Teologia poetów
2019.06.01 20:42

Gaszenie rewolucji. Alfreda Tennysona rozrachunek z sentymentalizmem i romantyzmem

Postęp, jak każda inna religia (...), ma całą masę opowieści o rozmaitych dziwach;
ale najczęściej są one kłamstwem, przynależnym do fałszywej wiary.

Gilbert Keith Chesterton, Obrona rozumu

 

Spotkasz mnie za rogiem, gdzie światłość zbliża się,
ja będę tam, przysięgam – będę tam;
w bezludnej alejce rozwieje nas na dobre świt,
tylko snu swojego użycz nam.

Lindisfarne, Meet me on the corner

 

W ciągu życia Alfreda Tennysona „balsamiczne i rosiste wonie łąk walijskich” szybko zapełniały się fabrykami, kopalniami i torami kolejowymi[1]. Krajobraz coraz mniej kojarzył się z gromadą pasących się owiec, a coraz bardziej z robotnikami spieszącymi rano do pracy. Odchodzili wówczas ostatni wielcy romantycy, cichła wrzawa spowodowana wojnami napoleońskimi, a miejsce dawnych „szaleństw ducha” zajmowała „niepoetyckość” i „materializm” epoki wiktoriańskiej. Spokój nadchodzących czasów był jednak dość pozorny. Bardziej adekwatnym jego obrazem byłaby zapewne pędząca przez kłęby dymu lokomotywa, aniżeli rodzina pozująca w dobrze umeblowanym salonie do wspólnego portretu. Z jednej strony rozwój nauki, a z drugiej dziedzictwo romantyzmu – wszystko to wywarło wpływ na głęboki kryzys religijności w kulturze angielskiej. Dziedzictwo chrześcijańskie ucierpiało przez idealizm stawiający „ja” w centrum świata, jak również przez bunt romantyków, którzy poszukiwali niesamowitości nawet za cenę samozatracenia i dla których „wiara” była tym samym, co „czucie”[2].

Epoka wiktoriańska okazała się czasem zbierania tego, co zasiała rewolucja „szaleńców ducha”. Człowiek obserwował również pośpieszny industrializm i stykał się z teoriami na temat ewolucji. Wszystko to sprawiało, że druga połowa XIX wieku nie była – należy to powtórzyć – tak stabilna, jak zwykło się uważać. W tej to właśnie dobie znaczących przemian żył i tworzył Tennyson, osoba skłonna do melancholii i smutku, a zarazem wrażliwa na piękno przyrody i w niej poszukująca ukojenia. Sam zresztą pisał o sobie: „Jeszcze zanim nauczyłem się czytać, lubiłem podczas burzy wyciągać ręce do wichru i wołać: «Słyszę przemawiający w wichrze głos»”[3]. We wspomnieniu tych pobrzmiewa pewien eskapizm. Nie w tym sensie, jakoby Tennyson nie interesował się sprawami bieżącymi. Było wprost przeciwnie. Chętnie jednak uciekał od dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości w świat baśni, legend arturiańskich oraz monumentalnej przyrody. Być może dlatego jego dwa pierwsze zbiory poezji spotkały się z miażdżącą opinią krytyków, którzy zarzucili Tennysonowi „muzealnictwo”. Odrzucenie okazało się na tyle dotkliwe, że autor odsunął się od życia literackiego na całe dziesięć lat. Nic jeszcze wówczas nie zapowiadało, że Tennyson stanie się jednym z najbardziej cenionych (i docenionych) za życia twórców w historii Anglii. Z czasem jego skronie uwieńczył laur poetycki, swego rodzaju ówczesny odpowiednik Nagrody Nobla. Jak wspomina Jan Kasprowicz, Tennyson „musiał przebyć drogę dość ciernistą”[4], zanim został uznany za największego poetę swoich czasów. Ale kiedy osiągnął Parnas, z miejsca stał się żyjącym klasykiem.

Religijność sentymentalizmu, stanowiąc reakcję na dyktat oświeceniowego pojęcia rozumu, uzależniła „wiarę” od „czucia”. Poszukiwano śladów Boga w zmiennych stanach emocji, w nieustannej autoanalizie nastrojów i drgnień duszy, a wreszcie – w czujnym wsłuchiwaniu się w swoje „ja”, gdyż to ono stało się miarą rzeczywistości. Prawdę religijną utożsamiono z „prawdą serca”. Pod tym pojęciem kryła się jednak przede wszystkim szczerość odczucia oraz wierne pójście za nim, a nie odkrywanie samego siebie w konfrontacji z Objawieniem. Religijność sentymentalistów była przy tym niedogmatyczna: miała być prosta jak „czucie”, dlatego nie powinna była wikłać się w roztrząsania teologiczne. Zasadniczo te same elementy duchowości przejęli później romantycy, z tą jedynie różnicą, że ich dążenia były znacznie bardziej rewolucyjne i naznaczone aż przesadnym indywidualizmem. Nonkonformistyczna postawa rozciągała się także na sprawy ducha, nie poddając się dyktatowi tego, co ponad człowiekiem. Toteż tytułowy bohater Manfreda Lorda Byrona aż do końca nie wyraża skruchy, wybiera wieczne potępienie aktem wolnej woli (górującej nad każdym prawem nieba i ziemi), a przez to potwierdza swoje „ja” jako boską cząstkę, nawet jeśliby została skazana na płomienie. Poezja romantyczna była więc buntownicza w swym idealizmie. Rozwichrzona, pełna dysonansów i ostrych sformułowań forma doskonale odpowiadała rewolucyjnej treści tych liryków:

Błądzić po całym świecie jak wyrzutek,
W ubiegłe patrząc fale, coraz skorsze:
To moja dola, a słodzi jej smutek
Myśl, żem wycierpiał już to, co najgorsze.
Lecz co najgorszym? Nie dbaj o to wcale,
Nie wglądaj w oko, by tobie odrzekło,
Ilu łez próżne... Czaruj, ideale,
Ale mi nie patrz w serce: tam jest piekło[5].

Romantycy chętnie tworzyli własną metafizykę, opartą na ekspresji „ja”. Wnętrze człowieka stało się nie tylko punktem odniesienia (jak u sentymentalistów), ale wręcz miarą absolutną, zwłaszcza jeśli obdarzone zostało iskrą geniuszu. Koryfeusze tej epoki porównywali siebie do Prometeusza, który przyniósł ludzkości ogień z nieba, ale musiał również okupić swój czyn nieskończonym cierpieniem. Nieważne, co było sępem szarpiącym wątrobę przykutego do skały tytana: nieszczęśliwa miłość, poczucie nieprzystosowania się do tego świata czy niemożność zrealizowania ideału. Każdy rodzaj cierpienia (nawet ten samospalający się) wiązał jednostkę z Absolutem. Następna epoka krytycznie odniosła się do romantycznego uwznioślania bólu i samoudręczenia, czego czytelny wyraz dał chociażby Adam Asnyk w wierszu o wymownym tytule Publiczność do poetów:

Wiecznie śpiewacie na tę samą nutę!
Śpiewacie rozpacz dziką i bezbrzeżną,
Serca przedwczesną goryczą zatrute
I melancholie mglistą a lubieżną,
Senne miłoście szpilkami przekłute,
Rany zadane jedną rączką śnieżną,
I omijacie skrzętnie każdą radość –
Strojąc się w duchów księżcową bladość[6].

Duchowość sentymentalistów i romantyków ujawniła bezradność pisarzy religijnych wobec rewolucji, jaką przyniosło Oświecenie. W osiemnastym wieku wypracowano nowe pojęcie rozumu, w nim zaś nie było już miejsca na łaskę nadprzyrodzoną ani też na Objawienie dane ludziom z nieba. Pokolenie romantyków poszło już (a może uciekło) w drugą skrajność, przeciwstawiając dziedzinie poznania naukowego sferę ducha: „czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”[7]. Tymczasem ucieczka w silne odczuwanie wiary bez aspektu rozumnego namysłu pchało kulturę chrześcijańską w tym głębszy kryzys. Bezbożnictwo osiemnastowiecznych filozofów nie zostało przezwyciężone. Stąd większość poetów religijnych tego okresu prędzej czy później wpadała w kleszcze panteizmu albo gnozy, które wbrew pozorom sygnalizowało zerwanie kultury europejskiej z chrześcijaństwem jako religią objawioną. W każdym razie romantyczny fideizm ujawnił bezradność tego pokolenia wobec uzurpacji Oświecenia. Otaczała go aura mistyki i prorockich natchnień, ale tak przeżywana wiara wcale nie osiągnęła zwycięstwa. Została ona znacznie spłycona do poziomu „objawień wewnętrznych”, a więc siłą rzeczy nie mogła ostać się w obliczu nadejścia nowego wieku rozumu i nauki, jakim była epoka wiktoriańska.

Tennyson był przedstawicielem pokolenia, które chcąc nie chcąc musiało dokonać rozrachunku z romantyzmem. Rozwichrzona forma ustąpiła miejsca ułożonemu, wystudiowanemu, czy wręcz akademickiemu klasycyzmowi, natomiast szał uczuć został zamieniony na letniość i wyczucie „złotego środka”. Nawet Gilbert Keith Chesterton, zachowując pewną rezerwę względem twórczości autora The Lady of Shalott, nazwał ją jednak „wytwornie ozdobnym gasidłem nad płomieniem pierwszych poetów rewolucyjnych”[8]. I rzeczywiście, wrażenie swego rodzaju „mieszczańskości” tej poezji świadczyłoby o potrzebie wyjścia poza romantyczny bunt jednostki, a zarazem (a może przede wszystkim) o przezwyciężenie pathos. Chodziło zatem o uporanie się z faktem, iż liryka w pojęciu romantyków miała oddziaływać zdecydowanie mocniej na namiętności, aniżeli na zmysł moralny. U Tennysona, cenionego dziś głównie w roli jednego z największych „elegistów chrześcijańskich”[9], wszystko zdaje się cichnąć i uspokajać (w czym można by widzieć przyczynę ostrej krytyki pod adresem jego pierwszych prób literackich, a zarazem ogromnego docenienia w czasach, które już dążyły przepracować w sobie dziedzictwo romantyczne). Był on jako poeta przede wszystkim moralistą. Poniekąd właśnie dlatego awangardziści XX wieku wręcz odmawiali mu miana bycia poetą, a uważali go bądź to za sprawnego rzemieślnika, bądź też za poetyzującego popularyzatora określonych przekonań etycznych i moralnych.

Siłą rzeczy w twórczości Tennysona niewiele jest rozpaczy, nawet wówczas, gdy sam poeta – będąc pod wpływem żałoby po śmierci serdecznego przyjaciela, Arthura Hallama – nosił się z myślami samobójczymi[10]. Najsmutniejsze z dzieł uhonorowanego laurem poety, In Memoriam, w żadnym miejscu nie przekroczyło roztropnej miary, nie tyle pogrążając się w cierpieniu, co raczej mierząc się (podobnie jak u nas Treny Jana Kochanowskiego) z szeregiem iście dramatycznych pytań o Boga i życie wieczne. Śmierć Hallama była jak śmierć Orszulki: zakwestionowała to, co dotąd uznawano za pewnik, motywując do pozyskiwania prawdy, która ocala. Dlatego też całe pokolenia czytelników szukały w wierszach Tennysona mądrości i trzeźwego spojrzenia na doczesną ludzką dolę[11]. Odbija się to również – jak wspomniano – w ich formie, zasadniczo wolnej od dysharmonii i improwizacji. Wiele spośród tych liryków płynie wolno i spokojnie niczym łódka duszy po cichym jeziorze, gdy zapada zmrok życia:

Zachodu łuna; i wieczorna wschodzi
Gwiazda; i jeden jasny głos mnie woła.
O, niechże fala – gdy wyruszę w łodzi
Tam, gdzie bezmiar dokoła –
Jakoby we śnie i z tak pełną płynie,
Że już nie burzy się ni pieni, siłą:
Gdy wraca w bezmiar to, co w tej głębinie
Bezmiernej się zrodziło.
Zmierzch będzie; dzwonu wieczorne konanie;
A potem wszystko mrok okryje nagle!
Niech to nie będzie smutne pożegnanie,
Kiedy rozwinę żagle.
Choć się rozwieje Czas, choć Przestrzeń znika
Daleko za mną, ufam: w tę godzinę
Twarzą w twarz ujrzę mojego Sternika
Tam, dokąd płynę[12].

Druga połowa XIX wieku to czas, w którym religia i rozum starły się na nowo. Romantyczne pojęcie wiary nie mogło oczywiście sprostać wymaganiom epoki kolei żelaznej i ewolucjonizmu. Poeta z Somersby zdawał sobie sprawę z tego, że duchowość powinna konfrontować się i kształtować w kontakcie z tym, co realne. Modlitwa musi być wzniesieniem się ponad ziemskie życie, ale pod żadnym pozorem nie może stać się ucieczką od niego. W każdym razie nie powinna opierać się na romantycznym marzeniu, które na gruncie absolutnego „ja” oddziela się od świata i szuka boskości w sobie. Nawet wybitny ówczesny biolog i twórca pojęcia agnostycyzmu, Thomas Henry Huxley, z uznaniem wypowiadał się o Tennysonie jako bodaj jedynym poecie, któremu nieobce były nauki przyrodnicze[13]. W rzeczy samej, wiele spośród poetyckich sformułowań cyklu In Memoriam (zbioru elegii o poszukiwaniu wiary religijnej we współczesnym świecie) wyprzedziło wnioski Karola Darwina zawarte w dziele O powstawaniu gatunków[14]. Pod wieloma względami utwór Tennysona okazał się – wedle słów Witolda Ostrowskiego – „niezwykle wiernym odbiciem stosunku całego ówczesnego pokolenia do zagadnienia życia i śmierci rozpatrywanego na tle poglądów religijnych i naukowych”[15]. Co równie istotne, cykl ten zawierał również „jedno z pierwszych w literaturze europejskiej sformułowań konfliktu wiara – wiedza”[16]. Ostrowski, będąc historykiem literatury o wyraźnie marksistowskich sympatiach, uznał Tennysona wytrwanie w wierze za przejaw kompromisu i skłonności do myślenia irracjonalnego. Bywa, że poeta szukał ucieczki od problemów nowoczesności w „odczuciach” łaski możliwych zwłaszcza dzięki kontemplacji przyrody. Prawdą jest jednak, że cały cykl In Memoriam został poświęcony właśnie obronie religii w coraz bardziej materialistycznym i scjentystycznym świecie. Religii – należałoby dodać – gruntownie przemyślanej przez pryzmat pozytywistycznego kryzysu metafizyki.

W jednym z utworów poety z Somersby to dzwony kościelne, a nie rewolucja (ani romantyczna, ani przemysłowa) zwiastują nowy porządek: „Wydzwońcie mi człowieka śmiałego, wolnego, serce szersze, ramię szczodrzejsze; wydzwońcie precz mroki tej ziemi, wydzwońcie mi raczej Chrystusa, który i tak przyjść musi” (Ring in the valiant man and free,/The larger heart, the kindlier hand;/Ring out the darkness of the land,/Ring in the Christ that is to be)[17]. Człowiek urządza sobie świat, ale ocalenie przychodzi z zewnątrz, od Kogoś większego. Kogoś, komu geniusz może się jedynie poddać, aby odnaleźć sens, którego nie może wysnuć z samego siebie. Innymi słowy, spełnieniem wszystkich ludzkich aspiracji jest Prawda, czyli sam Bóg. Było to wyznanie gorszące zarówno tych, którzy oczekiwali, że nie-romantyczność Tennysona ostatecznie popchnie go ku agnostycyzmowi, jak i tych, którzy – czytając niegdyś pochwałę nowoczesnego świata w Locksley Hall – spodziewali się po autorze większej „postępowości”. Tymczasem w zakończeniu In Memoriam (cyklu, przypomnijmy, opisującego dynamikę kryzysu tak wiedzy, jak i religii w obliczu śmierci) na plan pierwszy wysuwa się konieczność wiary. Tennyson nie przeciwstawiał jej jednak nauce; nie ma u niego tego rodzaju skrajności. On jedynie odrzucił przekonanie, jakoby ludzkie odkrycia na gruncie techniki i biologii mogły dawać wyczerpującą odpowiedź na pytanie, d'où venons nous, que sommes nous, où allons nous, „skąd jesteśmy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy”.

Między pozytywistyczną rewolucją przemysłową, owym „marzeniem naukowości”, a rewolucją romantyczną zachodzi wbrew pozorom szereg podobieństw. Romantycy żyli ideałem, który najczęściej był odbiciem ich samych. Pozytywiści za tego rodzaju odbicie uznali wszelki przejaw wiary religijnej. W obu zjawiskach rdzeniem pozostał sen o absolutnej wartości ludzkiej mocy twórczej. Oba one (choć na różne sposoby) dokonały również radykalnej zmiany znaczenia pojęcia wiary, czyniąc z niej kolejny wytwór człowieka; stała się ona „tym, co jest samo-utwierdzeniem własnej woli”. Dla romantyków głos serca był wszystkim. Dlatego Henryk, bohater Nie-boskiej komedii, porzuca żonę i dziecko, aby podążyć za złudzeniem doskonałego piękna, które jawi mu się jako coś nieziemskiego. Inaczej u Tennysona. Enoch Arden, pomimo smutnego, elegijnego tonu opowieści, jest poematem o wierności. Czytamy w nim o trojgu bawiących się dzieci: o Enochu, Filipie i Annie. Kiedy dorastają, Anna wybiera Enocha, za którego wychodzi za mąż, a Filip odchodzi w smutku, dobrze jednak życząc młodej parze. Przychodzi wkrótce czas, kiedy Enoch, chcąc wyżywić dzieci, zaciąga się na statek handlowy jako bosman. Okręt rozbija się, zaś załoga chroni się na bezludnej wyspie. Mijają lata, dzieci zaczynają zapominać o ojcu, choć Anna wciąż wypatruje jego powrotu. Utwierdzając się jednak w przekonaniu, że jej mąż zginął wśród fal, a samej nie radząc sobie z opieką nad dziećmi, przyjmuje pomoc troskliwego Filipa. Z czasem oboje pobierają się, lecz wówczas – o ironio – Enochowi udaje się wrócić do Anglii. Widząc z ukrycia przykładne wspólne życie Anny i Filipa, bohater poematu nie chce burzyć ich szczęścia, postanawia więc żyć w ukryciu, zawierzając Bogu dobry los tej rodziny. A więc w czasie, w którym Algernon Charles Swinburne zyskiwał popularność łamiąc kolejne tabu i ogłaszając, że człowiek to tylko zbiór popędów, a rodzina mieszczańska jest wylęgarnią hipokryzji, Tennyson napisał utwór faktycznie sławiący wierność małżeńską oraz poświęcenie. Tak oto brzmi modlitwa Enocha w dramatycznej chwili jego powrotu do rodzinnej wioski:

(…) Twa wola…
Ale jakoś mię wspierał dotychczas w niedolach,
Wspieraj mię nadal, Boże, i wlej we mnie siłę
Wyrzeczenia się tego, co tak sercu miłe!
Pomóż mi stłumić w sobie mój bunt, ten mój sprzeciw,
Chcący zadeptać ogień, co nie dla mnie świeci (…)[18].

Z katolickiego punktu widzenia decyzja Enocha wzbudza co prawda wątpliwości natury moralnej. Wciąż można pytać o prawdę pierwszego i drugiego małżeństwa Anny. Należy przy tym pamiętać, że Tennyson był synem pastora, który – rozdarty między protestanckim wychowaniem a zafascynowaniem myślą średniowiecza – próbował „po chrześcijańsku” poradzić sobie z sytuacją graniczną swojego bohatera. W ten sposób bezwiednie wpadł on w sidła sentymentalizmu. Jednocześnie intencje Enocha – gdyby oddzielić je od problematycznej i niejednoznacznej fabuły – budzą skojarzenia z cnotami rycerskimi. Sam Tennyson w bardziej lub mniej udany sposób przez całe życie starał się przywrócić do kultury angielskiej „etos legend arturiańskich”, i na tym właśnie należy postawić punkt ciężkości. Zresztą także Filip nie jest jednym z niesławnych „zalotników Penelopy”, który stara się wykorzystać okazję i zastąpić jej męża. Można być pewnym dobrych (choć tak niedoskonałych) intencji wszystkich trzech bohaterów opowieści. Enoch wręcz poddaje się woli Opatrzności, nie hołubiąc swojego „ja” i gasząc bunt, który wdziera się do jego umysłu. Nie ma w nim również postawy uwznioślania cierpienia, czy raczej doloryzmu, owego „romantycznego cierpiętnictwa”. Ból rozłąki zostaje przyjęty, ale oddany Bogu:

(…) modlitwa raz po raz ze dna jego duszy
Wzlatała w górę niby wodotrysk, co prószy
Orzeźwiającym chłodem na rozgrzaną głowę[19].

Utwory Tennysona zawsze zdumiewały doskonałością stylu. Zarazem jednak autorowi daleko było do ubóstwienia sztuki, tak charakterystycznego i fundamentalnego dla następnej epoki. Literatura miała – w pojęciu angielskiego poety – jeden podstawowy cel: czynić człowieka lepszym. Czymś niedopuszczalnym była dla niego ucieczka w świat przeżyć artystycznych. Zgorszeniem napełniał go pusty estetyzm, który jest w istocie albo nieustannym kontemplowaniem samego siebie, albo ironicznym gestem człowieka pozbawionego wiary w trwałość jakiejkolwiek wartości. Można powiedzieć, że tragiczne bohaterki utworów lirycznych Tennysona, pani z Shalott czy Marianna, to figury duszy oderwanej od rzeczywistego życia, a zatracającej się w pogoni za nieosiągalnym marzeniem. Ta pierwsza widzi świat z wąskiego okna swojego pokoju; całe dnie spędza na pracy przy krosnach i nie ma odwagi wyjść z wieży, gdyż tajemniczy głos powiedział jej kiedyś, że tam, na dole, niechybnie spotka ją zły los. Pewnego dnia jej serce zdobywa rycerz stojący u drzwi jej siedziby. Ona jednak, pielęgnując swoją dumę, nie zamierza zejść na dół, ani porzucać swojej pracy. Postawa pani z Shalott zmienia się dopiero wtedy, gdy rycerza nie ma już u drzwi. Burzliwą nocą, nie mogąc opanować miłosnego żaru, ubiera się zatem w białą suknię i schodzi z wieży, wsiada na łódź, lecz wkrótce ginie w odmętach morza. Druga bohaterka Tennysona, Marianna, stoi u okna rozpadającego się domostwa i wznosi swój lament. Rozpacza o świcie, rozpacza w południe, rozpacza, kiedy zapada zmrok i rozpacza wśród głuchej nocy… Zawsze powtarza to samo: „Strasznie tu”, a raczej „moje życie jest straszne”, gdyż „nie przyjdzie on, daleki”[20]. A następnie życzy sobie „snu na wieki”[21]. Lecz co jest bardziej prawdziwe: jej miłość, czy też paradoksalne delektowanie się cierpieniem tęsknoty? Oto emblematy duchowości romantycznej.

Tennyson – podobnie jak Longfellow czy Asnyk – to poeta „niewspółczesny”. Nie w tym sensie, aby jego twórczość można było przeciwstawiać współczesności, piętnując wszystko, co nowe; ona po prostu przekazuje coś, o czym „współczesność” zdaje się zapominać. Ostrowski, choć był wybitnym badaczem literatury angielskiej, przemyca w swojej książce opinie z ducha tamtego czasu (monografia powstała w roku 1957). Mianowicie zarzuca Tennysonowi wstecznictwo: że jakoby „łagodził konflikty tam, gdzie należało przyspieszać kryzys”; że wprawdzie gorszył go kapitalizm, ale nie pociągała rewolucja; że żywo interesował się naukami biologicznymi, ale jakoś nie chciał porzucać wiary chrześcijańskiej; że znał na pamięć niemal wszystkich romantyków, ale jednak nie wszedł w idealizm. Ostrowski przypisuje to „wrodzonej nieśmiałości” Tennysona, ale to nie tak. Tennyson po prostu czynił rozrachunek z romantyzmem i sentymentalizmem, raczej studząc gorące rewolucyjne głowy, aniżeli dostarczając im kolejnych podniet. Był poetą uspokojenia i ukojenia po romantyzmie, i być może to jest u niego najbardziej „niewspółczesne”.

Michał Gołębiowski

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] Zob. W. Ostrowski, Wczesna poezja Alfreda Tennysona, Łódź 1957, s. 11. Przytoczony cytat pochodzi z poematu Enoch Arden, tłum. A. Rodziński, Lublin 2002, s. 35. W oryginale sformułowanie to brzmi równie pięknie: „dewy meadowy morning-breath of England” (cyt. za: A. Tennyson, The Poetical Works, t. V, Leipzig 1864, s. 42).

[2] W tym miejscu nie bardzo zgadzam się z Justyną Pacukiewicz, autorką świetnego skądinąd studium Poezja wiktoriańska a wielki kryzys religijny (Kraków 2013). W książce tej religijność Tennysona w niektórych utworach cyklu In Memoriam określona została jako „wiara” wyrastająca z „czucia”. Ma to swoje uzasadnienie w fakcie, iż poeta był synem protestanckiego pastora, a więc jego odpowiedzią na kryzys religijny mógł być fideizm. Jednocześnie cała struktura stylistyczna i treściowa In Memoriam pokazuje zmagania się Tennysona z metafizyką, a co za tym idzie – dokonuje opisu najrozmaitszych dróg wyjścia z religijnego impasu drugiej połowy XIX wieku. Por. W. Boyd-Carpenter, Tennyson on Religion [w:] Tennyson. Interviews & Recollections, oprac. N. Page, London 1985, s. 185-189.

[3] Zob. Z. Kubiak, Ut pictura poesis [w:] A. Tennyson, Poezje wybrane, oprac. Z. Kubiak, Warszawa 1970, s. 12.

[4] J. Kasprowicz, Alfred Tennyson. Szkic literacki [w:] tegoż, Dzieła wybrane, t. IV, red. J.J. Lipski, Kraków 1958, s. 201. Por. H. Zbierski, Historia literatury angielskiej, Poznań 2002, s. 184-185.

[5] G.G. Byron, Do Inezy, tłum. C.K. Norwid [w:] tegoż, Poezje, Toruń 2015, s. 20.

[6] A. Asnyk, Publiczność do poetów [w:] tegoż, Dzieła poetyckie, t. I, Warszawa 191[?], s. 7.

[7] A. Mickiewicz, Romantyczność [w:] tegoż, Poezje, Kraków 1985, s. 14.

[8] G.K. Chesterton, The Victorian Age in Literature, London 1914, s. 162.

[9] Por. The Victorians. An Anthology of Poetry and Poets, oprac. V. Cunningham, Hoboken 2000, s. 195.

[10] Zob. W. Ostrowski, Wczesna poezja Alfreda Tennysona, jw., s. 71.

[11] Zob. H. Zbierski, Historia literatury angielskiej, Poznań 2002, s. 67.

[12] A. Tennyson, Tam, dokąd płynę, tłum. Z. Kubiak [w:] tegoż, Poezje wybrane, jw., s. 68.

[13] Zob. W. Ostrowski, Wczesna poezja Alfreda Tennysona, jw., s. 82.

[14] Zob. W. Ostrowski, Wczesna poezja Alfreda Tennysona, jw., s. 83.

[15] Zob. W. Ostrowski, Wczesna poezja Alfreda Tennysona, jw., s. 72.

[16] Zob. W. Ostrowski, Wczesna poezja Alfreda Tennysona, jw., s. 72.

[17] A. Tennyson, In Memoriam. CVI [w:] tegoż, The works of Alfred Lord Tennyson, poet laureate, London 1893, s. 278. Przekład fragment dzieła pochodzi od autora niniejszego eseju.

[18] A. Tennyson, Enoch Arden, jw., s. 40. W oryginale: „O God Almighty, blessed Saviour, Thou/That did’st uphold me on my lonely isle,/Uphold me, Father, in my loneliness/A little longer! Aid me (…)/I should betray myself”.

[19] A. Tennyson, Enoch Arden, jw., s. 41. W oryginale: „(…) evermore/Prayer from a living source within the will,/And beating up thro’ all the bitter world”.

[20] A. Tennyson, Mariana [w:] tegoż, Poezje wybrane, jw., s. 19. W oryginale: „My life is dreary,/He cometh not”.

[21] Por. A. Tennyson, Mariana [w:] tegoż, Poezje wybrane, jw., s. 19. W oryginale: „i am aweary, aweary,/I would that I were dead”.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.