Dom Delatte
2022.06.28 20:25

Komentarz do Reguły. Rozdział LXIV: O ustanowieniu opata

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

 

Skoro ogólnym celem tej części Reguły jest zapewnienie dobrego porządku, obserwancji i wewnętrznego pokoju we wspólnocie, Nasz Święty Ojciec uznał za wskazane odniesienie się po raz drugi do opata, którego misją jest kierowanie całą społecznością monastyczną i który sprawuje w niej pełną władzę. Nie sądził, jak widać, że cały rozdział 2. i ciągłe wzmianki o rządach opackich w całym tekście Reguły wyczerpały temat. Nie zamierzając wcale, jak niekiedy arbitralnie obstawano, zniweczyć czy zmiękczyć surowości rozdziału 2., św. Benedykt uzupełnia go, najpierw określając procedurę, której należy przestrzegać przy wyborze i ustanowieniu opata, a później przypominając, że kierując duszami opat powinien wykazywać się w praktyce duchem mądrości i roztropności.

Przy ustanawianiu opata trzeba zawsze przestrzegać zasady, by ten nim został, kogo wybierze jednomyślnie i w bojaźni Bożej cała wspólnota lub choćby tylko jej część niewielka, lecz kierowana lepszym rozeznaniem[1].

W ciągu wieków stosowano różne procedury wyboru opata. Z całą pewnością najlepszą nie była ta, rozpowszechniająca się od VIII w.[2], w której to królowie albo panowie świeccy, powołując się na prawo fundacji albo patronatu, wybierali osoby pełniące najważniejsze urzędy w opactwach i przeoratach. W czasach komendy doszło nawet do tego, że opaci nie byli mnichami, a nawet nie należeli do stanu duchownego. W ich imieniu wybrani przez nich zarządcy rządzili zakonnikami raz lepiej, raz gorzej. Dochody opata (mensa abbatialis) były odrębne od dochodów wspólnoty (mensa communis), a jedynym obowiązkiem opata komendatoryjnego było przeliczanie swoich pieniędzy[3]. Opactwa weszły pod opiekę książąt i księżnych, ale i w ścisłą zależność od nich! Bogu dzięki, nie znamy już z własnego doświadczenia okupionych tak drogo splendorów opactw z dawnych wieków. Jednak mimo tego, że wiedziemy życie niepewne i ubogie, mimo prześladowań, a nawet wygania, możemy przynajmniej robić to, co chcemy w obrębie swoich murów.

Prawa Najwyższego Kapłana do wskazywania opata są bezdyskusyjnie bardziej rzeczywiste niż prawa króla, nawet najbardziej chrześcijańskiego. Papież mógłby, na mocy pełni władzy apostolskiej (ex plenitudine potestatis apostolicae) powierzyć wybranemu przez siebie kandydatowi godność opacką i rządy w klasztorze, tak jak powierza godność biskupią i rządy w diecezji. I rzeczywiście, niekiedy papieże używali tej władzy, ale tylko szczególnych i wyjątkowych okolicznościach. Tak działo się przez długi czas w klasztorach istniejących przy rzymskich bazylikach. Listy św. Grzegorza Wielkiego dowodzą, że Najwyższy Kapłan wyznaczał mnichom opata[4]. Za chwilę powiemy, jaka jest zwykła rola Stolicy Świętej w wyborach opata.

Jeśli chodzi o biskupów, to prawo kościelne stanowi, że sami z siebie, bez upoważnienia Stolicy Świętej, nie mogą oni wybierać przełożonych zakonnych. A jednak w pierwszych wiekach monastycyzmu niejednokrotnie to robili[5], czy to jako fundatorzy tylko raz, przy wyborze pierwszego przełożonego, czy to jako reformatorzy[6], czy to niejako przymuszając mnichów. Dlatego też synody, np. Synod w Kartaginie (534 r.)[7] chciały zabezpieczyć wolność zakonników: „Gdy dusza opata jakiegoś klasztoru opuści ciało, niech wyboru jego następcy dokona ta wspólnota zgodnie ze swoim sądem. Niech biskup nie uznaje tego zadania za swoje ani się o to nie dopomina”[8]. Widzimy w źródłach, jak św. Aurelian uzyskał od papieża Wigiliusza potwierdzenie prawa mnichów do samodzielnego wyboru opata[9], a św. Grzegorz Wielki przyjął i zachował ten przepis świętej Reguły[10]. Doprecyzujemy za chwilę, jaki był i jaki jest udział biskupa w tej sprawie.

Wybór opata jest więc zarezerwowany dla mnichów. W praktyce wykonywanie tego prawa przybierało różne formy. U św. Bazylego o tę sprawę mieli troszczyć się zwierzchnicy sąsiednich wspólnot[11]. W niektórych kongregacjach benedyktyńskich, które zaczęły się tworzyć od XV w., odchodzono od dożywotniego wyboru opata, wprowadzano zarazem zwyczaj, że przełożony domu był wybierany przez Kapitułę Generalną albo Zgromadzenie Ogólne (la Diète). Używając współczesnego języka, to kongregacja, za pośrednictwem swoim przełożonych, odpowiadała za zmiany kadrowe. Także u św. Pachomiusza przełożony każdego domu był wyznaczany przez przełożonego generalnego całej kongregacji, on sam wskazywał nawet swego następcę[12].

Wskazywanie swojego następcy było często praktykowane w historii. Do tego sposobu wybierania opata czynią aluzje Teodoret z Cyru[13] i Kasjan[14]. Znajdujemy też wiele świadectw dotyczących Zachodu, np. w Żywotach Ojców Jurajskich, u św. Grzegorza z Tours i u innych autorów. Reguła Mistrza[15] długo opisuje procedurę, której należy przestrzegać, gdy opat chce ustanowić koadiutora, który w przyszłości go zastąpi. Zgodnie z tą Regułą, mnisi nie są zaangażowani w tę sprawę[16]. Jeśliby opat odszedł nie pomyślawszy o zabezpieczeniu przyszłości, biskup i okoliczne duchowieństwo mają się zwrócić do świątobliwego opata z okolicy i poprosić go, aby na miesiąc udał się do klasztoru pozbawionego pasterza z zadaniem wskazania kogoś najgodniejszego na to stanowisko. Choć w Cluny św. Odon i bł. Aymard byli wybrani przez swoich braci, to święci Majol i Odylon zostali wyznaczeni przez swoich poprzedników, wspólnota tylko akceptowała ten wybór. Gdy zaś św. Odylon zestarzał się, proszono go, aby i on wskazał swojego następcę. Zgodził się tylko na wyznaczenie kilku mądrych i roztropnych mnichów, którzy mieli dokonać wyboru, co zostało zaakceptowane przez wszystkich. Tak samo sprawy się miały w przypadku św. Hugona[17]. Ten sposób wybory przez „uduchowionych braci” (spirituales fratres), jak ich nazywa Bernard z Cluny, stał się nawet zwyczajem[18]. Jeśli przeor, który przewodniczył takiej radzie, albo najbardziej szanowany ze starszych mnichów poproszonych o opinię w tej sprawie wskazał kandydaturę podobającą się wszystkim, wybory były skończone[19].

Także dziś opat ma prawo interesować się przyszłością swoich mnichów i przedstawić – zawsze jednak z maksymalną roztropnością – kto mógłby być dziedzicem jego myśli i kontynuatorem jego dzieła, jeśli oczywiście ma jakąś myśl do przekazania i pracował nad dziełem godnym trwania. Czy trzeba, aby raz na jakiś czas wszystkie sprawy były poddawane w wątpliwość? Opat zna swoją rodzinę, wie kto będzie dla niej najlepszym ojcem. Ponadto, gdy wskazuje następcę, wie, że niedługo stanie przed Bogiem. W tej godzinie człowiek nie kłamie, nie pozwala, aby kierowały nim względy czysto ludzkie. To w takiej godzinie Patriarchowie stawali się Prorokami i wyznaczali, jak Jakub, jak umierający Mojżesz, przyszłą historię swojego ludu. Ale nawet święci mylili się w sprawach tych najważniejszych wyborów! Czy mnisi, przewidując nadchodzącą klęskę, powinni podtrzymywać taki wybór i zrzucać z siebie odpowiedzialność? A zatem wskazanie starego opata pozostanie tylko radą, z której można skorzystać albo nie. Nie ulega jednak wątpliwości, że może on takiej rady udzielić. W ciągu opatów wskazujących swoich następców widziano uzupełnienie korzyści płynących z przekazywania dziedzictwa materialnego. Jednak nie jest to słuszne. Wybory mogą stać się dla wspólnoty okazją, aby wykazała się jednomyślnością, o której mówi św. Benedykt: „by ten nim został, kogo wybierze jednomyślnie i w bojaźni Bożej cała wspólnota”.

A zatem u Naszego Świętego Ojca tylko członkom wspólnoty powierzone jest zadanie wybrania sobie ojca. W większości przypadków jest to metoda najpewniejsza i najbezpieczniejsza, gdyż rodzina monastyczna jest lepiej poinformowana niż ktokolwiek inny i najbardziej bezpośrednio zainteresowana tą sprawą. Wydaje się, że takie rozwiązanie jest też najbliższe prawu naturalnemu, a Kościół uznaje je w tej części Pontyfikału Rzymskiego, która poświęcona jest święceniom kapłańskim (in ordinatione presbyteri): „Aby ten, kto ma być posłuszny wyświęconemu (kapłanowi), łatwiej okazywał mu posłuszeństwo, konieczne jest, aby wyraził zgodę na osobę wyświęconego”[20]. Cały kontekst Reguły wskazuje wyraźnie, że mnisi powinni wybierać opata spomiędzy siebie. Trudno jest jednak dowiedzieć się, jak – zdaniem św. Benedykta – te wybory miałyby przebiegać. Święty Cezary nie jest wcale bardziej wymowny niż św. Benedykt[21]. Dziś wyboru dokonuje się w głosowaniu tajnym, po złożeniu przysięgi. Generalną zasadą pozostaje poszukiwanie zgody.

Święty Benedykt przewiduje, że wyniki głosowania mogą być trojakie: 1) cała wspólnota działając pod wpływem bojaźni Bożej, zgodzi się w wyborze dobrego mnicha; 2) cała wspólnota dojdzie do porozumienia w sprawie wyboru kogoś niegodnego, bardziej lub mniej skłonnego do współudziału w jej nieuporządkowaniu – św. Benedykt zajmie się tym przypadkiem później; 3) nie będzie jednomyślności i głosy się podzielą: „by ten nim został, kogo wybierze (…) lub choćby tylko jej (tj. wspólnoty) część niewielka, lecz kierowana lepszym rozeznaniem”. Nie ma wątpliwości, że ten fragment tekstu jest trudny.

Zgodnie z powszechnie przyjmowanym rozumieniem myśl św. Benedykta jest taka: zakładając, że z jednej strony jest większość, większość bezwzględna, a nawet prawie jednomyślność, a z drugiej – jakaś mniejszość, nawet bardzo nieliczna[22], wybrany zostanie ten, kogo wskazała mniejszość, jeśli ten wybór jest lepszy i oparty na „lepszym rozeznaniu”. Od razu widać niebezpieczeństwo takiego postawienia sprawy: jest to dobra okazja do schizmy, zachęta dla hałaśliwych i zbuntowanych mniejszości, gdyż każda frakcja znajdzie powód, aby głosić, że jej zdanie jest jedynie słuszne. Dlatego właśnie Kościół domaga się dziś przy takich wyborach większości głosów. Czy zatem naprawdę św. Benedykt rzucił swoim mnichom to jabłko niezgody i w tej kwestii nie rozpoznał natury ludzkiej? Głosowania nie przynosiłyby rozstrzygnięcia, bez ustanku ujawniałoby się pragnienie uciekania się do władzy zewnętrznej, która rozdzielałaby strony i decydowała, jaki jest najlepszy wybór, na przykład do biskupa albo do opatów z okolicy, o których zaraz wspomni św. Benedykt, albo do samego papieża, jak mówi Dom Calmet… . Pewne jest, że przez wieki niejednokrotnie tak właśnie przebiegały sprawy sukcesji, ale sam tekst Reguły wprost nie mówi nic o interwencji biskupa albo innego opata w takiej sytuacji. Zgodnie z Regułą to wspólnota ma dokonać wyboru.

Inna interpretację proponuje anonimowy autor dzieła l’Explication ascétique et historique de la Règle de saint Benoît[23]. Sądzi on, że w Regule opisane są dwa sposoby przeprowadzania wyborów: sive omnis concors congregatio (wiele uznawanych rękopisów podaje właśnie sive, a nie sibi), sive etiam pars… . Pierwszy jest najzwyklejszy, drugi zaś polega na powierzeniu troski o wybór opata jakiejś grupie mnichów należących do wspólnoty, nawet bardzo małej, ale pełnej roztropności i kierującej się „lepszym rozeznaniem”. Ta grupa może działać albo przy każdych wyborach, albo tylko w sytuacji nadzwyczajnej, gdy wspólnota przewiduje lub konstatuje nieskuteczność zwykłych wyborów. To tłumaczenie jest dobre. Wydaje się jednak, że Nasz Święty Ojciec odróżnia i w jakiś sposób przeciwstawia sobie dwie sytuacje: pierwszą, gdy cała wspólnota jest zgodna, i drugą, gdy wspólnota jest podzielona i wybór dokonany przez mniejszą, nawet niewielką, grupę zasługuje na przyjęcie. Ostatecznie więc, zgodnie z tą interpretacją, przy wyborze opata w praktyce chodzi o osiągnięcie powszechnej zgody (choć w drugiej sytuacji osiągnięcie zgody jest opóźnione przez deliberacje i procedury związane z wyborem kolegium elektorów), a głosy przeciwne powinny zamilknąć.

Trzeba szukać jeszcze innego rozwiązania tej trudności. W tym przypadku możemy przyjąć wyjaśnienie tego fragmentu Reguły autorstwa słynnego Caramuela[24]; opinię tę podzielał także Dom Mège. Wyobraźmy sobie, że w czasie wyborów głosy rozkładają się na wielu kandydatów. Jeśli jeden z nich zdobył większość bezwzględną, ta większość przesądza o wyborze, nawet jeśli jest to część głosów w porównaniu do jednomyślności. Jeśli żaden kandydat nie uzyskał większości bezwzględnej, lecz głosy się rozproszyły, św. Benedykt nie chce, aby wyborów dokonywano ponownie. Mogłoby to prowadzić do powstania przypadkowej koalicji, jakiegoś porozumienia niezadowolonych. Zatem w tej sytuacji należy uznać wybór dokonany większością zwykłą. Ten będzie wybrany, kto uzyskał najwięcej głosów ze wszystkich. Jeśli porówna się liczbę oddanych na niego głosów z liczbą wszystkich głosujących, jest to tylko część i to niewielka. W rzeczywistości jest to mniejszość, jeśli odniesie się ją do pozostałych zsumowanych mniejszości. Pozostaje wytłumaczenie słów „kierowana lepszym rozeznaniem”. Caramuel ma odpowiedź na wszystko. Mówi: „jest ona liczniejsza od innych i dlatego można mówić, że ma lepsze rozeznanie”, a Dom Mège powtarza za nim. Być może św. Benedykt chciał zasugerować, że w przypadku wyboru dokonanego większością zwykłą, wszyscy mają szczególny powód, aby bacznie przyglądać się wybranemu, aby uważnie badać powody, dla których został wybrany, wreszcie, aby przyglądać się także osobom tych, którzy go wybrali. Właśnie efekty takiego badania mogą skłonić do odwołania się do arbitra zewnętrznego, jeśli pojawiłaby się taka potrzeba. Jest to jednak sytuacja wyjątkowa i nie powinna powodować zagrożenia dla niezależności wspólnot monastycznych.

O wyborze zaś rozstrzygać musi wartość życia i mądrość nauki, i to nawet wówczas, gdyby we wspólnocie kandydat był ostatni w kolejności[25].

Jakikolwiek byłby sposób przeprowadzania wyborów, każdy z zakonników, jak mówi św. Benedykt, ma skupić swoje myśli i swoją uwagę na osobie kandydata. Czyż nie byłoby to jednym z najbardziej przerażających widowisk, jakie można zobaczyć na ziemi, gdyby ludzie, którzy uroczyście przysięgli Bogu, że wybiorą najgodniejszego, oddawali swoje głosy bezmyślnie, poddając się swoim chwilowym emocjom i doraźnym kombinacjom? Wskutek niskich emocji rządzenie duszami na dwadzieścia czy trzydzieści lat mogłoby dostać się w ręce chwiejne i niepewne! Wybory opata są jedną z tych sytuacji, w których najważniejsze jest stanięcie przed Bogiem, przed Bożym sądem i wyrokiem. Święty Benedykt już w pierwszym zdaniu tego rozdziału zaznaczył, że wybory powinny odbywać się „w bojaźni Bożej”. Trzeba wyciszyć swoje uprzedzenia i antypatie, a także sympatie i entuzjazmy, trzeba przede wszystkim myśleć i przewidywać.

Zresztą, św. Benedykt dokładnie wskazuje, po czym można poznać tego, kogo należy wybrać. Najpierw wartość życia. Wysoka pozycja w świecie, wielkie nazwisko, doskonałe relacje z możnymi tego świata, bogactwo i hojność rodziny wraz z nadzieją, że dzięki nim wspólnocie będzie łatwiej żyć i można będzie coś zbudować, zdolności finansowe i administracyjne – wszystkie te kalkulacje są odsunięte na drugi plan. Baczyć należy, jaka jest wartość i świętość życia. Niekoniecznie chodzi tu o brak wad i gorszych cech charakteru, ale o najgłębszą godność życia i troskę o sprawy nadprzyrodzone[26]. Poza tym św. Benedykt domaga się „mądrości nauki”. Nie ma przy tym na myśli zwykłej ludzkiej uczoności: znajomość wyższej matematyki nie wystarczy. Nie wystarczy też wiedza z zakresu nauk kościelnych, gdyby tak było, wystarczająca mogłaby się okazać sucha i ściśle erudycyjna znajomość teologii potwierdzona doktoratem. Nawet teoretyczna lub nabyta przez doświadczenia wiedza o mistycznych drogach duszy okazuje się niewystarczająca. Chodzi o szerszy zespół umiejętności: mądrość nabytą przez wytrwałe czytanie duchowe, medytację i praktykę życia monastycznego, roztropność oraz znajomość instytucji monastycznych. Rozwaga, wnikliwość i umiar – kilka wierszy dalej św. Benedykt przypomni, że tych cech przede wszystkim oczekuje się od opata. A są to zalety, które nie zawsze towarzyszą inteligencji, osobistej cnocie i gorliwości apostolskiej. Starożytni mawiali: Jest święty? Niech się za nami modli. Jest uczony? Niech nas naucza. Jest roztropny? Niech nami rządzi[27].

Gdy więc wszystkie te cechy spotkają się w jednej osobie, te okoliczności powinny wyznaczyć wybór wspólnoty, nawet gdyby wybrany zajmował ostatnie miejsce we wspólnocie, to znaczy niedawno złożył profesję i był dość młody. Święty Placyd czy św. Hugo, który został opatem w wieku 25 lat, wcale nie byli najgorszymi opatami. Ponadto, jeśli młodość jest brakiem, to naprawia się on szybko i definitywnie. Co do zasady, to nawet dobrze jest wybrać opata młodego. Są dzieła, które podejmie i będzie mógł prowadzić właśnie dlatego, że czuje w sobie wiele energii życiowej, ma przed sobą przyszłość. We wspólnocie benedyktyńskiej całe życie i każdy ruch pochodzą od opata. Tak więc, gdy w innych formach życia zakonnego solidne ramy instytucjonalne, mocna struktura organizacyjna, precyzyjne i drobiazgowe przepisy prawne podtrzymują jedność i zapewniają rozwój dzieła niezależnie od różnych zmian osobowych, u nas – przeciwnie – wszystko zależy od osoby opata[28].

W przypadku, gdyby cała wspólnota wybrała zgodnie, co nie daj Boże, człowieka pobłażającego jej [wszystkim] występkom, i gdyby występki te doszły do uszu biskupa, do którego diecezji należy ów klasztor, lub do uszu innych opatów czy też mieszkających w sąsiedztwie chrześcijan, nie wolno im dopuścić do zwycięstwa tej zmowy przewrotnych. Muszą wówczas ustanowić godnego zarządcę domem Bożym. A mogą być pewni, że otrzymają obfitą nagrodę, jeśli zrobią to z czystych pobudek i gorliwości o sprawę Bożą. Popełnią natomiast grzech, jeśli tego zaniedbają[29].

Święty Benedykt z lekiem („Co nie daj Boże!”) przewiduje jeden z możliwych scenariuszy wyborów, a mianowicie sytuację, gdy wybór padnie na kogoś niegodnego. Gdy wspólnota wybiera kogoś niegodnego, zawsze czyni to dla swojej własnej wygody, mówiąc sobie: „Oto mnich, który przez swoje obyczaje pogrążony jest w tych samych błędach co my. Nie będzie nam przeszkadzał. Możemy bez obaw uczynić go opatem!”. Kalkulacje tego rodzaju nie były całkowicie abstrakcyjne w czasach, gdy zdarzali się mnisi tacy jak w Vicovaro. Skoro mogła ukształtować się jednomyślność dla otrucia opata, mogła też ona trwać, aby dać mu godnego pożałowania następcę[30].

Gdy zdarzy się takie nieszczęście i gdy biskup miejsca albo też opaci czy nawet wpływowi świeccy z okolicy zdobędą pewną wiedzę o przewrotnych działaniach wspólnoty, niezależnie w jaki sposób – oficjalnie czy prywatnie, podjęcie interwencji staje się dla nich obowiązkiem sumienia. Jeśli to zrobią, Bóg udzieli im obfitej nagrody, jeśli nie podejmą działań, będzie to ich grzechem i zostaną za to ukarani. Trzeba jednak, jak od razu zaznacza św. Benedykt, aby ich działanie wypływało z czystych pobudek i z gorliwości o sprawę Bożą, a nie z ambicji, zazdrości czy nieusprawiedliwionych preferencji. Nie byłoby stosowne, aby pod pretekstem czujności, nawet szczerze zatroskanej, nawet serdecznej, wolność życia monastycznego została umniejszona i aby wszystkie pobożne osobistości z okolicy wyruszały na wojnę i były zaangażowane w sprawę, która w żaden sposób ich nie dotyczy. Ci, których św. Benedykt wzywa tu do działania, będą mieli podwójne zadanie: unieważnić wybory złe albo podejrzane i nie dopuścić do zwycięstwa zmowy przewrotnych, a potem zapewnić domowi Bożemu godnego zarządcę. Jakie były role przypadające w udziale osobom należącym do każdej z trzech kategorii wymienionych przez św. Benedykta? Wszystko zdaje się wskazywać, że miały one działać zgodnie pod kierownictwem biskupa. Opaci mieli biskupa wspierać swoimi radami, a chrześcijanie z okolicy mieli w razie potrzeby zapewnić wsparcie „ramienia świeckiego”. Bez wątpienia należało przestrzegać kościelnych procedur dochodzenia[31]. Jak w końcu dokonywał się wybór nowego opata? Nasz Święty Ojciec jest zbyt lakoniczny, abyśmy w jego tekście mogli znaleźć odpowiedź na wszystkie te pytania.

Ten, kto został opatem, niechaj zawsze pamięta, jakie brzemię podjął i komu zda sprawę ze swego zarządu. Niech wie, że ma raczej pomagać niż przewodzić[32].

Święty Benedykt kieruje do wybranego i ustanowionego na urzędzie[33] opata rady, które często przypominają te z rozdziału 2. i każą nam wracać do tego, co przy tej okazji powiedzieliśmy. Przed przystąpieniem do kwestii praktycznych, Nasz Święty Ojciec podaje zasadę ogólną, którą powinien kierować się opat w całym swoim postępowaniu. Nakazuje mu, aby zwracał swoją uwagę raczej nie na powierzony mu zaszczyt, ale na brzemię spoczywające na jego ramionach. Jest włodarzem czy też zarządcą Pana, zajmuje Jego miejsce wobec dusz. Niech myśli o tym bez przerwy i niech nigdy nie zapomina, jakiemu Panu – absolutnie przenikliwemu i doskonale sprawiedliwemu – będzie musiał zdać sprawę z włodarstwa swego.

Następne słowa brzmią bardzo poważnie: opat ma wiedzieć, że powinien bardziej służyć niż rozkazywać, bardziej być użyteczny dla swoich synów niż korzystać ze swojej władzy. Pan powiedział o sobie, wykorzystując podobną zgrabną grę słów: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służyć” (Mt 20,28). Pisząc swoją Regułę, św. Benedykt miał także w pamięci słowa św. Augustyna, który w rocznicę swojej konsekracji biskupiej mówił do wiernych: „Wspomagajcie mnie swoją modlitwą i posłuszeństwem; abyśmy nie cieszyli się z tego, że jesteśmy waszymi przełożonymi, lecz z tego, że możemy wam służyć”[34], a w dziele „Państwo Boże” napisał: „żeby wiedział zwierzchnik, iż nie jest na to biskupem, by się kochał w przełożeństwie nad innymi, lecz by był pożyteczny dla innych”[35]. Rzeczywiście, opat może sprzeniewierzyć się swoim obowiązkom na wiele sposobów. Może, na przykład, powiedzieć sobie: „Oto zostałem opatem. Mam swoją buławę marszałkowską. Niczego więcej nie mogę się spodziewać. Teraz mogę odpocząć!”. Nie, nie może odpocząć – opat jest człowiekiem, który wciąż pracuje. Opat może też pomyśleć; „Mam liczne zajęcia, muszę składać wizyty i przyjmować gości, mam tyle listów do napisania, muszę podtrzymywać liczne relacje. Nie jest już dla mnie możliwe sprostanie wymogom Reguły. Mnisi będą mnie widywali z rzadka podczas uroczystych nabożeństw, którym będę przewodniczył, cała reszta życia monastycznego będzie się rozwijać poza mną”. Oczywiste jest, że opat, z racji swych obowiązków, z powodu posługi oddawanej swojej wspólnocie, nie zawsze może być z tą wspólnotą i wypełniać wszystkie codzienne obowiązki. Ale czyż nie jest prawdą, że opat, który wykorzystuje swój urząd, aby wyłączyć się spod Reguły – za wyjątkiem sytuacji choroby albo starości – sam pozbawia się tego, co jest jego wielką siłą, a jednocześnie odmawia dawania swoim mnichom dobrego przykładu? Jest jeszcze jedna pułapka czyhająca na opata: zgodnie z ceremoniałem ranga opata ustępuje jedynie randze biskupa(aequiparatus epsicopi), łączą się z nią też pewne prawa poza klasztorem. Pamiętając o swojej godności i starając się o dobrą renomę swojego domu, opat może czuć się zobowiązany do mnożenia ceremonii pontyfikalnych, w których przewodniczy liturgii, tak poza klasztorem, jak i w nim samym, może chcieć pokazywać się na wszystkich uroczystościach i spotkaniach kościelnych, na wszystkich kongresach, może domagać się przywilejów i zaszczytów. Wszystkie takie zachowania są doskonale niegodne człowieka poważnego, są też w jawnej sprzeczności z przepisami Reguły. Opat jest mnichem, jest człowiekiem pokornym i prostym, żyje w swoim domu.

Powinien być więc uczony w Prawie Bożym, by potrafił i miał z czego wydobywać rzeczy nowe i stare (Mt 13,52), powinien mieć czyste serce, trzeźwy umysł i miłosierdzie. Niech zawsze miłosierdziu daje pierwszeństwo nad sądem, aby sam go także dostąpił. Niechaj nienawidzi wad, a miłuje braci[36].

Opat istnieje tylko dla dobra swoich mnichów. Trzeba zatem, aby znał naukę wiary, aby miał wiedzę o życiu duchowym i o Piśmie Świętym. To pierwsze bardzo konkretne zalecenie skierowane do opata. Przypomnijmy sobie, z jakim naciskiem Nasz święty Ojciec pisał o tym na początku Reguły. Z posiadanych już skarbów, które pomnaża codziennie przez studium i modlitwę, opat wydobywa „rzeczy nowe i stare” (Mt 13,52, por. Pnp 7,13): nauki, które się nie zmieniają, i ich zastosowanie w konkretnych sytuacjach, które każdego dnia są inne; zasady, które są wieczyste, i rady, które są na miarę każdej indywidualnej natury. Rolą ojca jest dawanie światła, a obowiązkiem synów jest pełne miłości pozwolenie, aby to światło ich przenikało: „I będą wszyscy uczniami Bożymi” (J 6,45). Klasztor powinien być szkołą nauki nadprzyrodzonej. Gdy ludzie nie są zachęcani i podtrzymywani, codziennie karmieni pokarmem dla umysłu, starzeją się przedwcześnie, z dnia na dzień ograniczają wielość i zakres swoich idei. Zajmują się swoim zdrowiem, swoim „ja”, tysiącem niepotrzebnych spraw i rzeczy, w które obrastają, i stają się niesterowalni. Jeśli zdarzyłoby się takie nieszczęście, że opat w ogóle by nie nauczał albo ograniczał się do prawienia banałów, nie wszedłby nigdy w głębokie relacje ze swoimi mnichami i pozbawiłby się na zawsze największych radości dostępnych w tym życiu.

Ale oprócz nauczania teoretycznego, dotyczącego tego, jak powinniśmy myśleć i wierzyć, jest także nauczanie praktyczne, dotyczące tego, czego powinniśmy pragnąć i co należy wykonać. Właśnie mając na myśli ten drugi rodzaj nauczania św. Benedykt szybko wskazuje cnoty mające dać autorytet słowom opata. Ma więc mieć czyste serce i trzeźwy umysł. Nie trzeba się rozwodzić nad tymi cnotami. Po prostu byłoby czymś strasznym, gdyby opat ich nie miał, gdyby życie opata dawało jego synom przykłady innych cech moralnych niż wskazane przed chwilą. Trzeba pamiętać, że trzeźwość i czystość nie oznaczały dla starożytnych jedynie powstrzymywania się, nie miały znaczenia czysto negatywnego. Wiązała się z nimi doskonała wrażliwość moralna, duch nieprzywiązywania się w używaniu dóbr stworzonych i przylgnięcie do Boga, będące owocem podjętej ofiary.

Święty Benedykt dodaje, że opat ma być miłosierny, gdyż zaczyna wprowadzać nas w inny obszar obowiązków opata, obszar korygowania i karcenia. Platon zadał sobie kiedyś pytanie, czym jest rządzenie. Jego odpowiedź brzmi: rządzenie to udzielanie rządzonym światła. Odpowiedź jest piękna i całkowicie zgodna z teorią sokratejską, zgodnie z którą nikt nie popełnia zła, jeśli wie, co jest złem. Jeśli winowajca wiedziałby to, nie popełniłby grzechu. Niestety, ta teoria jest zbyt idealistyczna dla upadłych istot, a władza musi często uciekać się do korygowania i karania. Niech Nasz Święty Ojciec będzie błogosławiony za to, że wskazał nam do naśladowania sposób, w który sam Bóg postępuje ze swoimi stworzeniami, że zachęcił opata do takiego postępowania nie tylko ze względu na jego rolę ojca we wspólnocie, ale także ze względu na jego własny interes: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Święty Odylon powiedział kiedyś, że lepiej jest byłoby zostać potępionym za zbyt wielkie miłosierdzie niż za przesadną surowość (Malo damnari de misericordia quam de severitate). Jeśli Bóg na Sądzie Ostatecznym wyrzucałby nam nadmiar miłosierdzia, czyż nie moglibyśmy mu powiedzieć – oczywiście z największym szacunkiem, na jaki moglibyśmy się zdobyć, padając przed Nim na kolana – „A Ty, Panie?” Niech więc opat zawsze przedkłada miłosierdzie nad sprawiedliwość, gdy surowość nie wydaje się konieczna: „Bo tego, który nie czyni miłosierdzia, spotka sąd bez miłosierdzia, a miłosierdzie góruje nad sądem” (Jk 2,13). Ma być człowiekiem miłosiernym, a nie bezdusznym mierniczym sprawiedliwości. Bez wątpienia nie może miłować zła oraz złych i szkodliwych przyzwyczajeń, ale przynajmniej niech miłuje braci! Tą podwójna zasadą ma się kierować w korygowaniu[37].

W karaniu niech postępuje roztropnie i bez przesady, aby usuwając rdzę nie zniszczył samego naczynia. Niech baczy zawsze na własną ułomność i niech pamięta, by nie łamać zgniecionej trzciny. Nie chcemy przez to powiedzieć, że ma pozwalać na rozrastanie się wad, lecz niech je tępi roztropnie i z miłością, w sposób, jaki uzna za pożyteczny dla każdego, jak to już powiedzieliśmy. Niech się stara, aby więcej go kochano, niż miano się lękać[38].

Jak zachowywać się w samym karaniu, gdy stanie się ono konieczne? Z roztropnością i z umiarem, bez przesady, ne quid nimis[39]. Zacząć należy od tego, aby reprymendy były rzadkie. Gdy są one przesadne i regularnie się powtarzają, każdy się do nich przyzwyczaja i nie zwraca na nie uwagi. Ponadto powinny być naprawdę uzasadnione: są sprawy, które są istotne, i inne, które są mniej istotne. Są takie drobiazgi, które nie podobają się opatowi ze względu na jego przyzwyczajenia albo temperament, nie musi ich jednak od razu piętnować. Wreszcie, niech napomnienia będą dostosowane i odpowiednie do charakteru i sytuacji moralnej każdego. Są osobowości chętnie przyjmujące pouczenia, są też inne, które są skłonne do buntu. Nawet dusze zwykle posłuszne przechodzą przez chwile ostrych pokus, a wtedy byłoby rzeczą nieroztropną, a nawet być może okrutną zwiększanie wymówkami brzemienia, które niosą. Należy unikać wycieńczania dusz. Tak jak w przypadku usuwania rdzy z metalowego naczynia – nie czyni się tego tak, aby go definitywnie zniszczyć. Jest to kwestia odpowiedniego wyczucia sytuacji i delikatności.

Aby skłonić opata do miłosierdzia, św. Benedykt przedkłada mu dwa powody: ma baczyć na własną ułomność i ma baczyć na Pana. Pamiętając zawsze o własnej słabości, stawiając się w sytuacji tego, który jest karcony, będzie zwracał się ku wyrozumiałości i współczuciu. Utwierdzi się w takim podejściu, jeśli trwając w zjednoczeniu z Panem i w pełni uzgadniając swoje postępowanie z Jego oczekiwaniami, przypomni sobie o słowach użytych przez Izajasza (42,3) i św. Mateusza dla opisania cech charakterystycznych Mesjasza: „Trzciny zgniecionej nie złamie” (Mt 12,20). Skoro więc Reguła tak usilnie się stara, aby opat nie popadł w surowość, dziwnym byłoby, gdyby bracia powierzali sobie misję pouczania i strofowania władzy, jeśli władza ta nie od razu albo niewystarczająco angażuje się w karanie tego, co w ich osądzie stało się nie do zniesienia: „Jak to, opat tego nie widzi? Przecież ślepy by to zobaczył! A może jest z winowajcą w zmowie?” Cierpliwości! Nie jest w dobrym guście przyzywać błyskawice na to wszystko, co nie jest w pełni zgodne z naszym własnym punktem widzenia: „Nie wiecie, czyjego ducha jesteście” (Łk 9,55). Wygodnie jest przyjąć, że to oburzenie wynika tylko z młodości i niedoświadczenia. Ci, którzy są najbardziej niecierpliwi w ściąganiu kar na swoich braci, są też najbardziej zaskoczeni, gdy egzekwowanie zasad dosięgnie ich samych. Pozwólmy opatowi interweniować wtedy, gdy uzna to za stosowne i w sposób, który wyda mu się najwłaściwszy.

„Nie chcemy przez to powiedzieć…” – oto nie ograniczanie miłosierdzia, ale środek ostrożności podany, aby zabezpieczyć się przed fałszywym rozumieniem tej cnoty. Ideał miłosierdzia to nie zgoda na każde zachowanie. Odrzucenie obserwancji i swoboda obyczajów nie budują ducha rodzinnego. Ważne jest, aby troszcząc się o świadczenie dobra każdemu, nie zapominać o dobru całej wspólnoty. Każdy bowiem klasztor upada szybko, jeśli przełożony za bardzo skłania się do zapominania, wybaczania, darowania wszelkich kar. Święty Benedykt nie chce, aby złe nawyki żywiły się i umacniały dzięki takiej łaskawości. Jego żywot niejednokrotnie ukazuje nam, jak ojcowska czułość uzbroiła się w oręż świętej surowości. Przypomnijmy sobie historie: młodego mnicha, który trzymał lampę przy posiłku (XX, 1); mnicha, który nie mógł wytrwać na modlitwie i wpadł w ręce małego czarnego człowieczka (IV, 2-3), czy zbyt gorliwego szafarza, który ukrył butelkę z resztką oliwy (XXVIII, 2). Bez wątpienia chodzi o to, aby wykorzeniać wady, ale trzeba to robić w odpowiednim momencie, umiejętnie i z miłością.

Święty Benedykt zaleca nawet opatowi dołożenie starań, aby bardziej był kochany niż wzbudzał lęk. Taka też była rada św. Augustyna[40]. Starożytni nie znali więc tej wyrafinowanej duchowości, zgodnie z którą trzeba wystrzegać się serdecznego przywiązania do swego przełożonego pod pretekstem pragnienia bycia mu posłusznym w czystszy sposób. Ta duchowość karze nam starannie odróżniać w przełożonym człowieka od zwierzchnika, aby uchronić nas przed zbyt naturalnym uczuciem do człowieka[41]! Jeśli Nasz Święty Ojciec zachęca opata, aby starał się o to, żeby był kochany, a nie by się go bano, to przede wszystkim dlatego, że opat zajmuje w klasztorze miejsce Chrystusa, a my jesteśmy w bliskich relacjach z Panem, gdy jesteśmy w takich relacjach z naszym opatem. Czyni to także dlatego, że nowa ekonomia zbawienia jest z definicji i w całości ekonomią miłości, a nie bojaźni: „Nie otrzymaliście ducha niewoli znów ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów” (Rz 8,15). W końcu, sama ta miłość jest konieczną dźwignią podnoszącą ku dobru, jest ona także wsparciem i pociechą dla serca opata, dzięki niej może skuteczniej kierować ku Bogu dusze, które są tym bardziej są posłuszne, im bardziej kochają.

Nie powinien być nieopanowany ani trwożliwy, ani krańcowy, ani uparty, ani zazdrosny i zbyt podejrzliwy, bo nigdy nie zazna spokoju[42].

Wypowiedziawszy się o nauczaniu, a potem o karaniu, które jest koniecznym dopełnieniem nauczania, Nasz Święty Ojciec zwraca uwagę na tę podstawową cechę opata, którą jest roztropność. Ma się ona przejawiać najpierw w charakterze opata. Charakter człowieka to forma moralna jego temperamentu. Najlepiej byłoby może, gdyby opat nie miał swojego temperamentu, swojego charakteru, swojej osobowości, gdyby doskonale upodobnił się do Pana i gdyby wpływ Boga całkowicie zastąpił w nim jego własne ja. Ale to nie zawsze jest możliwe, swoje charaktery mają i opat, i jego mnisi. Święty Benedykt domaga się, aby opat przykładał się do tego, aby nie być nieopanowanym, trwożliwym, krańcowym – to znaczy egzaltowanym albo popędliwym, upartym, zazdrosnym i zbyt podejrzliwym[43], bo taki człowiek nigdy nie zazna spokoju. Warto zauważyć, że w domu, którego zwierzchnik jest niespokojny i poddający się emocjom, zachowanie spokoju staje się prawie niemożliwe. Pilnujmy się, abyśmy nie lekceważyli tych słów, nie przeskakiwali nad nimi, uznając je za jakieś słowne wypełnienie tekstu. Wręcz przeciwnie, wydają się one po raz kolejny, w skondensowanej formie, opisywać podstawowe cechy naszego życia. To nie tylko nauka teoretyczna. Wprowadzenie jej w życie otwiera na pokój, który zstępuje z wysoka i jest hierarchicznie przekazywany całej wspólnocie. Klasztor powinien być miejscem, w którym stale przebywa pokój. To właśnie od opata ludzie oczekują, że będzie jego widzialnym źródłem. Powtórzmy raz jeszcze, u św. Benedykta nigdzie nie znajdziemy wezwania, aby z każdego wycisnąć maksimum nadprzyrodzonego zysku w jak najkrótszym czasie, za pomocą popychania, popędzania i trzaskania batem. Takie skrajne metody mogą niekiedy przynieść pozytywny skutek, częściej jednak mogą zakończyć się klęską. Jednak nawet gdy skutkują, wprowadzają w życie nadprzyrodzone lęk i napięcie.

W swych zarządzeniach przezorny i rozważny, [bez względu na to] czy sprawa, w której wydaje polecenie dotyczy Boga czy świata, niech zawsze zachowuje wnikliwość i umiar, pomnąc na roztropność świętego Jakuba, gdy mówił: Jeśli zmęczę moje stada nazbyt uciążliwą drogą, padną wszystkie jednego dnia (Rdz 33,13 Wlg). Niech więc opat przyswoi sobie i ten, i inne przykłady roztropności, owej matki wszystkich cnót, i niech wszystkim kieruje z takim umiarem, by i mocni mieli to, czego pragną i słabi nie uciekali[44].

Teraz św. Benedykt mówi o roztropności opata przy wydawaniu poleceń, przy nakładaniu obowiązków, albowiem nie może on powstrzymywać się od wydawania poleceń pod pretekstem unikania tych wad, o których mówiliśmy przed chwilą. W swoich zarządzeniach ma zachowywać wnikliwość i umiar, ma być przezorny i rozważny, niezależnie od tego, czy chodzi o sprawy Boże, jak Boże Oficjum i modlitwa, czy sprawy doczesne, jak praca i porządek posiłków. Zawsze powinien posługiwać się metodą stawiania się w sytuacji braci i przeżywania spraw tak, jak je przeżywają słabi. Gdy więc opat rozdziela prace, niech czyni to z namysłem, z zachowaniem miary, troskliwie dostosowując zadania do zdolności i sił każdego. Z pewnością nie otrzymał od Boga misji doprowadzenia Jego sług do wyczerpania. Ma przypominać sobie roztropność świętego patriarchy Jakuba a w swoich lekturach starannie wyszukiwać inne przykłady tej matki cnót[45], i je zapamiętywać.

W tych kilku słowach w formie pozytywnej ujawnia się cały duch św. Benedykta. Zgodnie z wykładem Doktora Anielskiego roztropność jest królową i mistrzynią cnót moralnych[46]. Cnoty powinny być kierowane rozumem i wyważone, wszystkie powinny dążyć do złotego środka, in medio. To właśnie do roztropności należy określanie tego złotego środka dla innych cnót, po starannym rozważeniu wszystkich okoliczności działania. Tam gdzie jest roztropność, są także inne cnoty moralne, tak jak wszystkie cnoty teologalne spotykają się w miłości. O roztropności możemy powiedzieć, że jest cnotą panującą, to znaczy cnotą, która – znając cel, który ma zostać osiągnięty i środki, które są do dyspozycji – porządkuje wszystkie działania dla osiągnięcia tego celu, pilnuje, aby odpowiednio ułożyć wszystkie sprawy, aby w niczym nie przesadzić, aby cały trud do wykonania podzielić na oddzielne zadania i przydzielić je poszczególnym osobom. Jako trwała dyspozycja nadająca ton życiu roztropność jest mądrą miarą, doskonałą równowagą działania. Harmonijnie porządkuje cnoty i władze duszy w ich działaniu w taki sposób, aby pierwszy i najważniejszy cel życia, jakim jest kontemplacja rzeczy Boskich, mógł zostać osiągnięty.

„Niech (opat) wszystkim kieruje z takim umiarem, by i mocni mieli to, czego pragną i słabi nie uciekali”. Oto plan Naszego Świętego Ojca: zebrać wszystkich w życiu doskonałym, prowadzić do Boskiego zjednoczenia wszystkie dusze dobrej woli. Ale jeśli ma się to dokonać, trzeba zdecydować się na to, żeby nie wymagać od wszystkich i zawsze maksymalnego wysiłku. Takie pozorne dążenie do doskonałości prowadzi do odchodzenia od obserwancji. Jakże krótko trwają takie entuzjastyczne porywy! Niebezpieczeństwo letniości wcale nie jest najgroźniejsze. Święty Benedykt wprowadza pewny i mądry złoty środek, którego zalety są łatwo rozpoznawalne, i poleca, aby nie wymagać niczego więcej. Zostawia jednak przestrzeń dla osobistej wrażliwości i hojności. W ostatnim rozdziale Reguły i w innych miejscach ukazuje walecznym i dzielnym perspektywy wyższej doskonałości. To właśnie roztropność skłania mnicha pragnącego dojść do świętości, aby nie zasypiał w drodze i jak najwyżej wznosił ideał swojej praktyki, swojego codziennego działania.

A zwłaszcza sam musi tę Regułę we wszystkim zachowywać, aby – gdy dobrze będzie zarządzał – mógł usłyszeć od Pana to, co ów sługa dobry, który rozdawał na czas pszenicę swoim współtowarzyszom: Zaprawdę powiadam wam – rzekł Pan – postawi go nad całym swoim mieniem (Mt 24,47)[47].

Do opata skierowane jest ostatnie poważne zalecenie: „A zwłaszcza sam musi tę Regułę we wszystkim zachowywać”. W całym tym rozdziale mowa była tylko o miłosierdziu, roztropności, o dostosowaniu się do potrzeb mnichów. Aby uniknąć wszelkich nieporozumień, św. Benedykt przypomina teraz opatowi, że absolutnie nie wolno mu zmieniać Reguły, łagodzić jej albo zaostrzać, zastępować ją swoimi ideami i swoimi zmieniającymi się z dnia na dzień zarządzeniami. Rzeczywiście, aż do Naszego Świętego Ojca wola opata była często jedyną reguła w wielu klasztorach. Jednak cenobici św. Benedykta potrzebują reguły spisanej, stałej, zarazem szczegółowej i całościowej. Reguła jest powierzona opatowi. Święty Benedykt nakazuje mu zachowanie jej nienaruszonej, w duchu i w literze, czuwanie nad tym, by była przestrzegana przez mnichów, a także, bez wątpienia, osobiste jej przestrzeganie. Ani opat nie może się obejść bez Reguły, która jest dla niego jednocześnie światłem i wędzidłem, ani Reguła nie wystarczy sama sobie bez opata, gdyż ma charakter abstrakcyjny i ogólny. Powinna między nimi zaistnieć ścisła jedność. Znajdujemy tu zupełnie naturalne wyjaśnienie konfliktu rodzącego się między mnichem a jego opatem, gdy tylko mnich zaczyna wykraczać poza Regułę. Przez takie nastawienie i postępowanie oddala się jednocześnie od Boga, od Reguły i od swojego opata. Przeciwnie, pozostając wiernym jednej czy drugiej z wymienionych rzeczywistości, osiąga się wierność wszystkim trzem i żyje się szczęśliwie.

Ostatnie słowa tego rozdziału, niosące opatowi zachętę i pokrzepienie, przypominają mu po raz ostatni, że jest sługą sług Bożych („sługa dobry (…) swoim współtowarzyszom”), że jest włodarzem, którego zadaniem jest rozważne i bezinteresowne rozdzielanie im tu na ziemi czystej nadprzyrodzonej pszenicy. Gdy będzie to czynił, ewangeliczny gospodarz – Ojciec rodziny „postawi go nad wszystkimi dobrami swymi” (Mt 24,47).

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

[1]DE ORDINANDO ABBATE. In abbatis ordinatione illa semper consideretur ratio ut hic constituatur quem sive omnis concors congregatio secundum timorem Dei, sive etiam pars quamvis parva congregationis saniore consilio elegerit.

[2] J. Mabillon, Acta SS. OSB, Saec. III, Praef., 111.

[3] Zob.: E. Lesne, l’Origine des menses dans le temporel des Eglises et des monastères de France, au IXe siècle, Lille, Paryż 1910.

[4] św. Grzegorz Wielki, Epist., l. IX, Ep. XCI, PL LXXVII, 1018; MGH: Epist. t. II, s. 49.

[5] Zob.: św. Izydor z Peluzji, Epist., l. I, Ep. CCLXII, PG LXXVIII, 339.

[6] Zob.: Vita S. Caesarii, 1. I, 12, MGH, Script, rer. merov., t. III, s. 461.

[7] Mansi, t. VIII, col. 842.

[8] Et quando ipsi Abbates de corpore exierint, qui in loco eorum ordinandi sunt, judicio congregationis eligantur; nec officium sibi hujus electionis vindicet aut praesumat episcopus.

[9] J. Mabillon, Annales OSB, l. IX, XXVIII, T. I, s. 231.

[10] św. Grzegorz Wielki, Epist., 1. II, Ep. XLI et XLII, PL LXXVII, 578-580; MGH, Epist.,

t I, s. 348 i 346.

[11] św. Bazyli, Reg. fus., XLIII.

[12] Zob.: P. Ladeuze, Etude sur le cénobitisme pakhomien pendant le IVe siècle et la première moitié du Ve, s. 286, 287 i 316.

[13] Teodoret z Cyru, Religiosa historia, c. IV, PG LXXXII, 1345.

[14] św. Jan Kasjan, Inst., IV, XXVIII.

[15] Reguła Mistrza, rozdz. XCIII i XCIV.

[16] Ne cum unusquisque de suo judicio successionem praesumens, universos in seditionem exagitet, et studiosam partibus pugnam scandali domum pacis faciat in contentionem converti (Reguła Mistrza, XCIV).

[17] Zob.: Udalryk, Consuet. Clun., l. III, c. I.

[18] Bernard z Cluny, Ordo Clun., P. I, c. I.

[19] Constit. Hirsaug., 1. II, c. I.

[20] Necesse est ut facilius ei quis obedientiam exhibeat ordinato, cui assensum praebuerit ordinando.

[21] św. Cezary z Arles, Reg. ad virg., Recapitulatio, XII.

[22] Jeśli nawet tylko dwóch mnichów wybierze dobrego opata, a stu – kogoś niegodnego, jak mówią Paweł Diakon i Hildemar, wybór tych dwóch powinien przeważyć.

[23] Dzieło wydane w Paryżu w 1901 r.

[24] Juan Caramuel y Lobkowitz (1606-1682) – hiszpański duchowny, pisarz i matematyk. Biskup Vigevano w latach 1673–1682, cysters.

[25] Vitæ autem merito et sapientiæ doctrina eligatur qui ordinandus est, etiam si ultimus fuerit in ordine congregationis.

[26] Sancta quippe rusticitas solum sibi prodest; et quantum aedificat ex vitae merito Ecclesiam Christi, tantum nocet si destruentibus non resistat (...). Vides quantum inter se distent justa rusticitas et docta justitia (św. Hieronim, Epist., LIII, 3, PL XXII, 542).

[27] Sanctus est? oret pro nobis. Doctus est? doceat nos. Prudens est? regat nos.

[28] Liczne lokalne synody i wielu papieży od dawna nakazywało, aby opat miał stosowny wiek i przyjął godność kapłańską. Zgodnie z Kodeksem prawa kanonicznego z 1917 r. opat powinien mieć co najmniej 30 lat i być profesem od lat 10 (licząc od pierwszej profesji). Od przełożonego generalnego i ksieni klasztoru mniszek wymaga się 14 lat od profesji.

[29] Quod si etiam omnis congregatio vitiis suis quod quidem absit consenti entem personam pari consilio elegerit, et vitia ipsa aliquatenus in notitia episcopi ad cuius diœcesim pertinet locus ipse vel ad abbates aut christianos vicinos claruerint, prohibeant pravorum prævalere consensum, sed domui Dei dignum constituant dispensatorem, scientes pro hoc se recepturos mercedem bonam, si illud caste et zelo Dei faciant, sicut e diverso peccatum si neglegant.

[30] św. Grzegorz Wielki, Dialogi, II, 3.

[31] Zachodzi zbieżność między dyspozycjami Reguły a zasadami przyjętymi przez Synod w Kartaginie (536 r.) (Mansi, t. VIII, col. 842): Si qua vero contentio, quod non optamus, exorta fuerit, ut ista Abbatum aliorum concilio sive judicio finiatur; aut si scandalum perseveraverit, ad Primates uniuscujusque provinciae universae causae monasteriorum judicandae perducantur (zob. też: kanon VII Synodu w Tours z 667 r., o procedurze, której należy przestrzegać przy odwołaniu opata z jego funkcji, Mansi, t. IX, col. 793).

[32] Ordinatus autem abbas cogitet semper quale onus suscepit et cui redditurus est rationem vilicationis suæ, sciatque sibi oportere prodesse magis quam præesse.

[33] Z zasady potwierdzenie wyboru opata i ustanowienie go na urzędzie przez benedykcję zgodnie z prawem należało do zadań biskupa diecezjalnego, nawet gdy chodziło o klasztory dość niezależne. Od VI w. niektórzy fundatorzy i sami biskupi w Italii i Galii oddawali swoje klasztory w opiekę papieżowi i jemu powierzali potwierdzanie wyborów opackich. Jednak ani w rozdziałach 64. i 65. Reguły, ani w żywocie św. Benedykta (św. Grzegorz Wielki, Dialogi, II, 3 i 22) nie znajdujemy wskazówek pozwalających dociec, według której z tych procedur dokonywano wyborów opackich w Subiaco i na Monte Cassino.

[34] Adjuvate nos, et orando et obtemperando, ut nos vobis non tam praeesse quam prodesse delectet. Cyt. za: św. Augustyn, Wybór mów. Kazania świąteczne i okolicznościowe, tłum. ks. J. Jaworski, Warszawa 1973, Kazanie 340, s. 268.

[35] Ut intelligat non se esse episcopum qui praeesse dilexerit, non prodesse. Cyt. za: św. Augustyn, Państwo Boże, tłum. ks. W. Kubicki, Kęty 2002, XIX, 19, s. 787.

[36] Oportet ergo eum esse doctum lege divina, ut sciat et sit unde proferat nova et vetera, castum, sobrium, misericordem, et semper superexaltet misericordiam iudicio, ut idem ipse consequatur. Oderit vitia, diligat fratres.

[37] Jest on zaczerpnięta od św. Augustyna: Dilige hominem, oderis vitium (Sermo XLIX, 5, PL XXXVIII, 323); Oderit vitium, amet hominem (De Civit. Dei, l. XIV, c. VI, PL XLI, 409); Cum dilectione hominum et odio vitiorum (Epist. CCXI, 11, PL XXXIII, 962). Św. Cezary z Arles, Reg. ad virg., XXII: Hoc facite cum dilectione sororum et odio vitiorum.

[38] In ipsa autem correptione prudenter agat et ne quid nimis, ne dum nimis eradere cupit æruginem frangatur vas ; suamque fragilitatem semper suspectus sit, memineritque calamum quassatum non conterendum. In quibus non dicimus ut permittat nutriri vitia, sed prudenter et cum caritate ea amputet, ut viderit cuique expedire sicut iam diximus, et studeat plus amari quam timeri.

[39] To reminiscencja ze św. Hieronima lub św. Augustyna; św. Hieronim pisze: Difficile est modum tenere in omnibus (…); quod nos una et brevi sententiola exprimere possumus: Ne quid nimis (Epist. CVIII, 20, PL XXII, 898). W innym miejscu (Epist. CXXX, 11, PL XXII, 1116) św. Hieronim przypisuje zasadę Ne quid nimis jednemu z siedmiu mędrców, dodając: Quod tam celebre factum est, ut comico quoque versu expressum sit. W liście LX, 7 (PL XXII, 593) zachęca Heliodora, aby miarkował swą boleść, którą spowodowała śmierć jego siostrzeńca Nepocjana, i znowu przytacza tę zasadę: Ne quid nimis. Także św. Augustyn cytuje i wyjaśnia tę samą sentencję (Enarratio IV in Ps. CXVIII, 1, PL XXXVII, 1509).

[40] Corripiat inquietas, consoletur pusillanimes, suscipiat infirmas, patiens sit ad omnes; disciplinam libens habeat, metuens imponat. Et quamvis utrumque sit necessarium, tamen plus a vobis amari appetat quam timeri, semper cogitans Deo se pro vobis reddituram esse rationem. Unde magis obediendo non solum vestri, verum etiam ipsius miscremini; quia inter vos quanto in loco superiore, tanto in periculo majore versatur (św. Augustyn, Epist. CCXI, 15, PL XXXIII, 964-965).

[41] Amastis enim ut veniretis: sed amastis, quid? Si nos, et hoc bene; nam volumus amari a vobis, sed nolumus in nobis. Quia ergo in Chrisio vos amamus, in Christo nos redamate, et amor noster pro invicem gemat ad Deum: ipse enim gemitus columbae est (św. Augustyn, In Joannis Evang., tract. VI, 1, PL XXXV, 1425).

[42] Non sit turbulentus et anxius, non sit nimius et obstinatus, non sit zelotipus et nimis suspiciosus, quia numquam requiescit.

[43] Jest tu kolejne nawiązanie do Izajasza mówiącego o Mesjaszu: „Nie będzie wołał ani będzie miał względu na osobę. (…) Trzciny nadłamanej nie skruszy. (…) Nie będzie smutny ani zaburzony (turbulentus)” (Iz 42,2-4).

[44] In ipsis imperiis suis providus et con sideratus, et sive secundum Deum sive secundum sæculum sit opera quam iniungit, discernat et temperet, cogitans discretionem sancti Iacob dicentis: Si greges meos plus in ambulando fecero laborare, morientur cuncti una die. Hæc ergo aliaque testimonia discretionis matris virtutum sumens, sic omnia temperet ut sit et fortes quod cupiant et infirmi non refugiant.

[45] Jest to sformułowanie Kasjana z jego drugiej rozmowy z Ojcami (rozdz. IV), które warto przytoczyć w całości: Omnium namque virtutum generatrix, custos moderatrixque discretio est.

[46] św. Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, IIa-IIae, q. XLVII.

[47] Et præcipue ut præsentem regulam in omnibus conservet, ut dum bene ministraverit audiat a Domino quod servus bonus qui erogavit triticum conservis suis in tempore suo: Amen dico vobis, ait, super omnia bona sua constituit eum.


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!