Dom Delatte
2022.05.23 20:15

Komentarz do Reguły. Rozdział LIX: O ofiarowywanych przez rodziców synach ludzi możnych i ludzi ubogich

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy. 

 

Poprzedni rozdział opisywał przyjmowanie dorosłych, ten zaś mówi nam o przyjmowaniu dzieci. Rzecz nie dotyczy dzieci przyjmowanych do klasztoru na jakiś czas w celu odbycia edukacji, ale dzieci oddawanych na zawsze i przeznaczonych do życia zakonnego. Te przepisy Reguły nie mają już dziś zastosowania, starożytne obyczaje zostały zmienione, a Sobór Trydencki uznał za ważne i wiążące ślubu złożone dopiero po ukończeniu szesnastego roku życia. Jednak, aby właściwie ocenić kwestie faktyczne i prawne, historyczne i doktrynalne, nie należy dać się zwieść uprzedzeniom wytworzonym przez prawodawstwo współczesne, a przede wszystkim przez zmniejszenie wrażliwości religijnej[1].

Historia zwyczaju ofiarowania dzieci Bogu przez rodziców sięga głęboko w dzieje Starego Testamentu. Nie wspominając nawet o niezwykłej ofierze Abrahama ani też o ślubie Jeftego (Sdz 11), wiemy, jak mały Samuel został ofiarowany w Świątyni i poświęcony Bogu przez swoją matkę Annę (1 Sm 1). Taka też była historia życia św. Jana Chrzciciela i Matki Bożej. Pamiętajmy, że Prawo pouczało wszystkich Żydów, że pierworodny należał do Pana i miał być „wykupiony” przez swoich rodziców. Z drugiej strony, w społeczeństwie antycznym ojciec rodziny sprawował w swojej rodzinie władzę prawie suwerenną. Święty Paweł Apostoł spokojnie wykłada, że ojciec ma prawo wydać swoją córkę za mąż albo też poświęcić ją Panu: „Ale i ten, kto wolny od przymusu, będąc panem swej woli, powziął mocne postanowienie i w sercu swym rozważył zachować córkę swą dziewicą, dobrze czyni” (1 Kor 7,37). Dla Apostoła zachowanie córki w dziewictwie nie wydaje się stanowić zamachu na prawdziwą wolność osobistą. Nawet niewolnictwo nie było odrażające dla tego, który ośmielał się radzić niewolnikom chrześcijańskim, aby trwali w swoim stanie, aby nie pragnęli ziemskiego wyzwolenia, aby służyli swoim panom wiernie i z zaangażowaniem: „Jesteś wezwany będąc niewolnikiem, nie trap się, ale jeśli możesz się stać wolnym, korzystaj z tego. Albowiem kto wezwany został będąc niewolnikiem, stał się wyzwoleńcem Pańskim” (1 Kor 7,21-22). „Słudzy, bądźcie posłuszni panom ziemskim z bojaźnią i z lękiem, w prostocie serca waszego jako Chrystusowi (…), służąc z dobrą wolą jako Panu, a nie ludziom” (Ef 6,5-7).

Ofiarowanie swoich dzieci do klasztorów wydawało się pierwszym chrześcijanom czymś zupełnie naturalnym. Jest to zwyczaj, „który znajdujemy prawie w całym Egipcie, w Tebaidzie, w Palestynie, w Syrii, w Azji Mniejszej” – mówi autor Moines d’Orient, podając liczne ciekawe świadectwa[2]. Bez wątpienia, niekiedy dochodziło do nadużyć i niestosowności przy tych przedwczesnych profesjach, skoro św. Bazyli, podtrzymując zasadę przyjmowania dzieci, wymaga, aby nie przymuszano ich do złożenia profesji przed osiągnięciem wieku, w którym mogą działać z pełnym rozeznaniem i decydować w pełnej wolności[3]. Święty Benedykt, który wielokrotnie odwołuje się do tego znanego fragmentu Reguły św. Bazylego dotyczącego przyjmowania i wychowywania dzieci, nie powtarza go jednak w całości. W szczególności nie uznaje za konieczne przyjęcia zastrzeżeń św. Bazylego dotyczących wieku składania profesji. Wolał trzymać się zwyczaju rozpowszechnionego na Zachodzie.

Rzeczywiście, na Zachodzie – na długo przed czasami Naszego Świętego Ojca – rodzice decydowali o stałym i nieodwołalnym życiu zakonnym swoich dzieci. Cytowany przez Tomassina[4] fragment jednego z listów św. Augustyna, w którym autor opowiada się za rozwiązaniami podobnymi do zaproponowanych przez św. Bazylego, nie wydaje się nam do końca przekonujący. Podobnie nic nie wskazuje na to, że dzieci ofiarowane przez rodziców, o których wspomina św. Hieronim w listach cytowanych przez tego samego autora, były oddawane do klasztoru tylko na jakiś czas, a nie na zawsze. Pisze on o rzymskiej dziewicy Aseli: „w powijakach jeszcze dziecięctwa, dziesiąty zaledwie rok kończąc, poświęcona została przyszłej świętości”[5]. Święty Cezary pozwala mniszkom przyjmować dziewczynki od szóstego lub siódmego roku życia i zaznacza, że nie chodzi mu o dzieci oddawane do klasztoru „dla nauki”[6]. Święty Grzegorz z Tours mówi o ofiarowaniu dzieci przez rodziców i niewolników przez ich panów jako  o starym i powszechnie przyjętym zwyczaju[7]. Piąty Synod Orleański (549 r.) uznał, że dziewczęta wstępują do klasztorów albo z własnej woli (propria voluntate) albo też zostają ofiarowane przez swoich rodziców[8], a Pierwszy Synod w Mâcon (583 r.) nakładał ekskomunikę na takie osoby, jeśliby porzuciły klasztor[9]. Chłopcom przeznaczonym do stanu duchownego w odpowiednim czasie dawano do wyboru: albo złożenie ślubu czystości, co pozwalało im przyjąć święcenia wyższe, albo małżeństwo, co sprawiało, że pozostawali przy święceniach niższych[10]. Przyjrzyjmy się teraz tekstowi świętej Reguły:

Jeśli ktoś z możnych ofiaruje swego syna Bogu w klasztorze, a chłopiec jest małoletni, rodzice sami napiszą prośbę, o której wyżej mówiliśmy. Następnie zawiną ten dokument i rękę chłopca razem ze swoim darem w obrus ołtarza i tak go ofiarują[11].

Możni (dosł. szlachetnie urodzeni), o których mówi tu Nasz Święty Ojciec używając przyjętych wówczas zwrotów, to po prostu ludzie bogaci. Jak zauważa Hildemar, wielu szlachetnie urodzonych jest biednych, a wielu plebejuszy – bogatych. Być może św. Benedykt pisząc te słowa, miał na myśli różne pochodzenie Eutycjusza, ojca św. Maura, i patrycjusza Tertullusa, ojca św. Placyda[12].

Święty Benedykt przyjmuje, że chłopiec jest jeszcze zbyt mały, aby mógł samodzielnie napisać prośbę, tj. dokument, o którym była mowa wcześniej. W spisanych zwyczajach wiek przyjmowanego dziecka oscyluje między dziesiątym a czternastym rokiem życia. To rodzice (zgodnie z opinią komentatorów i ze zwyczajami oznacza to: ojciec i matka, sama matka, jeśli ojciec nie żyje, niekiedy inni krewni albo opiekunowie)[13] mają w imieniu syna obiecać stałość, przemianę obyczajów i posłuszeństwo. To oni mają zatroszczyć się o napisanie prośby, „o której wyżej mówiliśmy”. Już same te słowa wystarczyłyby, aby wykazać, że chodzi tu o prawdziwą profesję, o profesję równie poważną jak ta składana przez dorosłych i sformułowaną prawie w takich samych słowach[14].

Prośba jest składana na ołtarzu wraz z darem – tzn. z chlebem i winem do złożenia w Najświętszej Ofierze – w którego przygotowaniu samo dziecko albo jego rodzice mieli swój udział. A zatem, rzecz dokonuje się w oratorium i podczas Mszy świętej. Dar, prośba i ręka dziecka zostają zawinięte w „obrus ołtarza”. Być może chodzi tu o obrus nazywany dziś korporałem, który niegdyś był znacznie większy niż dzisiaj i był prawdopodobnie jedynym obrusem na ołtarzu; albo też – zgodnie z wyjaśnieniem podanym przez Pawła Diakona – o welon, który okrywał dary ofiarne[15]. Jak zauważa Nasz Święty Ojciec pod koniec tego rozdziału, przy ceremonii powinni być obecni świadkowie – i rzeczywiście znajdujemy ich liczne podpisy na dole dokumentów, które zachowały się do dziś. Takie samo zalecenie zapisał św. Bazyli[16].

Co zaś tyczy się majątku, to powinni w składanym przez siebie dokumencie zobowiązać się pod przysięgą, że nigdy ani sami, ani przez pośrednika, ani w jakikolwiek inny sposób niczego mu nie podarują ani nie umożliwią posiadania czegokolwiek. Jeśliby zaś nie chcieli tego uczynić, a pragnęli ofiarować jakąś jałmużnę klasztorowi jako wynagrodzenie, niechaj sporządzą na rzecz klasztoru akt prawny darowizny tych rzeczy, jakie zamierzają ofiarować, zatrzymując sobie, jeśli zechcą, prawo użytkowania. Trzeba tak to wszystko urządzić, by zapobiec powstaniu w sercu chłopca jakichś zamysłów, które mogłyby go zwieść i — co nie daj Boże — doprowadzić do zguby. A wiemy z doświadczenia, że to się zdarza[17].

Tak jak w rozdziale 58., po zasadach odnoszących się do osób następują zasady dotyczące dóbr. Dziecko zostało mnichem, jego profesja jest ostateczna, nie tymczasowa, nie wymyślona i będąca tylko pragnieniem rodziców. Dziecko stało się ubogie, doskonale ubogie i to na zawsze. Należy zatem uregulować kwestię nie tyle jego dóbr obecnych, gdyż jest jeszcze za małe, aby je mieć, ale dóbr, które pewnego dnia mogłoby otrzymać od swojej rodziny. Trzeba ułożyć te sprawy tak, mówi z determinacją św. Benedykt, aby jakikolwiek powrót do świata – z powodu tych dóbr – był dla niego niemożliwy. Trzeba odciąć go od wszelkiej myśli, że te dobra mogłyby mu przypaść w udziale, jeśli powróciłby do świata. Jeśli dziecko ofiarowane do klasztoru mógłby pomyśleć, że pewnego dnia stanie się właścicielem dóbr z jakiegokolwiek tytułu, naraziłoby się na ryzyko zwiedzenia przez tę ułudę, a nawet ześlizgnięcia się w apostazję i potępienie[18]. „Co nie daj Boże!” wyrywa się Naszemu Świętemu Ojcu, choć wie z doświadczenia, że takie nieszczęścia się zdarzają[19].

Złamanie prawa ubóstwa stanowiłoby zagrożenie dla wszystkich mnichów, ale same okoliczności, w których dziecko zostaje zobowiązane do ubóstwa, wymagają, aby kwestie majątkowe zostały uregulowane ze szczególną starannością i dalekowzrocznością. Rodzice zobowiązują się pod przysięgą i przez zapis, który jest częścią złożonej na piśmie prośby, że dziecku nigdy w żaden sposób absolutnie niczego nie przekażą ani sami, ani przez pośrednika, aby nie dać mu żadnej szansy na posiadanie czegokolwiek. Nasz Święty Ojciec wypowiada się tu jako wprawny prawnik.

Pierwszą opcją postępowania proponowaną rodzicom przez św. Benedykta jest proste i całkowite wydziedziczenie dziecka. Bardzo dyskretnie sugeruje także drugą, tak jak w poprzednim rozdziale w stosunku do dorosłych. Jeśli, jak mówi, nie chcą postąpić w ten sposób, to znaczy nie chcą zarządzić swoim majątkiem tak, aby ich syn nigdy nie miał w nim swojego udziału, niech dołączą do swojej ofiary jakieś dobra, które będą jakby jego udziałem w spadku. Tak jak dorosły ofiaruje się, jeśli chce, ze swoimi dobrami, tak dziecko jest ofiarowane wraz z tym, czego rodzice zechcą się zrzec dla niego. Ale w rzeczywistości jest to jałmużna, darowizna na rzecz klasztoru, pro mercede,„jako wynagrodzenie” – czyli odpłata za to, co klasztor robi dla ich syna, albo też, jak tłumaczy Paweł Diakon i wielu innych pro mercede animae suae – dla zbawienia i odkupienia swoich dusz. Akt darowizny powinien być starannie sporządzony we właściwej i nakazanej prawem formie, a rodzice, jeśli chcą, mogą zachować prawo użytkowania przekazywanych dóbr. Widzieliśmy już wcześniej, że św. Benedykt, św. Bazyli i Kasjan wyrażali swoje obawy w związku z darowiznami przekazywanymi klasztorowi.

W podobny sposób niech postępują także ludzie ubożsi. Kto zaś w ogóle niczego nie posiada, niech po prostu napisze prośbę i wraz z darem ofiaruje syna w obecności świadków[20].

Święty Benedykt dzieli rodziców ofiarujących swoje dzieci na trzy kategorie: możnych czyli bogatych, uboższych i tych, którzy niczego nie posiadają. Ubożsi maja przestrzegać tych samych zasad, co możni. Ubodzy zaś, których synowie również są przyjmowani chętnie i serdecznie, mają po prostu napisać prośbę (albo poprosić o jej napisanie) i przedstawić swojego syna wraz z darem chleba i wina w obecności świadków[21].

Według św. Benedykta wobec ofiarowanych dzieci należy zachować takie same zasady postępowania jak w przypadku dorosłych. Na Zachodzie to samo głosili św. Izydor, autor Reguły Mistrza i wielu innych[22]. Synody stanowiły przepisy prawne dotyczące tej kwestii. Czwarty synod w Toledo (633 r.), na przykład, zadekretował: „Człowiek staje się mnichem albo przez ojcowską pobożność albo przez własną profesję; każdy z tych sposobów wiąże jednakowo mocno. A zatem wykluczamy możliwość ich powrotu do świata i zabraniamy jakiegokolwiek regresu do życia świeckiego”[23]. Święty Grzegorz II (715-731) w liście do św. Bonifacego uznaje, że dziecko ofiarowane do klasztoru nie ma już wolności zawarcia małżeństwa[24]. Jeśli na początku IX w. pojawiła się tendencja do przybliżania się do zasad obowiązujących na Wschodzie, to dlatego, że do praktyki ofiarowania dzieci wkradły się nadużycia: niektóre rodziny uznały ją za dobry sposób „przyzwoitego” pozbycia się dzieci chorowitych, niepełnosprawnych, słabych – miał to być jakieś ułożenie życia dla tych, którzy według kryteriów światowych nie rokowali nadziei. W konsekwencji w klasztorach dochodziło do rozluźnienia dyscypliny. Nie zakazując rodzicom ofiarowania dzieci w pełni sprawnych, synody (np. w Aix-la-Chapelle w 817 r.[25]) stanowiły, że dzieci te miały potwierdzić swoją profesję aktem osobistym, gdy dochodziły do wieku, w którym mogły to uczynić. Ale nie wydaje się, żeby te przepisy były wszędzie przestrzegane. Synod w Worms (868 r.)[26] jeszcze raz potwierdza, że takie osoby mają na zawsze pozostać w klasztorze. Można stwierdzić, że w drugiej połowie IX w. starożytny zwyczaj znów był w powszechnym użyciu.

W Cluny było wielu chłopców ofiarowanych przez rodziców. Zwyczaje podają wiele ciekawych szczegółów dotyczących ich życia. Traktowano ich jak prawdziwych zakonników. Regułą było, że gdy kończyli piętnaście lat, odczytywali swoją spisaną prośbę i byli błogosławieni z całym ceremoniałem towarzyszącym profesji dorosłych. Nie sugeruje to bynajmniej, że między ich ofiarowaniem a tą ceremonią ich status uważano za podlegający zmianie. Właśnie dlatego, że uważano ich za profesów, gdy dochodzili do wieku piętnastu lat, nie dawano im ponownie kukulli. Takie same zwyczaje znajdujemy w Farfie, w Bec i w innych miejscach[27]. Dowodem na to, że w Cluny rozumiano ofiarowanie dziecka jako wydarzenie konstytuujące poważną i definitywną więź między dzieckiem a klasztorem, jest odmowa zgody na przejście Roberta, kuzyna św. Bernarda, do Clairvaux. Przypadek ten jest powszechnie znany. Wiadomo, że był on powodem emocjonalnego listu rozpoczynającego zbiór korespondencji św. Bernarda. Wiadomo także, że papież zapytany o tę sprawę przyznał słuszność mnichom czarnym. Święty Bernard wcale nie negował, że dziecko należało do Pana i do życia monastycznego, ale w tej sprawie, tak jak w innej podobnej będącej przedmiotem odrębnego listu[28], utrzymywał, że po osiągnięciu dorosłości mogło ono swobodnie przejść do innej rodziny zakonnej, zgodnie z własnym wyborem, zwłaszcza, jak dodawał, gdy ta nowa rodzina była gorliwsza i zachowywała surowszą obserwancję. Bardzo możliwe, że w Cluny ta argumentacja Świętego Doktora nie została ciepło przyjęta[29].

Gdy raz poddano w wątpliwość głębokie i prawnie wiążące skutki profesji składanej w imieniu dzieci, kolejnym krokiem mogło być tylko pozwolenie tym dzieciom na powrót do świata, według ich uznania. Bez wątpienia, Klemens III zatwierdził dekret IV Synodu w Toledo, ale jego następca, Celestyn III, przyznał dzieciom-oblatom smutną wolność powrotu do życia świeckiego, i ta nowa dyscyplina zaczęła z wolna przeważać nad starą. W żadnym wypadku nie jest to dowód, że stara była nadużyciem, że była przesadna albo że była fałszywą interpretacją Świętej Reguły, oznacza to po prostu, że – jak mówią niektórzy –„wiara ludów straciła swoją młodość”.

Aby docenić zwyczaje starożytne, trzeba mieć duszę starożytną. Trzeba też mieć duszę chrześcijańską, aby docenić chrześcijańskie zasady postępowania. Zwróćmy najpierw uwagę, że starożytna koncepcja wszechwładnej władzy ojcowskiej – patria potestas – z całą pewnością wpłynęła na ukształtowanie się instytucji ofiarowania dzieci do klasztoru. Ale gdyby była jedynym jej źródłem, byłby to poganizm. Jak to się stało, że i Stary, i Nowy Testament w jakimś zakresie uznawały tę instytucję, a Kościół autoryzował ją i wprowadził w swoją praktykę na tak wiele stuleci? Trzeba zauważyć, że wszystkie potępienia kierowane przeciwko ofiarowaniu dzieci bazują na jednym twierdzeniu, którego prawdziwość zdecydowanie wymaga udowodnienia, gdyż nie jest ono oczywiste samo przez się. Brzmi ono tak: Człowiek podlega tylko tym prawom, które sam w sposób wolny przyjął, akceptując związane z nimi obowiązki i ciężary. Jednak jesteśmy stworzeniami, czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy Francuzami, czy tego chcemy, czy nie, ludźmi XIX w., choć nie wyrażaliśmy na ten temat swojej opinii, zostaliśmy chrześcijanami i zostaliśmy powierzeni Bożemu kierownictwu, choć nikt nas nie pytał o zdanie[30]. Człowiek myślący szybko uświadamia sobie, że jest bytem, którym Bóg dysponuje tak, jak chce, którym Bóg dysponuje sam, albo bezpośrednio albo przez pośredników, ale zawsze jako Pan.

Zastanówmy się, czy niepokój, który wzbudza w nas dawna instytucja ofiarowania dzieci, nie pochodzi z szeroko rozpowszechnionego złego rozumienia tego, na czym polega prawdziwa wolność. Możliwość wyboru zła albo mniejszego dobra, niezależność od nikogo w sprawach dobra i zła, prosty i zazdrosny indywidualizm – wszystko to jest tylko umniejszeniem wolności. Prawdziwa wolność polega na głębokiej przynależności, na świadomym i miłosnym przylgnięciu do dobra i do Boga. Jeśli nie przyjmiemy tego punktu widzenia, nigdy nie zrozumiemy sensu wychowania, którego celem jest właśnie ukształtowanie w nas skłonności do dobra, zanim jeszcze poznamy, czym ono jest. I ci, którzy chcą, aby każdy Francuz bardziej przynależał do państwa niż do rodziny, albo uważają, że każdy jest powołany do studiów uniwersyteckich, a jeśli ich nie podejmie, poniesie życiową klęskę, powielają te same praktyki, z których czynią zarzut Kościołowi.

Gdy patrycjusz Tertullus ofiarował św. Benedyktowi swojego syna Placyda, nie miał najmniejszego zamiaru dokonania aktu tyranii. Wierzył, że w ten sposób zapewni i bezpieczeństwo, i życie wieczne swojemu synowi. I uważał, że ani chłopiec, ani Bóg nie będą mu pewnego dnia czynili wyrzutów z powodu jego decyzji. I rzeczywiście, większość dzieci ofiarowanych w ten sposób swoim późniejszym życiem radośnie potwierdzała profesję złożoną w ich imieniu. Czy ci, którzy kiedyś pragnęli powrócić na drogę świata, teraz tak bardzo skarżą się na to, że zmuszano ich, aby przebywali u Boga? Czy zamiast poddawać się wizji nadużyć i niedoskonałości związanych z ofiarowaniem dzieci, nieuniknionych zresztą, nie powinniśmy raczej błogosławić instytucji, która wydała owoce takie jak św. Maur i św. Placyd, św. Beda Czcigodny, św. Gertruda i tylu innych? A zatem, nie mamy powodów, aby wstydzić się za 69. rozdział Reguły. Jeśli zdarzyłoby się tak, że to my zostalibyśmy ofiarowani w sposób w nim opisany, nie poznalibyśmy niczego oprócz Boga, nie mielibyśmy innych wspomnień niż te z Nim związane, nie mielibyśmy niczego, czego musielibyśmy się oduczyć. Na czym polegałoby nasze nieszczęście[31]?

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

[1] Warto przeczytać różne komentarze do tego rozdziału: N.-H. Ménard, Concord. Regul., in h. l.; B. van Haeften, l. IV, tract. 1; J. Mabillon, Acta SS. OSB, Saec. IV, P. II, Praef., 199; Saec. VI, P. I, Praef., 36; Vetera Analecta, s. 155-158; L. Thomassin, Ancienne et nouvelle discipline de l'Eglise, P. I, l. III, rozdz. LVI–LIX.

[2] J.-M. Besse, Les Moines d’Orient, rozdz. V, s. 121.

[3] Św. Bazyli, Reg. fus., XV, zob.: Reg. contr., VII.

[4] L. Thomassin, Ancienne et nouvelle discipline de l'Eglise, P. I, l. III, rozdz. LVI, nr XII.

[5] św. Hieronim, Listy, tłum. ks. J. Czuj, Warszawa 1952, s. 165.

[6] św. Cezary, Reg. ad virg., VII.

[7] św. Grzegorz z Tours, In gloria martyrum, 75, MGH: Script. rer. merov., t. I, s. 538; In gloria confessorum, 22, MGH: ibid., s. 762; De virtutibus S. Martini, II, 4, MGH: ibid., s. 610-611.

[8] Kanon XIX, Mansi, t. IX, col. 133.

[9] Kanon XII,Mansi, t. IX, col. 934.

[10] Concil. III. Carthag. (397), kanon XIX, Mansi, t. III, col. 883; Tolet. II (627), kanon I, Mansi, t. VIII, col. 786; Vasense III (529), kanon I, Mansi, t. VIII, col. 726.

[11] DE FILIIS NOBILIUM AUT PAUPERUM QUI OFFERUNTUR. Si quis forte de nobilibus offerit filium suum Deo in monasterio, si ipse puer minor ætate est, parentes eius faciant petitionem quam supra diximus. Et cum oblatione ipsam petitionem et manum pueri involvant in palla altaris, et sic eum offerant.

[12] św. Grzegorz Wielki, Dialogi, ks. II, III, 14.

[13] Zob. E. Martène, komentarz do tego fragmentu, s. 784.

[14] Późniejsze przykłady takich próśb można znaleźć w: J. Mabillon, Vetera Analecta, s. 166-168; E. Martène, komentarz do tego fragmentu, s. 785; L. Delisle, Littérature latine et histoire du moyen âge, s. 9-16 i w innych miejscach.

[15] Paweł Diakon, komentarz do tego fragmentu.

[16] Oportet infantes voluntate et consensu parentum, immo ab ipsis parentibus oblatos, sub testimonio plurimorum suscipi; ut omnis occasio maledicti gratia excludatur hominum pessimorum, św. Bazyli, Reg. contr., VII.

[17] De rebus autem suis, aut in præsenti petitione promittant sub iureiurando quia numquam per se, numquam per suffectam personam nec quolibet modo ei aliquando aliquid dant aut tribuunt occasionem habendi ; vel certe si hoc facere noluerint et aliquid offerre volunt in elemosinam monasterio pro mercede sua, faciant ex rebus quas dare volunt monasterio donationem, reservato sibi, si ita voluerint, usufructu. Atque ita omnia obstruantur ut nulla suspicio remaneat puero per quam deceptus perire possit quod absit quod experimento didicimus.

[18] Kasjan wspominał o mnichu, który chciał zachować jakieś źródła dochodu w świecie: Sed ubi primum exorta fuerit qualibet occasione commotio, fiducia stipis illius animatum, continuo de monasterio velut funda rotante fugiturum (Inst., IV, III).

[19] Mówiąc o waśniach, które mogą powstać w klasztorze, jeśli przyjmuje się jakieś dobra od kandydata, Kasjan zauważył: Quod omnimodis observari debere, multis sunt experimentis frequenter edocti (Inst., IV, IV).

[20] Similiter autem et pauperiores faciant. Qui vero ex toto nihil habent, simpliciter petitionem faciant et cum oblatione offerant filium suum coram testibus.

[21] Wiemy z rozdziału 2., że profesję monastyczną mogli składać także niewolnicy. Wymagano bez wątpienia zgody ich panów albo uprzedniego wyzwolenia niewolnika, jak to ustanowił Sobór Chalcedoński (451 r.) (kanon IV, Mansi, t. VII, col. 374). Zob. też list papieża Gelaziusza do biskupów Lukanii (XIV, Mansi, t. VIII, col. 41); św. Bazyli, Reg. fus., XI. Zdarzało się, że właściciele ofiarowali swoich niewolników Bogu; niekiedy właściciel wstępował do klasztoru, a wraz z nim przyjmowano jego niewolników (św. Grzgorz z Tours, In gloria confessorum, 22, MGH: Script. rer. merov., t. I, s. 762; De virtutibus S. Martini, II, 4, MGH: ibid., s. 610-611; Histor. Franc., X, 29, MGH: ibid., s. 440-442; Vita S. Romarici, 4: J. Mabillon, Acta SS. OSB, Saec., II, s. 400).

[22] Święty Aurelian wymaga spisanego dokumentu quando aetate probati fuerint (Reg. ad mon., XLVII).

[23] Monachum aut paterna devotio aut propria professio facit; quidquid horum fuerit alligatum, tenebit. Proinde his ad mundum reverti intercludimus aditum, et omnem ad seculum interdicimus regressum, rozdz. XLIX, Mansi, t. X, col. 631.

[24] św. Grzegorz II, Ep. XIV ad Bonifacium episc., 7, PL LXXXIX, 525.

[25] Rozdz. XXXVI, Mansi, t. XIV, col. 396.

[26] Kanon XXII. Mansi, t. XV, col. 873.

[27] Zob. E. Martène, De ant. monach. rit., 1. V., c. V, col. 659 sq.

[28] Św. Bernard, Epist. CCCLXXXII, PL CLXXXII, 585 sq.

[29] Św. Bernard, Epist. I, PL CLXXXII, 67 sq.; Epist. CCCLXXXII, PL ibid., 585-586: Videat prudentia vestra quid habeat plus vigoris et rationis, utrum illud quod factum est de ipso per alium ipso nesciente, an illud quod sciens et prudens de se ipso fecit (...). Ego autem dico, quod votum parentum integrum manet, et oblatio eorum non est exinanita, sed cumulata. Nam et idem offertur quod prius oblatum est; et eidem offertur cui prius oblatum est; et quod prius a solis parentibus oblatum fuerat, nunc offertur a filio.

[30] Na temat porównania ofiarowania dzieci do klasztoru i chrztu dzieci można przeczytać: L. Thomassin, Ancienne et nouvelle discipline de l'Eglise, P. I, l. III, rozdz. VI, t. I, col. 1762-1763.

[31] Komentując ten rozdział, można by było rozważyć kwestię oblatów dorosłych: oblatów regularnych (wewnętrznych), którzy ofiarowują się klasztorowi, aby w nim żyć życiem mnichów i podlegać Regule, choć nie przyjmują habitu zakonnego, i oblatów świeckich (zewnętrznych), którzy są jakby skrajem szaty monastycznej. Nie mówimy tutaj o trzecim zakonie w sensie ścisłym, gdyż oblaci przynależą – tak jak mnisi – do klasztoru swojej profesji.

Omawiając temat braci konwersów, powiedzieliśmy już, że historia tej instytucji jest w swoich początkach ściśle związana z historią dzieci ofiarowanych do klasztoru. To samo dotyczy też rekluzów.

Przy okazji komentarza do tego rozdziału moglibyśmy też powiedzieć parę słów o szkołach monastycznych, które także dzieliły się na wewnętrzne i zewnętrzne. Zob.: L. Maitre, les Ecoles épiscopales et monastiques de l'Occident depuis Charlemagne jusqu'a Philippe Auguste (768-1180); A. Clerval, les Ecoles de Chartres au moyen âge; A. Porée, Histoire de l'Abbaye du Bec, t. I, rozdz. III, IV, VII, XV.


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!