szkice
2021.04.06 23:30

Gustave Thibon – życie i twórczość

Niedawno w serii Biblioteki Christianitas, nakładem Wydawnictwa Dębogóra ukazała się książka Gustave'a Thibona Diagnozy. Esej o fizjologii społecznej. Autor ten był jednym z najważniejszych u początku środowiska "Christianitas", a i dziś jego wpływy są zauważalne w tym co robimy. Jakiś czas temu na naszym portalu pojawił się esej wstępny do książki autorstwa Piotra Kaznowskiego pod tytułem Gustave Thibon - diagnosta postchrześcijaństwa, dziś przypominamy dawniejszy, nieobecny dotąd w Internecie, esej Macieja Iżyckiego poświęcony Thibonowi udostępniony nam przez wydawcę Diagnoz. 

 

Gustaw Thibon urodził się 2 września 1903 roku w Saint Marcel w Ardeche, malowniczej krainie położonej nad Rodanem, w połowie drogi pomiędzy Lyonem a Marsylią. Szczęśliwe dzieciństwo spędził na farmie swego ojca i dziadka. Od najmłodszych lat oddychał atmosferą miłości. Nie tylko miłości, jaką darzyło go otoczenie — był jedynakiem, jak zresztą i jego ojciec — ale też, co ogromnie ważne, miłością panującą w rodzinie. Matka, bardzo ładna i wrażliwa, wyszła za jego ojca z wielkiej miłości. Thibon wspomina półżartem, że zamiłowanie do poezji zostało mu wszczepione jeszcze przed urodzeniem: ojciec, zakochany w matce, całą jej ciążę recytował wieczorami poetów… Thibonowie żyli skromnie, ale dostatnio. Pieniądze miały wówczas minimalne znaczenie w życiu wsi: całą żywność dawała ziemia rodzinna, wodę studnia, piec kuchenny opalany drewnem z rodzinnego lasu był jedynym źródłem ciepła, gdy w zimowe wieczory blizzard przenikał do domu. Ukochana matka wywierała wielki wpływ na rozwój duchowy małego Gustawa. Powiększył się on jeszcze, gdy wybuch pierwszej wojny światowej przerwał spokojne życie rodziny. Ojciec zostaje zmobilizowany i przez następne 4 lata syn będzie go widywał jedynie podczas krótkich urlopów. Gustaw jest dzieckiem bardzo zdolnym, wrażliwym, głęboko przeżywa swą pierwszą komunię. W jego dziecinnej religijności harmonijnie splatają się obyczaje wsi, liturgia i piękno przyrody. Kończy szkołę podstawową, ale uczyć się nie lubi — woli wędrować po polach nadrodańskich i pracować w gospodarstwie. Mama marzy dlań o karierze nauczyciela, ale Gustaw przerywa naukę w gimnazjum i podejmuje pracę wraz z dziadkiem na rodzinnym gospodarstwie.

W wieku lat czternastu Gustaw traci swą dziecinną wiarę. Staje się, jak jego ojciec i dziadek, agnostykiem. Trzeba przy tym pamiętać, że wieś francuska, w odróżnieniu od polskiej, nie była od czasów rewolucji 1789 roku ostoją katolicyzmu. Na dodatek były to lata wyjątkowo ostrej walki państwa z Kościołem, w czym prym wiodła szkoła „laicka”. Koniec wojny i powrót ojca zbiega się z pierwszym tragicznym wydarzeniem w jego życiu - umiera mu matka. Ból po stracie ukochanej kobiety przywraca więź z ojcem: „nasze dwie rany i nasze dwie samotności złączyły się, by już nigdy się nie rozłączyć”.

Pierwsze próby miłości romantycznej, przelane w strofy poezji, zostają wyśmiane przez wybrankę serca. Gwałtowna, anarchiczna strona jego natury bierze górę. Kupuje sobie pierwszego w całej okolicy Harleya- Davidsona, co czyni go wyrzutkiem w opinii społecznej wsi nawykłej do życia nadzwyczaj oszczędnego. Czyta w tym czasie mnóstwo, głównie jednak literaturę lewicową, rewolucyjną. Żądza przygody pcha go w świat. W dwudziestym roku życia wyrusza w trwającą trzy lata włóczęgę po Europie i Afryce Północnej. Bieda i doznane przeżycia są kuracją wstrząsową; wraca z pragnieniem pokoju duchowego i równowagi jako antidotum na swój porywczy charakter. Następuje wówczas wydarzenie mające zaważyć na całym jego życiu. 23-letni młody człowiek, zewnętrznie niczym, poza gwałtownością, nie wyróżniający się od milionów innych, zostaje ogarnięty niezwykłą, niespotykaną, bezinteresowną miłością do wiedzy: „opanowało mnie, wspomina, rodzaj libido sciendi, gorączki poznania”. Korzystając z księgozbioru sąsiadów, pochłania wiedzę. Studiuje filozofię, języki, matematykę, teologię, aż do stanu chwilowego przesycenia. Na dłuższą metę nie zawiedzie się jednak — wiedza przyniesie mu radość i równowagę ducha na całe życie. Co więcej — wróci mu wiarę. Wraz z nim nawraca się jego ojciec. Lektura św. Tomasza z Akwinu dopełnia procesu nawrócenia „odpowiadając – jak pisze Thibon — w pełni moim wymaganiom intelektualnym harmonijnych zaślubin łaski i natury. To dzięki poznaniu otworzyłem się na Boga”.

Tak zrodził się Gustaw Thibon poeta, filozof, moralista, z pewnością jedna z najniezwyklejszych postaci życia umysłowego XX wieku. Człowiek, który na salach wykładowych uniwersytetów pojawił się dopiero jako wykładowca, który przemawiał na kongresach filozoficznych, nie mając dyplomu ukończenia gimnazjum. Ale Thibon nie lubi, gdy się podkreśla jego samouctwo: „nie jestem samoukiem – powiada — książki bowiem są prawdziwymi nauczycielami”. Z ironią mówi o dziennikarzach szukających sensacji w reportażu o „chłopie-filozofie”: „jaka szkoda, że nie jestem analfabetą, któremu dobrzy sąsiedzi muszą czytać Arystotelesa”. Tym gorzej dla sensacji, że Gustaw Thibon czyta prawie wszystko w oryginale: Platona i Senekę, Tomasza i Sw. Jana od Krzyża, Dantego i Nietzschego. Do tego dochodzą lektury w języku ojczystym, Bossuet, Hugo, Peguy i tylu, tylu innych.

Thibon ma wyborną pamięć, uwielbia poezję. Jego rozmówcy podkreślają, że nie może przeżyć godziny, by nie zacytować kilku wierszy. Tak więc, choć Gustaw Thibon nie ma żadnego dyplomu, nie ukończył nawet szkoły średniej, jego kultura, oczytanie, talent poetycki i głębia refleksji sprawiają, że zostaje w środowisku intelektualnym przyjęty i czuje się w nim swobodnie. Publikuje pierwsze artykuły, eseje w czasopismach. W 1933 roku ukazuje się pierwsza jego książka pt. La science du caractère. Obok psychologii jednostki zajmują go problemy społeczne. Z esejów pisanych między rokiem 1934 a 1939 powstaje, we współpracy z Gabrielem Marcelem, jego druga książka Diagnostics (Diagnozy). Publikuje też tomik poezji. Już podczas wojny wydane zostają pierwsze zbiory aforyzmów: Destin de l’homme (Przeznaczenie człowieka), i L’Echelle de Jacob (Drabina Jakubowa). Po latach wspomina, że wyboru tej formy, której pozostał wierny całe życie, nie dokonał z premedytacją, lecz uległ naturalnej skłonności do milczenia i oszczędności słowa. Pozwala mu ona zarazem zachować niezależność od wszelkich systemów filozoficznych.

Gustaw Thibon przekracza czterdzieści lat. Ma za sobą doświadczenie wielkiej miłości i bólu po stracie miłowanych osób. Widział też bezmiar ludzkiego nieszczęścia zrodzony przez utopijne ideologie wszelkich kolorów i odcieni. Pisze dwie książki ogromnie ważne, podsumowujące niejako jego systematyczne studium spraw ludzkich: eseje o społeczeństwie, zatytułowane Retour au Réel (Powrót do realności), i esej o miłości, czyli Co Bóg złączył... Obie mają ten sam cel, obie są wynikiem połączenia przeżytych doświadczeń i analizy rzeczywistości zewnętrznej. Różnica w tym, że ta druga mogła powstać tylko jako świadectwo. Szczególnym jego wyrazem są przywoływane w wielu kluczowych momentach rozważań fragmenty poezji. Wśród wielu wymienionych z nazwiska autorów, jeden, cytowany najczęściej, pozostaje zawsze poetą.

Thibon nie wspomina nigdzie, że te strofy pochodzą ze zbioru Offrande du soir (Danina wieczoru), napisanego po śmierci jego wielkiej miłości, Marie-Therese, która umarła na gruźlicę na jego rękach zaledwie po pół roku znajomości. W kilka lat później żeni się, ale znów, już po raz trzeci po matce i Marie-Therese, traci przedwcześnie ukochaną kobietę: żona umiera przy porodzie córki. Zwycięża w nim nadzieja i afirmacja życia: dziecko potrzebuje matki, dom — gospodyni — Thibon żeni się powtórnie. Ma z drugą żoną syna i córkę.

Latem roku 1941 na fermę Gustawa Thibon przybywa Simone Weil. Skierowali ją do niego, celem uchronienia przed rozpoczynającym się właśnie prześladowaniem Żydów pod rządami Vichy, wspólni przyjaciele, dominikanie. Po kilku miesiącach, spędzonych, pomimo protestów Thibona, na pracy fizycznej w polu, Simone Weil wyjeżdża do Londynu i w rok później umiera. Nie widzieli się nigdy przedtem, ale te kilkadziesiąt letnich wieczorów, które spędzili razem, studiując Platona i mistyków chrześcijańskich, połączyło dwoje samotników myśli węzłem wielkiej miłości, którą Grecy nazywali filia. Jemu właśnie, poznanemu niedawno człowiekowi, pozostawia swoje notatki, gdyby coś się stało... — jest przecież wojna, a ona jedzie, by wziąć w niej udział. Thibon nie tylko opracuje i wyda jej pisma, ale nigdy tak naprawdę nie przerwie dialogu rozpoczętego w te upalne wieczory w Saint Marcel czasu wojny. Simone Weil jest odtąd stale obecna w jego pismach.

Gustaw Thibon, samotnik z Saint Marcel, zmarł w roku 2001, przeżywszy 98 lat. Zmarł tam, gdzie się urodził i gdzie mieszkał przez całe swoje życie.

Życie Gustawa Thibon wypełniło niemal dokładnie cały wiek XX. Jest jego przenikliwym, zachwyconym i bezlitosnym świadkiem. Jego dzieło jest bezustannym poszukiwaniem Boga. Afirmacja wielkiej miłości ludzkiej, szukanie jedności, tropienie idoli, odkrywanie złudzeń i masek są tylko różnymi tropami, po których jego myśl dąży ku Milczącemu.

Jak każdy, kto długo wędruje wśród ludzi, traci pewne złudzenia, a jako mędrzec mówi coraz oszczędniej. W czasie gdy pisał „Co Bóg złączył”, wierzył jeszcze w możliwość nauczania mądrości, choćby tylko dla „nielicznych ludzi dobrej woli”; pisze: „Idź za mną. Wyprzedzisz mnie, jeśli będziesz szedł wiernie”. W roku 1974, w przedmowie do Ignorancji usianej gwiazdami, powtórzy myśl Platona i Lao-Tse: „Tego, co naprawdę warto poznać, nie da się nauczać”. Trzeba natomiast, i tego był boleśnie świadom, jako mędrzec i jako chrześcijanin, dawać świadectwo. I w tym duchu głosił konferencje, udzielał wywiadów i publikował co parę lat kolejne zbiory aforyzmów, między innymi: Notre regard qui manque à la lumière, 1970; L’ignorance étoilée, 1974; Le voile et le masque, 1985 i L’illusion féconde,1995.

W tych kilku suchych zdaniach życiorysu kryje się doświadczenie wielkiej miłości ludzkiej, miłości niosącej radość i sens życia, ale zarazem oczyszczonej cierpieniem i podnoszonej ku niebu w cowieczornej daninie nadziei. Miłości świadomej, że tu na ziemi nie można jej rozłączyć ani z Bogiem, ani z bólem, ale przez to potwierdzającej odwieczne przeczucie człowieka, że przeznaczeniem jego jest wieczność: „Wymóg nieskończoności ma swój początek nie w naszym «ja», ale w miłości. Wszystkie nasze «ja» jako takie są dostatecznie marne, by zasługiwać na śmierć. Ale ten poryw, który rzuca nas poza nasze «ja» i oddaje nam inne «ja», święte i bezdenne, «ja», które przedkładamy nad siebie samych, ten poryw nie powinien, nie może umierać. Moglibyśmy przystać na to, by nasze osoby były przemijające, ale tę więź między nimi — ją możemy pojmować jedynie jako wiekuistą, i to jedynie dla uratowania tej więzi wierzymy w nieśmiertelność osób. Nasze «ja» zasługuje na zbawienie jedynie jako nośnik miłości” — pisał Thibon w jednej ze swych książek. Największym darem, jaki Bóg ofiarował człowiekowi w porządku doczesnym, jest zdolność złożenia się w darze innej osobie. To właśnie jest esencją miłości, o której świadczy Gustaw Thibon, dar siebie, nie oczekujący niczego w zamian. Nie jest przy tym górnolotnym fantastą. Wie doskonale, że żaden człowiek we wszechświecie nie jest w stanie tego spełnić do końca, ale obowiązkiem każdego jest podejmować bezustannie próby zbliżenia się do tego ideału: „Ofiarowywać się innej istocie, kochać ją pomimo jej nicości, z powodu jej nicości — kochać ją miłością mocniejszą i czystszą niż pragnienie szczęścia, to nie jest możliwe, o ile miłość ludzka nie złączy się i nie stopi z miłością wiekuistą”.

Maciej Iżycki

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

 

 


Maciej Iżycki