Felietony
2014.07.15 19:43

Inny król oprócz Cezara

Zatem to wolność chrześcijańska ma uratować szkołę chrześcijańską. Co to jest wolność? To wszystko w nas, co nie należy do Cezara, ale do Boga. Mamy więc innego króla oprócz Ceza­ra? Tak, i przez to jesteśmy wolni, bo mamy wybór tylko między tyranią Cezara i wolnością dzieci Bożych. Starożytne pogaństwo znało to totalne podporządkowanie dusz Miastu; mędrcy greccy i rzymscy odważnie walczyli przeciw niemu, ale jedynie Ewangelia nas z niego wy­zwo­liła. Jest rzeczą zgubną, że znowu w nie popadamy w chwili, gdy świat zaczyna odrzucać Ewangelię. Człowiek wymyka się państwu tylko w tym, co w nim zależy od samego Boga; dlatego państwo tak rzadko kochało Boga – wie dobrze, że między jego wszechmoc a czło­wieka jedynie Bóg może się wmieszać jako wyzwoliciel.

 

Nie mogę się więc nadziwić widząc wśród tych, którzy decydują się, by pozwolić zginąć naszym szkołom, i takich, co zdają się wierzyć, że wszystko „ułoży się samo”, i jeśli tylko nie okażemy się „agresywni”, w końcu znajdzie się wyjście „przy dobrej woli z obu stron”. Oby nieba się do tego przychyliły! Chciałbym być o tym przekonany, ale nie potrafię, i zapytuję się, czy żywiący takie nadzieje nie robią sobie złudzeń co do natury kryzysu, przez który przechodzimy.

Kiedy chrześcijaństwo było głoszone, najpierw je zwalczano, potem przyjęto; następnie panowało przez długie wieki w głównych społecznościach europejskich. Gdy jego wpływ od połowy XVII wieku wydawał się zmniejszać, te społeczeństwa, które chrześcijaństwo tak cierpliwie przepracowało od środka i ukształtowało na swój wzór, w dalszym ciągu, nawet walcząc z nim, inspirowało się jego ideałem i jego zasadami. Dziś już tak nie jest. To, co czyni obecny kryzys poważnym, co go odróżnia od poprzednich, to to, że po raz pierwszy od końca ery starożytnej świat zachodni zaczyna nie tylko odrzucać wiarę chrześcijańską, lecz także odmawiać życia z intelektualnego i moralnego kapitału, jaki chrześcijaństwo dla niego zgromadziło.

 

Wynika stąd, że obecna sytuacja chrześcijan w świecie przypomina coraz bardziej tę pier­wszych chrześcijan, którzy walczyli o swoją wiarę w imperium rzymskim, którego wszystkie siły sprzysięgły się przeciw nim. Żyjemy w społeczeństwie, którego ani dusza nie jest już chrześcijańska, ani formy zewnętrzne. Ani nasza moralność społeczna nie zgadza się z tą, którą toleruje państwo, ani nasza moralność prywatna nie zgadza się z tą, która się coraz bardziej rozpowszechnia wokół nas. Nie zawieramy małżeństw jak inni, bo nie zawarliśmy ich, kiedy państwo uważa, że zawarliśmy, a gdy one trwają, państwo jest gotowe twierdzić, że już ich nie ma. Nie żyjemy tak jak inni – bo o kraju, w którym tyle pism żyje z pornografii, w którym nagość króluje od teatrów do bud na targu, w którym przysięgli sądzący zgodnie z sumieniem codzień uniewinniają ze zbrodni dokonanych z najniższych pobudek, w którym wszystkie formy wyzysku w przemyśle, handlu, bankach pysznią się w biały dzień, można powiedzieć, co się chce, oprócz tego, że odpowiada ono choćby w przybliżeniu, obrazowi społeczeństwa chrześcijańskiego. A co najgorsze, nie żyjąc jak inni, już nie myślimy jak inni.

 

To jest najgorsze, gdyż ze wszystkich różnic ta sięga najgłębiej. Nieład moralny nie jest przy­wilejem naszej epoki, zawsze istniał, nawet w średniowieczu, ale był kiedyś uważany za nie­ład, podczas gdy dziś awansował na ład. Nie to powinno nas uderzać, że dana rzecz miała miejsce, lecz że udaje się jej stopniowo osiągnąć legalizację. Nic temu się nie sprzeciwia; skoro państwo nie uznaje nad sobą żadnego autorytetu duchowego, nie ma innej możliwości jak przyzwolenie, albo też zadekretowanie moralności obmyślonej dla swej korzyści. Obecnie państwo francuskie jest jeszcze w okresie przyzwalania; jutro przejdzie do działania i by zaradzić zbyt poważnemu nieładowi, na nowo narzuci moralność, która nie będzie nasza, lecz jego: moralność racji stanu.

 

Wystarczy spojrzeć na dzisiejszą Rosję lub Niemcy, by zobaczyć, dokąd to prowadzi. Jeżeli ktoś myśli, że takie rzeczy nigdy się nie zdarzą u nas, obawiam się, że jest w błędzie; jesteśmy już dość daleko na drodze prowadzącej prosto tam. Francja nie jest krajem, w którym katoli­cyzm sam z siebie idzie w niepamięć; nie umiera własną śmiercią, lecz jest mordowany. Żeby go zniszczyć, nie zaniedbano niczego, czego by można użyć, a działania są już tak zaawansowane, że krzyk o pomoc jest uważany za akt buntu. Nie dziwmy się więc, że nam radzą cierpliwość i ciszę, nasi przeciwnicy liczą na nie jako na konieczny warunek sukcesu. Być cierpliwym, to przyzwyczajać się po trochu do sposobów myślenia i życia, które mają przeważać w nowym społeczeństwie, zaaklimatyzować się po trochu w nowym pogaństwie; krótko mówiąc, zrobić wszystko co się da, by się zdechrystianizować.

 

Zatem przeciwnie, mówmy, póki nie jest za późno. Cezar musi wiedzieć, że mamy innego króla oprócz niego; że jeśli żąda dla siebie cudzej części, nie otrzyma jej i ryzykuje utratę swo­jej. Każde prześladowanie Kościoła jest jednocześnie stratą sił dla ojczyzny; nie uczyni się nieznośnym dla wielu milionów Francuzów życia po katolicku bez wystawienia na niebez­pie­czeństwo tej moralnej jedności Francji, którą nawet nasi wrogowie uznają za konieczny warunek jej egzystencji. Mówienia i powtarzania im tego nie należy się obawiać, bo o ile tracilibyśmy czas głosząc im prawa Boskie, to skoro ojczyzna ich jeszcze interesuje, może zrozumieją, gdy im powiemy, że ją wystawiają na niebezpieczeństwo.

 

Czego mogą się obawiać z naszej strony? Francja nie ryzykuje niczego chroniąc w swoim łonie ludzi, którzy służąc jej ze wszystkich sił, uważają się też za obywateli innej ojczyzny, gdyż ta inna ojczyzna nie jest z tego świata, w niczym więc tamtej nie zacienia. To, co naraża na niebezpieczeństwo doczesną niepodległość i suwerenność narodów, to międzynarodówki, które je podminowują, czy to bankowe czy klasowe; chodzi zawsze o doczesne społeczności umiejscowione we wnętrzu innych, żyjące na ich koszt i nie wahające się nigdy, gdy to leży w ich interesie, z wystąpieniem przeciw nim. Całkiem inaczej jest z Kościołem katolickim, który nie jest ani narodowy, ani międzynarodowy, ale poza i ponad porządkiem narodowym. Kato­lik francuski nie ma innej ziemskiej ojczyzny niż Francja, należy do niej nie mniej całkowicie niż inni jego rodacy, jest gotów dla niej do takiego samego poświęcenia – ale jednocześnie podlega innemu porządkowi w Kościele. Kościół nie przeszkadza więc państwu, o ile tylko państwo nie uzurpuje sobie funkcji Kościoła; jeśli państwo zadowoli się swoimi, nie będzie miało żadnych powodów do skargi.

 

Są one na tyle znaczne, że może się nimi zadowolić. Zawdzięczamy Francji daleko więcej niż materialne warunki naszej egzystencji, nie tylko nasze ciało, ale i ukształtowanie ducha. Do­cze­sne to nie tylko materialne, zawiera w sobie także kulturę, sztukę, naukę, wszystko co wiąże się z naturalnym życiem ducha, całym naszym jestestwem – oprócz tego tajemniczego kontaktu, jaki w głębi nas zawiązuje się między naszą duszą a Bogiem.

 

Niech więc państwo bierze to, co do niego należy, ale niech ma też dość rozumu, by zrozumieć, że jest część chroniona, na której nie ma prawa kłaść ręki. Jest z jego strony szaleństwem zmuszać nas do wyboru między nim a Bogiem, bo wie dobrze, że nie możemy wybrać pań­stwa. Ale my ze swej strony nie przestawajmy żądać tej części i wymagać oddania jej w całości, i to zarówno w naszym interesie jako katolików, jak i ojczyzny, bo jeśli jej nie otrzymamy, nie będzie w niej pokoju. Leży w elementarnym interesie Francji pozostawić nam wybór środków, przez które możemy pełniej stać się katolikami, ponieważ im bardziej nimi będziemy, tym lepiej będziemy mogli jej służyć. Oto dlaczego chcemy naszych kościołów, księży, klasztorów, uniwersytetów, kolegiów i szkół, z pełną wolnością nauczania, bez której nie mogłyby żyć, a której się im jednak uparcie odmawia.

 

Étienne Gilson

 

tłum. Michał Wojciechowski

Artykuł jest fragmentem książki „Pour un Ordre Catholique”


Étienne Gilson

(1884-1978), jeden z najwybitniejszych chrześcijańskich filozofów XX wieku, tomista. Był też aktywnym publicystą, jego komentarze do sytuacji chrześcijaństwa w laickim państwie francuskim spisane jeszcze przed II wojną światową, w dużym stopniu dają do myślenia i dzisiaj. Resquiescat in pace!