Duchowość
2019.03.09 19:28

Posypanie głów popiołem jako gest wolności

Ojcowie Kościoła powtarzali, że korzeniem grzechu u chrześcijan jest często jakaś forma braku zaufania Bogu. Człowiek obdarzony został wprawdzie wolną wolą i odpowiedzialnością, ale jego drogi pozostają tym równiejsze i prostsze, im bardziej ta ludzka decyzyjność splata się z prowadzeniem Bożym, wydając przez to jak najczystsze, harmonijne dźwięki. Kiedy brakuje zaufania, wówczas pojawiają się dysonanse. Ludzka wola zaczyna iść we własnym kierunku, zaczyna oddalać się od ścieżki Chrystusa, a wtedy pojawia się skłonność do grzechu, czyli – idąc za znaczeniem greckiego terminu hamartia – chybienia celu swojego istnienia. Innymi słowy: chrześcijanin popełnia błąd na drodze swojego własnego powołania.

Znaczenie ufności było dla świętych i mistyków tak doniosłe, że św. Alfons Maria de Liguori uznał tę postawę za właściwy fundament życia duchowego. Zdaniem Doktora Modlitwy o świętości nie decyduje nieskazitelność czy doskonałość we wszystkich codziennych decyzjach, ale całkowite powierzenie się w ręce Boga[1]. Potrzeba mało albo tylko jednego (Łk 10,42). Kiedy jednak zaufanie Jezusowi Chrystusowi, czasem z konieczności „zaufanie w ciemno“ i „wbrew wszystkiemu”, nie jest dość silne i dojrzałe, kolejne źródła nadprzyrodzonego życia przestają znajdować dla siebie ujście, a więc również utrudniony jest dalszy wzrost. Dać się wyprowadzić i prowadzić, trochę jak Abraham, który na głos Boga opuścił „swoje” i wyruszył przed siebie, w nieznane; wyjść z ciasnych koncepcji i wyobrażeń, które zawężają życie i horyzont łaski, szerzej otworzyć serce i umysł na ufność, a umartwić nieufność, która zatrzymuje w drodze — do tego celu prowadzą w gruncie rzeczy rozmaite wielkopostne wyrzeczenia. W tym miejscu pojawia się pewien paradoks: dopiero dostrzeżenie w sobie „marności”pozwala na opuszczenie tego, co „marne”, aby wyruszyć w drogę ku „nowemu”. Poniekąd tak, jak w przypadku mitycznego Feniksa, którego Ojcowie Kościoła uznali za obraz Pana Jezusa[2]. On również spalał się i odnawiał, powstając ze swoich własnych popiołów. Dlatego jedna z pieśni brewiarzowych mówi, że post ustanowiony został po to, „aby poprzez umartwienie świat uleczyć ze słabości”[3]. Mowa o „uśmierceniu”, które nie zabija, ale uzdrawia.

Pierwszego dnia Wielkiego Postu kapłan sypie popiół na głowy wiernych. Symbolika tego prostego gestu jest rzeczywiście bogata: przypomina o kruchości wszystkiego, co jest na świecie, kierując uwagę na sprawy wieczne i ucząc jak najlepszego wykorzystania czy docenienia tego, co przemijające, pokazuje odrodzenie do nowego życia na gruzach czegoś starego, wyobraża śmierć związaną z oddaleniem od Boga. Ale w popiele sypanym na głowę można dostrzec także nietrwałość tego, co wynika z ludzkiego sposobu myślenia. Nie chodziłoby tu oczywiście o proste przeciwstawienie spraw ziemskich sprawom wiecznym. Taka skrajna interpretacja mogłaby poniekąd naruszyć godność stworzenia. W tym wypadku „ludzki sposób myślenia” byłby rozumiany raczej jako skłonność do zatrzymywania się w drodze, nadmiernego przywiązania do tego, co znane i zaszufladkowane, a przy tym na tyle bezpiecznie „moje”, że w istocie utrudnia akt zaufania Bogu. Zwłaszcza zaś Bogu, który wyprowadza z zamkniętych granic. Dobrym przykładem jest tutaj ciemiężony przez Egipcjan naród wybrany, który tak bardzo przyzwyczaił się do ucisku, że przez długi czas nie potrafił wyzbyć się „mentalności niewolniczej”(zob. Hbr 3,7-19), nawet wówczas, gdy był już na wolności. Okazuje się zatem, że prawdziwa niewola tkwi często wewnątrz człowieka, a nie na zewnątrz.

Ludzkie wyobrażenia, koncepcje, przekonania – czasem one wszystkie są jak garstka popiołu, którą rozsypuje lada wiatr. Okazują się zbyt nietrwałe wobec prącego naprzód życia. Jeżeli z ogromną łatwością rozwiewa je to, co naturalne, cóż dopiero dzieje się z nimi, kiedy dotyka je Duch Święty, również porównywany do wiatru, który wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża (J 3,8). Garstka popiołu symbolizuje wszystko, z czym człowiek zwykł się utożsamiać, a co okazuje się tak bardzo ulotne wobec dynamiki życia, że nie wytrzymuje konfrontacji ze świeżością i nowością łaski. Proch to jest to „nasze”, w którym nie da się już znaleźć życia. Zresztą już Psalmista z przekonaniem głosił, że Pan zna myśli ludzkie, wiedząc że są one marnością (Ps 94,11). Inaczej jest z Bogiem, który sam o sobie mówi: jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi (Iz 55,9). Ludzkie zapatrywania, troski, ambicje – są jak proch. Perspektywa Boga nadziei i pokoju – to nieustannie wiejący wiatr.

Michał Gołębiowski

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] Zob. A.M. de Liguori, Stając przed Bogiem, Kraków 2017, s. 121.

[2] Jednym z najbardziej znanych przykładów wczesnochrześcijańskiego skojarzenia Feniksa z Panem Jezusem jest poemat Feniks autorstwa Laktancjusza.

[3]Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa ludu Bożego, t. II. Wielki Post. Okres wielkanocny, Poznań 1984, s. 38.

 


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.