Dom Delatte
2020.04.10 21:41

Komentarz do Reguły: Rozdział LVII. O rzemieślnikach klasztornych

© Cistercians in Yorkshire

© Cistercians in Yorkshire

Jeśli są w klasztorze rzemieślnicy, niechaj z całą pokorą uprawiają swoją sztukę, gdy im opat na to zezwoli. Gdyby jednak ktoś z nich pysznił się swoją umiejętnością, sądząc, że przynosi jakąś korzyść klasztorowi, trzeba go od tej pracy odsunąć i już do niej więcej nie dopuszczać, chyba że się upokorzy i że opat mu ponownie rozkaże wykonywać ów zawód[1].

Pierwsza część tego artykułu dotyczy zawodów i rzemiosł wykonywanych w klasztorze, druga zaś – owoców tych prac i wytworzonych produktów.

Zarówno do wykonywania większych robót, jak i prostych prac, w jakiś sposób są kompetentni wszyscy bracia. Ale są też prace specjalistyczne, wymagające odpowiedniego wyćwiczenia, i te mogą być wykonywane tylko przez rzemieślników, artifices. Święty Benedykt zakłada, że w klasztorze są bracia dobrze znający swój fach, być może nawet prawdziwi artyści: malarze, rzeźbiarze, kaligrafowie. Być może przynieśli oni swoje umiejętności ze świata, być może nabyli ich już w klauzurze. Nasz Święty Ojciec pragnie, aby w jego klasztorze uprawiano rzemiosła i sztuki konieczne do tego, aby dom dobrze funkcjonował. To jest coś więcej niż tolerancja, to formalnie wyrażone życzenie. Zdaje sobie on jednak sprawę, o czym pisze i w tym rozdziale, i w rozdziale 66., że nie zawsze to będzie możliwe.

Gdy św. Benedykt decyduje, że można czerpać korzyści z rzemieślniczej biegłości braci, jest to spójne z jego całościową wizją życia monastycznego. Nigdzie w Regule nie nakazuje, aby pod pozorem umartwienia systematycznie wyniszczać zdolności i upodobania braci. Jest tylko jeden warunek: polecenie albo pozwolenie opata. Oczywiste jest, że zakonnik ma wykonywać swoją sztukę „z całą pokorą”. Szczególna umiejętność wyróżnia jednak tego, kto ją posiada, dlatego też trzeba zabezpieczyć się przed skłonnością do zarozumiałości. Ponadto, te kompetencje jednego z braci zwykle przynoszą korzyści wspólnocie monastycznej. Im te korzyści są bardziej namacalne, tym łatwiej jest temu, który je zapewnia, znaleźć w tym powód do pychy albo do obchodzenia Reguły. Zawsze, gdy klasztor prowadzi jakąś działalność gospodarczą, wytwarza coś, czy ma zinstytucjonalizowane dochody, takie niebezpieczeństwo istnieje. Mnich odpowiedzialny za taką działalność mówi sobie: „Jak by nie patrzeć, jestem bardzo cenny dla wspólnoty. Gdy inni tylko jedzą i piją, ja rok w rok zapewniam opactwu znaczący dochód”. Tylko ktoś, kto ma w sobie wielkiego ducha zakonnego, może ustrzec się przed niebezpieczeństwem takich sytuacji. Święty Augustyn przewidział to zagrożenie przed św. Benedyktem i pisał: Nec extollantur si communi vitae de suis facultatibus aliquid contulerunt, podobnie myślał Kasjan. Również św. Efrem zachęcał mnicha, aby nigdy nie wywyższał się z powodu tego, co wnosi w życie wspólnoty, a św. Bazyli – tak jak Nasz Święty Ojciec – zalecał przełożonemu, aby nie tolerował takiego zgorszenia[2].

Dusza mnicha jest więcej warta niż wszystko inne. A zatem, gdy tylko opat zauważyłby, że jakiś mnich zajmując się takimi sprawami popada w pychę, w ducha merkantylnego albo też w nieposłuszeństwo i partykularyzm, ma obowiązek odsunąć na drugi plan myśli o potrzebach finansowych klasztoru, które nigdy nie są najważniejsze, a za wszelką cenę zająć się ratowaniem dusz. Słowa Reguły są bardzo konkretne i wzywające do czynu: „trzeba go od tej pracy odsunąć i już do niej więcej nie dopuszczać, chyba że się upokorzy i że opat mu ponownie rozkaże wykonywać ów zawód”.

Jeśliby zaś coś z prac rzemieślników miało iść na sprzedaż, niechaj ci, przez których ręce będą one przechodzić, wystrzegają się najmniejszej nieuczciwości. Niech pamiętają zawsze o Ananiaszu i Safirze, bo podobnie jak tamtych śmierć cielesna, tak mogłaby ich spotkać śmierć duchowa, i to nie tylko ich samych, lecz także wszystkich pozwalających sobie na nieuczciwość w sprawach klasztoru[3].

Być może byłoby to dobre miejsce do dokonania przeglądu tych rodzajów produkcji i innych działalności gospodarczych, które są do pogodzenia z zewnętrzną godnością naszego życia, z organizacją życia wewnętrznego klasztoru i z naszymi tradycjami[4]. Problem jest ważny i delikatny zarazem. W tradycjach różnych rodzin zakonnych ustaliło się, jaka działalność jest dla nich stosowna, a jaka im nie przystoi. W tych sprawach należy powstrzymać się do autorytatywnego formułowania generalnych zasad dotyczących wszystkich. Każdy przełożony jest po trosze sędzią w sprawach tego, co sam powinien robić, co winien jest swojemu klasztorowi i czego wymaga od niego solidarność z innymi domami, które niekiedy doświadczają poważnych trudności finansowych. Kartuzi wytwarzają likier, choć może należy powiedzieć bardziej precyzyjnie, że zajmuje się tym jeden ojciec i kilku braci konwersów. Trapiści produkują czekoladę, sery i piwo, przetwarzając plony swoich pól, jest to u nich przyjęte. Jeśli chodzi o nas, nie mamy zastrzeżonego znaku towarowego na żaden produkt. Tylko w celu publikowania ksiąg liturgicznych i innych prac monastycznych, czyli dla wspomożenia głoszenia prawdy, prowadzimy drukarnię. I nic ponadto. Nasze publikacje to rodzaj konwentualnego kaznodziejstwa. W ten sposób tylko kontynuujemy nasze tradycje, powielając drukiem manuskrypty, które kiedyś przepisywaliśmy i iluminowaliśmy. Gdybyśmy robili coś więcej, moglibyśmy się bardzo przeliczyć. Weszlibyśmy tylnymi drzwiami we wszystkie obowiązki i troski światowe, oddalilibyśmy się od naszego życia religijnego. Po to, żeby żyć, zatracilibyśmy samą rację naszego istnienia, propter vitam, vivendi perdere causas. Nikt nie wykazał, że Pan szczególnie miłuje w nas taką czy inną produktywność.

Wyobraźmy sobie jednak, że jakieś opactwo prowadzi działalność gospodarczą, która daje owoce przekraczające jego potrzeby. Jest więc nadmiar na przykład wina, miodu, czy warzyw. Co z tym zrobić? Niektórzy z Ojców Wschodnich rozplatali uplecione wcześniej maty lub koszyki i zaczynali od nowa. Kasjan opowiada, że Abba Paweł, który żył w odległości siedmiu dni marszu od siedzib ludzkich, pod koniec roku palił gotowe koszyki, które zapełniały jego grotę. Większość jednak sprzedawała swoje produkty w mieście[5]. Wolno nam iść za ich przykładem i, przeznaczywszy część na jałmużnę, zapewnić jakieś dodatkowe środki finansowe dla klasztoru. Ale nie wydaje się, żeby św. Benedyktowi chodziło o to, żeby mnisi osobiście wybierali się na rynki i targi do okolicznych miast i miasteczek[6]. Napisał przecież nieco dalej, że wszystkie zawody mają być wykonywane w klasztorze, „aby mnisi nie musieli włóczyć się na zewnątrz”, ut non sit necessitas monachis vagandi foris (66,7). Czy mógłby zatem chcieć, żeby mnisi wychodzili nie tylko po to, aby coś kupić, ale aby handlować?

Sprzedaż będzie więc dokonywać się przez pośredników. Święty Benedykt zaleca opatowi i mnichom czuwanie nad ich uczciwością. Mogą bowiem oni mieć pokusę podnoszenia marży. Weźmy na przykład taką sytuację: Mnisi dobrze wykonali swą pracę. Wino, które wytworzyli, było doskonałe. Klientów nie brakowało. Sprzedawcy, nawet z powodu samej jakości towaru, który oferowali, sprzedawali go bardzo drogo, a zysk pozostawili sobie. Być może byli wielorako powiązani z klasztorem i uznali to za zupełnie naturalne, że wzbogacili się jego kosztem. Ale św. Benedykt przypomina o przypadku Ananiasza i Safiry, opisanym w 5. rozdziale Dziejów Apostolskich. Czyn, który sprowadził na tych dwoje małżonków słuszny gniew Boga i św. Piotra, jest dość podobny do sytuacji opisanej w Regule. Sprzedali oni swoje pole i zamiast oddać wspólnocie całą uzyskaną kwotę, pozostawili sobie jakąś małą sumę, a resztę przekazali św. Piotrowi, dodając do swego czynu kłamstwo i to kłamstwo ułożone z premedytacją. Wydaje się, że św. Benedykt uznaje grzech Ananiasza i Safiry za lżejszy, karany tylko śmiercią cielesną[7]. Gdyby istotnie tak myślał, szedłby w ślad za licznymi Ojcami: Orygenesem, św. Augustynem, Kasjanem[8]. Grzech przedstawicieli handlowych klasztoru jest jednak większy, gdyż przedmiot transakcji jest w ich rękach tylko depozytem, świętym depozytem, gdyż wszystkie dobra klasztoru należą do Boga, dlatego też będą za niego karani w swoich duszach, a nie w ciałach.

Przy ustalaniu zaś ceny nie trzeba dopuszczać do głosu złej chciwości. Lepiej jest zawsze sprzedawać nieco taniej, niż to mogą czynić ludzie świeccy, aby we wszystkim Bóg był uwielbiony (1 P 4,11)[9].

Mnisi będą unikać wszystkiego, co miałoby choćby pozór pożądliwości, złej chciwości, która chce gromadzić jak najwięcej dla siebie: avaritiae malum. Jakże niegodny zakonnika byłby duch zysku! Święty Benedykt zapożyczył obraz mnichów sarabaitów (rozdz. 1.) od św. Hieronima. Opisani przez Hieronima mnisi drogo sprzedawali swoje produkty:„Z tego zaś, co wypracują, dają [jedynie] część do wspólnoty, w celu zapewnienia wspólnego pożywienia (…), a cokolwiek sprzedają, więcej kosztuje, jakby rzemiosło było święte, a nie życie”[10]. Nasz Święty Ojciec domaga się czegoś zupełnie przeciwnego. Produkty pracy monastycznej mają być zawsze sprzedawane po niższych cenach niż powszechnie przyjęte, aby przeciw zakonnikom nigdy nie podnosiły się protesty i gniew, które dosięgałyby samego Boga, aby przykład szukającego zgody i bezinteresownego postępowania mnichów posłużył świeckim ku zbudowaniu, wreszcie aby nawet w tym, co dotyczy pieniędzy, mnisi znajdowali okazję do jakiegoś apostolatu: „aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”, ut in omnibus glorificetur Deus (1 P 4,11)[11].

Pewien rodzaj nadprzyrodzonej dumy z łatwością obroni nas przed różnymi wątpliwymi machinacjami w interesach i pozwoli nam pozostać wiernym duchowi Reguły, nawet jeśli nie zawsze jej literze. Należy bowiem zdawać sobie sprawę z uwarunkowań ekonomicznych i wrażliwości podmiotów zewnętrznych. W czasach, gdy nie było ani konkurencji rynkowej ani – jak to się dziś mówi – nadprodukcji, przede wszystkim gdy w efekcie pracy monastycznej powstawały produkty pierwszej potrzeby, nie mogła pojawić się żadna rywalizacja, a niższe ceny produktów monastycznych były tylko dobrodziejstwem dla ludzi. Gdyby jednak teraz klasztory zalewały rynek swoimi produktami wycenianymi niższej niż ceny rynkowe, doprowadziłyby do rujnującego innych przedsiębiorców spadku cen, do bankructw, dałyby powód do nienawiści. Jeśli jakaś wytwórnia monastyczna zmuszona jest do zarabiania nieco więcej niż by chciała, zawsze może przeznaczyć część dochodu na jałmużnę. Gdy działalność gospodarcza jest ograniczona i nie może stanowić poważnej konkurencji dla innych podmiotów, chwalebne jest sprzedawać taniej. Również w sytuacji, gdy korzysta się w sposób wyłączny z jakiegoś patentu, ma się większą swobodę działania. Ale czy obniża się ceny, czy też je podnosi, zawsze najistotniejsze pozostaje wcielanie w życie tej benedyktyńskiej dewizy: Ut in omnibus glorificetur Deus.

Bracia konwersi

Przy okazji komentowania rozdziału 57. możemy powiedzieć kilka słów o braciach konwersach. Szczegółowa historia tej instytucji nie została jeszcze napisana, choć zarysowali ją ostatnio R. Chasles w swojej pracy dyplomowej napisanej w École des Chartes[12] i o. E. Hoffman, cysters z Mehrerau[13]. Można o tej kwestii przeczytać także w przedmowie Dom E. Martené’a do tomu VI Veterum scriptorum (...) amplissima collectio. Poruszają ją również Dom A. Calmet w swym komentarzu do 2. rozdziału Reguły i Dom J. Mabillon w przedmowie do drugiej części tomu VI Acta Sanctorum ordinis Sancti Benedicti.

Wydaje się, że siedemnastowieczni komentatorzy mylili się, gdy twierdzili, że instytucja braci konwersów istniała przed św. Benedyktem i w jego klasztorach. W pierwszych klasztorach zachodnich, takich jak Lérins pod opatem Faustusem w V w., byli bracia kapłani, jak również bracia świeccy (tj. nie-kapłani), byli mnisi umiejący czytać i analfabeci. Tym ostatnim, co zgoła nie zaskakuje, najczęściej powierzano cięższe prace fizyczne. Ale nie stanowili oni oddzielnej kategorii mnichów. Wiele klasztorów miało w swoich domenach podległych pracowników, a nawet niewolników, ale nie byli oni mnichami.

Liczne fragmenty Reguły św. Benedykta zdają się wykluczać jakieś rozróżnienie między mnichami. Czytamy na przykład w rozdziale 2.: „Opat nie powinien nikogo w klasztorze wyróżniać” (2,16). Nie ma żadnego zdania wskazującego na istnienie wyodrębnionej kategorii mnichów, której szczególnym zadaniem byłoby dbanie o potrzeby materialne klasztoru. Jak można było doszukać się jakichś aluzji do instytucji braci konwersów w przepisach dotyczących infirmerii, domu gości, furty klasztornej i innych? W rozdziale 38. mowa jest o tym, że lektor będzie spożywał posiłek „razem z braćmi pełniącymi tygodniową służbę w kuchni i przy stole”, cum coquinae hebdomadariis et servitoribus reficiat (38,11). Ale ten zwrot nie wystarcza nawet do stwierdzenia, że w klasztorze były jakieś osoby niebędące mnichami, które posługiwały przy stole (servitores), co przypuszał R. Chasles. Bezdyskusyjnym faktem jest to, że w klasztorze na Monte Cassino obok zakonników wykształconych i wywodzących się z elit kulturalnych żyli wieśniacy i dawni niewolnicy, tacy jak dobry Got, o którym jest mowa w żywocie Naszego Świętego Ojca (D 6). Byli tam tacy, którzy nie mogli „ani rozmyślać, ani czytać” (48,23). Niektórzy nie potrafili sami napisać karty profesji („Dokument ten powinien napisać własnoręcznie albo, jeśliby nie umiał pisać, niechaj na jego życzenie napisze ktoś inny” (58,20)). Oczywiście to nie wśród tych „którzy trudniej rozumieją”, simplicioribus (2,12) opat miał wybierać kandydatów na kapłanów (por. 62,1). Trzeba było znaleźć im zajęcie odpowiednie do ich możliwości. Ale, powtórzmy to raz jeszcze, poza tym w niczym nie różnili się od innych mnichów. Przychodzili na Boże Oficjum i brali w nim udział, tak jak mogli. Wraz z upływem czasu zapamiętywali i odmawiali z pamięci coraz więcej psalmów i hymnów.

Jak pisze R. Chasles, od VIII do X w. dokonuje się przemiana w obyczajach monastycznych. Opus Dei staje się bardziej rozbudowane niż w czasach św. Benedykta. Mnichów przybywa. Różnica między umiejącymi a nieumiejącymi czytać staje się coraz bardziej widoczna. Z wolna słudzy, famuli, świeccy zostają zastąpieni przez zakonników zajmujących się tylko pracami fizycznymi i mających specjalne, bardzo uproszczone oficjum liturgiczne[14]. W Cluny istnieli bracia konwersi. Byli mnichami, ale nie brali udziału w zebraniach wspólnoty odbywających się w kapitularzu. W kościele zajmowali miejsca w niższym chórze. Niektórzy pełnili funkcje w ceremoniach liturgicznych, a nawet, jeśli mieli dobry głos, uczestniczyli w śpiewie i przywdziewali kapę. Konwersi mieli inny habit i nosili brody, dlatego też nazywano ich „brodaci”, barbati. Pierwotnie bowiem słowo conversi odnosiło się do wszystkich mnichów. W klasztorach była jeszcze inna kategoria osób, tj. oblaci. Historia oblatów jest ściśle związana z historią konwersów. Dzieci oddane na wychowanie do klasztorów często były nazywane nutriti, aby odróżnić je od konwersów, którzy sami podjęli decyzję o wstąpieniu do klasztoru.

Instytucja braci konwersów osiągnęła swój pełny rozwój w XI w. Została prawnie ustanowiona w Niemczech, przede wszystkim dzięki Wilhelmowi, opatowi Hirsau, który – jak wiadomo – wzorował się na zwyczajach Cluny. Aimon, jego biograf, pozostawił nam skrót Reguły konwersów w Hirsau. Tak jak w Cluny, została im powierzona kuchnia i wszystko, co z nią związane. Konwersi odgrywali ważną rolę w klasztorach już w końcu XI w. W XII w. ta instytucja została przyjęta przez wszystkie opactwa Europy Zachodniej. Znajdujemy ją u kamedułów, u walombrozjanów, u kartuzów. Ale najwięcej uwagi poświęcili im cystersi. Napisano dla nich osobną Regułę i ułożono zwyczaje. Część z nich mieszkała w opactwie, inni na farmach wśród pól, jeszcze inni – u dostojników świeckich, niektórzy posługiwali też w opactwach cysterek. W bardziej współczesnych kongregacjach benedyktyńskich: kassyńskiej, bursfeldzkiej, św. Vanne’a i św. Maura także została zachowana instytucja braci konwersów. W Kongregacji św. Maura oprócz konwersów była także kategoria „przedstawicieli”, commis, którzy zajmowali się pracami poza klasztorem i relacjami zewnętrznymi. Po okresie próbnym składali oni ślub stałości. Ta kongregacja miała też „stałych współpracowników” związanych z opactwem umową cywilną.

Trzeba zauważyć, że nasze konstytucje, wzorowane na konstytucjach Kongregacji św. Maura, nakazują przyjmowanie do grona braci konwersów tylko tych kandydatów, którzy są zdolni do wykonywania prac dla nich przeznaczonych. Należy przede wszystkim podkreślić, że są oni prawdziwymi zakonnikami i mnichami, tak samo jak ojcowie chórowi. Muszą więc mieć zapewnioną naukę i formację, które umożliwią im uszanowanie i dobre wypełnianie ich ślubów. Wszyscy, tak nowicjusze, jak i profesi, są pod duchowym kierownictwem mistrza konwersów. W wykonywaniu swych prac podlegają szafarzowi. Nikt poza szafarzem i ojcami, którzy są do tego upoważnieni z racji sprawowanych funkcji, nie może zlecać im żadnych prac ani posług. Jeśli bracia konwersi nie są sługami wspólnoty, to tym bardziej nie są sługami tego czy innego mnicha. Nasze relacje z nimi zawsze są wyznaczane przez wrażliwą miłość i doskonałą uprzejmość. Wszelkie pospolite kolegowanie się z nimi powinno być surowo zakazane, tak samo jak jakakolwiek nieuzasadniona rozmowa. Leży to i w ich, i w naszym interesie. Pilnujmy się też, żeby nie gorszyć dusz prostych jakimiś zachowaniami mało monastycznymi albo jakimś stałym nieposzanowaniem Reguły.

Życie braci konwersów jest pokorne, ciche, ukryte, w niektórych aspektach bardziej surowe niż życie ojców chórowych. Tak jak stanowiły akty wewnętrzne Kongregacji św. Maura, nie mają być dopuszczani do święceń kapłańskich, nie mają też podejmować wyższych studiów. Ścisłe przestrzeganie tych dwóch zasad jest konieczne dla zabezpieczenia ich powołania monastycznego. Tych, którzy starają się wkroczyć na drogę powołania kapłańskiego, prawie zawsze czeka klęska. Pełen pracy dzień braci konwersów łatwo staje się bezustanną rozmową z Panem. Ten przykład radosnej i pełnej pokoju wierności jest najcenniejszą z wykonywanych przez nich posług.

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

 

[1] DE ARTIFICIBUS MONASTERII. Artifices si sunt in monasterio cum omni humilitate faciant ipsas artes, si permiserit abbas. Quod si aliquis ex eis extollitur pro scientiae artis suae, eo quod videatur aliquid conferre monasterio, hic talis erigatur ab ipsa arte et denuo per eam non transeat, nisi forte humiliato ei iterum abbas iubeat.

[2] św. Augustyn, Epist. CCXI, 6, P. L. XXXIII, 960; św. Jan Kasjan, Inst., IV, XIV; św. Efrem Syryjczyk, Paraen. XXVI, Opp. graec. lat., t. II, s. 114; św. Bazyli Wielki, Reg. fus., XXIX.

[3] Si quid vero ex operibus artificum venundandum est, videant ipsi per quorum manum transigendam sint, ne aliquam fraudem praesumant. Memorentur semper Ananiae et Safirae, ne forte mortem quam illi in corpore pertulerunt, hanc isti vel omnes qui aliquam fraudem de rebus monasterii fecerint, in anima patiantur.

[4] Zob.: św. Bazyli Wielki, Reg. fus., XXXVIII.

[5] św. Jan Kasjan, Inst., X, XXIV.

[6] św. Bazyli również ujawnia niechęć do takich działań: Reg. fus., XXXIX.

[7] Paweł Diakon i Hildemar uważają jednak, że św. Benedykt w ogóle nie zamierza rozstrzygać kwestii śmierci duchowej małżonków, a zwraca uwagę tylko na karę cielesną.

[8] Orygenes, Comm. in Matth., 1. XV, 16, P. G. XIII, 1297-1298; św. Augustyn, Contra Epist. Parmeniani, 1. III, c. I, P. L. XLIII, 84; św. Jan Kasjan, Conlat., VI, XI.

[9] In ipsis autem pretiis non subripiat avaritiae malum, sed semper aliquantulum vilius detur quam ab aliis saecularibus dari potest, ut in omnibus glorificetur Deus.

[10] List XXII, 35, cyt. za: św. Hieronim, Listy do Eustochium, Kraków 2004, s. 173.

[11] Inni starożytni pisarze dawali tę samą radę: Ewagriusz z Pontu, Rerum monachalium rationes, VIII, P. G. XL, 1259-1260; Izajasz ze Sketis, Reg., LIX, LXI.

[12] École nationale des Chartes, Positions des thèses, 1906, s. 43-49: Étude sur l’Institut monastique des frères convers et sur l’oblature au moyen âge; leur origine et leur rôle (XIe-XIIIe s.).

[13] Das Konverseninstitut des Cisterzienserordens in seinem Ursprung und seiner Organisation, Fribourg, 1905. Recenzja tej pracy ukazała się w: Revue Bénédictine, kwiecień 1906, s. 289.

[14] Także nasi bracia konwersi odmawiają oficjum ułożone z „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” oraz kilku krótkich inwokacji zaczerpniętych z części stałych naszych Godzin.


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!