Felietony
2014.07.16 08:03

Między praniem mózgu a pragnieniem…

sw Franciszek

Czy możemy sobie wyobrazić św. Franciszka, jak przemierzając włoską ziemię, zaczepia spotkanych chłopców i mówi o odkrytym przez siebie ideale życia? Jego oczy lśnią radością i pragnieniem, aby jak najwięcej z nich przyłączyło się do niego. Nie szuka sławy, nie szuka pieniędzy - przecież dobrowolnie się ich wyrzekł. Nie szuka niczego poza chwałą Bożą. Jest szczęśliwy, bo nareszcie odkrył to, czego chciał od Niego Bóg, odkrył „muzykę, z której powstał" [1] i wierzy głęboko, że jego stroma i wąska ścieżka, stanie się drogą do świętości także dla wielu innych. Myślę, że wyobrażamy to sobie bez większych problemów.

Teraz sięgnijmy do Ewangelii.

Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: "Znaleźliśmy Mesjasza" - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. (J 1,40-42 a)

Kilka linijek dalej czytamy:

Nazajutrz [Jezus] postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: "Pójdź za Mną!". Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra. Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: "Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu". Rzekł do niego Natanael: "Czyż może być co dobrego z Nazaretu?" Odpowiedział mu Filip: "Chodź i zobacz!” (J 1,43-46)

Jaka radość brzmi w słowach Filipa! Znaleźliśmy! Znalazłem, więc chcę, abyś znalazł i Ty. Pragnienie szczęścia i współudziału w radości kieruje Filipem. Miłość i radość mają to do siebie, że zmuszają człowieka, aby się nimi dzielić. Tu tkwi sekret kościelnego apostolstwa powołań i tym w radykalny sposób różni się ono od werbunku do sekt, czy przysłowiowego prania mózgu.

Dla kogoś, kto nie rozumie rzeczywistości spotkania z Chrystusem, która zmienia człowieka i zmusza do dzielenia się, nie będzie różnicy między działalnością sekciarzy i misjonarzy. Podobnie dla tego, kto nie wierzy w ogóle w istnienie czegoś takiego, jak powołanie; i dla ludzi, których lubię nazywać „socjologizującymi”. Różnica pomiędzy pragnieniem „zdobycia serc dla Chrystusa"[2] a werbowaniem do sekty jest jednak bardzo wyraźna. Pragnąc, aby drugi człowiek miał udział w tej samej radości, którą odczuwa powołany, nie manipulujemy. Nie mówimy, że wszystko będzie „jak po maśle”. Mówimy prawdę, tak jak czynił to Jezus. „Radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać"[3], ale równocześnie musicie się liczyć z tym, że przyjdzie wam iść „wąską drogą i ciasną bramą"[4]. Takie jest chrześcijaństwo i taka jest każda droga ucznia Chrystusa. Po drugie, nie oczekujemy korzyści materialnych, których miałby nam „dostarczyć” powołany. Nie patrzymy na niego pod kątem, co może dać nam, czy Kościołowi, jak ma to miejsce w sektach. Jedynym czego pragniemy, to aby odpowiedział na wezwanie Chrystusa, o ile Pan stoi u Jego drzwi i kołacze[5].

No dobrze, ale czy wolno nam bawić się w pośredników Mistrza? Ostatecznie przecież to On powołuje, wybiera tych, których sam chce[6]! Tak, to prawda. Ale przykład Andrzeja i Filipa pokazują nam wyraźnie, że już w ich zaproszeniu skierowanym do Piotra i Natanaela działał Chrystus. Bóg ma po prostu różne drogi. Do jednych przychodzi bezpośrednio, jak do Mateusza[7], czy Pawła[8], a do innych posyła najpierw swoich uczniów. Bóg wie, do kogo i w jaki sposób powinien trafić, bo najlepiej zna dusze, które sam stworzył[9]. Ostatecznie On sam potwierdza, że rzeczywiście, w ten czy w inny sposób, ale to On sam ich wezwał. Piotr i Natanael chodzili z Nim już jakiś czas, zanim nastąpiło ich ostateczne wybranie do grona do Dwunastu i ten moment, o którym św. Marek napisze, że Pan wezwał tych, których sam chciał.

Kościół to nie sekta, która werbuje kolejnych adeptów. Kościół to rzeczywistość przede wszystkim Boża, choć budowana przez słabych, grzesznych ludzi. Czasami mogą być oni zbyt porywczy, ale kiedy starają się, by jak najwięcej osób weszło na ścieżkę, którą oni odkryli, nie mają w tym żadnego innego interesu, jak tylko ten - pragnienie szczęścia dla bliźnich. Nie zrozumie tego nigdy osoba, która nie doświadczyła, jaka radość łączy się z pójściem za wezwaniem Pana, dającym już tu stokroć więcej od tego, z czego się zrezygnowało[10]. Jak nie chcieć, by inni też tego doświadczyli? Jakoś nie dziwi nas, że szczęśliwe małżeństwo naturalnie pragnie, aby ich potomstwo też kiedyś założyło szczęśliwą rodzinę. Chcemy szczęścia innych i dlatego proponujemy im drogę, która uczyniła nas szczęśliwymi. Musimy tylko pamiętać, że nie zawsze nasza droga, jest tą, którą Bóg wybrał dla innej osoby. I w tym miejscu musimy zostawić wolne polu Bogu, aby wezwał tych, których sam chce, bo nam może się czasami błędnie wydawać. Na pewno jednak mylą się wszyscy ci, którzy chcą zrównać Kościół z każdą inną instytucją i ubrać ją w surdut skrojony nie na jego miarę. To, że Kościół można próbować opisać kategoriami socjologicznymi, jest wtórne, jest działaniem od końca. Można powiedzieć, że „niestety” z racji tego, że Kościół funkcjonuje na ziemi i musi posiadać np. swoich urzędników, socjologowie podejmują takie próby. Są one jednak z gruntu obarczone ryzykiem bardzo dużego błędu. Próbujemy bowiem analizować zewnętrzne zachowania, a często zapominamy zapytać o ich motywy. Takie podejście przede wszystkim nie jest naukowe. Stanowi próbę uporczywego stosowania przebrzmiałego już monizmu metodologicznego i pomijania w badaniach społecznych podstawowej zasady, jaką powinno się kierować, a mianowicie faktu, iż człowiek przypisuje swoim czynom znaczenie i bez poznania tegoż, nie można autentycznie analizować jego zachowań[11].

Kto doświadczył spotkania z Panem i widzi obojętność innych na Jego wezwanie, musi powiedzieć ze smutkiem[12]: „Gdybyś znała dar Boży…”. Nie pozostaje Mu nic więcej. Wtedy rozumie, że „wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”, dane Mu zostaje uczestniczyć w bólu Króla i czuje się zmuszony wyjść na rozstajne drogi[13] i nadal wytrwale szukać tych, którzy nie postawią pięciu par wołów ponad Boże zaproszenie na ucztę[14].

 

Monika Chomątowska

 


 

[1] http://christianitas.org/news/muzyka-ainurow/

[2] Wezwanie z litanii do św. Antoniego z Padwy [za:] http://www.bernardyni.ofm.pl/klasztor/radecznica/ramka_n/modl_itw/modlitwy.htm [data dostępu: 13.07.2014]

[3] Por. J 16,22

[4] Por. Mt 7,14

[5] Por. Ap 3,20

[6] Por. Mk 3,13

[7] Por. Mt 9,9

[8] Por. Dz 9,1-6; Ga 1,12

[9] Por. J 2,25

[10] Por. Mk 10,29-30

[11] Więcej np.: http://mises.pl/blog/2006/01/22/258/ [data dostępu: 13.07.2014]

[12] Por. J 4,10

[13] Por. Mt 22,1-14

[14] Por. Łk 14,19


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie