Komentarze
2011.11.02 10:01

Problemy z Asyżem

Benedykt XVI już w 2008 roku pisał, że „w sensie ścisłym dialog międzyreligijny nie jest możliwy, natomiast tym bardziej potrzebny jest dialog międzykulturowy” – przypomina publicysta

Zorganizowane w 1986 przez bł. Jana Pawła II spotkanie międzyreligijne w Asyżu należy już do historii. Publiczności w świecie kojarzy się z szeroko kolportowanym obrazem wielobarwnego tłumu „liderów religijnych", wśród których biała sutanna papieża zdaje się być po prostu pogodną zgodą na pluralizm i „różne drogi do Boga".

Jednak nie wszyscy obecni wówczas na miejscu tego spotkania wspominali je w sposób tak bezproblemowy. Np. kardynał Silvio Oddi, prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa oraz legat papieski do bazyliki w Asyżu, jeszcze po latach opowiadał z bólem: „Byłem świadkiem profanacji. Widziałem buddystów tańczących wokół ołtarza, na którym na miejscu przeznaczonym dla Chrystusa ustawiono posążek Buddy... Nie krzyczałem, ale zgorszenie było w moim sercu. Widać było wyraźnie dezorientację na twarzach katolików uczestniczących w ceremonii".

Siła relatywizmu

Ta dezorientacja katolików – nieplanowana, lecz realna – to rzeczywistość, nad którą trudno przejść do porządku dziennego z punktu widzenia człowieka wierzącego. W cieniu różnie interpretowanego „wydarzenia w Asyżu" wzmocniona została w Kościele także opinia mocno rozbieżna z wieloma fundamentalnymi przeświadczeniami chrześcijańskimi, gotowa do zastąpienia „przestarzałych" katechizmów kolejnymi „Asyżami".

Jan Paweł II musiał być mocno zdziwiony, gdy po latach to najwięksi entuzjaści „ducha Asyżu" okazywali się największymi oponentami deklaracji Dominus Iesus – stwierdzającej po prostu, że Chrystus jest jedynym i powszechnym pośrednikiem, Zbawicielem. Relatywizm pokazywał swoją ukrytą siłę.

Niedziwne, że po ogłoszeniu przez Benedykta XVI decyzji o odbyciu kolejnego spotkania międzyreligijnego w Asyżu rozległy się także protesty i znaki zapytania. Nie pozostały bez echa. W odpowiedzi na wątpliwości niemieckiego pastora luterańskiego Petera Beyerhausa Benedykt XVI wyjaśniał w liście, który pojawił się w Internecie: „Bardzo dobrze rozumiem zaniepokojenie moim uczestnictwem w jubileuszowym spotkaniu w Asyżu. Jednak obchód ten musiałby się odbyć i tak, a więc wydało mi się lepszym rozwiązaniem udać się tam osobiście, aby móc w ten sposób określić kierunek całości. W każdym razie uczynię wszystko, aby niemożliwa była synkretystyczna lub relatywistyczna interpretacja tego wydarzenia".

Jesteśmy już po wydarzeniu, więc można pokusić się o refleksję, co stało się w Asyżu, z obecnością Benedykta XVI – i w jaki sposób dały o sobie znać starania, o których papież mówił w cytowanym liście.

Niemożliwa wspólna modlitwa

Asyż Benedykta XVI nie był przeciwieństwem Asyżu bł. Jana Pawła II – to jasne. Nie zmieniła się podstawowa intencja, sformułowana w 1986 r.: ludzie wierzący, wyznawcy różnych religii dają świadectwo troski o pokój. W ujęciu pierwotnym miało się to wyrażać głównie poprzez gesty typowo religijne: modlitwę, post i pielgrzymkę. Unikano wspólnej modlitwy – teologicznie niemożliwej – ale kontekst spotkania miał być głównie modlitewny. Było w tym coś paradoksalnego: przyjeżdżali, aby się modlić – lecz ich wspólna modlitwa nie była możliwa ze względów zasadniczych.

Benedykt XVI bardzo przenosi te intencje na inny teren. Korzysta w tym wyraźnie z pierwotnego, źródłowego kanonu chrześcijaństwa, z czasów gdy świadkowie wiary w Chrystusa nieustannie natykali się na świat wierzeń pogańskich. Nigdzie tam nie napotkamy śladu uznania dla pogańskich praktyk religijnych, tym bardziej wspólnictwa w nich (mamy tu jedynie stały wątek odmowy i ostrej krytyki, w duchu biblijnego „wszyscy bogowie pogan to demony"); natomiast dość mocno zaznaczona jest gotowość do dialogu na gruncie filozoficznym.

Najwybitniejsi spośród pierwszych świadków Objawienia mieli większe uznanie dla odosobnionych poszukiwań intelektualnych mędrców pogańskich odkrywających Logos – niż dla wszechobecnej i wielobarwnej religijności współczesnych im społeczeństw. Nawet więcej: wspomniani mędrcy pogańscy krytykowani są właśnie za to, że mimo samotnego przybliżania się do prawd duchowych na ogół nie byli w stanie pozbyć się hipokryzji uczestnictwa w społecznych kultach, mocno zaprawionych magią, naturalizmem i redukowaniem sacrum do żywiołów tego świata.

Drogę nielicznych filozofów chrześcijaństwo traktowało jako niewystarczającą – lecz chwaliło ją właśnie za to, czym skandalizowała ona pogan: za odejście od antropomorficznych i magicznych wizji bóstwa.

Bez synkretyzmu

Właśnie z tą postawą – przemyślanej i selektywnej akceptacji raczej naturalnej mądrości filozofów niż naturalnych religii – harmonizuje postawa papieża Benedykta. Pamiętamy jego myśl z listu do Marcello Pera z 2008: „W sensie ścisłym dialog międzyreligijny nie jest możliwy, natomiast tym bardziej potrzebny jest dialog międzykulturowy, który zgłębi kulturowe konsekwencje podstawowych wyborów religijnych".

Dlatego w Asyżu Ojciec Święty zaproponował wszystkim refleksję nad „prawdziwą naturą religii", a nie jakąś formę równoległych modlitw, wynikających ze sprzecznych wierzeń. I dlatego Asyż 3 objął także rzeczników ludzi niewierzących. To ważny symbol, jakkolwiek jakość tej reprezentacji świeckich humanistów zawsze będzie podlegała dyskusji.

Chyba nie wszyscy pojęli intencję papieża. Pierwszymi zagubionymi okazali się niektórzy szanowni goście spotkania, usiłujący wpleść w swe przemówienia własne akty kultu. Innym nieporozumieniem był pobrzmiewający w niektórych głosach wątek jednostronnej samokrytyki religii, połączony z zaadaptowanym do mentalności nowoczesnej wymaganiem, by religie praktykowały polityczną poprawność.

Tymczasem papież mówił językiem naturalnego rozumu, bogatego w metafizykę. Ubolewał z powodu nadużyć dokonywanych również w imię chrześcijaństwa – lecz podkreślił, iż współczesna negacja Boga „wytworzyła okrucieństwo i przemoc bez miary, które stały się możliwe tylko dlatego, że człowiek nie uznawał już żadnej normy i żadnego sędziego nad sobą, lecz przyjmował za normę jedynie siebie samego".

W ten sposób wizja „spotkania międzyreligijnego" klaruje się w stronę przede wszystkim „dnia refleksji – zarówno bez synkretyzmu wspólnej modlitwy, jak i bez skomplikowanej, jakby scholastycznej, pozy bycia razem, aby modlić się (osobno).

Rytuał, nie poruszenie

Można odnieść wrażenie, że projekt Benedykta XVI zmierza do prostoty spotkania świętego Pawła z poganami na areopagu: na płaszczyźnie zdolności pojmowania, poszukiwania „nieznanego Boga" oraz przekonania, że ten logos wyjaśnia człowiekowi człowieka. Jest w tym jednak pewne „ale": o ile bowiem mowa Pawła zmierzała do odsłonięcia przed słuchaczami prawdy o Bogu wcielonym i zmartwychwstałym – o Jezusie Chrystusie, którego w Asyżu ,86 wymienił bł. Jan Paweł II – o tyle dyskurs z przemówienia asyskiego Benedykta XVI jest tak bardzo związany granicami prawa naturalnego, że w ogóle milczy o Zbawicielu. Mówiło o Nim jedynie, i to wspaniale, przeznaczone dla wiernych przemówienie papieża w przeddzień Asyżu 3.

Trzeba przyznać, że ta sformułowana w Asyżu propozycja Benedykta XVI nie wywołała ani zachwytu, ani szoku. Być może jest tak, że zainicjowane ćwierć wieku temu spotkania międzyreligijne są dziś odbierane głównie w kategoriach pewnego rytuału konferencji na rzecz pokoju, a nie inspirującego poruszenia. Być może obecna propozycja jest jakoś trudniejsza i nie tworzy obrazowego „niusa". Przede wszystkim jednak rozmija się z oczekiwaniami i wrażliwościami grup sformatowanych przez polaryzację wokół Asyżu z 1986 i „profetycznych gestów" poprzednika.

Jedną z tych grup, progresywną, zadowoliłoby jedynie wyraźne wahnięcie całego przedsięwzięcia w stronę faktycznie synkretycznego ekumenizmu wspólnych modłów i deklaracji o tym, że każda religia jest drogą zbawienia. Tego, mimo swych wpływów w instytucjach „dialogowych" nie mogli uzyskać od Jana Pawła II – nie spodziewają się też po Benedykcie XVI.

Z kolei kościelni „integryści" chcieliby nie tyle sprecyzowań dotyczących celów spotkań międzyreligijnych, ile po prostu zaprzestania tych spotkań, a nawet jakiegoś zdezawuowania samej ich idei. Poczuli się dotknięci, gdy Benedykt XVI postanowił jechać do Asyżu – więc teraz obliczają już tylko skalę tej „apostazji".

Być jednym i drugim

Punkt widzenia papieża jest inny niż owych „partii". Zabiega on o chrześcijańską harmonię: połączenia w jedno uniwersalizmu i roszczenia prawdziwości. Chce być gospodarzem, który w domu biedaczyny pokaże każdemu przybyszowi to, co w jego tradycji jest charakterystyczną cząstką z katolickiej pełni, i chce być nauczycielem, który mówi wprost, że bez Chrystusa nie ma poznania Boga prawdziwego – i zbawienia; a więc że trzeba „uwierzyć i ochrzcić się". Czy może być jednym i drugim równocześnie i wobec tych samych ludzi? Teoria mówi, że tak. Praktyka wciąż odstaje od tej teorii.

Paweł Milcarek

 


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.