Felietony
2014.05.12 09:02

Gdzie dwóch lub trzech: O świętych papieżach

 

Ono: Słyszeliście? Będzie następny święty papież!
On: Pius XII? Nareszcie. Już myślałem, że nic z tego nie będzie, skoro i za Benedykta nic się nie wydarzyło. I patrzcie, jednak Franciszek to zrobi!

Ono: Nie, chodzi o Pawła VI…

On: Ech!

Ono: Jest wiadomość, że właśnie został przez kongregację ds. świętych zatwierdzony cud za wstawiennictwem sługi Bożego Pawła VI. Pan Bóg znowu okazał swoją moc.

On: Czytałem o tym… cudzie. Nie wyglądał mi na zbyt oczywisty. Można by złośliwie powiedzieć: jakie procedury, taki i cud. I wiecie, co wam powiem: to jednak skandal, że tutaj ruch szybki jak na taśmie produkcyjnej, a beatyfikacja Piusa XII stoi w miejscu, bo Rzym boi się protestów żydowskich!

Ona: Nie rozumiem dlaczego się złościsz. Czy to w sumie ważne, który to papież będzie beatyfikowany? Papież to papież. Zwłaszcza ci z XX wieku – prowadzili rodzinę Bożą przez trudne czasy. Oczywiście oni są bardzo różni, ale widzą to dopiero ludzie lepiej zorientowani w historii. Natomiast dla ogółu to i tak ten sam sygnał: świętość papieża to zawsze jest szczególny przypadek świętości Kościoła.

On: Wybacz, ale ten argument nie potrafi mnie uspokoić. Może właśnie dlatego, że widzę wyraźnie różnice między tymi postaciami.

Ona: I na co ci ta cała wiedza, jeśli przeszkadza ci zobaczyć to, co widzi papież?

Ono: Właśnie! Dobrze powiedziane.

On: To uderzenie poniżej pasa. Zresztą, skoro już o tym mówimy, potrafię wymienić i plusy, i minusy w tym, co robił Paweł VI. Tych plusów jest zresztą bardzo dużo, są ważne: poprawki w różnych projektach dokumentów soborowych, wspaniałe Credo Ludu Bożego, przypominanie poprawnej nauki o Eucharystii w Mysterium Fidei, prostowanie rozmaitych aberracji posoborowych…

Ono: Ja bym wymieniło przede wszystkim Humanae vitae, czyli przeciwstawienie się pędowi do przyzwolenia na antykoncepcję.

On: Zgoda, wtedy papież pokazał męstwo, a niektóre episkopaty krajowe – nieposłuszeństwo. Szkoda tylko, że wcześniej Paweł VI dawał znaki, że możliwa jest zmiana nauczania Kościoła w tej kwestii. Coś mi to przypomina niedawną „ankietę Franciszka”…

Ono: Zgodnie z linią soborową Paweł VI próbował „wychodzić do świata”. Widać to w nauczaniu o  ewangelizacji w Evangelii nuntiandi, o poprawnym dialogu w Ecclesiam suam

On: No niech będzie. Owszem, to Paweł VI mówi tam – wbrew relatywizmowi swoich czasów – o chrześcijaństwie jako „religii prawdziwej” i w niczym nie popuszcza obowiązkowi głoszenia prawdy. Mimo to minusy są także liczne.

Ona: Ale czy musimy o nich ciągle mówić?

On: To wynika ze sprawiedliwości. To Paweł VI pozwolił na gmeranie w liturgii przez kogoś takiego jak Bugnini – i mimo że nie wszystko mu się podobało w reformach liturgicznych, jednak je zatwierdzał, a potem swoimi wypowiedziami zrobił wrażenie, jakby stara liturgia była rzeczywiście zakazana. Dopuścił do wielkiego zamieszania w tej kwestii – niektórzy mówią, że tylko dlatego, że spodziewał się po nowej liturgii zbliżenia z protestantami (nie wiem, czy tak było, są jednak takie opinie osób mu bliskich).

Ona: A ja sądzę, że tak naprawdę jednak próbował ratować jaki taki porządek. Czytałeś we wspomnieniach kard. Ratzingera ten fragment, w którym mówi, że np. wydanie nowego mszału przyjęto jako koniec eksperymentów, jakieś uspokojenie?

On: Ale to nie przyszło. Miałaś odpływ ludzi z kościołów. Miałaś łatwe przechodzenie wielu księży do stanu świeckiego – Paweł VI to ułatwił, a święty Jan Paweł II musiał potem odkręcać. Poza tym jakaś fatalna polityka w stosunkach z państwami: z jednej strony demontowanie różnych pozostałości cywilizacji chrześcijańskiej (pod hasłem wolności religijnej oczywiście), a z drugiej – zupełne milczenie wobec komunizmu. Poczytaj encyklikę Populorum progressio – i spróbuj na podstawie tego tekstu, pełnego krytyki kapitalizmu i kolonializmu, dowiedzieć się, że w tamtym czasie kawał świata jęczał w niewoli komunizmu.

Ono: To trochę jak z Piusem XII i jego jednak dyskretnym zachowaniem wobec nazizmu…

On: Tylko że to Piusa XII nie dopuszcza się do beatyfikacji, a Paweł VI ma już nawet termin.

Ono: Słuchaj, a czy w tym wszystkim nie można zobaczyć po prostu człowieka, jego zmierzania do nieba, z ludzkimi potknięciami, ale i z tą wielkością, która jest ważniejsza od wszystkiego, co wiemy o słabościach Montiniego?

On: Zgoda, można. Ale nie łudź się, że wszyscy tak to będą odróżniali. Nazajutrz po kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II mieliśmy te nieprzytomne opowieści, że oznacza to „kanonizację Soboru”. Ja wiem, że to bzdura, rodzaj kiepskiego tryumfalizmu – ale widzimy, że takie coś daje się ludziom sprzedać.

Ono: Mnie pewien znajomy stary ksiądz opowiadał, że Paweł VI był przygnieciony kryzysem posoborowym, nieposłuszeństwem teologów, nawet biskupów. Podobno płakał!

On: Zamiast płakać powinien dobrze używać swej władzy przeciw heretykom, przeciw temu „neomodernizmowi”, na który skarżył się przecież i jego przyjaciel Maritain!

Ono: A jeśli nie potrafił? Myślisz, że z tego powodu nie może być święty? Przecież o tym rozmawiamy.

On: Rozmawiamy chyba o czymś trochę innym: o beatyfikacji papieża. Możliwe, że Montini był świątobliwy czy święty – w końcu nawet jeśli mi się z wielu powodów nie podoba, to nie każdy święty nam się musi podobać. Nie każdy święty jest – jak to powiedział kiedyś liberał Mauriac o Piusie X – „z mojej parafii”. Ale wyniesienie do chwały ołtarzy jakiegoś papieża to zawsze sprawa delikatna: jak widzicie, natychmiast używa się tego do kanonizowania wszystkiego, czego się dotknął, wręcz do kanonizowania jego stylu władzy. To jest nadużycie, które łatwo przewidzieć.

Ona: Popadasz w sprzeczności. Przecież cieszyłbyś się z beatyfikacji Piusa XII, prawda?

On: Trudno mi zaprzeczyć. Ale wiesz – teraz, po tej naszej dyskusji zaczynam na to wszystko patrzeć trochę inaczej. Mówiąc szczerze, to nawet byłbym za jakimś moratorium w beatyfikowaniu czy kanonizowaniu papieży, aż minie ze sto czy nawet dwieście lat od ich zejścia z tego świata.

Ona: Jesteś oryginał, jak zawsze.

On: Być może. Ale pomyśl i ty przez chwilę: to trochę dziwnie wygląda, gdy świeży następcy angażują się w procesy swych poprzedników – niedługo może zacznie być nietaktowne, jeśli następca nie rozpocznie od razu automatycznie procesu poprzednika. Beatyfikacja czy kanonizacja to pewne wyróżnienie – nawet spośród świętych. Dlatego nie ma takiej konieczności, by wprowadzać na ołtarze każdego, kto był święty – w sumie wystarczy nam tu uroczystość Wszystkich Świętych, obejmująca i tych „nieoficjalnych”, których jest przecież mrowie, o wiele więcej niż „urzędowych”. Dlatego urzędowe akty powinny ograniczać się do przypadków, w których Kościół chce przypomnieć, że w jakimś stanie czy sytuacji „świętość jest możliwa” – dając konkretny przykład do naśladowania, czasami z jakiegoś „zapadłego zakątka”, z jakichś, mówiąc po Franciszkowemu, „peryferii”. I szczerze mówiąc, to nie wiem, jak to odnieść do seryjnych kanonizacji czy beatyfikacji papieży z ostatniego stulecia. Właściwie to powinno mi się to podobać – bo to strasznie ultramontańskie…

Ona: Ja jestem ultramontanką, i cieszę się z każdego umocnienia autorytetu Stolicy Świętej.

On: A ja jestem ultramontaninem, jeśli oznacza to obronę niezmiennej Prawdy, a nie promocję jednego nurtu w Kościele.

Ono: A ja nie rozumiem, o czym wy mówicie. Poszukam w kalendarzu liturgicznym wszystkich świętych papieży i zrobię sobie taką litanię do nich. Po tej naszej rozmowie jestem przekonane, że nasz Kościół ogromnie potrzebuje opieki świętych papieży wszystkich wieków. Orate pro nobis!

 

Claviculus

 


Claviculus