Komentarze
2011.02.01 12:47

O ''Kościele Chrystusowym'', czyli myśl w tygodniu o jedność chrześcijan

Było około godziny pierwszej popołudniu kiedy Boeing 737 znanych nam wszystkim tanich linii lotniczych dotknął swymi kołami rumuńskiej ziemi. Zaraz po odebraniu walizek i okazaniu naszych dokumentów żwawym krokiem wyszliśmy z bukaresztańskiego lotniska prosto na zatłoczoną ulicę, gdzie czekali już na nas nasi przyjaciele - dwaj węgierscy księża, którzy z biało-czerwoną flagą i okrzykiem: ''Sto lat niech «szyją» nam!'' powitali nas oficjalnie w ich kraju.Skąd się wzięli Węgrzy w Bukareszcie? Cóż, historia ma to do siebie, że jest znaczona nie tylko wydarzeniami, które wywołują uśmiech dumy na twarzach obywateli danego narodu, nie jest ona spisana tylko w słowach, których brzmienie jest tak słodkie jak choćby nasze: Grunwald, Kircholm, Trzeci Maja czy Monte Cassino, ale to także fakty, na samo wspomnienie, których ostrze miecza wbija się bezlitośnie w zbiorową duszę społeczności, raniąc ją przypomnieniem klęsk, zdrad i zaprzaństwa, Jałt, Targowic, Katyniów i mgieł nad Smoleńskami.Tym, czym dla Polaków były osiemnastowieczne rozbiory, tym dla Królestwa Węgierskiego był Traktat w Trianon z 1920 roku. W wyniku jego niesprawiedliwego dyktatu milionom Madziarów przychodzi żyć po dziś dzień w sąsiednich krajach: Rumunii, Słowacji, Austrii, Słowenii, Chorwacji i Serbii.

Położone w bajecznym krajobrazie Karpat miasteczko Fogarasz, cel naszej podróży, osiągnęliśmy po kilku godzinach przedzierania się mało wygodnym autem krętymi, górskimi drogami. Warto było się jednak trudzić, bowiem w pofranciszkańskim klasztorze, gdzie duszpasterzuje jeden z naszych przyjaciół czekała na nas iście królewska kolacja: pstrąg z grilla, podsmażane na patelni ziemniaki, ciasto domowej roboty oraz regionalny trunek zwany przez tamtejszych pálinka. Nikt nam nie mówił wcześniej o mocy tej pachnącej śliwką nalewki, ale jak na nasz gust musiała być ona znaczna, gdyż zaledwie po kilku jej łykach spostrzegliśmy, ... że język węgierski wcale nie jest taki trudny i w mig opanowaliśmy dwa podstawowe w tej towarzyskiej sytuacji słowa: ''igen'' i ''egészségedre''.

 

Wieczorna dyskusja pośród wielu innych dotknęła i tematu ekumenizmu. (W samym tylko liczącym około czterdziestu tysięcy mieszkańców Fogarasz znajdują się kościoły i zbory: katolików, grekokatolików, prawosławnych, kalwinów, luteran języka niemieckiego, luteran języka węgierskiego, adwentystów dnia siódmego, zielonoświątkowców oraz  unitarian). Z zainteresowaniem słuchaliśmy opowieści kolegów o wspólnych międzywyznaniowych nabożeństwach, licznych akcjach charytatywnych i krzewiących węgierską kulturę imprezach. Wreszcie, kiedy powiedzieli nam o wzajemnym zapraszaniu się księży i pastorów z okolicznościowymi kazaniami, zapytałem: ''No dobrze, ale o czym wy na tych kazaniach mówicie?''. ''Widzisz tu jest pewien problem - usłyszałem w odpowiedzi - umówiliśmy się między nami, że na wspólnych nabożeństwach nie będziemy mówić o Trójcy, Chrystusie-Bogu, sakramentach, grzechu pierworodnym, wartości chrztu, nie wspominając już o kulcie Maryi i  świętych. To ze względu na unitarian. No, ale przecież wszyscy należymy do chrystusowego Kościoła!''.Przyznam się Wam, że nieźle zakręciło mi się wtedy w głowie. Po dziś dzień nie wiem czy spowodowała to ta odpowiedź, czy raczej śliwkowa moc transylwańskiej pálinki.Chciałbym, abyśmy teraz razem spojrzeli na temat ''Kościoła chrystusowego'' z teologicznego punktu widzenia. Rzecz jasna, nie muszę chyba dodawać, że chodzi tu o spojrzenie w ramach tego, co zostało nazwane przez Ojca św. Benedykta XVI ''hermeneutyką kontynuacji'' (patrz post O dwóch interpretacjach Vaticanum II). Zdając sobie doskonale sprawę z własnych ograniczeń oraz ze złożoności podjętego tematu proszę Was - drodzy czytelnicy - o konstruktywną krytykę poniższego teologicznego wykładu, gdyby on, Waszym zdaniem, mijał się w jakimś miejscu z prawdą. Nim jednak do tej analizy przystąpicie chcę Was zapewnić tylko o jednej rzeczy, a mianowicie, że każde, nawet najkrótsze słowo tego tekstu zostało napisane z miłością i z miłości do prawdziwego ''Kościoła Chrystusa''.

I. Czy Sobór Watykański II zmienił dotychczasową naukę o Kościele?

 

Dnia 10 lipca 2007 roku, Kongregacja Nauki Wiary wydała dokument zatytułowany: ''Odpowiedzi na pytania dotyczące niektórych aspektów nauki o Kościele''. Po krótkim wprowadzeniu, firmujący tekst kard. William Levada oraz abp Angelo Amato przystąpili do odpowiedzi na pięć pytań z zakresu eklezjologii, z których pierwsze brzmiało dokładnie w ten sam sposób: Czy Sobór Watykański II zmienił dotychczasową naukę o Kościele?

 

Już na początku trzeba przyznać, że samo tak postawione pytanie brzmi dość niezręcznie z punktu widzenia katolickiej teologii. Dlaczego? Ponieważ zadanie Kościoła wcale nie polega na zmienianiu uprzednio  przyjętych doktryn lecz na pogłębieniu ich rozumienia poprzez studium i modlitwę oraz przekazaniu tak ubogaconego depozytu wiary kolejnym pokoleniom. Pomijając sam fakt teologicznej oceny Vaticanum II, o czym będzie mowa nieco później, warto byłoby zapytać się o to, jaka wiara dotarłaby do naszych czasów, gdyby na przykład nauka Soboru Nicejskiego o Trójcy Świętej miałaby być zmieniona przez kolejny Sobór w Konstantynopolu, którego z kolei doktrynę o Duchu Świętym, miałby później zmienić Sobór w Efezie? (Zakładam rzecz jasna, że byłoby w ogóle możliwe opisanie prawdy o Duchu Świętym przy wcześniejszym wypaczeniu doktryny o jedności natury i odrębności osób Bożych). Wniosek nasuwa się więc sam: żaden Sobór, ani dogmatyczny ani pastoralny, nie ma prawa zmieniać raz uznanej za katolicką nauki.

 

II. Czy Konstytucja dogmatyczna o Kościele ''Lumen Gentium'' Soboru Watykańskiego II mogła wprowadzić nowe elementy do katolickiej dogmatyki?

 

Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy najpierw zatrzymać się nad samym wydarzeniem Vaticanum II. Już podczas ceremonii otwarcia jego kompetencje zostały jasnookreślone przez Ojca św. Jana XXIII. Papa Roncalli powiedział wówczas, że celem soboru: ''nie jest uciekanie się do potępień ani formułowanie nowych dogmatów lecz pokojowe tłumaczenie katolickiej doktryny''.że żadna nowa definicja dogmatyczna nie była zamiarem ani ''Lumen Gentium'' ani żadnego innego z soborowych dokumentów z oczywistego względu - Sobór Watykański II nie był soborem dogmatycznym. Kto zaś przypisywałby jego decyzjom taki, tj. dogmatyczny charakter (poza miejscami, gdzie powtarza on naukę poprzednich soborów) działałby wbrew woli zwołujących go papieży i w konsekwencji wbrew woli samego soboru.

Rozpoczynając, 29 września 1963 roku drugą z soborowych sesji, nowo wybrany papież Paweł VI, potwierdził w pełni tę perspektywę. W konsekwencji takiej teologicznej optyki należy stwierdzić jednoznacznie, że żadna nowa definicja dogmatyczna nie była zamiarem ani ''Lumen Gentium'' ani żadnego innego z soborowych dokumentów z oczywistego względu - Sobór Watykański II nie był soborem dogmatycznym. Kto zaś przypisywałby jego decyzjom taki, tj. dogmatyczny charakter (poza miejscami, gdzie powtarza on naukę poprzednich soborów) działałby wbrew woli zwołujących go papieży i w konsekwencji wbrew woli samego soboru. Ktoś dociekliwy mógłby zapytać się jednak o to, dlaczego na soborze zostały ogłoszone dwie konstytucje dogmatyczne? Odpowiedź na to pytanie brzmi: dlatego, że tak ''Lumen Gentium'' jak i ''Dei Verbum'''subsistit in'' z ósmego rozdziału Konstytucji ''Lumen Gentium'' czytać można tylko i wyłącznie jako ''est''.

 

III. ''Chrystusowy Kościół''

 

Skoro więc w wypowiedziach Vaticanum II nie można znaleźć niczego, co dałoby podstawę do opisania Kościoła jako jakiegoś nieokreślonego, bezkształtnego tworu, tworu do którego należą absolutnie wszyscy ludzie (tj. katolicy, prawosławni, protestanci, żydzi, muzułmanie, buddyści, animiści, ludzie dobrej woli, a nawet wojujący ateiści) to gdzie należy szukać granic ''chrystusowego Kościoła''? Rzecz jasna, w wypowiedziach dogmatycznych katolickiego Magisterium, które jasno określiły trzy więzy kościelnej jedności: wspólne wyznanie wiary, siedem sakramentów, podległość kościelnej władzy biskupa Rzymu. Nie ma, bo być nie może w tej materii żadnej rewolucji doktrynalnej.

 

 

Transylwański epilog obu części rozważań

Trzeciego dnia naszego pobytu w Transylwanii, w przeddzień wyruszenia na pielgrzymi szlak do sanktuarium maryjnego w Csiksomlyó udaliśmy się wraz z naszymi przyjaciółmi do stolicy ich diecezji. Po niezwykle serdecznym spotkaniu z biskupem ordynariuszem, po zwiedzeniu pięknej, liczącej ponad tysiąc lat gotyckiej katedry udaliśmy się na obiad do budynku seminarium duchownego. Krocząc jego korytarzami, w pewnym momencie, stanąłem jak wryty, bo oto na jednej ze ścian wokół zabytkowego, drewnianego krzyża wisiały zdjęcia słynnych teologów minionego wieku: Pierre'a Teilhard'a de Chardin, Hans'a Künga, Karl'a Rahnera, Ives Congar'a, Hansa Ursa von Balthasar'a, Edwarda Schillebeeckx'a, Henri de Lubac'a, oraz na ostatnim miejscu ... Benedykta XVI. Obraz mówił sam za siebie...

 

Mater Ecclesiae - ora pro nobis!Regina Ungherorum - ora pro nobis!

Ks. Krzysztof Irek

 


ks. Krzysztof Irek

(1978), pochodzący z diecezji sandomierskiej ksiądz katolicki, absolwent prawa kanonicznego na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim, pracownik Sądu Biskupiego w Sandomierzu, katecheta w Ponadgimnazjalnym Zespole Szkół Ekonomicznych, opiekun Diecezjalnego Ośrodka Katechumenatu.

Komentarze

Autor, : Masz rację Horseradish. Bukareszt nigdy węgierski nie był. Wiedziałem o tym, tylko nie wyraziłem się dokładnie. Pytanie powinno raczej brzmieć: ''skąd się wzięli Węgrzy w Rumunii''. Obiecuję być bardziej dokładny następnym razem, pozdrawiam ks. Krzysztof (2011.02.01 22:03)

 

Horseradish, : Na pytanie "skąd Węgrzy w Bukareszcie" odpowiedź brzmi przyjechali z Siedmiogrodu (Transylwani). I to Siedmiogrodu dotyczą te uwagi o traktacie z Grand Trianon. Bukareszt nigdy węgierski nie był. Warto też zauważyć, że Węgrzy w obu wielkich wojnach XX w. znaleźli się po stronie przegrywajacej. (2011.02.01 14:25)