Komentarze
2014.07.01 10:41

Podstawy prawa i sprzeciw sumienia

prawo naturalne

W związku z podpisaną niedawno przez wielu lekarzy deklaracją wiary, chyba najwięcej kontrowersji budzi stwierdzenie, iż uznają oni „pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim”.

Można było usłyszeć głosy oburzenia, że śmią oni stawiać się ponad prawem. Jednym z takich przykładów było ubolewanie pastora Bema, że lekarze „w nosie mają państwo i obowiązujące w nim przepisy”, podniesione na łamach internetowego pisma „er”, który to tekst doczekał się już komentarza w „Christianitas”. Na internetowej stronie „Tygodnika Powszechnego” można z kolei przeczytać pytanie o to,

czy środowiska katolickie nie chcą przy pomocy dumnie brzmiącej nazwy narzucić innym własnej, z konieczności ograniczonej wizji rzeczywistości. Czy „prawa Bożego” nie należałoby z powodu tych bardziej lub mniej uzasadnionych wątpliwości najpierw rozumnie, a więc zrozumiale uzasadnić?

Rzeczywiście pojęcie „prawa Bożego” użyte w Deklaracji wdaje się dość niejasne. Jest ono utożsamiane wyłącznie z prawem kościelnym, czy też po prostu religijnym i sprowadzane do kwestii indywidualnej, zależnej od osobistej postawy. Traktuje się oba prawa – Boskie i państwowe – jako równorzędne i można sobie wybrać, którego będzie się przestrzegać. Coś takiego rzeczywiście zdawałoby się prowadzić do państwowej anarchii. Takiemu podejściu daje wyraz chociażby Tomasz Sawczuk w felietonie Czy wolno leczyć herbatą, czyli o wolności sumienia, który ukazał się jakiś czas temu w „Kulturze Liberalnej”. Przeciwstawia on porządek prawny postępowaniu według sumienia tak, jakby to były dwie zupełnie oddzielne wyznaczniki postępowania. Posługuje się przy tym dość nietrafionym przykładem. Pyta bowiem, dlaczego mielibyśmy dyskryminować lekarza, który – teoretycznie – ze względów religijnych chciałby leczyć zieloną herbatą. Nie ma tutaj problemu, gdy nie zachodzi konflikt z prawem stanowionym. Problem dotyczy lekarzy, którzy – jak pisze wspomniany pastor Bem – „nie przestrzegają obowiązującego prawa”.

Pytaniem jest bowiem to, czy owe przepisy są rzeczywiście obowiązujące. Katolicki sprzeciw sumienia opiera się na przedstawionym przez św. Tomasza podziale prawa na trzy rodzaje. Rozróżnia on bowiem prawo wieczne (czyli naturalne), prawo ludzkie i prawo Boskie, będące w pewien sposób pomocą do rozpoznania prawa naturalnego, między innymi tam, gdzie rozum ludzki nie sięga. Jak więc widać prawo Boskie jest czymś odrębnym niż prawo naturalne.

Prawo naturalne są to najogólniej mówiąc obiektywne zasady panujące w całym stworzeniu. O tyle mogą one być nazywane Bożymi, ponieważ w podejściu prezentowanym przez Akwinatę są to reguły, przez które Bóg rządzi całą rzeczywistością. Jednak odniesienie do Boga nie jest konieczne dla zrozumienia istoty prawa naturalnego. Jeden z ważniejszych teoretyków prawa, Grocjusz, uważał, że jakkolwiek prawo naturalne pochodzi od Boga, jest ono tak oczywiste, że może je rozpoznać każdy człowiek, także niewierzący. Zależy ono bowiem od natury człowieka. Nie zależy natomiast od tego, czy ktoś uznaje Boga za stwórcę. Podczas przemówienia w Bundestagu, Benedykt XVI wskazał, że

w przeciwieństwie do innych wielkich religii chrześcijaństwo nigdy nie narzucało państwu i społeczeństwu prawa objawionego, uregulowania prawnego, wywodzonego z objawienia. Odwoływało się natomiast do natury i rozumu jako prawdziwych źródeł prawa – odwoływało się do zgody między rozumem obiektywnym a subiektywnym, do zgody, która jednak zakłada istnienie obu dziedzin, powstałych w stwórczym Umyśle Boga.

Tak rozumiane prawo naturalne miało stanowić rodzaj konstytucji dla uchwalania prawa stanowionego. Na tej podstawie wyprowadza się prawo, które jest już konkretnym odczytaniem owej naturalnej „konstytucji”. Dlatego też wszelkie prawo ludzkie jest rozpatrywane ze względu na swoją zasadę. To zaś, co jest sprzeczne nie posiada wiążącej mocy. Św. Augustyn mówi, że zdaje się w ogóle nie być prawem prawo niesprawiedliwe.

W wspomnianym przemówieniu Benedykt XVI zauważył, że „idea prawa naturalnego jest dzisiaj postrzegana jako specyficzna nauka katolicka, o której nie warto dyskutować poza środowiskiem katolickim, tak iż prawie wstyd jest wymieniać nawet jej nazwę”. Jednak wydaje się, że w samej istocie nie zmieniło się aż tak wiele. Głównie zastąpiono prawo naturalne prawami człowieka. Z nich natomiast ma się wywodzić prawo partykularne. Być może stało się tak dlatego, że lepiej jest słyszeć, że ma się do czegoś prawo, niż że jest się w jakiś sposób określonym przez naturę. Jednak może się tak dziać dlatego, że owe prawa człowieka również mają charakter umowny i podlegają zmianie. Sama zaś deklaracja praw człowieka stwierdza, że człowiekowi przysługują prawa przyrodzone. Zawsze musi istnieć norma, zgodnie z którą cokolwiek się ustala.

Można to przedstawić na skrajnym przykładzie, jakim jest głośny dziś problem pedofilii. Wydaje się, że wszyscy są zgodni co do tego, że jest ona wielkim złem. Pozostaje jednak pytaniem, dlaczego jesteśmy zgodni w takiej ocenie, niezależnie od różnic w innych kwestiach dotyczących moralności. Czy wynika to tylko z tego, że pedofilia jest sprzeczna z prawem? Na Zachodzie pojawiają się już grupy domagające się legalizacji pedofilii. Gdyby więc państwo dokonało kiedyś jej legalizacji, czy oznaczałoby to, że jest ona moralnie dopuszczalna? Nie łudzę się, że nie ma ludzi, którzy odpowiedzą „tak” i dla których Kościół znowu stanie się wrogiem tolerancji i postępu. Jednak dla większości będzie to nadal niedopuszczalne. Mamy bowiem naturalne odczucie, że złem jest wykorzystywanie seksualne drugiej osoby, a tym bardziej, gdy dotyczy ono dzieci. Czym można je jednak uzasadnić?

Także zwolennicy aborcji odwołują się do czegoś wyższego niż zwykłe prawo stanowione. Twierdzą oni, że prawo powinno dopuszczać aborcję (inaczej mówiąc, w ramach zmiennego prawa powinno się na to zezwolić) ponieważ kobieta ma prawo do decydowania o własnym ciele. Taki postulat jak najbardziej zdaje się mieć zakorzenienie w tym, co można nazwać prawem naturalnym, z którego możemy odczytywać prawo decydowania samemu o sobie. Głównie kwestią nauki pozostaje już to, że mamy tutaj (co najmniej) dwa organizmy o różnym DNA. Dlaczego temu drugiemu mielibyśmy odmawiać prawa do decydowania samemu o sobie?

Podpisana przez lekarzy katolickich deklaracja wiary nie jest – jak chcieliby to widzieć krytycy – postawieniem własnego subiektywnego sumienia i przekonań wypływających z religii ponad obowiązujące prawo i próbą jego ignorowania. Jest raczej jasnym i otwartym wyrażeniem przyjmowanego powszechnie stanowiska, że prawo musi mieć swoje źródło, które jest punktem odniesienia dla prawa stanowionego i z tej pozycji trzeba je oceniać. Jeśli stosujemy określenie „złe prawo” musi istnieć norma, zgodnie z którą dokonujemy oceny. Lekarze podpisujący deklarację nie odrzucają porządku prawnego, ale przede wszystkim zwracają uwagę na wyższą normę, której trzeba przestrzegać, a która w dużej mierze dostępna jest rozumowi. Postępowanie zgodne z rozumem wymaga jednak konsekwencji w działaniu.

 

Tomasz Kurzydło


Tomasz Kurzydło

(1990), student filozofii UJ, współpracuje z kwartalnikiem Pressje. Urodził się i mieszka w Krakowie.