Komentarze
2019.04.30 11:29

Strajk nauczycieli w strategii PiS

Historia zawieszonego w sobotę strajku nauczycieli jest kolejną, ciekawą ilustracją działania strategii PiS. Strategia ta polega na utrzymywaniu poparcia (niezbędnego do rządzenia) za pomocą wywoływania lub eskalowania konfliktów. Przypadek zduszenia strajku nauczycieli, którego impet ostatecznie został „zaabsorbowany” przez PiS, jest nawet bardziej widowiskowy niż przypadek sporów o TK czy sądy. W tamtych wypadkach to sam PiS wywoływał konflikt. Dzielił społeczeństwo po to, żeby jego większa część poparła stanowisko rządu. Mogłoby się wydawać, że strategia „dziel i rządź” jest skuteczniejsza i bardziej przebiegła od strategii rozgrywania frontalnych konfliktów „jeden na jednego”. Tymczasem PiS pokazuje, że strategie te można połączyć: partia ta znajdując się u rządów, dzieli zawsze na dwa, licząc na to, że w ostatecznym rozrachunku „jej” strona sporu będzie na tyle silna, że zapewni PiS przeważające (w demokratycznych wyborach) poparcie.

Jak wspomniałem, spory o TK i sądy są o tyle mniej widowiskowym przykładem stosowania tej strategii, że zostały od początku zaplanowane przez PiS między innymi w tym celu: spolaryzowania społeczeństwa i zainkasowania korzyści, jaką jest poparcie społeczne wewnątrz wygenerowanego w ten sposób duopolu. Natomiast strajk nauczycieli nie był zaplanowany przez PiS. Wręcz przeciwnie, był on – między innymi – wydarzeniem o charakterze politycznym, rozgrywanym przez opozycję przeciwko rządowi w perspektywie bliskich już eurowyborów i jesiennych wyborów parlamentarnych. Notabene: zawieszenie strajku przez ZNP i „danie czasu rządzącym do września” jest – między innymi – deklaracją wpisania jesiennego strajku w kampanię parlamentarną po stronie opozycji.

Tutaj należy się dygresja o tym, jak rozumieć „naturę” strajku nauczycieli. Podkreślanie opozycji między „deklarowanym” a „rzeczywistym” (czytaj: politycznym) charakterem strajku jest elementem politycznego konfliktu, na którym zależy partii Kaczyńskiego. Tymczasem nie ma powodu, żeby strajk nie miał obu tych wymiarów jednocześnie. Żeby zrozumieć charakter strajku bez propagandowego skrzywienia, należy sobie uświadomić dość prostą prawdę, że strajk nauczycieli mógł mieć i miał wiele równoległych celów oraz że może być opisywany na wiele sposobów. Z pewnością był strajkiem podnoszącym postulaty ekonomiczne: przypomnijmy, że nauczyciele mają ustawowy zakaz strajkowania z innych powodów niż płacowe. Wydaje się także, że jasno artykułowany postulat płacowy podszyty był – jak sądzę, słuszną – frustracją i niepewnością związaną z wdrażaniem reform minister Zalewskiej. Wreszcie, wraz z kolejnymi gestami dezaprobaty i lekceważenia ze strony partii rządzącej (przypomnijmy sobie słowa Patryka Jakiego z ostatnich dni strajku porównujące szpalery nauczycieli do musztry Wehrmachtu), był też strajkiem ludzi upokorzonych. Ale przecież, zarazem, był strajkiem, którego uczestnicy chętnie przyjmowali wyrazy motywowanego politycznie poparcia opozycji i sprzyjających im mediów. Te ostatnie grupy liczyły, że gniew społeczny wywołany strajkiem pozwoli wysadzić PiS z siodła. Liczono, że może „tym razem” nauczyciele zdołają przekonać Polaków o tym, o czym nie przekonała ich krytyka 500+: że dochód powinien być związany z pracą, a nie z „rozdawnictwem” (tak w neoliberalnym języku nazywa się programy socjalne). Łatwość, z jaką strajkujący przejęli binarny i „fundamentalistyczny” język rządzących, pokazuje, że strajk był napędzany także dynamiką politycznej „totalnej” opozycji. Te wszystkie rzeczy działy się równocześnie: to, czy „poprzemy strajk”, czy „nie poprzemy strajku”, zależy od tego, jak ocenimy każdy tych z czynników i czy uznamy, że warto było strajkować „mimo wszystko” – mimo tych elementów, które uznamy za negatywne.

Tak czy inaczej, strajk nauczycieli i konflikt go dotyczący nie został zainicjowany przez PiS, a nawet można wskazywać, że antyrządowy impet protestów wynikał również z praktycznej zgodności niektórych celów strajku z długoterminowymi celami opozycji politycznej. Zasmucająca sprawność, z jaką PiS stosuje swoją strategię „dziel na dwa i rządź”, objawia się w tym, że udało mu się przejąć ten impet i wzmocnić nim swoje poparcie. Jak bowiem w społecznym odbiorze wyglądał strajk nauczycieli? Trwał prawie trzy tygodnie, a głównym tematem było nie to, że „dzieci się nie uczą”, tylko groźba nieodbycia się egzaminów oraz braku klasyfikacji. Problemem społecznym nie były braki w edukacji (zdobywanie wiedzy), ale brak promocji – „niezaliczenie etapu”. To swoją drogą pokazuje smutną prawdę, jak Polacy (i ich rząd) postrzegają edukację: wyłącznie jako narzędzie zapewnienia dzieciom awansu społecznego, a nie nabycia sprawności. O pozycji społecznej decyduje przecież nie posiadana wiedza, ale promocja: zdane egzaminy, dyplom i to, gdzie go wystawiono.

Problem egzaminów rząd rozwiązał popisowo: udowodnił, że nauczycieli można zastąpić strażakami. Pierwszy punkt dla rządu: rozwiązał problem „stworzony” przez nauczycieli. Pozostał problem klasyfikacji, który wraz ze zbliżaniem się matur i końca roku stawał się coraz bardziej palący. Dlatego 24 kwietnia pojawiły się przecieki, że przygotowywana jest ustawa, która w ekspresowym trybie – rząd PiS ma doświadczenie w tego typu procedurach – zostanie poddana procesowi legislacyjnemu i pozwoli dyrektorom klasyfikować uczniów bez zwoływania rady klasyfikacyjnej. To byłby drugi punkt dla rządu: znów rozwiązałby on problem „stworzony” przez nauczycieli. Oni sami okazaliby się niepotrzebni również po to, by dokonać promocji. W gruncie rzeczy nie są nawet potrzebni, żeby uczyć, bo nauka nie jest ważna – ważne jest zdanie egzaminów i promocja, prawda? W tej sytuacji ZNP zdecydował 25 kwietnia o zawieszeniu strajku i klasyfikowaniu uczniów – po to również, żeby nauczyciele raz jeszcze nie okazali się niepotrzebni.

PiS upokorzył nauczycieli, odmówił im rzeczowych negocjacji i jednocześnie przekonał część społeczeństwa, że tak właśnie należy traktować nierobów i awanturników, którzy „stwarzają problemy” – problemy, które ten rząd błyskawicznie rozwiązuje za pomocą strażaków i ekspresowej zmiany prawa. Genialne. Oczywiście cały ten proceder nie byłby możliwy, gdyby nie systemowe patologie toczące polską edukację oraz gdyby nie to, jak społeczeństwo postrzega rolę nauczycieli. Niestety tymi patologiami PiS się nie zajmuje. Czas pokaże, jak duża część społeczeństwa przeszła na stronę rządową w tym sporze, który PiS, jak się wydaje, skutecznie przechwycił. Czy kilkaset tysięcy sfrustrowanych i upokorzonych nauczycieli to „za dużo”? Czy PiS tym razem się przeliczył? Zobaczymy, na razie wydaje się to wątpliwe. Póki co do zestawu zdartych płyt politycznego sporu dołączyła kolejna: „Co sądzisz o wiosennym strajku nauczycieli?”. Nie tańczmy do tej muzyki.

Paweł Grad

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 


Paweł Grad

(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.