Felietony
2018.12.11 17:59

Ukryte światło Roberta Spaemanna

Zmarł wczoraj. Gdy zapytałem o niego jednego ze swoich profesorów podczas studiów filozoficznych usłyszałem: “Spaemann - gdy się pojawił, nie mogliśmy zrozumieć skąd ktoś taki mógł się wziąć w Niemczech w tym czasie”. Rzeczywiście, trudno znaleźć intelektualistę o podobnej biografii i o podobnych poglądach. A jednak: gdy dostrzeże się światło “ukrytej lampy” oświecającej dzieło tego filozofa, staje się ono dobrze zrozumiałe, wręcz spójne i integralne. Tą lampą jest tradycja i liturgia Kościoła.

Urodził się w roku 1927 - był więc nie tylko przyjacielem Benedykta XVI, ale też jego rówieśnikiem. W życiu Josepha Ratzingera świeciła zresztą ta sama lampa, choć z oczywistych powodów była lepiej widoczna i wcale nie tak ukryta. Robertowi nie dane było urodzić się w pobożnej bawarskiej rodzinie. Przyszedł na świat w Berlinie, w rodzinie zlaicyzowanych ewangelików i socjalistów. Jego ojciec, Heinrich Spaemann, pracował w redakcji Zeszytów Socjalistycznych (Sozialistischen Monatshefte) razem z Ernstem Blochem. Lata po narodzinach Roberta przyniosły nie tylko trzęsienie ziemi w Niemczech, ale też zmiany w rodzinie Spaemannów, które zaważyły na całym jego życiu. W roku 1930 państwo Spaemannowie przyjęli chrzest i zawarli sakramentalne małżeństwo w benedyktyńskim opactwie Gerleve, należącym do kongregacji Beuron. Razem z rodzicami ochrzczony też został Robert, a jego ojcem chrzestnym został brat zakonny Radbod. W 1936 r. dziewięcioletni Spaemann został półsierotą po śmierci swojej matki. Ojciec, zapewniszy opiekę dziecku, obrał drogę powołania kapłańskiego i otrzymał święcenia w roku 1942, w samym środku wojennego piekła. Dożył 98 lat jako kapłan, zmarł w roku 2001, oglądając swoje potomostwo do czwartego pokolenia, po długim życiu wypełnionym pracą pisarską i posługą mniszkom benedyktyńskim.

Robert Spaemann jest więc, można powiedzieć, dzieckiem przedwojennego ruchu litrugicznego. Jednym z najważniejszych wspomnień jego młodości, o których wspomina w swojej autobiografii, jest Wielkanoc roku 1943. W opuszczonym czasowo przez mnichów kościele opactwa Gerleve, zamienionego częściowo w szpital wojenny, rok po święceniach swojego ojca, Spaemann stanął do służby bożej razem ze swoimi rówieśnikami wykonując części stałe Mszy św., a samemu śpiewając wielkanocne propria jako solista. To właśnie szesnastoletni Robert śpiewał pod nieobecność gospodarzy Gerleve, wiosną 1943, gdy dni III Rzeszy były policzone, wielkanocny introit: Ressurexi et adhuc tectum sum… “Ta mała tercja, którą rozpoczyna się Ressurexi, jest tak odmienna od bębnów i trąb, które zostały w późniejszych wiekach wybrane na akompaniament tych słów. Powściągliwa radość tej małej tercji oznacza ciszę, która towarzyszyła jutrzence nowego eonu. Adresatem słów psalmu ‘powstałem i odtąd jestem z Tobą’ nie jesteśmy my. To rozmowa między Zmartwychwstałym a Ojcem”.

Dwa lata później mnisi wrócili do Gerleve, a zaraz potem Spaemann rozpoczął studia filozoficzne w Münster.

Spaemann jako filozof nie stworzył żadnego “systemu”. Pozostawił po sobie kilka bardzo ważnych książek oraz setki esejów, w których w sposób błyskotliwy bronił i wyjaśniał coś dużo spójniejszego i “prostszego” niż jakikolwiek system: prawdę o człowieku, którą odkrywa naturalny rozum oświetlony wiarą. Zajmował się filozofią francuskiego tradycjonalizmu (de Bonaldem) pokazując, w jaki sposób nowoczesna socjologia wywodzi się z myśli kontrrewolucyjnej. Analizował dylematy antropologii nowoczesnego człowieka rozpiętego między ideałem naturalnego zwierzęcia a ideałem obywatela na przykładzie dzieła Jana Jakuba Rousseau. Bronił antropologii i etyki przed zbyt daleko idącymi roszczeniami przyrodoznawstwa, które chce pozbawić nasze myślenie o powołaniu człowieka kategorii celu naturalnego - takiego celu, który możemy znaleźć w naszej naturze, a nie jedynie arbitralnie wyznaczyć kierując się wybraną przez nas, sztuczną “tożsamością”. Pisma Spaemanna poświęcone pojęciu osoby - monografie naukowe oraz artykuły z niemieckiej prasy codziennej pisane przy okazji dyskusji o aborcji - są obroną jej metafizycznej godności. Są obroną człowieka, która powołuje się nie na subiektywny “światopogląd” ani “przekonania religijne”, ale na zdrowy rozsądek zakodowany w naszym codziennym języku. O ile mi wiadomo w ostatnich latach Spaemann życia pisał przede wszystkim komentarze do Psalmów - jakby wracając do swojej młodości a zarazem “do ołtarza Bożego, do Boga”, który ją rozwesela. W tych ostatnich latach filozof wspomniał też, że mnichów “swojej młodości” - takich, jakich znał z Gerleve - odnalazł w Le Barroux, w klasztorze zachowującym tradycyjną litrugię i obserwancję benedyktyńską.

Jak widać liturgia promieniująca z miejsc poświęconych wyłącznie Bogu była u początku drogi Spaemanna jako filozofa oraz towarzyszyła mu u kresu. Trudno więc nie uznać, że służba boża nie oświetlała całej jego długiej drogi, jak ukryta lampa. Gdy się o tym pamięta, łatwiej zrozumieć, “skąd mógł się wziąć ktoś taki”. Spaemann z pewnością pozostanie z nami na długo jako filozof - ma on ugruntowaną pozycję w świecie intelektualnym, gdzie wykonał kilka bardzo ważnych prac. Być może jednak największym jego dziełem, czy też raczej dziełem spełnionym przez Boga w jego życiu, będzie, jeśli prace filozofa poprowadzą nas do źródła światła, które w nich świeci.

Requiescat in pace et lux perpetua luceat ei!

Paweł Grad

 

Na naszym portalu publikowaliśmy trzy teksty Roberta Spaemanna. Można je przeczytać TUTAJ.


Paweł Grad

(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.