanie, ale wręcz jakiekolwiek życie po życiu, ludzka egzystencja zostaje sprowadzona jedynie do materii. Tragedia osób, które przyjmują tego typu perspektywę jest podwójna. Z jednej strony, idąc za wrodzonym pragnieniem sprawiedliwości, szczęścia i dobra, podejmują one różnorodne wysiłki w celu poprawy doczesnej doli swojej oraz innych ludzi. Z drugiej jednak wcześniej, czy później muszą napotkać dramat, którego nie da się rozwiązać, ograniczając horyzont do doczesności i redukując człowieka do materii. Dramat ten ma dwie składowe. Pierwsza to fakt, iż tak naprawdę nie jesteśmy w stanie nigdy w pełni zaspokoić wszystkich potrzeb człowieka. Wynika to po pierwsze z tego, że dysponujemy ograniczonymi siłami, zdolnościami, zasobami i wiedzą, a postęp ludzkości dokonuje się raczej w ciągu setek niż kilku lat. Mając świadomość takiej sytuacji i jednocześnie widząc miliony głodujących dzieci, porzuconych matek, bezdomnych, bezrobotnych, chorych itp., nawet jeśli docelowo zakładamy możliwość rozwiązania tych problemów, musimy jasno powiedzieć sobie, że na pewno nie stanie się to za naszego życia. Przyczyny takiego stanu rzeczy są zbyt złożone, aby możliwe było ich usunięcie za pomocą kilku prostych decyzji politycznych czy akcji humanitarnych. Bez wątpienia nawet jeśli pomożemy setkom tysięcy nędzarzy, dziesiątki tysięcy innych osób w tym samym czasie umrze z głodu. Po drugie, zaspokojenie potrzeb ludzkości jest coraz trudniejsze także dlatego, że stają się one coraz bardziej wyszukane i jedne generują kolejne. Wreszcie, w krajach, w których wydaje się, iż rozwiązano większość bolączek, wcale nie zwiększa się liczba zadowolonych z życia, a niektóre państwa wysokorozwinięte, jak Japonia, plasują się w pierwszej dziesiątce krajów o najwyższych wskaźnikach samobójstw. Redukcja człowieka do materii musi prowadzić do rozpaczy i beznadziei, gdyż nigdy nie sprostamy oczekiwaniom ludzkości, a nawet gdyby to nastąpiło, wcale nie musi skutkować szczęściem jednostek.

Na ten problem odpowiedź znajdujemy w zmartwychwstaniu Chrystusa. To ono sprawia, że chrześcijanin znajdujący się pośród tego samego dramatu, co człowiek niewierzący, zachowuje radość i nadzieję. Z jednej strony świadomość godności ludzkiego ciała, wartości życia ludzkiego, także w jego wymiarze materialnym i doczesnym, skłania go do pracy na rzecz poprawy warunków życia i pomocy najuboższym, czemu Kościół niestrudzenie daje świadectwo od samych początków swojego istnienia. Z drugiej strony chrześcijanin nigdy nie załamie się, widząc, że jego wysiłki nie są w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb ludzkości, bo wie, że cierpienie milionów Afrykańczyków, nie jest bezsensowne, a ich życie nie ma prawa zostać uznane za bezwartościowe i kwalifikujące się do usunięcia, ale ma swój udział w krzyżu Chrystusa. W sensie ostatecznym tylko chrześcijanin może dać nadzieję tym, którzy cierpią. I nie jest to tania nadzieja, obiecująca życie po śmierci, która ostatecznie rozprawi się z parszywą cielesnością, ale nadzieja aktywna, skłaniająca do pracy, by odnowić wszystko w Panu[6], a to, czego nie da się przemienić w ciągle trwającym akcie doskonalenia stworzenia[7], bo jest ostem i cierniem, skutkiem grzechu pierworodnego[8], przynieść pod Chrystusowy krzyż, aby obumarłszy, wydało obfity plon.

Druga możliwa odpowiedź na świadectwo uczniów- tak, wierzę, ma również doniosłe konsekwencje. Zarówno w wymiarze ludzkim, o czym wspomniałam przed chwilą, jak i duchowym. Jeżeli mówię, że wierzę w zmartwychwstanie Chrystusa, muszę podjąć decyzję. Jest to decyzja wspólna dla wszystkich- pójścia za Panem w pełni, na 100%, bez uciekania się do półśrodków i kombinacji, a jednocześnie indywidualna- wypełnienia Jego woli dla mojego osobistego życia. Od Wielkanocnego Poranka nic już nie może pozostać takie samo. Jeżeli prawdą jest to, że życie nie tylko nie kończy się na ziemi, ale że moje ciało będzie miało udział w chwale i kiedyś zostanie wskrzeszone z prochu ziemi[9], nie ma sensu życie nauką Chrystusa na niby. Muszę iść za Panem radykalnie i całkowicie, bez względu na cenę, ponieważ w perspektywie zmartwychwstania tylko takie życie się opłaca. Na nagrodę za, jak wierzymy, takie życie, oczekują nasi zmarli. A my, przychylając się w tym tygodniu do tradycji chrześcijańskiego Wschodu, który obchodzi Oktawę Wielkanocną, prosimy Pana, aby dał im udział w swoim zmartwychwstaniu.

 

Monika Chomątowska

 

[1] Sobór Watykański II, Sacrosanctum Concilium, 4.

[2] Por. KKK 645

[3] 1 Kor 15, 14-19

[4] Por. Mk 8, 34; 1 Kor 11, 1

[5] Rz 6, 5-11: „Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu. Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy,  wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie”.

[6] Ef 1, 10

[7] Por. Rdz 2, 15

[8] Por. Rdz 3, 18

[9] Por. III Modlitwa Eucharystyczna: „Pamiętaj o Twoim słudze N., * którego (Twojej służebnicy N., którą) (dzisiaj) z tego świata wezwałeś do siebie. * Spraw, aby ten, który (ta, która) przez chrzest * został(a) włączony(a) w śmierć Twojego Syna, * miał(a) również udział w Jego zmartwychwstaniu, * gdy wskrzesi ciała zmarłych z prochu ziemi * i upodobni nasze ciało, podległe zniszczeniu, * do swojego ciała uwielbionego. * Przyjmij również do swojego Królestwa * naszych zmarłych braci i siostry * oraz wszystkich, którzy w Twojej łasce odeszli z tego świata. * Ufamy, że razem z nimi będziemy się tam wiecznie radować Twoją chwałą, * gdy otrzesz z naszych oczu wszelką łzę, * bo widząc Ciebie, Boże, jaki jesteś, * przez wszystkie wieki będziemy do Ciebie podobni * i chwalić Cię będziemy bez końca przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, * przez którego obdarzasz świat wszelkimi dobrami.


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie