O ile Marszałek miał swoje miejsce w mojej wyobraźni od bardzo wczesnej młodości - jak już napisałem, paradoksalnie dzięki także Małej Encyklopedii Powszechnej PWN - o tyle Roman Dmowski przez szereg lat w ogóle dla mnie nie istniał.
Gdzieś z nauczycielskiej katedry dochodził głos z taśmy szpulowego magnetofonu, sprawnie obsługiwanego przez niewysoką panią w swetrze i spodniach.