Felietony
2014.09.05 09:50

Anulować wyrok

MEN

W końcówce lat 90. ubiegłego wieku, kiedy ówczesny, AWS-owski rząd wcielał w życie cztery wielkie reformy, z uwagą, wraz z kolegami, przyglądaliśmy się jednej z nich, mianowicie reformie edukacji. Byłem nawet zaangażowany w prace rady ds. Reformy przy ówczesnym ministrze edukacji i dzięki temu miałem wgląd w rozmaite dokumenty i opracowania a na ich podstawie mogłem wiedzieć, dokąd te działania zmierzają. Tworzenie "bloków programowych", "ścieżek edukacyjnych", "syllabusów egzaminacyjnych", "odchodzenie od kształcenia encyklopedycznego", "przygotowywanie ucznia do odnalezienia się na europejskich rynkach pracy" - to były sformułowania, które zwiastowały bliski koniec edukacji. Oznaczały przerwanie pasa kulturowego, zniszczenie systemu pojęć, za pomocą których do niedawna porozumiewaliśmy się między sobą: między pokoleniami, między środowiskami. Bo jeszcze za czasów mojej podstawówki, czyli na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, było tak, że nawet kolega, który szykował się "na pomocnika ślusarza", jakby mimowolnie, zaznajamiał się w jakimś stopniu z dziełami literatury, przeżywał przygody pana Michała Wołodyjowskiego, wyrecytował na pamięć Inwokacje z Pana Tadeusza i wiedział, jaki jest pierwszy tekst zapisany w języku polskim. Znał datę Chrztu Polski, wiedział, że to było za Mieszka, znał datę bitwy pod Grunwaldem i wiedział, gdzie Chrobry wyszczerbił swój miecz. Tę elementarna znajomość znaków kodu kulturowego pozwalała nam wszystkim na porozumiewanie się, wymianę doświadczeń, nawet spory i sensowne odnoszenie się do siebie.

Taki stan rzeczy został dość gwałtownie przerwany właśnie przez wspomnianą reformę dokonaną przez chadecki (? - tak bywał określany) rząd. Ostrzegaliśmy przed tym. Nie mieliśmy środków, ale na tyle, na ile było to możliwe wszczynaliśmy alarm: ta reforma doprowadzi do gwałtownej katastrofy kulturowej! Wypuścimy ze szkół pokolenie bez uporządkowanej wiedzy, oderwane od źródeł, pozbawione tożsamości narodowej i kulturowej, która, jakkolwiek czasem kaleko, czasem karykaturalnie, dotąd jednak stanowiła jakiś punkt oparcia do korekt dokonywanych czy to przez dom rodzinny, środowisko, czy późniejsze studia i samodzielnie dobierane lektury.
Po tej reformie będzie inaczej, nadejdą the hollow men, wydrążeni ludzie. Będzie im można zaszczepiać, za pomocą mediów, mód i edukacji właśnie dowolną tożsamość, którą w razie potrzeby, łatwo i bezboleśnie, za pomocą kilku ruchów socjotechnicznych zmieni się na inną.
Gdy w czasie trwania prac nad reformą edukacji mówiliśmy o tym, machano na nas ręką, albo dobrodusznie, bo przecież to były nasze młodzieńcze, niegroźne pohukiwania a wszystko już było rozstrzygnięte, grożono palcem, byśmy nie szerzyli defetyzmu. Jeden biskup, który także był we wspomnianej radzie mówił do mnie: "Panie Arkadiuszu, pan jest taki młody, a tyle w panu pesymizmu!" I dodawał: "Temu rządowi i panu ministrowi naprawdę zależy na chrześcijańskich wartościach, niech pan to dostrzeże" Nie dostrzegałem. Dostrzegałem, że pan minister, profesor od obróbki czegoś tam w temperaturach jakiś tam, zupełnie nie ma pojęcia, do jakiej operacji go najęto. Wierzył w moc preambuł i prologów, które były najeżone "wartościami chrześcijańskimi", "godnościami personalistycznymi" i "projektami na rzecz szczęśliwej przyszłości całej rodziny ludzkiej". Nasz pesymizm przeszkadzał w realizowaniu tej budzącej entuzjazm wizji. Dziś mamy, co mamy. Nie lubię w takich razach mówić "a nie mówiłem!", jednak to pesymiści mieli rację.
Dziś, jeśli ktoś chce ratować to, bez czego człowieczeństwo traci swą istotę, a jednocześnie ma cień nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone powinien czym prędzej organizować „padpolnoj” edukację,  edukację domową, albo choćby  środowiska, złożone tylko z kilku rodzin. Tylko w ten sposób można zabrać dzieci spod wydrążającej maszyny edukacyjnej i wyposażać, za pomocą lektur, zaszczepiania niedzisiejszej obyczajowości, za pomocą innych dzieł kultury - muzyki, wspólnego śpiewania, gawędzenia, zwiedzania ważnych dla historii miejsc, oglądania pięknych budowli i obrazów - w realną więź z kulturą narodową i chrześcijańską, bez której nie ma człowieczeństwa. Prawda, kultura ta, dziś już to widomo, została skazana na unicestwienie. Skazujący  wyrok można anulować, nie wolno jednak czekać na kolejną reformę edukacji spodziewanego "prawicowego" rządu - jaka by ona nie była, jest już za późno na same urzędnicze działania, sprawy zaszły  Jeśli nawet będzie bez zarzutu - będzie dalece niewystarczająca. Praca nad odbudową kultury budującej człowieka, jeśli się odbędzie, dokona się w domach, w rodzinach, a nie ministerialnych gabinetach.

 

Arkadiusz Robaczewski


Arkadiusz Robaczewski

(1969), mąż, ojciec czwórki dzieci, publicysta, założyciel i szef Centrum Kultury i Tradycji Wiedeń 1683