Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Kazanie wygłoszone przez biskupa-seniora Wiesława Meringa podczas XXXIV Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasnej Górze wywołało gorącą debatę. W mediach i polityce zawrzało, a powodem było kilka zdań z tej homilii – szczególnie tych dotyczących Niemców i migrantów. Słowa hierarchy o rządzących „określających samych siebie jako Niemców” oraz cytat z XVII-wiecznego Wacława Potockiego „Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem” rozeszły się błyskawicznie, budząc skrajne, choć przewidywalne, jak zauważył Łukasz Kobeszko, emocje.
Logika epoki memów i mediów społecznościowych jest taka, że rzadko kiedy analizuje się całość tekstu, a skupia się niemal wyłącznie na wyrwanych z kontekstu fragmentach, pomijając pozostałe wątki. Tak jest i teraz, a wśród odbiorców czerpiących wiedzę z mediów społecznościowych powstało fałszywe zapewne wrażenie, że biskup Mering mówił na Jasnej Górze tylko o Niemcach i migrantach. Tymczasem blisko 30-minutowa homilia bpa Meringa w większości poświęcona była zupełnie innym kwestiom. Dopiero w ostatniej, krótszej części kazania biskup Mering odniósł się do aktualnych problemów społeczno-politycznych. To dość typowe dla uroczystości ogólnopolskich na Jasnej Górze – wielu kaznodziejów wykorzystuje taką okazję, by nawiązać do ważnych spraw narodu. Nic w tym dziwnego — klasztor Jasnogórski od wieków przecież traktowany jest jako tron Królowej Polski. Gdzie więc mówić o najistotniejszych sprawach Narodu, jak nie przed tronem Królowej?
Przywołując historyczne obawy i doświadczenia Polaków, biskup zacytował słowa poety Wacława Potockiego: „Póki świat światem, nigdy Niemiec nie będzie Polakowi bratem”. Następnie dodał od siebie mocne stwierdzenie, że „rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców” – co zgromadzona na Jasnej Górze publiczność nagrodziła brawami. Wspomniał też zapomnianą czwartą zwrotkę hymnu „Mazurka Dąbrowskiego” (legionowej pieśni z czasów zaborów), gdzie mowa jest o tym, że „Niemiec, Moskal nie osiędzie (...), hasłem wszystkich zgoda będzie i ojczyzna nasza”. Wreszcie, bp Mering przestrzegał przed zagrożeniami dla granic Polski zarówno ze wschodu, jak i z zachodu. W tym kontekście skrytykował polityków bagatelizujących kryzys na granicy i przytoczył doniesienia o brutalnych przestępstwach dokonywanych rzekomo przez nieznanych migrantów.
Jak zauważył publicysta Łukasz Kobeszko, historyczne cytaty Potockiego i Wybickiego, umieszczone w sugestii o „niemieckości” rządzących, były być może zupełnie niepotrzebne i zakłóciły odbiór całości kazania. Można zastanawiać się, dlaczego doświadczony hierarcha zdecydował się na tak konfrontacyjne słowa, jednak ciekawsze jest wykorzystanie tej wypowiedzi do ataku z drugiej strony.
Publicysta Tomasz Terlikowski w ostrej komentatorskiej wypowiedzi stwierdził wprost, iż to, co wygłosił biskup Mering, nie ma nic wspólnego z Ewangelią ani z nauczaniem Kościoła. Jego zdaniem słowa hierarchy świadczą o tym, że „w głowach części polskich duchownych nauczanie Jezusa zastąpiła jakaś forma narodowego neopogaństwa”. Terlikowski zarzucił biskupowi, że ambonę na Jasnej Górze wykorzystał do szerzenia partyjnej propagandy i fake newsów zamiast Dobrej Nowiny.
Rzeczywiście, sugestia, że „rządzą nami ludzie określający się jako Niemcy” natychmiast nasuwa pytanie, kogo konkretnie biskup miał na myśli. Ale stwierdzenie, że „granice naszego kraju tak samo z zachodu, jak i wschodu są zagrożone” nie da się już jednoznacznie klasyfikować, jak by chciał Terlikowski jako nieprawdziwe czy nawet kontrowersyjne, bo co do zjawisk na zachodniej granicy powstał taki szum informacyjny, może nie co do samych faktów ile co do skali zjawiska i sposobu reakcji na nie, że wypowiedź bp. Meringa odzwierciedla po prostu autentyczne społeczne obawy.
Bp Mering mówił też o morderstwach dokonanych przez migrantów, podczas gdy głośna zbrodnia ostatnich tygodni (morderstwo młodej pary) została popełniona przez Polaka, co hierarcha przemilczał. Takie wybiórcze przedstawienie faktów Terlikowski uznał za dowód, że biskup więcej czasu spędza na lekturze stronniczych mediów społecznościowych niż na Ewangelii. To zręczny chwyt publicystyczny, ale autor tych słów doskonale zdaje sobie sprawę, że migranci, wcale nie z powodu różnicy kulturowej czy religijnej, ale z powodu wykorzenienia, są statystycznie bardziej skłonni do zachowań przestępczych niż ludność rdzenna. To po prostu doświadczalnie potwierdzony socjologiczny fakt.
Najpoważniejszy zarzut Terlikowskiego dotyczy jednak sprzeniewierzenia się duchowi Ewangelii. Przypomina on, że według Pisma Świętego w Chrystusie „nie ma już Żyda ani poganina” (por. Ga 3,28) – narodowe podziały tracą znaczenie we wspólnocie Kościoła. Słowa „nie będzie Niemiec Polakowi bratem” brzmią wprost przeciwstawnie do nauczania, że w Chrystusie wszyscy jesteśmy braćmi. Publicysta pyta retorycznie, czy biskup Mering uważa niemieckich katolików i niemieckich biskupów za braci w wierze, czy też – zgodnie ze swoją deklaracją – jednak braćmi dla niego nie są. Pada też odwołanie do przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Ewangelia z dnia następnego po kazaniu): to obcy Samarytanin okazał się prawdziwym bliźnim napadniętego człowieka, podczas gdy kapłan i lewita (reprezentanci ludu wybranego) obojętnie minęli cierpiącego. Ewangelia każe więc zastanowić się, czy my – ludzie Kościoła – potrafimy być bliźnimi dla przybyszów, dla uchodźców i osób w potrzebie, niezależnie od ich narodowości czy religii. W kontekście kazania na Jasnej Górze pytanie Terlikowskiego brzmi: czy biskup Mering jest bliźnim dla uciekinierów i uchodźców, czy też – niczym owi obojętni przechodnie – odwraca od nich wzrok, skupiony jedynie na własnym narodzie?
Warto spojrzeć na cały spór w szerszym kontekście nauczania Kościoła o patriotyzmie i nacjonalizmie. Katolicyzm, zwłaszcza w Polsce, od wieków splatał się z uczuciem miłości do ojczyzny. Przypomnienia, że polska tożsamość narodowa i katolicka przenikają się od 1000 lat, są stale obecne w wypowiedziach biskupów i choć czasem to one właśnie budzą sprzeciw środowisk liberalnych, są oparte na mocnych historycznych i kulturowych podstawach.
Jednocześnie przecież chrześcijaństwo zawsze przestrzegało, by miłość do własnego narodu nie przerodziła się w nienawiść do innych. Papież Jan Paweł II często mówił o „patriotyzmie, który nie może przeradzać się w nacjonalizm czy szowinizm”. Podobne myśli odnajdziemy u wybitnego dominikanina o. Jacka Woronieckiego, autora „Katolickiej etyki wychowawczej”. Ojciec Woroniecki precyzyjnie rozróżnia patriotyzm, nacjonalizm i szowinizm. Zauważa, że patriotyzm to cnota – naturalna i dobra miłość do ojczyzny, wdzięczność i troska o własny naród, podobna do miłości, jaką winniśmy rodzinie. Nacjonalizm w ujęciu Woronieckiego to z kolei doktryna o życiu narodu, intelektualna refleksja nad jego dobrem, kulturą, rolą w Bożym planie. Sam w sobie nacjonalizm (rozumiany jako nauka o narodzie) nie musi przeciwstawiać się patriotyzmowi. Natomiast wypaczeniem patriotyzmu jest szowinizm – postawa, w której „główną rolę odgrywa nie miłość swojego narodu, ale niechęć do obcych”. Szowinizm wyrasta z fałszywego pojmowania nacjonalizmu, opartego na egoizmie i pogardzie dla innych, podczas gdy zdrowy patriotyzm wyrasta z głębokiej refleksji moralnej.
To rozróżnienie jest kluczowe. Można kochać swój naród całym sercem i pozostawać wiernym Ewangelii, jeśli ta miłość nie wyklucza szacunku dla innych narodów. Kościół uczy, że zakaz nienawiści obejmuje wszystkich jednakowo, choć oczywiście mamy prawo miłość bliźnich hierarchizować: naturalnie bliżsi są nam ci, z którymi łączy nas język, kultura, wspólnota narodowa. Patriotyzm nie wymaga rezygnacji z uniwersalnej miłości – wymaga natomiast szczególnej troski o tych, których Bóg postawił najbliżej nas: rodzinę, lokalną społeczność, naród. Nie ma sprzeczności między byciem dobrym Polakiem a byciem dobrym chrześcijaninem, o ile pamiętamy, że miłość do własnych nie oznacza nienawiści do obcych.
Czy zatem słowa „nie będzie Niemiec Polakowi bratem” albo straszenie migrantami to retoryka podkreślająca przede wszystkim wrogość i różnice, a nie miłość i troskę?
Tu Terlikowski w moim przekonaniu idzie stanowczo za daleko. Gdyby bowiem uznać cytat z Potockiego za rodzaj normy moralnej, określającej pożądany stosunek Polaków do Niemców, to trzeba by te słowa potępić. Ale słowa Wacława Potockiego „Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem” pochodzą z jego eposu „Wojna chocimska”, napisanego w 1670 roku. Potocki tworzył w epoce baroku, a „Wojna chocimska” to poemat opowiadający o bitwie pod Chocimiem w 1621 roku, w której wojska polsko-litewskie powstrzymały najazd turecki. Wersy o Niemcach wyrażają ówczesne resentymenty i nieufność wobec Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i Habsburgów, którzy w oczach wielu Polaków nie byli lojalnymi sojusznikami Rzeczypospolitej. Czy następne stulecia nie okazały się dramatycznym potwierdzeniem tego „proroctwa”? Czy można powiedzieć, że Niemcy Fryderyka II i Fryderyka Wilhelma, Niemcy Bismarcka, Niemcy Hitlera, okazały się Polakom braćmi? A jeśli nawet „wszyscy ludzie są braćmi”, to czy nie jest to braterstwo niesłychanie gorzkie? A czy dzisiejszy cynizm Niemców wobec podniesionych żądań reparacyjnych, wobec żądania zwrotu dóbr kultury świadczy o ich braterskiej postawie?
W tym kontekście gorzkie słowa biskupa Meringa są usprawiedliwione. One nie przekreślają możliwości pojednania i przebaczenia. Ale nawet między braćmi przebaczenie i pojednanie jest możliwe po przywróceniu sprawiedliwości. Jeśli jeden brat rabuje majątek drugiego, a potem mówi – ty mi przebacz, ale ja majątek zatrzymuję - to czy nie jest to szczyt bezczelności?
I jeszcze jedno – zarzucanie tu bp. Meringowi nacjonalizmu pogańskiego jest zwykłym pustosłowiem, a nawet czymś gorszym. Jest niesprawiedliwym pomówieniem. Nacjonalizm pogański to nacjonalizm, który opiera się na darwinistycznej wizji walki narodów i kulcie siły, przeciwstawiając się chrześcijańskiemu rozumieniu narodu jako wspólnoty moralnej podporządkowanej Bogu. (Owszem, to już na marginesie, niektóre nacjonalizmy pogańskie były oparte na jakimś rodzaju duchowości, a nie czysto materialistyczne, lecz zupełnie brak podstaw by wiązać z nimi tę lakoniczną wypowiedź biskupa Meringa).
Podsumowując — ta wypowiedź biskupa zbliża się do granicy tego co dopuszczalne, ale jej nie przekracza, domagając się od innych narodów przywrócenia sprawiedliwości jako warunki powrotu do prawdziwego braterstwa.
Jaka zatem powinna być reakcja ludzi Kościoła na tę sytuację? Wszyscy – duchowni i świeccy – możemy wyciągnąć z tego lekcję pokory. Trzeba głośno przypominać o pozytywnych wzorcach, jakie daje nam tradycja Kościoła w Polsce. Takim wzorcem jest niewątpliwie postawa kard. Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia potrafił być wielkim patriotą, obrońcą polskiej kultury i tożsamości pod jarzmem komunizmu, a równocześnie pozostał wierny zasadom Ewangelii przebaczenia. Jego orędzie do biskupów niemieckich w 1965 roku było aktem heroicznej miłości nieprzyjaciół – miłości rozumianej nie jako uczucie, ale jako decyzja woli zgodna z Chrystusowym nakazem. Wyszyński uczył, że prawdziwa siła narodu tkwi w moralności i wierze, a nie w pielęgnowaniu nienawiści czy poczucia krzywdy. Można sobie życzyć, by polski Kościół – także w obliczu dzisiejszych wyzwań, jak kryzys migracyjny czy napięcia międzynarodowe – powrócił do tej mądrej, dalekowzrocznej linii wytyczonej przez prymasa, która nie wykluczała żądania sprawiedliwości, ale wyciągała rękę do zgody.
Powrót do ducha Wyszyńskiego oznaczałby odrzucenie pokusy doraźnej politycznej retoryki na rzecz perspektywy szerszej niż tu i teraz. Kościół, który widzi dalej niż chwilowe spory i lęki, może znów stać się autorytetem moralnym w sprawach społeczno-politycznych. Ale by tak się stało, kaznodzieje muszą głosić Chrystusa, nie partyjne przekazy dnia. Muszą pokazywać, jak Ewangelia wciela się w miłość do ojczyzny, ale też w otwartość i miłosierdzie wobec obcych. Polska tradycja historyczna daje ku temu wiele inspiracji – od wspomnianego Orędzia z 1965 r., przez przykłady świętych, którzy łączyli patriotyzm z wrażliwością na dobro innych narodów, aż po nauczanie Jana Pawła II o dwóch płucach Europy i potrzebie przebaczenia w polityce.
Na koniec warto podkreślić: wierzę, że krytyka słów bpa Meringa nie wynika z braku patriotyzmu czy z „antypolskiej poprawności politycznej”, jak czasem sugerują jego obrońcy. Pewnie wynika z autentycznej troski o to, by katolicki głos w przestrzeni publicznej nie zamienił się w karykaturę Ewangelii. Kościół jednak ma prawo i obowiązek mówić o sprawach narodu, bronić moralnego ładu w życiu publicznym, przypominać o suwerenności czy bezpieczeństwie państwa. Owszem, powinien to czynić językiem prawdy, miłości i nadziei, nie językiem zbiorowej niechęci czy strachu.
Z drugiej jednak strony nie wolno nam dać sobie narzucić atmosfery, która by wzbraniała się przed podnoszeniem wysoko narodowego sztandaru. Dlatego ubolewać należy, że odradzająca się w wielu środowiskach świadomość narodowa nie spotyka po stronie kościelnej hierarchii życzliwego nauczyciela, który by wysubtelnił i wyszlachetnił te zdrowe patriotyczne odruchy, lecz często spotyka „politycznie poprawną” obawę przed rzekomym „faszyzmem”, czy jak był uprzejmy napisać Terlikowski „pogańskim nacjonalizmem”.
Michał Jędryka
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcia pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co więcej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1965), z wykształcenia fizyk. Był nauczycielem, dziennikarzem radiowym i publicystą niezależnym. Jest ojcem czwórki dzieci. Mieszka w Bydgoszczy.