Felietony
2018.01.22 14:11

Kmicic, Żukrowski i Niedziela trzecia po Objawieniu

Emitowana od niedawna w publicznej telewizji telenowela historyczna „Korona królów” wzbudziła wiele dyskusji na temat jej zgodności z prawda historyczną. Nie bez racji wskazuje się na wiele anachronizmów, także tych dotyczących spraw kościelnych czy liturgicznych. Należy przyznać, że podobne historie przydarzały się dziełom o większych ambicjach. Tym razem jednak nie wytykaniem błędów chcę się zająć, a wskazaniem dobrych przykładów wykorzystania w kulturze popularnej zwyczajów i modlitw związanych z liturgiczna tradycją łacińską.

Hoffmanowska ekranizacja Potopu Henryka Sienkiewicza ma już wprawdzie swoje lata, ale ja również, pamiętam więc jak po jej pojawieniu się w kinach narzekano na zbyt wiele skrótów w porównaniu do literackiego pierwowzoru. A jednak w samej końcówce filmu dodano w nim coś, czego w książce nie ma.

U Sienkiewicza Andrzej Kmicic ciężko ranny w bitwie pod Magierowem, w lipcu 1657 roku, każe się odwieźć swoim ludziom do Lubicza. Docierają tam jesienią, kiedy Oleńka wraz ze stryjem objeżdżają billewiczowskie dobra doglądając prac polowych. Kiedy Kmicic wydobrzał wybiera się na mszę do kościoła w Upicie. Jest to jednak jakaś bliżej nieokreślona niedziela. W filmie tymczasem wydarzenia te przesunięto trochę w czasie. Ranny Kmicic wieziony jest na saniach przez wachmistrza Sorokę u poczatków zimy. Kiedy staje na nogi, jest już III niedziela po Objawieniu. W kościele, zdjęcia kręcone były we wnętrzu cudownego, drewnianego zabytku w Dębnie Podhalańskim, ksiądz probosz upicki, grany przez Bolesława Płotnickiego czyta perykopę ewangeliczną właśnie tej niedzieli, tj. początek 8 rozdziału Ewangelii wg św. Mateusza. Jest to jakby zwiastun, który staje się zrozumiały dopiero, kiedy przybywa chorągiew laudańska a jej dowódca, Wołodyjowski, przywozi królewski list rehabilitacyjny.

„I oto trędowaty przyszedłszy pokłonił Mu się, mówiąc: Panie jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. A Jezus wyciągnąwszy rękę, dotknął się go mówiąc: Chcę, bądź oczyszczony. I natychmiast oczyszczony był trąd jego”.

Rozwieję od razu wątpliwości. W 1658 roku Wielkanoc wypadała późno, 21 kwietnia. Niedziela Siedemdziesiątnicy rozpoczynała przedpoście 17 lutego, III niedziela po Objawieniu wypadała zatem 27 stycznia i nie miała przeszkody.

Ciekawym jest pytanie kto z autorów filmu mógł stać za tym pomysłem. Reżyser, Jerzy Hoffman i jeden ze współscenarzystów, historyk Adam Kersten wywodzili się z asymilowanych rodzin żydowskich. Doprawdy niezwykła to grupa społeczna, która wydała wielu wybitnych twórców polskiej kultury. Trzeba jednak przyznać, że raczej rzadko asymilacja ta powiązana była z głębokim nawróceniem na chrześcijaństwo i  takimż wrośnięciem w katolicki zwyczaj i tradycję. Na ogół szła w parze z laicyzacją, z porzuceniem nie tylko religii przodków ale i religii jako takiej. Dlatego raczej upatrywałbym autora tego pomysłu w drugim spośród scenarzystów, znanym pisarzu, Wojciechu Żukrowskim. To człowiek o niejednoznacznym życiorysie. Kolega Karola Wojtyły ze studiów polonistycznych i z okupacyjnej pracy w kamieniołomach krakowskiego Solvayu. Obaj byli związani z konspiracyjną, katolicką Unią założona przez Jerzego Brauna. Utrzymywali kontakty do śmierci pisarza w roku 2000, na którego pogrzebie odczytano telegram od kolegi, wtedy już papieża Jana Pawła II. Z drugiej strony Żukrowski jeszcze w latach stalinowskich zdołał się wpisać w oficjalne życie PRL. Wpisał się aż po posłowanie na Sejm w latach 1972-1989 i przewodniczenie Towarzystwu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w latach osiemdziesiątych. Mimo wszystko zaplecze kulturowe i intelektualne i jego twórczość wskazują, że mógł mieć taki pomysł, jak ten z ewangeliczną opowieścią o uzdrowieniu trędowatego.

A może autorom filmu pomysł podpowiedział, któryś z paulinów podczas zdjęć kręconych na Jasnej Górze? W umieszczonych tam scenach możemy zresztą zauważyć jeszcze jedną zmianę w stosunku do książkowego oryginału, też czerpiącą ze starodawnego skarbca modlitw Kościoła. W sienkiewiczowskim opisie rzesz ludzkich pielgrzymujących do Cudownego Obrazu, kiedy rozsuwa sie zasłona czytamy, “Salve Regina! — zawrzasła szlachta - monstra Te esse matrem! — a  chłopi wołali: — Panienko Najświętsza! Panno Złota! Królowo Anielska! ratuj, wspomóż, pociesz, zmiłuj się nad nami!”. W filmie Hoffmana, w jednym z jego najpiękniejszych momentów, kiedy kamera wodzi po rozmodlonych twarzach wiernych tuż przed odsłonięciem obrazu nie ma żadnych okrzyków, także tego wezwania do Najświętszej Marii Panny, zaczerpniętego z hymnu Ave maris stella, aby była Matką. Zamiast tego, na początku sceny, kiedy nieprzeliczona rzesza, ze świecami w rękach wchodzi na kolanach do kaplicy, słychać głos modlitwy zanoszonej przez kapłana: Deus misericordie, Deus pietatis, Deus clementie, qui misertus super afflictionem populi tui, dixisti angelo percutienti: sufficit : nunc contine manum tuam, zanoszonej do Boga miłosiernego, Boga łaskawego, Boga litościwego, który  ulitował się nad nieszczęściem swojego ludu i rzekł do Anioła niszczyciela: Wystarczy! Teraz powstrzymaj swą rękę! (2 Sm 24,16).

Oto zapowiedź odwrócenia losów wojny, która się tutaj na Jasnej Górze dokona; choć pewnie nie od razu jest ona czytelna. Sam muszę  się przyznać, że dopiero po wielu latach od chwili gdy pierwszy raz oglądałem film, wtedy gdy już nieco poznałem tradycyjną liturgię rzymską, mogłem w pełni zrozumieć wymowę tego filmowego obrazu.

Piotr Chrzanowski


Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.