po katolickich śladach
2019.02.07 10:53

Po katolickich śladach (6): Peter Thomas Geach

Peter Thomas Geach to kolejny konwertyta, którego napotykamy na ścieżkach myśli katolickiej; filozof oraz mąż innej filozofki i katoliczki, którą mieliśmy już okazję poznać, czyli Elizabeth Anscombe. O wpływie ich konwersji na wspólne życie i działalność filozoficzną pisałem właśnie w tekście jej poświęconym. Z pewnością droga życia, droga wiary i droga filozoficzna, którą przeszli, zostawiając po sobie siódemkę dzieci i wiele dzieł, była wspólną drogą. Niemniej Peter Geach posiadał własny filozoficzny charakter, inny niż charakter jego żony. Bardziej bezpośredni i zorientowany na odbiorcę, unikający niespodziewanych skrótów myślowych i przeskoków, bardziej zdyscyplinowany, a jednocześnie niepozbawiony walorów literackich. W swojej filozoficznej autobiografii uważał to za powód, aby twierdzić, że jest mniej śmiałym myślicielem niż jego żona. Nie jestem przekonany, czy tak właśnie było, ale z pewnością lektura pism Petera Geacha jest dużo mniej męczącym zajęciem niż lektura prac jego żony – co nie oznacza, że nie są to teksty wymagające.

Również przedmiot jego zainteresowań był nieco inny. Geach zajmował się przede wszystkim logiką i historią logiki oraz teorią poznania. Jego najważniejsze prace filozoficzne – Akty mentalne (Mental Acts: Their Content and Their Objects) i Odniesienie i ogólność (Reference and Generality: An Examination of Some Medieval and Modern Theories) dotyczą właśnie tych dwóch dziedzin. Podobnie jak w przypadku Anscombe i jej tłumaczeń Wittgensteina, Geach ma także wielkie zasługi jako historyk filozofii i tłumacz pism innego ojca założyciela współczesnej filozofii języka i logiki, a mianowicie Gottloba Fregego.

W wymienionych zasadniczych pracach Geacha odbija się światło jego wiary, choć są to całkowicie filozoficzne dzieła napisane przez autora uznanego w świecie akademickiej filozofii analitycznej, która przecież często chodzi po zupełnie niekatolickich śladach. Geach napisał też wiele tekstów dotyczących bezpośrednio prawd wiary i zagadnień teologii naturalnej, takich jak zmartwychwstanie, nieśmiertelność, dobroć Boga czy dowody na Jego istnienie. Teksty te znajdziemy przede wszystkim w dwóch tomach esejów: Bóg i dusza (God and the Soul) oraz Prawda i nadzieja (Truth and Hope). Nawet jednak wtedy, gdy Geach podejmował kwestie bezpośrednio dotyczące religii, pozostawał filozofem: zajmował się wyjaśnianiem nieporozumień dotyczących pojmowania prawd wiary, a nie ich dowodzeniem. W całej swojej filozoficznej pracy był więc przykładem filozofa zmierzającego po katolickich śladach w sposób pewny, jasno zorientowany na katolicką prawdę, a jednocześnie umożliwiający merytoryczną krytykę i dyskusję ze stanowiskami niepodzielającymi tej orientacji.

Sposób, w jaki Geach wkroczył na tę katolicką ścieżkę, jest dość zaskakujący. Urodził się w roku 1916 w nieudanym małżeństwie profesora filozofii z poetką polskiego pochodzenia. Peter wychowywał się głównie z ojcem, który pozbawiony przez lata możliwości wykładania, realizował się, ucząc filozofii swojego syna. Najwcześniejsze lata Peter spędził w domu swoich polskich dziadków. Na całe życie zachował głębokie przywiązanie do Polski, nauczył się naszego języka, bywał w Warszawie z wykładami a swoją wydaną w Cambridge książkę poświęconą teorii cnót zadedykował, po polsku, św. Maksymilianowi Kolbemu. George Hender Geach, bo tak nazywał się ojciec Petera, był osobą, która nieustannie zmieniała swoje poglądy filozoficzne i religijne (przez pewien czas był nawet buddystą i wegetarianinem). Synowi, poddanemu filozoficznemu wychowaniu przez takiego ojca, udzieliły się jego niezdrowa gorączkowość i niestałość. Koledzy w szkole pytali go: „Jak tam Peter: w tym semestrze Bóg istnieje czy nie istnieje?” W połowie lat trzydziestych, gdy dostał się na Oksford, był wyznawcą filozofii Johna McTaggarta. To nieco zapomniany już, ale w początkach XX wieku bardzo wpływowy, idealistyczny filozof z Cambridge, przyjaciel i nauczyciel Bertranda Russella oraz George’a Edwarda Moore’a – dwóch, wciąż znanych i poważanych, znaczących filozofów. Moore i Russell (zwłaszcza ten ostatni) zdobyli sobie trwałą pozycję jako logicy i filozofowie języka, chociaż ich całościowe stanowisko filozoficzne, podobnie jak stanowisko McTaggarta, zdradzało oznaki zupełnego zamętu umysłowego i dekadencji charakterystycznych dla późnowiktoriańskich elit intelektualnych. Najbardziej wyrazistym przykładem tego zjawiska jest grupa Bloomsbury, w której orbicie znajdowali się Moore i Russell, a do której należeli też m.in. Virginia Woolf i John Maynard Keynes. Ruch ten charakteryzował się epigońskim przywiązaniem do romantycznego mitu indywidualności twórczej, liberalizmem w etyce seksualnej, naiwnym pacyfizmem i krytyką mieszczańskiej moralności. Był więc na swój sposób elitarną, arystokratyczną antycypacją nie bardziej niż on banalnej i płytkiej masowej ideologii rewolucji kulturowej lat sześćdziesiątych.

Moje mctaggartiańskie poglądy były naostrzone jak brzytwa dzięki sporom. Stopniowo, wraz z upływem czasu, wdałem się w dyskusje z katolikami. Z pewnością byłem bardziej bystry niż oni, jednakże mieli oni tę trudną do przecenienia przewagę, że racja była po ich stronie – przewagę, której nie pozbawili się nawet przez przywiązanie do złej filozofii i apologetyki, jakiej czasem nauczano w katolickich szkołach. Pewnego dnia moja obrona nagle się załamała: zrozumiałem, że jeśli mam pozostać uczciwym człowiekiem, muszę szukać pouczenia w religii katolickiej. Zostałem przyjęty do Kościoła 31 maja 1938 r.[1]

Nie dowiemy się niczego więcej o przyczynach nawrócenia Geacha. W szczególności nie zdradzi on nam, cowłaściwie wprowadziło go na katolicką ścieżkę. Po prostu katolicy mieli tę przewagę, że „mieli rację”. Niezależnie od tego, w czymmieli rację, powody te musiały być naprawdę dobre. Chwiejność poglądów Petera, którą odziedziczył po ojcu, ustała: umarł jako katolik, „wiary ustrzegłszy” przez całe swoje długie, trwające 97 lat, życie.

Gdy już się nawrócił, kierunek rozwoju jego poglądów na religię był – na szczęście – zdeterminowany przez pewne przekonanie, jakiego nabrał jeszcze przed nawróceniem. Nabrał go podczas lektury „okropnie złej książki” oksfordzkiego pragmatysty F.C.S. Schillera: „To, co wyniosłem z mojej lektury Schillera, to trwałe przekonanie, że niezależnie od tego, czy jakakolwiek religia jest prawdziwa, czy nie, nowoczesne odmiany chrześcijaństwa są całkowicie niewiarygodne”[2]. Peter Geach nie był oczywiście żadnym „antymodernistycznym monstrum” (takie określenie przylgneło do o. Garrigou-Lagrange’a), ale po prostu wnikliwym i krytycznym filozofem, którego uczciwość intelektualna zmuszała do właściwego ocenienia wartości niezmiennej nauki Kościoła w sprawach zasadniczych. Tym więc, co prowadziło go nieomylnie po katolickich śladach w filozofii, była ta sama bystrość i kompetencje, które zapewniły mu pozycję jako profesjonalnemu filozofowi. Nie bał się podążać często wbrew filozoficznym i religijnym przyzwyczajeniom swojej epoki, dobierając sprzymierzeńców ze względu na prawdziwość ich przekonań, a nie ze względu na utarte opinie na temat podziałów między „chrześcijaństwem” a „światem współczesnym”. Mówiąc krótko: Geach był odważnym filozofem katolickim. Nie bał się zarówno świata współczesnego, jak i swoich współwyznawców, wpatrzonych w ten świat z lękiem i podziwem.

Dobrym przykładem tej odwagi jest stanowisko Geacha w kwestii możliwości przeprowadzenia dowodu na istnienie Boga. Geach nie widział zasadniczych przeszkód wykluczających taki dowód. W szczególności uważał za błędny często podnoszony w tej sprawie argument, zgodnie z którym nie możemy w sposób logicznie poprawny używać znanych nam pojęć poza dziedziną rzeczy dostępnych naszym zmysłom. W takim wypadku w ogóle nie moglibyśmy stosować pojęcia „przyczyny każdej rzeczy zmiennej”, które odnosiłoby się do Boga. Tymczasem tradycyjna droga dowodzenia Jego istnienia wymaga zastosowania takiego pojęcia.

Jeśli utworzymy termin ogólny z terminu względnego „mniejszy niż” oraz terminu „widzialny”, które oba stosują się do przedmiotów bezpośrednio obserwowalnego uniwersum rzeczy, to termin „mniejszy niż każda widzialna rzecz” nie będzie się stosował w ten sposób. Jeśli w ogóle będzie możliwy do zastosowania, to tylko poza logicznymi granicami tego uniwersum. Zacytujmy Quine’a: „Taki złożony termin (…) nawet nie próbuje odnosić się do rzeczy, które – gdybyśmy je napotkali – moglibyśmy wskazać i nadać im nazwy jednostkowe. Termin względny «mniejszy niż» umożliwia nam przekroczenie całej tej dziedziny rzeczy obserwowalnych, ale nie w sensie popadnięcia w bełkot. Mechanizm, który tu działa, to oczywiście analogia, a w szczególności ekstrapolacja” (Word and Object, s. 109).

Oczywiście to, z czym mamy do czynienia przy sformułowaniu „mniejszy niż każda widzialna rzecz”, zachodzi też dla sformułowania „przyczyna każdej zmiennej rzeczy”; tak długo, jak „przyczyna czegoś” i „zmienny” stosują się wewnątrz znanego nam uniwersum, możemy wprowadzić termin „przyczyna każdej zmiennej rzeczy” (…) bez popadania w bełkot – nawet jeśli ten termin nie może być sam zastosowany do niczego wewnątrz znanego nam uniwersum. Takie rozumowanie rzeczywiście – jak mówi Quine – będzie obejmowało analogię i ekstrapolację, lecz to nie powinno nas przerażać. Per Deum meum transilio murum – mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu[3].

O jaki mur chodzi tutaj Geachowi? O mur naszych zmysłów. Mogę go przeskoczyć i mówić o tym, czego nie doświadczam zmysłami. Nie potrzebuję do tego łaski wiary – wystarczy rozum otrzymany od Boga i naturalny sposób posługiwania się językiem.

Ostatni cytat przytoczony przez Geacha pochodzi z Psalmu 18(17),30, pierwszy zaś z książki Słowo i przedmiot Willarda Van Ormana Quine’a – jednego z najważniejszych współczesnych filozofów i logików, naturalisty i ateisty, który z pewnością byłby nieco zdziwiony takim wykorzystaniem swoich tez. Z pewnością wiele z nich nie daje się uzgodnić z Objawieniem, którego częścią jest Psalm 18. Peter Geach nauczył się jednak – być może od św. Tomasza z Akwinu, którego zaczął intensywnie studiować, gdy rozstał się z Moore’em i McTaggartem – że odkrycie prawdziwości katolicyzmu ośmiela do coraz odważniejszego poszukiwania prawdy: wbrew modom swojej epoki, wbrew współwyznawcom wystraszonym otaczającym ich „światem współczesnym”. Strach ten niekoniecznie musi polegać na ucieczce od świata: naiwny podziw i podporządkowanie jest wyrazem jeszcze większego strachu niż lękliwe zatrzaśnięcie się w „zamkniętej twierdzy” zohydzonej przez propagandę rzekomej „odwagi wobec współczesnego świata”.

Peter Geach ma jeszcze jedną lekcję dla współczesnych katolików. Tym razem skierowana jest ona do tych, którzy liczą, że uda im się zreformować swój Kościół przez wyzwolenie go z gorsetu prawa i podstawowych zasad logiki. Często są to zresztą ci sami katolicy, którzy w strachu padają na kolana przed „światem współczesnym”. Lekcja ta stanowi zarazem świadectwo, że Peter Geach uniknął pokusy irracjonalnej doktryny autorytarnego Boga stojącego całkowicie poza logiką i poza naszym rozumem – pokusy tak charakterystycznej dla długiej tradycji nominalistycznej filozofii religii na Wyspach Brytyjskich.

Myślę, że powinienem powiedzieć na zakończenie coś na temat idei, zgodnie z którą jest czymś w pewien sposób nieodpowiednim i pozbawionym szacunku, aby używać rygoru logiki, mówiąc o Bożym Majestacie. Wydaje mi się bluźnierstwem mówić, że Bóg jest „ponad” logiką; logika otrzymała swoje imię od Logosu, który na początku był u Boga i był Bogiem. W pewnej muzułmańskiej opowieści obalony bohater zobaczył krzyżowca nacierającego na niego z magicznym, niezwyciężonym mieczem noszącym na sobie imię Boga. „Mieczu!” – zakrzyknął. „Czy możesz uderzyć prawdziwego wiernego? Czy wiesz, jakie imię jest wypisane na twoim ostrzu?” Miecz odpowiedział: „Wiem jedynie, aby uderzać prosto”. „Uderzaj więc, w imię Boże!” Logika nie jest stronnicza, wie jedynie, aby uderzać prosto; lecz jej ostrze jest niezwyciężone, ponieważ nosi na sobie imię Stworzyciela[4].

Czytelnik polski może zapoznać się tylko z dwoma większymi pracami Petera Geacha w języku polskim: tłumaczeniem wspomnianej książki Reference and Generality[5] oraz studiami poświęconymi św. Tomaszowi z Akwinu i Fregemu w książce Trzej filozofowie[6], napisanej wspólnie z żoną. Ponadto dostępnych po polsku jest jedynie kilka artykułów w profesjonalnych czasopismach filozoficznych.

Paweł Grad

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] P. Geach, A Philosophical Autobiography, w: Peter Geach: Philosophical Encounters, ed. H.A. Lewis, Dordrecht 1991, s. 7.

[2] Tamże, s. 4.

[3] P. Geach, Causality and Creation, w: P. Geach, God and the Soul, Bristol 1994, s. 80-81.

[4] Tamże, s. 85.

[5] Tłum. B. Chwedeńczuk, Warszawa 1981.

[6]Do czego odnoszą się wyrażenia ogólne? Krytyka pewnych teorii średniowiecznych i współczesnych, tłum. J. J. Jadacki, Warszawa 2006.


Paweł Grad

(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.