Komentarze
2023.04.19 12:26

Komu się wydaje, że stoi, niech baczy by nie upadł

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Komentowanie wydarzeń bieżących nie jest pewnie najzdrowsze, choć zapewne są rzeczy jeszcze bardziej szkodliwe.

Z przykrością obserwuję ewolucję profesora Błażeja Kmieciaka, ustępującego - przez złożenie dymisji - przewodniczącego Państwowej Komisji do spraw wyjaśniania przypadków czynności skierowanych przeciwko wolności seksualnej i obyczajności wobec małoletniego poniżej lat 15. Żegnając się ze stanowiskiem udzielił długiego wywiadu Katarzynie Surmiak-Domańskiej z “Dużego Formatu”, dodatku “Gazety Wyborczej”.  Jeszcze przed świętami ze zdziwieniem dowiedziałem się, że w TVN24 oświadczył on: Nie można mieć pretensji do red. Gutowskiego, (...) że zadaje pytania i ma wątpliwości. 

Profesor z uporem nie dostrzega, że w swoim osławionym “reportażu” Gutowski nie zadaje żadnych pytań, od razu podaje odpowiedzi, a ich brak związku z prawdą nie budzi u niego nawet cienia wątpliwości. Teraz Kmieciak powiada, że w materiale „Franciszkańska 3" zostały postawione bardzo ważne pytania. Dlaczego tak twierdzi? Bo do komisji dzwoniły osoby skrzywdzone przez księży, o których mowa w tym filmie. I teraz uważajcie drodzy czytelnicy na słowa profesora prawa: Dwa czy trzy telefony takie były.

Rozumiecie! Mimo bardzo ważnych pytań profesor nie ustalił ile dokładnie. Rozumiem, że gdyby telefonów było około stu, wątpliwość co do jednego w tę lub tamtą stronę byłaby usprawiedliwiona. Ale przy dwu lub trzech? 

A jesteście ciekawi, czy informacje przekazane w tych rozmowach wniosły coś do sprawy? Ja jestem, ale niczego się nie dowiedziałem, ponieważ profesor sam nie powiedział, a dziennikarka go nie dociskała. Najważniejsze że były.

Najgłębsze rozczarowanie przynoszą jednak dalsze fragmenty. Surmiak-Domańska w pewnym momencie pyta Kmieciaka o kwestię klauzuli sumienia lekarzy. Ten sam od siebie nawiązuje do historii młodej kobiety z niepełnosprawnością intelektualną, ofiary gwałtu.

I zaraz potem dodaje: Uważam, że w tym wypadku lekarze nie mieli prawa zastosować klauzuli sumienia na zasadzie „umywam rączki, do widzenia". Ich obowiązkiem było pozostanie przy pacjentce, wspieranie jej, ale w pewnym momencie należało powiedzieć sobie stop. I w sytuacji, gdy ona podtrzymuje decyzję o aborcji, wykonać tę aborcję. I tu właśnie zaszła we mnie fundamentalna zmiana.

Choć nie zgadzam się z takim stanowiskiem, widzę pole do rozmowy z ludźmi, którzy uznając zasadnicze zło aborcji dopuszczają, że prawo nie karze za jej wykonywanie w pewnych wyjątkowych okolicznościach. Ale że profesor prawa chce zmuszać lekarzy do działania wbrew sumieniu i do zabijania człowieka!?

Już tylko na marginesie odnotujmy dwa różne standardy etyczne jakimi posługuje się Kmieciak. Wcześniej bez żadnych okoliczności łagodzących i bez żadnego niuansowania ocenia dziennikarzy opisujących skandal pedofilski w kręgach szczecińskiej Platformy, a tutaj w ogóle nie wspomina o manipulacjach dziennikarzy, którzy dla nakręcenia proaborcyjnej histerii fałszowali informację o wieku owej młodej kobiety, tak aby stworzyć wrażenie, że to nie tylko gwałt, ale i pedofilia.

Serwis wyborcza.pl podał także 17 kwietnia, że Sąd Okręgowy w Toruniu utrzymał w mocy decyzję sądu niższej instancji o umorzeniu postępowania dotyczącego posłanki Lewicy Joanny Scheuring-Wielgus. Sprawa dotyczyła wydarzenia z 2020 r., kiedy to posłanka przyszła do kościoła z transparentem z napisem: "Kobieto! Sama umiesz decydować".

Autor notatki, któremu z pewnością nie jest wszystko jedno, stara się uniknąć napisania wprost, że nieszczęsna posłanka nie tyle przyszła do kościoła z transparentem, ile po prostu zakłóciła Mszę świętą. Sąd Rejonowy ponad miesiąc temu nie dopatrzył się w jej zachowaniu złośliwego przeszkadzania w Mszy świętej. Nie stwierdził też, żeby obraziła uczucia religijne. Teraz, po odwołaniu prokuratury i Ordo Iuris jako oskarżyciela posiłkowego, decyzję I instancji potwierdził Sąd Okręgowy.

Kilka godzin później w tym samym serwisie pojawiła się informacja, że wandal zniszczył "okno życia" w Bydgoszczy. To nie pierwszy taki przypadek.

Owszem, także nie pierwszy przypadek, że żurnaliści Wyborczej nie widzą związku między działaniem “wandali”, a bezkarnością jaka gwarantują “niezawiśli” sędziowie rozzuchwalonym przestępcom z towarzystwa. Miesiąc temu, po wyroku sądu w Poznaniu, który nie dopatrzywszy się “złośliwości”’ w przerywaniu Mszy, uniewinnił kilkadziesiąt osób za czyn analogiczny do ekscesu Scheuring-Wielgus, “‘nieobojętna” dziennikarka pisała o niespodziewanym akcie wandalizmu w Sieradzu, gdzie w kościele Najświętszego Serca m.in. powybijano okna, niszcząc witraże.

Na koniec kilka słów w nieco lżejszym tonie. Czy wolno chodzić do przybytków rozpusty, aby nawracać ”pracownice seksualne”, mimo iż bardzo prawdopodobnym jest że [się] tam zgrzeszy: często bowiem zdarzało się, iż ktoś dał się skłonić do grzechu widokowi oraz pieszczotom tych kobiet? Tak kwestię stawiali jezuiccy moraliści z XVII w., których cytuje w Prowincjałkach Pascal. Jeden z nich, o. Etienne Bauny, powiada, że jak najbardziej wolno. Przyznaje on, że istnieją jacyś ludzie sztywni, którzy nie pochwalają tego mniemania i sądzą iż nie wolno narażać dobrowolnie swego zbawienia, aby wspomóc bliźniego. Sam o. Bauny uważa, iż można szukać wprost takiej sposobności [do grzechu], primo et per se, dla duchowej lub doczesnej korzyści własnej lub swego bliźniego. Zanim więc drodzy czytelnicy zaczniecie ciskać kamieniami sztywnych zasad w publicystę, katolika, który publikuje fragmenty swojej najnowszej książki na łamach Newsweeka, rozważcie, iż choć istnieje ryzyko, że fawory, komplementy i dusery, które czynić i prawić mu będa tamtejsi redaktorzy, mogą go skłonić do grzechu, trud ten jednak podejmuje przecież dla duchowego dobra bliźniego.

Piotr Chrzanowski

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 


Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.