Komentarze
2021.06.26 20:13

Księża z naszej drogi. Wspomnienie

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

Po niedawnej publikacji mojego artykułu napisanego z okazji właśnie mijającego ćwierćwiecza regularnej i autoryzowanej przez Arcybiskupa Warszawskiego celebracji Mszy świętej według “trydenckiego” mszału Jana XXIII - ktoś zwrócił mi publicznie uwagę, że brak tam sprawozdania z działalności innych księży, poza ks. Janem Szymborskim, którego wyznaczył na celebransa Prymas Glemp. Co prawda to już inny temat, więc nie musiałem się z tym rozszerzać w artykule o sprecyzowanym przedmiocie - ale chętnie i w poczuciu wdzięczności sięgam obecnie do własnej pamięci, żeby dać świadectwo i w tej drugiej sprawie.

W przypadku chyba wszystkich osób zaangażowanych w petycję z 1994 roku (o której pisałem w poprzednim artykule) pierwszy realny kontakt z liturgią “trydencką” mógł mieć miejsce  jedynie za granicą (nie było wśród nas osób na tyle dojrzałych, żeby miały wyraźne wspomnienia ze Mszy sprzed 1969/70). W moim przypadku był to - w lecie roku 1986 - kościół Corpus Christi na londyńskim Strandzie, z regularną poniedziałkową (o g. 17,45!) celebrą “Tridentine Mass” (opisywałem to pokrótce w osobnym wspomnieniu, w ramach odpowiedzi w ankiecie “Więzi” w 2002). Kilku moich przyjaciół zawdzięcza pierwsze uczestnictwo w “starej” Mszy obsługiwanemu przez Bractwo Św. Piusa X kościołowi paryskiemu Saint Nicolas du Chardonnet i benedyktynom z Le Barroux. Inny mój kolega opowiadał mi jak, dość przypadkowo, trafił na Mszę “trydencką” w Paryżu, odprawianą po cichu przez mnicha na jakichś obchodach Mission de France (!). 

Te historie były różne, ale łączył je kontekst zagraniczny, zachodni i czas około 1988 roku. To ciekawe, gdyż skądinąd pamiętam dość dobrze, że wśród moich znajomych wielkie nadzieje już w roku 1984 wywołał ówczesny indult opisywany w prasie jako “ustępstwo Watykanu na rzecz Mszy trydenckiej i lefebrystów” - ale poza okazją do rozmów i poszukiwań ów indult niczego nam w Polsce nie przyniósł, zapewne także wskutek swej drakońskiej restrykcyjności. Nawet najbardziej konserwatywni polscy księża - z mojego kręgu znajomości - nie byli zbytnio zainteresowani tematem, także wówczas  gdy mieli swoje zastrzeżenia i poważne oskarżenia względem reform posoborowych. Na jesieni roku 1986 przetłumaczyłem na potrzeby drugiego obiegu broszurę Arnaud de Lassusa o Vaticanum II (za przywiezionymi z Londynu “Approaches” Hamisha Frasera), ale nie była ona poświęcona głównie sprawie liturgii.

Coś nowego zaczęło się dziać właśnie około wstrząsu roku 1988, gdy czytaliśmy o sakrach biskupich dokonanych przez arcybiskupa Lefebvre’a bez zgody Papieża. Mimo sympatii dla “ruchu Tradycji” trudno było wówczas znaleźć w Polsce kogoś kto cieszyłby się z tego wydarzenia. Jedyną wówczas znaną mi i szanowaną osobą, która miała w tej sprawie jakby zdanie odrębne (w sensie uznawania pewnych racji Arcybiskupa), był Marek Jurek. Poza tym dominowało w bliskich mi środowiskach połączenie szacunku do abp. Lefebvre’a z przekonaniem, iż popełnił błąd. Tak się złożyło, że byłem wtedy we Francji i pamiętam z jak różnym nastawieniem odwiedzałem Saint Nicolas du Chardonnet najpierw przed, a następnie po sakrach: za tym drugim razem po krótkiej modlitwie wychodziłem w smutku, że rozłam się dokonał. Nasze dyskusje na ten temat toczyły się nie tylko prywatnie, ale też po trosze w kiełkujących czasopismach prawicy.

Na pewno już w lecie i na jesieni 1989 odbierałem od Marka Jurka, świeżo wybranego  posła, zaproszenia na Mszę “trydencką” gdzieś w Warszawie. Celebrował przyjeżdżający bodaj z Belgii ks. Jean-Marie Piotrowski, wówczas kapłan z Bractwa Św. Piusa X. Nigdy tam nie byłem, między innymi przez zasadę nieuczęszczania “do Bractwa”, której trzymałem się przez lata, aż do dyspozycji Benedykta XVI w roku 2009. Przez te lata najbliżej celebry “piusowskiej” byliśmy oboje z żoną chyba w 1993 roku, gdy po przyjściu na miejsce ślubu naszych znajomych (w kościele paulinów na Freta) odkryliśmy, iż Msza jest “po staremu”, a ksiądz jest “z Bractwa”. Na weselu widziałem po raz pierwszy ks. Karla Stehlina - i widziałem jak odbywa się jakieś krótkie zebranie z nim, z udziałem moich kolegów. Byłem poza tą aktywnością.

Również w pierwszej połowie lat 90. zaczęli przyjeżdżać do Polski księża z “konkurencyjnego” Bractwa Św. Piotra, instytutu zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską - być może w związku z obecnością pierwszego Polaka, Adama Gwiazdy w ich międzynarodowym seminarium w Wigratzbad. Tu już nie miałem żadnych skrupułów i korzystałem z każdej dostępnej okazji. Ile ich było? Trudno mi to ustalić bez podejmowania kwerend w kalendarzach. Przez oczami mam taką celebrę na Krakowskim Przedmieściu - u Wizytek lub w kościele seminaryjnym. Zapewne był w Polsce już wtedy ks. John Emerson, a na pewno innym razem przełożony petrystów ks. Joseph Bisig. Ta jego pierwsza wizyta musiała mieć miejsce w 1994 roku - odprawiał Mszę w warszawskim kościele Wszystkich Świętych, wygłosił kazanie (przedrukowane potem w “Pro Fide, Rege et Lege”) i chrzcił tam dziecko naszych przyjaciół. 

Wydaje mi się, że - jeśli chodzi o celebracje odbywające się wewnątrz normalnego porządku kościelnego - wszystko zaczęło się zmieniać i przyspieszać właśnie od roku 1994 lub 1995, a to za sprawą kontaktu z dwoma młodymi polskimi kapłanami: przede wszystkim z wyświęconym w Wiedniu ks. Dariuszem Olewińskim, a także z krakowskim bernardynem o. Benedyktem Huculakiem.

Ten ostatni był autorem niezwykle ciekawych broszur teologicznych - w których z wielką erudycją, również patrystyczną, m.in. precyzował kwestię katolickiej jedności Kościoła Chrystusowego, w kontekście nadużyć ekumenizmu. Byliśmy pod wielkim wrażeniem tych publikacji (a ja pamiętam go też, pokornego franciszkanina, jak przyjechał do nas specjalnie do Brwinowa w 1997, żeby odprawić Mszę po chrzcie naszej córki). Ojciec Huculak odprawiał w swoim klasztorze krakowskim - ale dostał się szybko, jakby to powiedzieć, pod inkwizycję kościelną, która odsunęła go od celebr publicznych, spowiadania, wykładów w seminarium, oczywiście też występów w mediach (a wszystko to bodaj najpierw przez to, że ojciec polemizował twardo w sprawie apokatastazy z o. Hryniewiczem, wówczas nietykalnym…). Jednak z perspektywy możliwości uczestniczenia we Mszy “trydenckiej” np. w Warszawie większe znaczenie miały bez wątpienia wizyty księdza Olewińskiego. Z racji przebywania w Wiedniu nie mógł nam on zapewnić celebracji regularnych i stałych, natomiast każdy jego przyjazd był świętem. Na pewno miałem możliwość uczestnictwa w “jego” Mszy jeszcze zanim ruszyła celebracja stała u Dzieciątka Jezus. Potem przyjeżdżał nadal, zwłaszcza na Triduum, ale nie tylko (w oczach mam np. obraz księdza jak intonuje śpiewy w Ciemnej jutrzni, pomagając nam je śpiewać i recytować). Czasami zastępował Prałata Szymborskiego, którego zresztą zastępowali czasami i inni kapłani - np. przynajmniej raz ks. Stanisław Małkowski, innym razem ks. Ignacio Barreiro, Urugwajczyk z rzymskiego biura Human Life International. 

Przez dobrych parę lat ks. Olewiński był dla naszego środowiska oparciem i… ratunkiem. Myślę tu nie tylko o celebrowaniu Triduum, o pojedynczych Mszach i rekolekcjach (w tym i zamkniętych, prowadzonych według Ćwiczeń duchowych św. Ignacego), ale zwłaszcza o chrztach naszych dzieci (sama nasza rodzina wdzięczna jest za dwa, w 1996 i 1997 roku), także o Mszy ślubnej naszych przyjaciół w warszawskim kościele Najśw. Zbawiciela (który ze względu na Kurię wymagał korespondencji dyplomatycznej ze Stolicą Apostolską… ale zaznaczmy, że sam ślub błogosławił proboszcz młodych szlachetny śp. prałat Bronisław Piasecki). I jeszcze coś: zarówno ja sam, jak i szereg moich przyjaciół potwierdzi - ja robiłem to już zresztą przy różnych okazjach - że wydana w roku 1997 książka ks. Olewińskiego W obronie Mszy świętej i Tradycji katolickiej była dla nas niezbędną lekturą formacyjną. Nie tylko jej pierwsza część, poświęcona omówieniu kryzysu w Kościele, z dystansem do diagnoz piusowskich, którą połykało się szybko, ale i część druga, o wiele trudniejsza, która ofiarowała nam prawdziwy wstęp do głębokiej teologii liturgii.

Już w 1997 obok ks. Olewińskiego pojawili się, w jego asyście młodzi przyjezdni seminarzyści z Bractwa Św. Piotra: Estończyk Ivo Ouunpu i Niemiec Karsten Wagner. Następnie doszli do pomocy polscy księża z tegoż Bractwa - najpierw ks. Tomasz Dawidowski (którego pierwszym szafarstwem chrzcielnym był w sierpniu 2000 chrzest naszej córki, w kaplicy karmelitów na Racławickiej), potem ks. Wojciech Grygiel. Obaj byli pierwszymi kapłanami stale “na miejscu”, tzn. w kraju - jeden w Poznaniu, drugi ostatecznie w Krakowie. Pierwszymi, lecz nie ostatnimi. O redemptoryście ks. Krzysztofie Stępowskim, następcy Prałata Szymborskiego wspominałem już w tekście poprzednim. W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się marianin ks. Tadeusz Kwiecień (który w 1999 na czas jakiś zamieszkał w Bractwie Św. Piusa X, a potem wrócił do swojego zgromadzenia, nadal chętnie celebrując “po staremu”, o ile mu nie przeszkadzano). Dzisiaj zaś księży zaangażowanych w sprawę, o której mówię, jest już na szczęście tylu, że nie starczyłoby palców u wielu dłoni, żeby ich zliczyć.

Ci wymienieni wyżej z nazwiska działali w szczególnie trudnych warunkach. Z jednej strony ich wybory życiowe i sposób postępowania był podyktowany przeświadczeniem o konieczności szanowania także prawa kościelnego i posłuszeństwa przełożonym w diecezjach. Więc nie szli drogą ułatwień “stanu nadzwyczajnego”. Z drugiej strony byli świadomi głębokiego kryzysu świadomości i władzy w Kościele, już wtedy i podjęli wyzwanie, które m.in. polegało na jeżdżeniu tu i tam z Mszami dla garstki, nie bez odbierania złośliwych docinków od “gospodarzy miejsca”. Zamieszkali w obowiązkach, które odważnie odkryli i których nie zanegowali. Ludzkie podziękowanie nie jest tu wystarczającą rekompensatą - lecz gdy ludzie mówią: Deo gratias, przyzywają innego wynagrodzenia. Deo gratias.

Gdzieś trzeba postawić kropkę, nawet ryzykując rozczarowanie tych, którzy np. pamiętają jaką rolę odgrywały pierwsze platformy wymiany opinii: rubryka Pro fide, rege et lege (redagowana przez śp. Artura Górskiego, przekształcona w periodyk) oraz nieregularne pismo poznańskie “Nova et Vetera” (redagowane przez Konrada Szymańskiego i Filipa J. Libickiego). Albo którzy oczekiwaliby czegoś o początkach polskiego udziału w dorocznej Pielgrzymce Paryż-Chartres (lub Chartres-Paryż). Niech więc zarówno te, jak i inne wspomnienia czy świadectwa pozostaną na kolejną okazję, jeśli przyjdzie.

Paweł Milcarek

 

Zobacz też:

Koryfeusze indultu

Jubileusz Mszy warszawskiej

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.