Postchrześcijaństwo
2019.02.24 18:37

O postchrześcijaństwie

a może pokarałeś mnie

małego ciemnego za upór

za pychę

za to

że próbowałem stworzyć

nowego człowieka

nowy język

[…]

życie bez boga jest możliwe

życie bez boga jest niemożliwe

Tadeusz Różewicz, bez

Obecnym tekstem otwieram serię szkiców o postchrześcijaństwie. Jego powstanie, metamorfozy i przejmowanie przez nie kontroli na coraz szerszych przestrzeniach cywilizacji Zachodu jest jednym z najważniejszych procesów ery nowoczesności. Jest też bodaj największym wyzwaniem dla Kościoła, zwłaszcza w ciągu ostatnich dwustu lat. Równocześnie jest to fenomen dość słabo opisany, począwszy od definicji.

Słowo „postchrześcijaństwo” nie jest zupełnie nowe i nieużywane. Weszło do użycia w wieku XX. Wszyscy, którzy go używają, zgodzą się, że tak nazwiemy efekt „pełzającej apostazji” narodów świata cywilizacji chrześcijańskiej. Jednak to o jaki konkretnie efekt tu chodzi, jest na ogół jedynie przedmiotem niejasnych przeczuć i ogólnych intuicji.

Spróbujmy powiedzieć czym postchrześcijaństwo nie jest — przynajmniej jako przedmiot naszego zainteresowania tutaj. Owszem, jest efektem dechrystianizacji — ale przecież nie jest jedynie i po prostu brakiem chrześcijaństwa w społeczeństwach do niedawna chrześcijańskich. Nie jest również jakąś nową duchowością, która na zasadzie deus ex machina pojawiałaby się nagle w próżniach niewiary dawnych chrześcijan. Nie jest też zwyczajnym antychrześcijaństwem, czyli każdą ideą wytworzoną dla niszczenia chrześcijaństwa. Chociaż zaś w genezie postchrześcijaństwa dużą rolę odegrał konfrontacyjny względem chrześcijaństwa „renesans” pogańskiej starożytności, nie jest ono neopogaństwem. Być może najtrafniej byłoby określić postchrześcijaństwo jako herezję chrześcijańską — lecz i tu powinniśmy zachować ostrożność, gdyż na pewno nie spełnia się tu w zwykły sposób teologiczna definicja herezji, jako świadomego i upartego negowania jakiejś prawdy wiary.

Nie będąc niczym z rzeczy wymienionych wyżej, postchrześcijaństwo jest niezwykłą kompozycją niewiary i sekularyzacji. Jest zsekularyzowanym chrześcijaństwem. Jest niewiarą, która chce odrzucić z chrześcijaństwa — jedynie, przede wszystkim lub w pierwszej kolejności — to co czyni je religią prawdziwą (religio vera), czyli posiadającą ortodoksję,jako dany przez Boga sposób oddawania Mu czci. Zatem postchrześcijaństwo tworzy się przez dwa poruszenia, które mogą następować w różnej kolejności: odmowę wiary Bogu oraz taką asymilację treści chrześcijaństwa, żeby nie wymagało to aktu wiary, a z nim – oddawania Bogu czci.

To znaczy, że stan, o którym mowa, nie polega na całkowitym zniwelowaniu dziedzictwa chrześcijańskiego — raczej trzeba by powiedzieć, że zostaje ono gruntownie przeorganizowane, z pominięciem tego co tworzy jego prawdziwe centrum. Nie oznacza to powrotu do stanu sprzed chrystianizacji. Powrót do tego stanu nie jest zresztą możliwy. Bogowie pogan zostali bowiem pokonani wieki temu, nieodwołalnie — przez chrześcijaństwo. Odeszli i już nie wrócą. Zostali zdemaskowani jako równocześnie złudzenia i demony: złudzeniem było przypisanie boskości siłom naturalnym, a demoniczne było odwrócenie czci należnej Bogu – ku czemuś co nie jest Bogiem.

Życie umysłowe i uczuciowe społeczeństw niegdyś będących ojczyznami christianitas nigdy nie przechodzi po prostu w formy zupełnie obce czy przeciwne chrześcijaństwu — lecz właśnie rozbija się i przekształca w szereg form postchrześcijańskich. W tych ostatnich co prawda często nie brak agresji względem chrześcijaństwa Kościoła, lecz — tak sądzę — aż dotąd są one nie do pojęcia bez uwzględniania ich chrześcijańskiej genezy. To zresztą dezorientuje: gdy bowiem ktoś nazwie te formy antychrześcijaństwem, zaraz ktoś po stronie chrześcijańskiej wyrywa się z odkryciem, że nie jest to antychrześcijaństwo, skoro — zachwycajmy się — jest w nim tak wiele podobieństw do wiary Chrystusowej, wiele „pojęć i zasad autentycznie chrześcijańskich“. Należałoby pozostać co najmniej sceptycznym wobec tych zachwytów, gdyż wynikają one z niezrozumienia jak głębokiemu przetworzeniu i zniekształceniu podlegały rzekomo „źródłowo chrześcijańskie” hasła światopoglądów i ideologii postchrześcijańskich.

Pozbawienie chrześcijaństwa jego nadprzyrodzonego centrum pozwala na wybieranie w jego miejsce dowolnego “absolutu” – przy czym z zasady tworzy się go z którejś “wartości chrześcijańskiej”. Tak więc w środowisku postchrześcijańskim stosunek do chrześcijaństwa może być naznaczony wrogością do Kościoła, niechęcią do dogmatów i nauki moralnej, wypominaniem Kościołowi jakichś „czarnych kart” etc. – jednak jest tam i pewien rodzaj akceptacji, bardzo dwuznacznej: entuzjazm dla wybranych i okrojonych składników chrześcijaństwa, czasami tak silny, że rozrywający chrześcijaństwo na kawałki. W wyniku tej procedury powstała cała świecka „teologia” postchrześcijaństwa: doktryna godności, wolności, praw człowieka, tolerancji, autorytetu, dobroczynności.

Istnieje więc wiele bardzo różnych „chrześcijaństw” postchrześcijaństwa — a istnieją one niemal wyłącznie jako swoje antytezy, przeciwieństwa. Zasadą każdego z tych „obrazów'' jest jego skrzywienie, pomniejszenie lub wyolbrzymienie różnych składników oryginału. Poszczególne ,,chrześcijaństwa” oskarżają się wzajemnie — a jedynym skutkiem wejścia w ten spór jest rozbicie i coraz dalej idące rozszczepienie jedności formy ortodoksyjnej — jedności, która zawsze jest komunią, katolickością, zjednoczeniem, złożeniem organizmu, a nie atomem lub zlepkiem równorzędnych cząstek.

Jest to jeden z najważniejszych elementów obecnej sytuacji: chrześcijaństwo, które przestaje nawracać, samo bywa przedmiotem „nawracania” ze strony świata postchrześcijańskiego. Chrześcijaństwo, które przestaje rozumieć samo siebie jako ortodoksję, cześć Boga i drogę zbawienia – zaczyna się samo traktować jako religijną scenografię dla akcji na rzecz Honoru, Ojczyzny, Praw Mniejszości, Wolności Gospodarczej lub Równości.

Istnienie uszkodzonych “chrześcijaństw” jest z reguły tylko początkiem procesu –- a następnym etapem były w Europie porewolucyjnej ideologie raczej unikające chrześcijańskich scenografii i sztafaży, a nawet gotowe do otwartej i bezwzględnej wojny z każdym chrześcijaństwem lub każdą religią. Jednak nawet żarliwie antyreligijne ideologie nowoczesności miewały poważny problem z tym, żeby pozbyć się ciągot postchrześcijańskich. Żadna z tych ideologii nie mogła wyplątać się z ambicji, by być czymś lepszym niż chrześcijaństwo Kościoła, przewyższyć je w dawaniu ludziom wyzwolenia i chwały. Miewały więc ambicje typowe dla postchrześcijaństwa.

Postchrześcijaństwo odejmuje ludziom formy oddawania Bogu należnej Mu czci — a cześć ludzi przenosi na jakieś dobra i wartości, których odkrycie lub uwznioślenie miało związek ze świadomością chrześcijańską: wolność, godność osoby etc. To zabranie Bogu czci i przekierowanie jej na coś co nie jest Bogiem czyni z dóbr w ten sposób wyróżnianych coś czym one nie są, absolutem. Równocześnie jednak jest w postchrześcijaństwie ów imperatyw „antyortodoksji”, by nawet czczonym dobrom najwyższym nie pozwolić na ukazywanie się w majestacie sacrum.

Oba wspomniane składniki (mianowanie nowych „absolutów“ oraz likwidacja „czci boskiej“) pozostają w napięciu, jeśli nie sprzeczności. Wydaje się, że dzieje postchrześcijaństwa to nie tylko historia zastępowania Boga różnymi dobrami — lecz i, wewnątrz każdego z tych „politeizmów“, dramat dialektycznego zmagania dwóch tendencji: by się pozbyć aktu czci religijnej i by jednak dać ludziom cel nadrzędny, organizujący życie. Nie od razu i nie zawsze udaje się zaś postawić w tym miejscu coś czego nie daje się otoczyć kultem, czcią. Uczynienie celem dążeń ludzkich i wartością nadrzędną zbiorowości czegoś, czego nie da się czcić, jest trudnym zadaniem. Na przykładzie komunizmu można rzec, że najbardziej radykalne wersje ideologii ateistycznej nie potrafią się pozbyć skłonności religijnej i sakralizującej. Kolejne cykle postchrześcijaństwa rozpoczynają się zwykle od przewrotu obiecującego równocześnie egzaltację innej wartości naturalnej (np. sprawiedliwości społecznej — przeciw inicjatywie jednostki) i likwidację normy sakralnej (np. „świętego prawa własności”). Następnie zostaje zaprowadzony nowy system, który aby się społecznie utrzymać, posługuje się jakąś odpowiadającą mu sakralizacją. Skoro sakralizuje się coś świeckiego, wywołuje to szybko kryzys „niewiary” i rewolucję w imię innego „świeckiego bóstwa”.

W kolejnych tekstach przedstawię tworzenie się postchrześcijaństwa w jego różnych cyklach i odmianach. Będzie to niespieszna i dygresyjna wędrówka przez nowoczesność, która rozpoczyna się nazajutrz po rozłamie reformacji — gdy w zenicie była rywalizacja o to gdzie jest prawdziwe chrześcijaństwo — a zmierza do naszych czasów, w których wewnątrz chrześcijaństwa trwa rywalizacja o to gdzie jest ono bardziej dostosowane do ducha czasu i kondycji ludzkiej.

Paweł Milcarek

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.