Felietony
2014.07.13 19:43

O studiowanie prawdy katolickiej

W dwóch ostatnich rozdziałach [1], [2] rozważyliśmy problem katolickiej szkoły podstawowej, który z naturalnych przyczyn interesuje najwięcej osób spośród nas. Nie należy jednak zapominać, że wychowanie katolickie istnieje dlatego, że istnieje prawda katolicka, która, jak wszelka prawda, jest przedmiotem studiów, pogłębiania, nauczania. Nawet przypuściwszy, że można by się obyć bez katolickich szkół podstawowych – na co nam wszakże nie pozwala troska o wychowanie chrześcijańskie – nie można by obyć się bez instytucji poświęconych specjalnie posuwaniu naprzód studium świętych nauk. A jako że wpływają one na wszystkie inne, rodzą też w sposób nieunikniony ogólny pogląd na świat właściwy chrześcijanom, ignorowany przez neutralne państwo (które uważa to za powód do dumy). Dlatego potrzebujemy nie tylko wychowania chrześcijańskiego, ale i nauki chrześcijańskiej.

 

Co czyni państwo poprzez osoby tych nauczycieli, którzy uczciwie przestrzegają czynionych nam obietnic? Naucza tych dyscyplin, które uważa za potrzebne, czyniąc to dla nich samych. To wszystko. Państwo nie ma filozofii, każdy z nauczycieli będzie więc miał wolność naucza­nia swojej albo nawet, jak to się zdarza, redukowania swojego nauczania filozofii do praco­chłon­nego dowodu, iż jej nie ma. Państwo nie ma już moralności, będziecie więc mieli wol­ność nauczania swojej, jeśli ją macie. Tak samo będzie z historią. Ponadto nikt nie będzie się troszczył, czy to, czego uczy jeden nauczyciel jakiegoś przedmiotu, zgadza się bądź nie zga­dza z tym, czego uczy inny nauczyciel innego przedmiotu. To właśnie zwane jest rządami wol­ności. Nie omawiam tu ich zalet i niedostatków, ponieważ moglibyśmy mieć i lepsze, i gorsze; mówię po prostu, jak rzeczywiście jest pod rządami, pod którymi żyjemy: brakuje koordyna­cji punktów widzenia, oprócz jedności wynikłej z indywidualnych upodobań.

 

Kiedy to ująć „Każdy dla siebie i Bóg dla wszystkich”, oznacza to, że Bóg nie jest już dla nikogo ważny – a tymczasem to Bóg nadaje jedność tak nauczaniu katolickiemu, jak i wycho­wa­niu katoli­c­­kie­mu. Stąd płynie wewnętrzna różnica ducha tych dwóch sposobów nauczania, która wpływa nawet na najmniejsze szczegóły ich struktury, a przynajmniej powinna na nie wpły­wać. Dla chrześcijanina wiara jest źródłem światła, a w świetle tym widzi całą resztę. Z pun­k­tu widzenia państwa, wiara ta jest tylko osobistym uprzedzeniem, które z powodu swojej irracjonalności nie ma prawa wstępu do szkolnictwa publicznego. Dwa systemy, z których każdy ma swą logikę opartą na różnych zasadach, i wnioski z których nie mogą być łatwo uzgodnione.

 

Czego wymaga nauczanie chrześcijańskie? Przede wszystkim szkolnictwa wyższego w zakresie świętych nauk i tych wszystkich, które im są pomocne. Jest to stara myśl o Doctrina christiana, rozwinięta po raz pierwszy przez świętego Augustyna, która pozostaje zasadą po­rząd­kującą wszelkiego nauczania chrześcijańskiego. Program tej „nauki chrześcijańskiej” w sensie jej tu nadanym musi z konieczności zmieniać się w ciągu wieków; lista umiejętności użytecznych dla chrześcijanina nie była taka sama dla świętego Tomasza co dla świętego Augustyna, dla wielkich jezuitów epoki renesansu i dla świętego Tomasza, dla nas i dla jezuitów z renesansu. Praca nad adaptacją i rozszerzeniem musi trwać bez przerwy: wszystko, co prawdziwe i dobre jest nasze, mówił święty Justyn. Stopniowa asymilacja tego, co jest prawdziwe i dobre w świetle wiary, oczyszczenie w świetle wiary – oto główne zadanie wyższych studiów chrześcijańskich.

 

Ta doctrina christiana opracowana na naszych uniwersytetach ma zejść do kolegiów, a po­przez nie do szkół podstawowych. Kiedy Bracia Szkolni nazwali się Braćmi Nauki Chrześci­jańskiej, wybrali najpiękniejszą i najbardziej odpowiednią nazwę, ponieważ, przy programach i metodach właściwych każdemu szczeblowi nauczania, szkoły i kolegia katolickie nie są niczym innym, jak sposobami wprowadzenia do tej doktryny, takiej samej dla wszystkich. W naszych szkołach jest jeden i ten sam Bóg dla dziecka z pierwszej klasy i dla absolwenta filozofii. Od pierwszej książki do historii nasz uczeń będzie wiedział, co Kościół uczynił dla Francji, przypomni mu się to jeszcze, gdy opuści kolegium, by pójść na uniwersytet. Czy będzie studiował języki starożytne, czy nowożytne, nie będzie rzucony żyw­cem na pożarcie potworowi czystej filologii, bo człowiek nie został stworzony dla języków, ale języki dla człowieka. To, co się dla niego wyszuka w tych dziedzinach, posłuży kształto­waniu gustu, wrażliwości, osądu intelektualnego i moralnego godnego człowieka i chrześci­janina. Chrześcijański sposób bycia uczonym, prawnikiem, lekarzem, przemysłow­cem, kup­cem, wszystko, czego się naucza i uczy, jest właściwym przedmiotem nauczania szkół katolickich.

 

Jak wobec tego można życzyć sobie, by nauczanie państwowe kiedykolwiek zastąpiło nasze? Szkoły należące do państwa zostały stworzone po to, by nas nauczyć służyć mu, nasze są po to, by nauczyć chrześcijańskiego sposobu służenia. Czy to je obchodzi, że mu służymy po chrześ­cijańsku, jeśli służymy mu dobrze? To, czego Bóg od nas żąda, nie ujmuje niczego z tego, czego państwo ma prawo od nas żądać. Niech w sposób wolny ustala wymagania co do kom­pe­tencji zatrudnionych w jego służbie czy pracujących pod jego nadzorem, ale niech nam po­zostawi wolność przygotowania się, jak uważamy. W przeszłości czyniło to tylko w skromnej mierze i nie widać, by tego kiedykolwiek żałowało. Dlaczego nie miałoby oddać nam tej nędz­nej resztki wolności, której nas niesprawiedliwie pozbawiło?

 

Dlaczego, chociaż państwo zmierza coraz bardziej do wymagania od nas wiele więcej, niż ma prawo? Pod płaszczykiem neutralności, chce faktycznie zniewolić całego człowieka. Obejmując to co duchowe razem z doczesnym, przypisuje sobie prawa, których nie posiada, sięgające aż do naszego sposobu myślenia, odczuwania a nawet oddawania czci. Wiedząc, że nie uzyska nigdy tych praw, dopóki naprawdę wolne szkolnictwo będzie mu stawiało czoła, wzięło się do jego zdecydowanej likwidacji. Czy mamy pomóc w tej grze zamykając nasze szkoły? Zamknijmy je, a pozbawi nas naszej duchowej wolności; gdy między nami a nim nie będzie szkolnictwa katolickiego, mądrość chrześcijańska będzie zamknięta w kościołach. Nasze bezbronne dzieci będą poddane temu, co państwu spodoba się ogłosić jako prawdę.

 

Ci z nas, którzy mają co do tego wątpliwości, niech spojrzą, co się dzieje poza naszymi granicami, niech spojrzą nawet tylko na to, co zaczyna się dziać w naszych, a szybko się doinformują. Nieoficjalne ortodoksje, które nam się narzucają, a przeciw którym buntuje się wszystko, co  w uniwersytecie jest zdrowe i wielkie, dążą do zmienienia się w ortodoksję oficjalną, która będzie mogła zapanować drogą polityczną i wygnać inne. Rządy względnej tolerancji, pod którymi żyjemy, są z natury niestabilne. Każde państwo, które nie uznaje ponad sobą autorytetu duchowego, pozostaje jedynym panem poddanych. To, co zabrania im uznać je za takie, nie leży w ciałach, których jest ono panem, lecz w duszach. Te dusze, które kiedyś zostały przez Ewangelie uwolnione od Cezara, nie pozwolą mu zniewolić się na nowo. Stawką jest los wolności chrześcijańskiej: Cezar jako jedyny pan szkoły nie pozwoli nam podnieść wzroku poza mury państwa.

 

Étienne Gilson

 

tłum. Michał Wojciechowski

 

Artykuł jest fragmentem książki „Pour un Ordre Catholique”


Étienne Gilson

(1884-1978), jeden z najwybitniejszych chrześcijańskich filozofów XX wieku, tomista. Był też aktywnym publicystą, jego komentarze do sytuacji chrześcijaństwa w laickim państwie francuskim spisane jeszcze przed II wojną światową, w dużym stopniu dają do myślenia i dzisiaj. Resquiescat in pace!