Wywiady
2023.07.13 15:09

Dziedzictwo Josepha Ratzingera

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

O intelektualnej drodze formacyjnej Josepha Ratzingera – Tomasz Rowiński rozmawia z Pawłem Beygą.

 

Tomasz Rowiński: Moje wrażenie jest takie, że myśl papieży traktujemy nieco, jak gdyby spadła nam z nieba. Szczególnie w wypadku Ratzingera czy Wojtyły, którzy byli prawdziwymi intelektualistami, widoczny jest brak wiedzy i zrozumienia dla kontekstu, w jakim ukształtowało się ich myślenie. Skąd się wziął Joseph Ratzinger jako teolog?

Paweł Beyga: Goethemu przypisuje się następujące powiedzenie: „Aby zrozumieć poetę, musisz udać się do kraju jego pochodzenia”. Tak jest nie tylko z poetami, ale ze wszystkimi ludźmi, także teologami. Joseph Ratzinger – warto to podkreślić – to postać ciekawa przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, to człowiek, który przeżył prawie cały XX wiek – urodził się w 1927 roku, a zmarł w ostatnim dniu 2022. Pod tym względem jest podobny do jednego ze swoich ulubionych autorów, czyli Johna Henry’ego Newmana. Ten przeżył prawie cały XIX wiek (1801–1890). Po drugie, w życiu Ratzingera, niczym klatka po klatce, można oglądać zmiany, które dokonywały się w Niemczech, w świecie oraz w Kościele.

TR: Jaka jest zatem teologiczna ojczyzna Josepha Ratzingera?

PB: Myślę, że należy wskazać na kilka elementów układanki, które nazwać można kuźnią „teologii Ratzingera”. Po pierwsze, to jego rodzinny bawarski dom. Chociaż sam mówił, że ze względu na pracę ojca często się z rodziną przeprowadzał, to pewien charakterystyczny, kolorowy i po ludzku ciekawy rys bawarskiego katolicyzmu wywarł wielki wpływ na myślenie Josepha Ratzingera. Być może to w tym doświadczeniu należy upatrywać jego chęci obrony czystej wiary prostych ludzi przed niektórymi pomysłami teologów. Po drugie, liturgia i cały ruch liturgiczny przełomu XIX i XX wieku to właściwy kontekst uczenia się wiary i Kościoła przez małego Józia, potem kleryka, profesora i kardynała. Przez całe „teologiczne życie” to właśnie liturgia będzie dla Josepha Ratzingera pewnym „papierkiem lakmusowym” stanu Kościoła. Po trzecie, nie byłoby takiej teologii przyszłego Papieża, gdyby nie spotkał na swojej teologicznej drodze św. Augustyna. To od niego Ratzinger uczył się myślenia teologicznego, przy czym królująca wtedy teologia neotomistyczna wydawała mu się zbyt sztywna i spekulatywna, niedotykająca prawdziwego ludzkiego życia. Wreszcie ostatni element, czyli Sobór Watykański II. Było to doświadczenie, które na początku budziło w młodym teologicznym doradcy kard. Josepha Fringsa wielkie nadzieje. Im więcej lat upływało od soboru, tym bardziej misją Ratzingera stawała się obrona prawdziwego soboru z jego tekstami, a nie „wariacji na temat soboru”. To główne wątki, które przewijają się w teologii Ratzingera i tę teologię ukształtowały.

TR: Przytoczyłeś na początku słowa Goethego, sygnalizując wagę kontekstu niemieckiego dla zrozumienia formacji Ratzingera. Czy możemy wskazać nazwiska niemieckich teologów, którzy mieli wpływ na myślenie przyszłego Papieża? Czy byli to Romano Guardini i Erik Peterson, a może Karl Adam? A może mamy do czynienia z autorem osobnym, któremu nie da się łatwo przypisać bezpośrednich źródeł? Jak uporządkować to tło intelektualne Ratzingerowskiej teologii?

PB: Na zadane przez Ciebie pytania odpowiedział sam Ratzinger w swoich wypowiedziach, wywiadach i pismach. Nigdy nie był myślicielem, który udawał, że startuje od zera, ale zawsze odwoływał się do myśli innych. Pierwszą grupę teologów i filozofów cytowanych przez Josepha Ratzingera stanowili jego mistrzowie i nauczyciele. Wspomniałeś o Romanie Guardinim. Ten niemiecki katolicki myśliciel o włoskich korzeniach wywarł duży wpływ na myślenie przyszłego Papieża o Jezusie Chrystusie oraz o liturgii Kościoła. To właśnie tego monachijskiego teologa cytował jako kardynał w roku Wielkiego Jubileuszu, gdy wydawał książkę Duch liturgii. Sam tytuł książki ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary odwoływał się do niewielkiej książeczki Guardiniego O duchu liturgii (niem. Vom Geist der Liturgie). Wreszcie Romano Guardini jest obecny w trylogii Jezus z Nazaretu, którą Papież Ratzinger pisał niejako „obok” swojego pontyfikatu jako teolog.

TR: A co z Petersonem?

PB: Erik Peterson to znany konwertyta z protestantyzmu. Z jego myślą Joseph Ratzinger zetknął się po raz pierwszy – jak sam przyznawał – gdy był wikariuszem w parafii Krwi Chrystusa w willowej dzielnicy Monachium Bogenhausen. Młody ksiądz otrzymał od dyrektora wydawnictwa książkę Theologische Traktate, czyli Traktaty teologiczne. Można powiedzieć, że tym, co zafascynowało w Eriku Petersonie młodego Ratzingera, to jego doświadczenie dwóch wojen i umiejętność czytania historii jako miejsca urzeczywistniania się teologii.

Wreszcie wspomniany przez Ciebie Karl Adam, czyli człowiek, który część swojego teologicznego życia poświęcił na obronę prawdziwego obrazu Mistrza z Nazaretu. Czym innym będzie zajmował się przez całe swoje teologiczne życie Joseph Ratzinger, jeśli nie poszukiwaniem prawdziwego Jezusa z Nazaretu?

TR: Paleta autorów, na których powołuje się w swoich pismach Ratzinger, jest znacznie szersza.

PB: Tak. Inną grupę cytowanych przez zmarłego niedawno Papieża autorów stanowią ci, których przywołuje, aby coś zobrazować lub by z nimi polemizować. Pojawiają się śmiałe obrazy z opowieści duńskiego filozofa Sørena Kierkegaarda, który w teologu widzi błazna przemawiającego w stroju nie z tej epoki (dodajmy: z żadnej epoki). Czytając Wprowadzenie do chrześcijaństwa spotykamy motyw z Atłasowego pantofelka francuskiego pisarza Paula Claudela. Ratzinger przywołał opowieść o rozbitku misjonarzu, który na rozszalałym od burzy morzu trzyma się deski jak belki krzyża, dziękując Bogu, że go tak do siebie przywiązał. Wreszcie przez lata Joseph Ratzinger dyskutował ze szkołą historyczno-krytyczną i jej przedstawicielami w kontekście chrystologii i nauk biblijnych. Spotykając Josepha Ratzingera w jego pismach, nie zrozumiemy jego myśli, jeśli nie poznamy tych, od których się uczył, z którymi pracował i z którymi polemizował.

TR: Cofnijmy się jeszcze. Na czym polega wpływ myśli bł. kard. Newmana na myśl Ratzingera?

PB: John Henry Newman to jedna z najciekawszych postaci ery wiktoriańskiej. Co ciekawe, jednak wciąż w Polsce nieodkryta. Peter Seewald w monumentalnej biografii Josepha Ratzingera odnotował, że jednymi z lektur przyszłego Papieża w czasach seminaryjnych były właśnie książki konwertyty z anglikanizmu. Można wskazać na pewne biograficzne podobieństwa między Newmanem a Ratzingerem. Pierwszym jest długie życie, drugim to, że obaj nie mieścili się w sztywne ramy – dzisiaj powiedzielibyśmy – konserwatystów lub strony liberalnej w Kościele. Newman doświadczał nieufności najpierw, gdy był anglikańskim rektorem kościoła Mariackiego w Oksfordzie. Próbując „po katolicku” odczytywać 39 artykułów religii anglikańskiej, spotykał się z zarzutem próby katolicyzowania Kościoła Anglii. Natomiast po konwersji na katolicyzm to strona katolicka czasami patrzyła nieufnie na Newmana, jako na ukryty anglikanizm w Kościele katolickim. Ostatecznie wątpliwości co do prawowierności Johna Henry’ego Newmana rozwiał Leon XIII jego kreacją kardynalską. W pewien sposób Joseph Ratzinger także nie mieścił się w ramy, w które próbowano go w kościelno-teologicznym światku wcisnąć. Był on z jednej strony myślicielem głęboko zakorzenionym w tradycji Kościoła, a z drugiej strony nie rozumiał on tego zakorzenienia jako zakazu stawiania pewnych pytań lub odwoływania się do autorów niekatolickich.

TR: Czy stosunek Newmana do papiestwa miał wpływ na to, jak na tę kwestię patrzył Ratzinger?

PB: Myślę, że ten wpływ Newmana na Ratzingera widać dobrze w podejściu tego drugiego do papiestwa. Kiedy w 2005 roku obejmował on tron Piotrowy, to w homilii w swojej katedrze – bazylice św. Jana na Lateranie – wskazywał, że misją biskupa Rzymu nie jest realizacja własnych wizji, ale służba Słowu powierzonemu Kościołowi. Papież Ratzinger preferował nieco wycofany styl sprawowania papiestwa, taki, który nie przesłania osobą urzędu. Wydaje się, że nie były to tylko kwestie charakterologiczne, ale także teologiczne. Newman żył w czasach Soboru Watykańskiego I, który ogłosił dogmat o nieomylności papieskiej. Konwertyta słusznie w Liście do Księcia Norfolk tłumaczył, że katolik to z jednej strony ktoś, kto uznaje prymat papieski, ale z drugiej ma prawo – a czasami obowiązek – do uzasadnionej krytyki papieża. Newman spotkał się z niezrozumieniem ze strony innego konwertyty, kard. Henry’ego Manninga, który był przedstawicielem ultramontańskiego podejścia do papiestwa. Według świętego konwertyty katolicka nauka o nieomylności papieża nie zakłada po jego stronie braku błędu w ogóle lub niewłaściwego rozeznania. Katolik może i niejednokrotnie powinien krytycznie spoglądać na decyzje papieskie. Krytycznie, czyli konfrontować je z Objawieniem i całym kontekstem eklezjalnym, a nie je od razu odrzucać lub bez zastanowienia przyjmować. Właśnie w rozumieniu papiestwa widziałbym największy wpływ myśli Newmana na teologię przyszłego Papieża.

TR: Pozostaje mi zatem w tym przeglądzie mistrzów Papieża Ratzingera zapytać o Bonawenturę i Augustyna. Czy pomiędzy tymi myślicielami istnieje jakiś rodzaj intelektualnego pokrewieństwa?

PB: Zacznijmy od Augustyna. To myśliciel, który był Josephowi Ratzingerowi najbliższy. W herbie biskupim, a potem w papieskim znajdowała się muszla. Nawiązuje ona do opowieści – zanotowanej przez Augustyna – mówiącej o dziecku, które miało przelewać wodę z morza do dołka na plaży. Morał z tej opowiastki jest taki, że prędzej chłopiec zmieści wodę z morza w dołku, niż człowiek – w tym wypadku Augustyn – pojmie tajemnicę Boga. Joseph Ratzinger poświecił swój doktorat eklezjologii Augustyna. Tym, co Joseph Ratzinger wyniósł z teologii Augustyna, to wizja Boga, który jest relacyjny. Bóg chrześcijan to Bóg, który chce wchodzić z człowiekiem w relacje, bo sam jest wspólnotą Osób Boskich. To właśnie w relacyjności człowieka widać podobieństwo do Stwórcy. Tym samym Trójca nie jest jakąś łamigłówką dla oderwanych od rzeczywistości teologów, ale jedną z najbardziej ludzkich – jeśli można tak powiedzieć – prawd wiary chrześcijańskiej.

Ale myślę, że równie ważne jest to – co podkreślał biograf Benedykta XVI, czyli Peter Seewald – że Joseph Ratzinger fascynował się nie tylko teologią i myślą danego człowieka, ale również jego życiem. Życie biskupa Hippony i życie arcybiskupa Monachium i Freising mają ze sobą wiele wspólnego. Augustyn doświadczył manichejskiego spojrzenia, które dzieliło świat na to, co dobre i złe, Ratzinger jako młody chłopak na własnej skórze zetknął się z ideologią nazistowską, która meblowała świat po swojemu. Zarówno Augustyn, jak i Joseph Ratzinger poświęcili swoje życie odkrywaniu oblicza Pana – dzisiaj posługujemy się technicznym terminem: teologia. Warto pamiętać, że pierwsze wieki chrześcijaństwa nie znały sformułowania „teologia” w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Teologia posiadała wtedy wyraźne zabarwienie pogańskie. Wreszcie Augustyn i Benedykt XVI to duszpasterze, którzy stali się biskupami… wbrew swojej woli. Wydaje się jednak, że w ich uszach pobrzmiewały słowa Chrystusa skierowane do Piotra: „poprowadzą Cię, dokąd nie chcesz” (por. J 21, 18).

TR: Rzeczywiście, to trop wart uwagi. Został on niedawno mocno podkreślony przez abp. Georga Gansweina w jego książce Tylko Prawda. Moje życie u boku Benedykta XVI.

PB: Po śmierci Josepha Ratzingera pojawiły się nawet głosy, że jest on współczesnym Augustynem. W jakimś sensie można chyba zgodzić się z tą opinią. Tak jak myśl świętego biskupa miała wpływ na myślenie o Bogu, relacyjności w Nim, o grzechu pierworodnym, tak myśl emerytowanego biskupa Rzymu będzie rezonować we współczesnym chrześcijaństwie jeszcze długo.

TR: A co z Bonawenturą?

PB: Ten żyjący w XIII wieku franciszkański myśliciel odwoływał się w swojej teologii do idei Joachima z Fiore – twórcy tzw. joachimizmu. Nurt ten z przełomu XII i XIII wieku dzielił dzieje na trzy okresy: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Okres Ducha miał nastać właśnie w czasie życia Joachima i cechować się spełnieniem Królestwa Bożego; wszyscy ludzie mieli w tej epoce żyć ośmioma błogosławieństwami. W konsekwencji, według Joachima, Kościół i sakramenty byłyby już niepotrzebne. Ta romantyczna wizja uduchowienia rzeczywistości stanowiła próbę odrzucenia instytucjonalnego wymiaru życia katolickiego. Bonawentura, dyskutując z Joachimem, wskazywał na konieczność historycznego ujmowania Objawienia. Innymi słowy, Bóg zawsze przemawia najpierw do człowieka – nie ma Objawienia bez tego, który je przyjmuje. Bóg nie mówi w próżnię. Dla Ratzingera teologia historii Bonawentury ustawia w odpowiednim kontekście całe Objawienie i myślenie o Nim. Bóg jest Objawieniem. Myśla ta dojdzie do głosu podczas Soboru Watykańskiego II, gdy Joseph Ratzinger będzie postulował odejście od suchego rzymskiego pojmowania Objawienia i tłumaczenia go za pomocą „dwóch źródeł Objawienia” (sic!), a przecież – dla Josepha Ratzingera było jasne – to Bóg jest par excellence Objawieniem.

Dla Augustyna, Bonawentury i Josepha Ratzingera Bóg ma charakter osobowy i stąd wynika Jego relacyjny sposób mówienia do człowieka. Bóg nie jest wielkim Samotnikiem, ale Tym, który inicjuje dialog miłości z człowiekiem. Stąd teologia Josepha Ratzingera jest dla wielu ludzi tak bardzo bliska ich życiowemu doświadczeniu.

TR: Zmieńmy nieco kontekst. Jakie było miejsce Ratzingera w debacie teologicznej, zanim został biskupem, prefektem, a potem papieżem?

PB: Życie Josepha Ratzingera można podzielić na kilka okresów i każdy z nich posiada nieco odmienny rys teologiczny. Zacznijmy od tego, że przyszły Papież jako profesor teologii wędrował po różnych niemieckich uniwersytetach. Można powiedzieć, że uczelnie „biły się” o dobrych wykładowców. Wędrówka prof. Ratzingera po Niemczech była spowodowana także jego sytuacją rodzinną. Nigdy jako dorosły człowiek nie zerwał swoich więzów z najbliższymi, czyli rodzicami, bratem i siostrą. Chciał mieć ich wszystkich blisko siebie. Na samym początku akademickiej kariery był on po prostu jednym z wielu niemieckich teologów, którzy w jakimś sensie zachowywali rezerwę wobec Rzymu i ówczesnego Świętego Oficjum. Joseph Ratzinger nie tyle nie zgadzał się z Rzymem, co uważał, że rzymska szkoła teologiczna była zbyt hermetyczna, neotomistyczna, nieodpowiadająca na pytania współczesnego Kościoła i świata. Kiedy już na papieskiej emeryturze Peter Seewald zapytał Benedykta XVI o wrażenia z pierwszej wizyty w Rzymie w czasie soboru, ten odpowiedział, że „nie pialiśmy z zachwytu”.

TR: Skąd wzięła się rozpoznawalność Ratzingera?

PB: Rozgłos Josephowi Ratzingerowi przyniosła książka z 1968 roku, czyli Wprowadzenie do chrześcijaństwa. Młody profesor starał się w niej ukazać chrześcijański Symbol wiary jako coś intelektualnie atrakcyjnego, a jednocześnie duchowo owocnego. Nie bał się w tej książce sięgać po różnych autorów, także tych niekojarzonych z Kościołem i wiarą. Nawiasem mówiąc, byłby to ciekawy eksperyment – czytać Wprowadzenie w chrześcijaństwo razem z ostatnią publikacją „Czym jest chrześcijaństwo.

TR: Chodzi o książkę wydaną już po śmierci Papieża emeryta.

PB: Widać tam rozwój Josepha Ratzingera jako człowieka, księdza i teologa. Czasami forsuje się opinię, że Joseph Ratzinger powtarzał w roku 2005 dokładnie to samo, co w latach 60. To może pociągające ujęcie, ale jest to po prostu nieprawda. Przyszły Papież jak każdy człowiek korygował swoje spojrzenie, niuansował je. Nie chodzi w tym miejscu o zmianę poglądów, ale o umiejętność ponownego ich wyrażania wobec zaistniałej sytuacji. Podaje się rok 1968, czyli rewolucję seksualną, kulturową lub obyczajową, jako punkt zwrotny w życiu Josepha Ratzingera. Miał on wtedy rzekomo przejść na pozycje bardziej zachowawcze. Już jako Papież emeryt wrócił on do tych wydarzeń. Upatrywał w nich – pytanie, czy słusznie – genezy skandalu nadużyć seksualnych wśród duchowieństwa katolickiego. To wydarzenie z pewnością ważne, ale dla Ratzingera jako teologa istnieje wydarzenie o wiele chyba ważniejsze, czyli Sobór Watykański II. Joseph Ratzinger, jako soborowy doradca arcybiskupa Kolonii Josepha Fringsa – można obrazowo powiedzieć – „wysadził w powietrze” schemat dokumentu o Bożym Objawieniu, który przygotowali rzymscy kurialiści. Oczywiście przyszły Papież nie zrobił tego sam, ale miał w tym swój znaczny udział. Kuria Rzymska zakładała sobór błyskawiczny – ojcowie przyjadą, przegłosują przygotowane dokumenty i wyjadą.

TR: Ren wlał się do Tybru?

PB: Rzeczywiście, można tak powiedzieć. Pomiędzy trzecią a czwartą sesją Joseph Ratzinger zobaczył jednak, jak sobór stał się miejscem teologicznych przepychanek między konserwatystami i teologami o bardziej liberalnej orientacji. Wydaje się, że w tym momencie Ratzinger nie tyle zrobił krok wstecz, co nie zrobił kroku naprzód. Warto też na marginesie wspomnieć, że nowoczesność teologiczna lat 60. ubiegłego wieku nijak ma się do nowoczesności w dzisiejszym rozumieniu jej w Kościele. Jako teolog Joseph Ratzinger w 1965 roku założył wraz z innymi znanymi autorami – Rahnerem, Küngiem, Schillebeeckxem, Congarem, de Lubakiem – czasopismo „Concilium”. Z biegiem czasu pismo nabrało jednak zdecydowanie polemicznego wobec nauczania papieskiego profilu. Wtedy też przyszły Papież zrozumiał, że należy się wycofać. W Polsce wydawnictwo Pallottinum zrezygnowało z wydawania „Concilium”. W 1975 roku Joseph Ratzinger założył wraz z Hansem Ursem von Balthasarem czasopismo „Communio”, które miało być nowoczesnym głosem teologii wiernym Magisterium Kościoła. W tych dwóch tytułach widać podejście do eklezjologii i miejsca teologii. „Concilium” to czasopismo, które – można było odnieść takie wrażenie – rozdyskutowało teologię bez końca. Natomiast słowo communio zwraca uwagę na wspólnotę, która odczytuje, a nie tworzy, Boże Objawienie.

TR: Wiele zmieniło się razem z przenosinami Ratzingera do Rzymu?

PB: Status Josepha Ratzingera rzeczywiście zmienił się, gdy został on prefektem Kongregacji Nauki Wiary w 1981 roku. Jan Paweł II już wcześniej prosił go o objęcie funkcji prefekta Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, ale Ratzinger wtedy odmówił. Nie odmówił już jednak przy prośbie pokierowania dawną Świętą Inkwizycją, Świętym Oficjum. Ale postawił Janowi Pawłowi II warunek – chciałby nadal publikować. Papież się zgodził. Sam Joseph Ratzinger szybko przekonał się, jak trudno będzie mu łączyć urząd prefekta z pracą nad nowymi publikacjami. Książki Josepha Ratzingera oczywiście ukazywały się, ale były już raczej zbiorami pewnych wcześniejszych prac, wystąpień i wykładów. Pierwszą samodzielną książką napisaną od początku do końca z zamysłem publikacji był Duch liturgii z 2000 roku. Funkcja prefekta z czasem przysłoniła postać Josepha Ratzingera jako teologa. Zaczęto kojarzyć go – niesłusznie – z medialnymi doniesieniami o wzywaniu niepokornych teologów na „watykański dywanik” w Palazzo del Sant'Uffizio.

TR: Jak oceniasz zatem sytuację, czy wejście Ratzingera do Kurii Rzymskiej wyhamowało jego rozwój jako teologa, czy raczej ostatecznie dobrze się stało, że Stolica Apostolska pozyskała tego formatu intelektualistę?

PB: Użyłbym tutaj sformułowania „ograniczyło”, a nie wyhamowało. Przejście Josepha Ratzingera do Kurii Rzymskiej z jednej strony ograniczyło jego karierę akademicką – chociaż uczciwie mówiąc, już nominacja biskupia sprawiła, że profesor Ratzinger stał się arcybiskupem Ratzingerem – a z drugiej był on jedną z tych osób, które z uwagi na intelektualne zaplecze najlepiej nadawała się do pełnienia tego urzędu. O ile papież, biskup, duszpasterz nie musi być rasowym, zawodowym teologiem z uniwersyteckimi „papierami”, o tyle prefekt kongregacji (dzisiaj już dykasterii) odpowiedzialnej za czystość wiary powinien legitymować się dyplomem ukończenia teologii i biegłością w tej dziedzinie. Mądrość biskupa powinna polegać na tym, że jeśli nie jest biegły w teologii, to powinien otoczyć się tymi, którzy taką biegłość posiadają, którzy potrafią coś zasugerować i spojrzeć krytycznie. Gdy chodzi o teologię, to Ratzinger był myślicielem najwyższych lotów, gdy chodzi o zarządzanie, to sam przyznawał, że tego nie lubił. Ktoś po jego śmierci napisał, że umarł świetny teolog, ale „taki sobie” szef. Być może jest w tym trochę prawdy. Z całą pewnością praca Josepha Ratzingera w Kongregacji Nauki Wiary poszerzyła jednak jego intelektualne i kościelne horyzonty. Z jednej strony miał on okazję do zapoznania się z problemami Kościoła pod różnymi szerokościami geograficznymi. Nie byłoby to możliwe nawet na najlepszych uniwersytetach w Niemczech. Jednak panorama problemów jest inna z budynku dawnego Świętego Oficjum niż z najlepszych uniwersyteckich bibliotek. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną kwestię związaną z poszerzaniem horyzontów przez prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jest to kwestia nadużyć seksualnych w Kościele za czasów jego prefektury. Zazwyczaj tymi problemami zajmowała się teologia moralna, na poziomie urzędów – Kongregacja ds. Biskupów, a najczęściej lokalne episkopaty. To właśnie Joseph Ratzinger – dodajmy: wbrew większości Kurii Rzymskiej – zauważył, że problem wykorzystania seksualnego w Kościele sięga głębiej, niż chcą tego moraliści. Jeśli nie dotknie się sedna sprawy, jeśli nie uświadomi się tego, że kwestia pedofilii i wykorzystywania bezbronnych dorosłych to w ostateczności zagrożenie dla wiary ofiary, sprawcy i całego Ludu Bożego, to będziemy się przysłowiowo „ślizgać po powierzchni” problemu. To właśnie w tych delikatnych kwestiach widać intelektualny sznyt Josepha Ratzingera. To, czego można nauczyć się od zmarłego Papieża, to umiejętności wysłuchania, zobaczenia w głosie innych racji, innego sposobu patrzenia. Tego w wielu miejscach Kościoła jeszcze brakuje – wysłuchania bez wstępnych założeń, na przykład że ktoś chce zniszczyć Kościół, wiarę itd. Dla rozwiązania pewnych spraw, a może lepiej powiedzieć – wytyczenia drogi ich rozwiązania, obecność Josepha Ratzingera była nie do przecenienia. Natomiast dla akademickiej teologii zejście z profesorskiej katedry przez przyszłego Papieża było z pewnością jakąś stratą. Ale pewnie dyskutowanie, co by było, gdyby Ratzinger nominacji biskupiej nie przyjął i nie wyjechał do Rzymu, jest pewną kościelną próbą tworzenia alternatywnej historii. Na Twoje pytanie zatem jest podwójnie twierdząca odpowiedź: teologia straciła świetnego teologa, ale Kuria Rzymska i Kościół w wymiarze powszechnym miały okazję do poznania i skorzystania z myśli tego teologa.

TR: Sądzisz, że jakiś rodzaj długiego trwania dziedzictwa Ratzingera jest w Kościele możliwy, pomimo obecnej niechęci ludzi decyzyjnych w Stolicy Apostolskiej?

PB: Sądzę, że paradoksalnie to, iż u sterów Kościoła są ludzie z innych szkół teologicznych niż Ratzinger, może wzmocnić jego myśl, pokazać, co w tej intelektualnej spuściźnie jest ponadczasowego, a co należy do uwarunkowań minionych czasów. Nie okłamujmy się, Kościół teraz jest już inny niż Kościół, gdy Ratzinger obronił doktorat, gdy zostawał biskupem i prefektem. Mało tego, Kościół jest już inny niż w 2005 roku i nie myślę tutaj o tym, że wiele zmienił pontyfikat Franciszka. Kościół jest inny, bo od 2005 roku sam Papież Ratzinger zdecydował się na kilka ważnych kroków.

TR: Które z nich masz na myśli?

PB: Na przykład przyjęcie do Kościoła katolickiego byłych anglikanów, liberalizacja prawa dotyczącego przedsoborowej liturgii, walka z nadużyciami, wreszcie – decyzja o papieskiej emeryturze. W Kościele, w duszpasterstwie i w teologii są rzesze tych, którzy swoją formację odbywali w czasie pontyfikatu Benedykta XVI. Jeszcze inni to właśnie dzięki skromnemu Robotnikowi Winnicy Pańskiej odkryli swoje powołanie, i to nie tylko do kapłaństwa czy zakonu. Ktoś kiedyś powiedział, że mistrza trzeba w końcu zabić lub skończy się to bałwochwalstwem. Oczywiście, nie chodzi w tym powiedzeniu o dosłowne zabicie lub zapomnienie o czyimś dorobku. Prawdą jest jednak, że to długie trwanie dorobku Josepha Ratzingera nie może wyglądać w taki sposób, że jego uczniowie staną się papugami powtarzającymi każde jego słowo. Prawdziwa intelektualna fascynacja zaczyna się wtedy, gdy myśl mistrza potrafimy odnieść do sytuacji, w której mistrz nie był. W Polsce w kaznodziejstwie można nadal usłyszeć głosy w rodzaju „to podważanie decyzji, zdania, myśli Jana Pawła II”, a „Jan Paweł II powiedział to czy tamto”. Czy w Kościele najważniejsze jest zdanie Jana Pawła II? Nie, Kościół ma patrzeć na Chrystusa, w Ewangelii, odkrywać prawdę, którą głosi. Tak samo nie było najważniejsze zdanie Josepha Ratzingera. Człowiek ma czasami tendencję do tego, aby słowa swojego autorytetu zawsze brać za pewnik, prawdę objawioną i dogmat. W dyskusji z myślą Josepha Ratzingera, w zdrowym krytycyzmie też przejawia się długie trwanie tego intelektualnego dorobku, bo czym on by był, gdyby nikt nie chciał z nim dyskutować?

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Paweł Beyga

(1990), doktor nauk teologicznych (teologia dogmatyczna). W 2018 roku obronił pracę doktorską na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu na temat tradycji anglikańskiej w Mszale dla ordynariatów personalnych byłych anglikanów. Interesuje się związkiem liturgii z treścią wiary. Publikował m.in. w „Teologii w Polsce”, „Wrocławskim Przeglądzie Teologicznym” oraz „Studia Europaea Gnesnensia”.