Felietony
2014.08.25 09:37

Św. Paweł od singli?

Areopag

Tytuł świadomie prowokacyjny i przewrotny. Przejdźmy do sedna. Chyba każdy dobrze zna i wielokrotnie słyszał ten slogan, że do nieba wpuszczają parami. Chociaż zdanie to jest romantyczne i cieszy uszy narzeczonych, teologicznie patrząc, jest absurdalne. Bo jeśli wpuszczają tam parami, to chyba w niebie nie ma księży, zakonników, zakonnic i bardzo wielu świeckich, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie… Przechodząc jednak ponad kwestią absurdalności owego sloganu, warto zauważyć, iż nie wziął się on z powietrza. Wyraża powszechne przekonanie, że życie samotne jest w jakiś sposób niepełne, gorsze, mniej szczęśliwe. Czy tak jest naprawdę? Albo lepiej – czy tak musi być?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw rozróżnić samotność dla Boga od samotności dla siebie, wybór z miłości od wyboru z egoizmu. To dwie różne i całkowicie inne drogi, choć w swoich akcydentaliach mogą wydawać się bardzo podobne. Kościół katolicki za swoim Mistrzem zawsze powtarzał, że istnieje droga samotności, ale tylko pozornej – możliwość rezygnacji z małżeństwa ze względu na Królestwo niebieskie. To właśnie o tej drodze pisał św. Paweł w 1 Liście do Koryntian. Warto przytoczyć jego słowa, dzisiaj jakby zapomniane. Mało i rzadko się o nich słyszy. Możliwe, iż wielu katolików nie jest w ogóle świadomych ich istnienia. A są mocne i w pewnym sensie rewolucyjne.

Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. (…) Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki, a drugi taki. Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie! Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć. (…) Nie mam zaś nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który - wskutek doznanego od Pana miłosierdzia - godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć. Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej! Jesteś wolny? Nie szukaj żony! Ale jeżeli się ożenisz, nie grzeszysz. Podobnie i dziewica, jeśli wychodzi za mąż, nie grzeszy. Tacy jednak cierpieć będą udręki w ciele, a ja chciałbym ich wam oszczędzić. (…) Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu.  Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie.I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu. Jeżeli ktoś jednak uważa, że nieuczciwość popełnia wobec swej dziewicy, jako że przeszły już jej lata i jest przekonany, że tak powinien postąpić, niech czyni, co chce: nie grzeszy; niech się pobiorą! Lecz jeśli ktoś, bez jakiegokolwiek przymusu, w pełni panując nad swoją wolą, postanowił sobie mocno w sercu zachować nietkniętą swoją dziewicę, dobrze czyni. Tak więc dobrze czyni, kto poślubia swoją dziewicę, a jeszcze lepiej ten, kto jej nie poślubia. Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej mąż. Jeżeli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu. Szczęśliwszą jednak będzie, jeżeli pozostanie tak, jak jest, zgodnie z moją radą. A wydaje mi się, że ja też mam Ducha Bożego. (1 Kor 7,1-2.7-9.25-27.32-40)

Wracając do wspomnianego na początku sloganu, można domniemywać, że św. Paweł skomentowałby go: „Poprzewracało się wam w głowach”. Paweł widział życie samotne ze względu na Królestwo niebieskie jako tę drogę, którą lepiej jest wybrać. Nie był jednak przeciwnikiem małżeństwa, ba, bronił go przed sekciarzami, którzy zabraniali wstępować w związki małżeńskie[1]. Paweł nie uważał małżeństwa za coś złego, brudnego, czy wiążącego się z mniejszymi wymaganiami w drodze ku świętości. Małżeństwo nie było dla niego „gorszym powołaniem”. Porównał je przecież do związku Chrystusa z Kościołem i nazwał misterium magnum[2]! Ktokolwiek przypisywałby mu jakiekolwiek negatywne nastawienie wobec małżeństwa, zwyczajnie by kłamał. Kolejny raz w nauczania Pawła widać tę zdrową równowagę, ucieczkę od skrajności, które najczęściej są herezjami, ten zdrowy duch Magisterium, do którego warto wracać, by nie ulegać „powszechnym opiniom”, najczęściej wynikającym ze słabej znajomości tematu.

Myślę, że o ile przez lata wielu katolików uważało małżeństwo za gorszą drogę, na której nie można mówić o heroicznej realizacji cnót, czy o świętości, o tyle współcześnie niektórzy popadają w drugą skrajność. Pierwszy pogląd nie miał nic wspólnego z Magisterium, wszak papieże wynosili na ołtarze osoby żyjące w związkach małżeńskich, jak np. św. Ludwika, króla. Trzeba było, i dobrze że to się stało, przypomnieć, iż małżeństwo jest drogą do świętości i że nie można małżonkom stawiać niskich wymagań, patrząc przez palce na ich życie; że nie można w pewien sposób ograniczać im dostępu do rozwoju duchowego, trzymając ¾ teologii i ascetyki chrześcijańskiej za murami klasztornymi. Nadal trzeba tę prawdę przypominać, może z jeszcze większą mocą dzisiaj, gdy tak mało jest małżeństw, które naprawdę rozumieją, w czym biorą udział[3]. Warto przypomnieć, iż w czasach prześladowań pierwszych wieków wielu chrześcijan przechowywało Najświętszy Sakrament w swojej sypialni. Być może taka informacja powinna paść z ambon wielu kościołów, aby wstrząsnąć przynajmniej niektórymi katolikami… Niebezpieczna jest jednak także druga skrajność, która czasami pojawia się w sytuacjach duszpasterskich. Chodzi o zbytnie akcentowanie słów Bożych z Księgi Rodzaju[4] i zapominanie, że są osoby, które Bóg powołał do „pozornej samotności” ze względu na szeroko rozumiane sprawy Królestwa[5]. Ciągle powtarzanie, że „druga połówka” jest drogą do Boga, ma sens względem małżonków, gdyż istotnie tak jest w ich przypadku. Niebezpiecznie jednak, gdy staje się to ogólną radą, gdy uważa się, iż osoby żyjące samotnie i to nie z egoistycznych pobudek są w jakiś sposób „gorsze”. Na Soborze Trydenckim Kościół jednoznacznie zabronił przedkładania małżeństwa nad celibat:

Jeśli ktoś twierdzi, że stan małżeński należy wyżej cenić niż stan dziewictwa lub celibatu i że nie jest lepiej i szczęśliwiej pozostawać w dziewictwie lub celibacie niż być związanym węzłem małżeńskim - niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych[6].

Św. Jan Paweł II w swojej encyklice stwierdził[7]:

Dlatego też Kościół w ciągu swych dziejów zawsze bronił wyższości tego charyzmatu [dziewictwa] w stosunku do charyzmatu małżeństwa, z uwagi na jego szczególne powiązanie w Królestwem Bożym.

 

Temat ten rozważał również Pius XII w encyklice Sacra virginitas.

Nie ma sensu mówić, iż Kowalski ma lepsze powołanie od Nowaka. To trochę tak jakby twierdzić, że orzech jest gorszy od dębu, bo przecież mógłby być dębem. I trochę jak z naczyniami, z których każde jest pełne i bardziej pełne być nie może, choć jedno z nich to naparstek, a drugie wielki dzban, o czym mówiła św. Teresa. Różne są dary łaski i faktycznie - najwyższy stopień świętości można osiągnąć w każdym stanie, wypełniając to powołanie, które Bóg dał każdemu z osobna (chodzi o rozróżnienie możliwości teoretycznej od osobistego wypełnienia woli Bożej, o czym już kiedyś pisałam[8]). Można jednak w sensie ogólnym powiedzieć, iż Kościół zawsze wyjątkowo cenił i ceni dziewictwo/celibat ze względu na Królestwo i że drogi tej nie można uznać za gorszą od małżeństwa, a wręcz należy przyznać jej wyższość. Jak zaznaczyłam - w sensie ogólnym.

Współcześnie wielu młodych ludzi decyduje się na życie samotne, ale nie takie, które pochwaliłby św. Paweł. Powszechny „singlizm” wynika bowiem z egoizmu, a nie z miłości, z chęci używania, a nie z ofiary i poświęcenia, a poza tym jest wyborem niepoprzedzonym żadną refleksją odnoszącą się do Chrystusa i Kościoła. Co więcej, współczesny singiel najczęściej nie jest osobą żyjącą w czystości, lecz kimś, kto zalicza bez zobowiązań kolejnych partnerów/partnerki. Św. Paweł na pewno nie może być nazwany patronem takich „singli”. Obecna moda na życie samotne wpisuje się także w to, co papież Franciszek nazywa kulturą tymczasowości[9]. Bycie „singlem” nie zamyka żadnej furtki - mogę kiedyś wstąpić w związek małżeński, mogę być sam, mogę nawet zostać księdzem, czy iść do zakonu (o ile omawiany singiel w ogóle rozważa dwie ostatnie możliwości). Wybór małżeństwa lub celibatu ze względu na Królestwo jest natomiast zupełnie inny - jest wyborem na zawsze, wyborem wobec Boga i ludzi, nawet jeżeli dokonanym w skrytości serca. Wielu, także katolików boi się takich decyzji, jak słusznie pisała ostatnio Dominika Krupińska[10]. Myślę, że ich również nie pochwaliłby św. Paweł.

 

Monika Chomątowska

 


[1] 1 Tm 1,3

[2] Ef 5,22-33

[3] Por. Hbr 13,4

[4] Por. Rdz 2,18

[5] Por. KKK pkt. 2231

[6] Sobór Trydencki, kanon 10

[7] Jan Paweł II, Familiaris consortio, pkt. 16

[8] http://christianitas.org/news/ale-przeciez-nie-trzeba/

[9] „Dla nas jest to bardzo ważne, bo żyjemy w kulturze tymczasowości: «zgoda, ale tylko na pewien czas, potem już coś innego». «A pobieracie się?» «Tak, dopóki trwa miłość». Potem każdy wraca do swego domu i zaczyna od początku… Pewien biskup opowiadał mi o młodym człowieku, dobrze wykształconym, który powiedział: «chciałbym zostać księdzem, ale tylko na dziesięć lat». Tak, to jest tymczasowość. Boimy się decyzji ostatecznych. Lecz by wybrać powołanie, jakiekolwiek, stan życia, małżeństwo, życie konsekrowane, kapłaństwo, trzeba dokonywać wyboru w tej ostatecznej perspektywie. Temu sprzeciwia się kultura tymczasowości. Jest to element kultury, w której przyszło nam żyć. Musimy w niej żyć i pokonać ją”. [za:] http://www.e-espe.pl/papiez-o-powolaniu/jak-zrozumiec-piekno-naszego-powolania/707 [data dostępu: 23.08.2014]

[10] „Niestety, również środowiska aktywnie, konserwatywnie czy tradycyjnie katolickie zdaje się trapić choroba „singlostwa” — odwlekania w nieskończoność decyzji o konkretnym wyborze drogi życiowej zakon/małżeństwo. Owszem, dzisiejsza patronka pokazuje, że lepiej późno niż wcale. Ale akurat pod tym względem nie trzeba jej naśladować :) Dziewczyny, odważcie się podjąć tę decyzję już, zaraz. Potrzebujemy i nowych mniszek, i nowych zakonnic: opiekunek, nauczycielek, misjonarek i teologów — i matek rodzących dzieci”. [za:] http://christianitas.org/news/zenskie-oddzialy-specjalne/ [ data dostępu: 23.08.2014]


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie